2. "Meteora"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jadąc samochodem czułam, jak cała się trzęsę ze strachu i stresu. Przegrałam 56 milionów jenów... I mam ochotę zapaść się pod ziemię.

***

- Znowu jakiś artykuł o tobie mi wyskoczył. - Westchnęła Kitsune przeglądając telefon. Zaintrygowana podniosłam się z fotela i pokierowałam w jej stronę.

- Co ciekawego piszą? - Spytałam patrząc przez ramię na jej telefon i czytając nagłówek, który Tadashi również przeczytała na głos.

- "Aoi, tajemnicza kobieta która nie przegrywa żadnych zakładów" no bardzo tajemnicza. - Zaśmiała się na oślep sięgając dłonią za siebie i łapiąc za mój policzek. - Naprawdę jeszcze nigdy nie przegrałaś?

- Naprawdę. - Uśmiechnęłam się łapiąc jej rękę swoją.

- A co jeśli przegrasz? - Westchnęła zmartwiona. Odkąd tylko zaczął się ten szał na hazard zawsze martwiła się, że kiedyś przegram i zadłużę się na ogromną kwotę.

- Po pierwsze, nie przegram. - Odparłam. - A po drugie, jeśli w jakiejś alternatywnej rzeczywistości to się stanie obiecuję, że wtedy skończę z hazardem na zawsze.

- Obiecujesz?

- Obiecuję. - Podałam jej mały paluszek.

***

Zacisnęłam ręce na kierownicy nadgryzając policzek od środka. Nawet jeśli oddam wszystko, co mam na koncie, a nawet sprzedam całą firmę nie ureguluję teraz całego długu. Sprzedanie mieszkania tym bardziej nie wchodzi w grę. Westchnęłam przeciągle zatrzymując się na światłach.

Przynajmniej już wiem, że nie mogę już nigdy dotknąć hazardu. Spojrzałam na karty do "E-card", które leżały na siedzeniu obok.

***

- Proszę. - Włożyła mi pudełko w ręce. Mój mózg ciągle analizował fakt przegranej, przez co ledwo docierały do mnie jej słowa. - To prezent. - Powiedziała jeszcze, po czym opuściła pomieszczenie.

Skierowałam wzrok na wręczony mi przedmiot. Karty do tej pierdolonej gry, przez którą właśnie straciłam szanse na normalne życie? Miałam ochotę w tej chwili wyrzucić je przez okno.

***

Przełknęłam ślinę. Próbowałam się uspokoić chociaż na chwilę, by przynajmniej nie powodować zagrożenia dla siebie i innych. Wróciłam więc myślami do gry, która jeszcze przed chwilą miała miejsce.

Obok mnie stal drogo wyglądający, czerwony samochód. Przez otwarte okno dostrzegłam mężczyznę, siedzącego na miejscu pasażera obok kierowcy. Widać było, że to jego samochód, a kierowca, który aktualnie był dla mnie niewidoczny tylko dla niego pracuje.  Cesarz... Gdzieś obok, na ulicy spał mężczyzna przykryty kartonem. Padał właśnie pierwszy od czasu fali upałów deszcz, przez co widać było, jak bardzo marznie. Niewolnik... Obok było mnóstwo ludzi. Czy to w zwykłych samochodach, czy spacerujący pod parasolami. Szczęśliwe pary, czy też samotni, nie przejmujący się niczym ludzie. Obywatele...

Ignorowali mężczyznę marznącego pod kartonem. Patrzyli z delikatną zazdrością, ale też podziwem i uwielbieniem na drogi samochód. 

Facet z pojazdu obok nie rozglądał się wokół, a patrzył przed siebie oczekując na zmianę koloru świateł, wystukując palcami rytm na oknie.

Bezdomny patrzył na to wszystko z zazdrością, jednocześnie starając się nie ruszać by nie marnować ciepła, którego i tak było mu mało.

Czy moja ranga teraz z cesarza spadła do niewolnika?

