29. "Prawda"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Może pojedziemy gdzieś niedługo? - Zaproponowała Kitsune w trakcie obiadu. W sumie nie byłby to taki głupi pomysł, gdyby nie Meteora.

- A dokąd byś chciała? - Zagaiłam z uśmiechem. Nawet nie wiem czy mam na to pieniądze...

- Myślałam o Okinawie... Wiesz, niedługo mamy rocznicę, a tam mi się oświadczyłaś. - Mówiła bawiąc się pałeczkami. - A ostatnio nie mamy dla siebie zbyt wiele czasu. - Spojrzała w moim kierunku. Pokiwałam delikatnie głową.

- Rocznica naszego związku, tak? - Odchyliłam głowę wspominając tamte dni. - Siedemnasty grudnia rok 20XX... Już minęło dziesięć lat? Przecież tak niedawno próbowałam nieudolnie wyznać ci miłość. - Zaśmiałam się przypominając sobie tamten dzień.

- Cóż, gdyby nie ja to pewnie dalej byś się jąkała nie potrafiąc wysłowić. - Rzuciła.

- Ej! - Zaprotestowałam podśmiechując się. - Prędzej czy później bym się przełamała, no nie? - Stwierdziłam, na co ta ironicznie pokiwała głową wcale nie zgadzając się z moim zdaniem.

- Och, właśnie! - Wstała nagle od stołu i poszła szybkim krokiem w stronę salonu. Zaciekawiona spojrzałam w jej kierunku, jednak dość szybko wróciłam. - Znalazłam to niedawno w szufladzie. To jakaś gra? - Pokazała mi bardzo dobrze znane mi pudełeczko.

E-card...

- Tak, to gra. - Uśmiechnęłam się delikatnie zabierając od niej przedmiot. - Ostatnio gralam z pewną kobietą, która po grze mi ją oddała. Szczerze zapomniałam ci o tym powiedzieć. - Mówiłam otwierając pudełko i wysypując karty na rękę. - Zasady są proste. Dwóch graczy musi pokazać na raz po jednej karcie. Obywatel i obywatel oznacza remis, cesarz i obywatel oznacza wygraną cesarza, niewolnik i obywatel oznacza wygraną obywatela, a cesarz i niewolnik oznacza wygraną...

- Cesarza - Domyśliła się niesłusznie przerywając mi.

- ...Niewolnika - Dokończyłam spoglądając na nią z wyrzutem, że mi przegrała.

- Niewolnika? Dlaczego? - Dopytywała patrząc na dwie trzymane przeze mnie karty - żółtą i czerwoną.

- Cóż. Tego dowiesz się dopiero, gdy zagrasz. - Uśmiechnęłam się powoli chowając karty do pudełka. Wspomnienia od razu wróciły...

- W takim razie chcę zagrać! - Oznajmiła zaciskając dłonie w piąstki. Odłożyłam pudełko na stół sugerując, że nie teraz jest na to moment. - Kokoro no! - Ciągnęła dalej podekscytowana.

- Może później. - Przewróciłam oczami z uśmiechem. - Teraz mamy obiad do dokończenia. - Wskazałam ręką na talerze stojące na stole.

- Hmpf! - Zaplotła ręce na klatce piersiowej. - W takim razie sama się dowiem! Jak ta gra się nazywa? - To dziwne, że zadała takie pytanie. Jednak czcionka użyta na opakowaniu jest na tyle nieoczywista, że wręcz ciężko doszukać się liter, któych tam użyto.

- E-card. - Odparłam czytając nazwę z wierzchu opakowania. To podsunęło mi na myśl jedną rzecz...

Może gdy wyszukam tę nazwę w sieci dowiem się, kto stoi za wygraną ze mną?

- Super, a teraz chodź jeść! - Zaprosiła entuzjastycznie siadając do stołu.

- Tak, chodźmy... - Westchnęłam nie mogąc odgonić się od nowej myśli.

***

Czasami zapominam jak bardzo potrzebne jest googlowanie różnych rzeczy. Naszykowałam kilka haseł wartych uwagi.

E-card.

Gouenji Shuuya.

Yui Hayashi.

Aoi.

Zaczęłam od tego najważniejszego, od mojego pseudonimu. W momencie przegranej zapomniałam, jak chętnie media pisały o moich zwycięstwach i niekończącej się passie. Czy w takim razie napisali również o przegranej?

Po wciśnięciu entera jednak nic, co mogłoby mnie zdradzić. Jedynie fakt, że artykuły kończyły się dzień przed moją porażką. Kolejnego dnia nastąpiła kompletna cisza na temat tajemniczej hazardzistki, Aoi.

Gouenji Shuuya. Zaskakująca cisza. Brak profilu na jakimkolwiek medium społecznościowym, jedynie...

"Drugą najlepszą ocenę w tym roku otrzymuje pan Gouenji Shuuya z wynikiem 97% na egzaminie końcowym." na stronie uniwersytetu tokijskiego.

Pierwszy najlepszy wynik miała Akira Hirano. Rzeczywiście, poznali się na studiach.

Yui Hayshi. Jeszcze większa cisza. Tak wielka, że można by wręcz stwierdzić, że taka osoba nigdy nie istniała.

E-card.

"Prosta gra karciana z pozoru wyglądająca na wybitnie banalną. Dopiero po kilku rundach gracz zdaje sobie sprawę na czym tak naprawdę polega rozgrywka. W grę coraz częściej możecie zagrać we wszelkich kasynach, jak na przykład [...}. Niestety autor gry nie jest znany"

Szlag! Gdy już mam wrażenie, że mam mojego zabójcę na haku okazuje się, że jednak wciąż dobrze się ukrywa.

Może naprawdę po prostu dowiedział się o grze i dostał talię od znajomego, z którym grał na jakiejś domówce?

***

- Gratulacje Aoi, gratulacje. - Powitał mnie zadziornie Afuro klaszcząc w dłonie. Patrzyłam na niego z wytrzeszczem nie rozumiejąc co ma na myśli. - Jednak nie jesteś taka grzeczna jak się wydaje... - Uśmiechał