***

- Jak było dzisiaj? - Spytała Kitsune atakując mnie zaraz na wejściu. Momentalnie lekko podskoczyłam zaskoczona jej entuzjastycznym zachowaniem. Zdjęłam kurtkę odkładając na wieszak, po czym pocałowałam ją delikatnie.

Właśnie tego pytania obawiałam się najbardziej. Miałabym teraz przyznać się do tego, że przegrałam? Że jesteśmy w kompletnej dupie z ogromnym długiem i bez grosza przy duszy? Odpada. 

Może to głupie, ale bałabym się, że zwyczajnie odejdzie.

W końcu dług nie jest nasz, tylko mój.

- Jak zawsze, co tydzień to samo. - Uśmiechnęłam się delikatnie wchodząc w głąb mieszkania. Starałam się nie myśleć o tym, co tak naprawdę się stało, tylko mówić dokładnie to, co mówię zawsze. - Z tym, że przeważnie ludzie nie mdleją w połowie gry. - Westchnęłam wyciągając z lodówki onigiri z wczoraj i wgryzając się w nie.

- Zemdlał ci ktoś?! - Podniosła głos zaskoczona.

- I to dwa razy. - Zaśmiałam się. - Ogólnie gość przyszedł dzisiaj z jakąś nową karcianką, w życiu o takiej nie słyszałam. Gra się tam kilka rund, no nie? No i zemdlał w połowie, bo miałam przewagę, potem się obudził, zagraliśmy do końca i zemdlał jeszcze raz jak wygrałam. Za drugim razem tak łatwo się nie obudził i musiałam karetkę dla niego wzywać.

- Ale żyje? - Dopytywała.

- Chyba żyje... W głowę się nie walnął, ani nic więc nie ma chyba powodu, żeby nie żyć. - W pewnym momencie sama zaczynałam wierzyć w historię, którą wymyśliłam na poczekaniu. Poczułam, jak telefon wibruje mi w tylnej kieszeni.

Wyciągnęłam go, po czym zauważyłam smsa na samym środku ekranu.

"Wezwanie do zapłaty"

Na każdym kroku będą przypominać, że jestem łamagą i zjebałam sobie najpewniej kilka kolejnych lat życia na odrabianie tego długu. Świetnie...

- Skoro już jesteś to ja idę spać. - Ziewnęła Tadashi spoglądając na zegarek.

- Jasne, dobranoc. - Uśmiechnęłam się wrzucając do ust ostatni kęs kulki ryżowej.

- Dobranoc, nie siedź za długo. - Pogroziła mi palcem idąc do sypialni.

Przytaknęłam, jednak najpewniej dziś nie będę mogła spełnić tej prośby, wybacz.

***

Poniedziałek, wtorek... Który to dzień tygodnia? Nawet nie wiem. Przestałam przestawiać okienka w kalendarzu, by wiedzieć na kiedy trzeba załatwić odpowiednie rzeczy w firmie.

Bo firma już została sprzedana.

Wybłagałam pośrednika, który mówił w imieniu zakapturzonej kobiety, abym nie musiała sprzedawać mieszkania. Na koncie zostało mi niewiele pieniędzy, które z każdym dniem ciągle topniały.

A ja nie miałam żadnego pomysłu na sensowny zarobek.

Mam wracać do korpo? Tak po prostu? Jak gdyby nigdy nic?

Spędziłam całą ostatnią noc na poszukiwaniu sposobów na uregulowanie długu. Nie znalazłam niestety nic, co by mnie interesowało.

Oprócz oferty jakiegoś domu publicznego, którą przez kilka minut rozważałam, jednak zaraz potem się rozmyśliłam.

Pierwsze jesienne deszcze nie odpuszczały, jednak specjalnie mi to nie przeszkadzało. Spacerowałam jak gdyby nigdy nic po ulicy. Nie mogłam teraz przebywać w domu, by Kitsune nie zastanawiała się dlaczego nie poszłam do pracy.

Przechodziłam tymi szemranymi ulicami Osaki mijając nawet moje kasyno. Przez myśl mi przeszło, aby tam wejść, jednak również zaraz się rozmyśliłam. Nie wpuściliby mnie, nie mają po co. Byłam przecież dumą ich lokalu, a przyniosłam im taki wstyd. Nie zdziwię się, jeśli na moim miejscu w moim pokoju siedzi już ktoś inny.

Westchnęłam tylko i szłam ulicą dalej. Kluby nocne, kasyna, domy publiczne, zwykłe puby, kilka barów, a ulicę dalej love hotele. Cudowna ulica na której jest najwięcej szemranych interesów. To właśnie tutaj spędzałam swoje weekendy przez ostatnie miesiące? Teraz nie chce mi się w to wierzyć.

Gdzieś obok stała tablica ogłoszeń, którą lubiłam przeglądać przed wizytami w kasynie, tak więc podeszłam do niej ponownie. Już z daleka widziałam jakieś nowe ogłoszenie, którego kolorystyka idealnie wręcz wpasowywała się w klimat tej ulicy.

"Meteora"

Napis na samej górze miał tak jaskrawy kolor, że mimo, iż był tylko nadrukowanym tuszem na kartce zdawał się być wręcz świecącym neonem. Niżej znajdował się biały napis na czarnym tle.

"Wpadłeś w nagły dług, który za wszelką cenę chcesz uregulować tak szybko, jak to możliwe?"

Widząc słowo "dług" moje serce, jak i oddech momentalnie przyspieszyły. Przełknęłam ślinę czytając resztę ulotki. Na dole znajdował się adres strony internetowej. Zainteresowana zrobiłam zdjęcie ulotki, aby w domu wpaść na nie w galerii i przejrzeć, co mają do zaoferowania.

Nie łudziłam się jakoś szczególnie, że to będzie lekarstwem na wszystkie moje problemy. W końcu wczoraj wieczorem przejrzałam setki stron o teoretycznie podobnej tematyce, a żadna nie sprostała moim wymaganiom.

***

W domu udało mi się wejść na stronę, gdzie o sposobach na uregulowanie długo było powiedziane nieco więcej.

"Klub Meteora jest miejscem, w którym od przeszło trzech lat różni ludzie odrabiają swoje długi. Czy jest to jedynie dziesięć tysięcy jenów, czy setki miliardów. Dzięki rozwiązaniom, jakie oferuje lokal pracownicy są w stanie uregulować nawet niebotyczne sumy w zaledwie rok.

Osoby pracujące w Meteorze wykonują takie profesje, jak:"

Wymienionych zostało kilka możliwości. Począwszy od tych zwykłych, jak barmaństwo, czy bycie bramkarzem klubu, po taniec na rurze i prywatny pokaz striptizu, a nawet prostytucję. Mam rozumieć, że jest to jakiś specyficzny klub go-go, w którym pracownicy po prostu pracują na spłacenie długu?

Już miałam zamykać witrynę, jednak kiedy zjechałam nieco niżej odsłoniła się jeszcze jedna opcja regulowania długu.

"Hazard"

Przełknęłam ślinę i raz jeszcze przypomniałam sobie obietnicę złożoną z Kitsune. Obiecałam, że jeśli choć raz przegram to na zawsze przestanę grać za pieniądze. Po raz kolejny skierowałam myszkę na czerwony przycisk w prawym, górnym rogu, kiedy w mojej głowie pojawiła się myśl.

Więc jak masz zamiar się odrobić?

Nie miałam ani grama ochoty, by mówić Kitsune o mojej przegranej. Obietnicę składałyśmy sobie, gdy grałam za tysiące, a nie za miliony. Pewnie wtedy słowo "przegrana" oznaczało kilkaset tysięcy w plecy i życie toczy się dalej, ale bez hazardu.

Ale teraz słowo "przegrana" oznaczało utratę pracy, prawie wszystkich pieniędzy z konta i najpewniej kolejne kilka lat oszczędzania na wszystkim, byleby odrobić dług jak najszybciej.

Tak jak nigdy nie bałam się zdrady, czy innego opuszczenia mnie przez Kitsune tak teraz faktycznie zaczęłam się zastanawiać... Czy dowiedziawszy się o mojej przegranej po prostu nie odejdzie?

Zawsze byłyśmy nierozłączne.

Zawsze wspierałyśmy się nawet w najgorszych momentach.

Przecież poznałyśmy się, gdy byłam wrakiem człowieka. I to właśnie ona wprowadziła mnie na tą dobrą drogę.

Ale wtedy byłyśmy w liceum...

A w dorosłym życiu... Co by miała z tego, że utrzymuje pod swoim dachem nieudacznika z długami? Naprawdę bardzo nie chciałam tak o tym myśleć, ale niczego nie bałam się tak bardzo jak odejścia Kitsune.

Przełknęłam ślinę spoglądając na numer telefonu zapisany na dole strony. Wystarczy tylko zadzwonić i zapisać się na osobiste podpisanie kontraktu, tak?

Przewertowałam dziewięć cyfr kilkukrotnie, kiedy w końcu przyszło mi do głowy, że może to być przecież zwykłe oszustwo i jakiś sposób na wyciąganie od ludzi pieniędzy. Zaczęłam szukać nazwiska właściciela tej całej Meteory na stronie.

I znalazłam, albowiem na dole, tuż przy numerze telefonu wyraźnie i ręcznie został zamieszczony podpis:

"Ishido Shuuji"

Zagryzłam wargę. Czy to nie ten sam mężczyzna, który jako jedyny wygrał w tej wielkiej maszynie do pachinko w moim starym kasynie?

Wyszukałam w Internecie jego nazwisko, jednak wciąż nic interesującego nie znalazłam. Żadnych zdjęć, żadnych informacji o moim starym kasynie, nawet nic wspomnianego o Meteorze.

Ciekawe dlaczego? Przecież nie wydaje się, aby Meteora była jakimś podejrzanym, bardzo nielegalnym interesem. 

Chociaż hazard nie jest do końca legalny to o mnie gazety pisały niejednokrotnie. Jednak faktem jest, że jedynie o moim pseudonimie, gdyż dla bezpieczeństwa mało kto znał moje prawdziwe nazwisko.

Może ten facet też ma jakiś pseudonim?

Ale w takim razie dlaczego podpisał się na stronie imieniem i nazwiskiem?

Może "Ishido Shuuji" to tak naprawdę pseudonim?

Za dużo pytań na raz.

Zamknęłam kartę w przeglądarce, w której wyszukiwałam jego nazwisko, po czym raz jeszcze przeczytałam ofertę Meteory. Po raz ostatni przeanalizowałam wszystkie fakty, by w końcu dojść do wniosku.

Nie mam nic do stracenia, a wiele do zyskania.

Dlatego wykręciłam numer.

Jeden sygnał, drugi, trzeci...

- Halo?

***

Zwykle gdy wyobrażamy sobie wielkie rezydencje bogatych ludzi myślimy, że mieszkają w centrum miasta. Mają wszędzie blisko, a ich dom jest otoczony przez dziesiątki podobnych rezydencji. Nie w tym przypadku.

Jeśli adres, który został mi przekazany jest poprawny, a Meteora nie jest żadnym oszustwem to właśnie tutaj jest to miejsce ratujące ludzi z ogromnymi długami. To to miejsce reklamowało się jako ratunek beznadziejnego życia i możliwość odbudowania go na nowo.

Przełknęłam ślinę na myśl, co czeka mnie w środku. Przez myśl mi przebiegło, by się wycofać i nie wchodzić do tej nieznanej rzeki. Zaraz potem jednak przypomniałam sobie o mojej beznadziejnej pozycji. Został mi tylko dom i Kitsune. Straciłam cały majątek, firmę oraz zyskałam kilkumilionowy dług.

Myśl o tym, że robię to dla niej lekko mnie uspokoiła i dała do zrozumienia, że warto się poświęcić. Jest tego warta.

Mokrą od potu dłonią kliknęłam w dzwonek do drzwi, przez co furtka momentalnie się otworzyła, a zaraz potem również drzwi wejściowe. Ostatnia chwila i ostatnie zawahanie. Nie mogłam się poddać i wycofać w takim momencie. Skoro już zaczęłam, muszę brnąć w to dalej.

Dygocząc delikatnie ze strachu przeszłam przez otwartą bramkę. Zaraz potem mijając idealnie wystrzyżone krzaczki i trawnik, który najpewniej nigdy nie ma szansy zarosnąć, weszłam po niewielkich schodach, by przejść przez próg tej ogromnej rezydencji.

Rozejrzałam się dookoła podskakując lekko, gdy zauważyłam za swoimi plecami lokaja, który właśnie zamknął za mną drzwi. W tej chwili już na pewno nie ma stąd odwrotu.

- D-dobry wieczór. - Zająknęłam się niechcący odzywając się w stronę kamerdynera.

- Dobry wieczór. - Odparł z delikatnym, jednak nieszczerym uśmiechem. Nastała grobowa cisza. Chyba nigdy nie zapomnę, że jak mam coś osiągnąć to muszę sama do tego dążyć a nie czekać, aż ktoś zada mi pytanie. Zestresowana poprawiłam kołnierzyk wertując szybko w głowie co powinnam powiedzieć.

- Chciałabym zawiązać u państwa kontrakt w związku z długami. - Dopiero gdy te słowa opuściły moje gardło zaczęłam wewnętrznie się biczować za nieumiejętność składania zdań. Co to jest, Kokoro?! Czemu jesteś takim debilem i nie umiesz złożyć profesjonalnego zdania?! Tyle lat prowadziłaś tą głupią firmę i dalej nie umiesz się wypowiadać.

- Proszę za mną. - Odparł otwierając drzwi, które najpewniej prowadziły do centralnej części domu. Zaraz za nimi był korytarz prowadzący w prawo i lewo, jednak lokaj poprowadził mnie do przodu na ogromne, drewniane schody.

Odetchnęłam z ulgą, że kamerdyner nie jest osobą, która powinna mnie oceniać i najpewniej nie pomyślał o mnie nic konkretnego. A nawet jeśli to nie powinnam się tym przejmować i rozkojarzać, bo to działa tylko na moją niekorzyść.

Odetchnęłam głęboko idąc za mężczyzną w czarno-białym stroju po schodach. Udaliśmy się na pierwsze piętro, gdzie skręciliśmy w lewy korytarz. Na pierwszy rzut oka skojarzył mi się on z korytarzem szkolnym przez okna po prawej i kolejno poustawiane drzwi po lewej. Idąc wzdłuż korytarza lokaj zostawił mnie przy trzecich drzwiach, po czym ukłonił się delikatnie i odszedł. Zdezorientowana dopiero po chwili również się ukłoniłam z podziękowaniem za pomoc, kiedy ten już odszedł na kilka metrów.

Wzięłam kilka głębokich wdechów wciąż nie rozumiejąc dlaczego się tak stresuję. Może dlatego, że od zawsze przerażało mnie wszystko co nielegalne, a najpewniej będę musiała od dzisiaj pracować na czarno.

Przełykając ślinę zapukałam delikatnie w drewniane wrota. Cofając rękę przetarłam kropelki potu, które przez ten czas zebrały się na moim czole.

Licznik słów: 2282

Data napisania: 17.08.2021, 28.12.2020

Ładny polsat, prawda? XD Bardzo proszę o kolejną lawinę komentarzy, bo jestem naprawdę niesamowicie ciekawa co sądzicie. Ten rozdział jest nieco krótszy od poprzedniego, możecie powiedzieć, czy bardziej pasują wam takie jak poprzedni, na około 3000 słów, czy takie jak ten na troszkę ponad 2000. A może wolicie jeszcze dłuższe, na 4, czy 5 tysięcy? Piszcie co chcecie, ja chętnie poczytam i poodpisuję uwu. To tyle. Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro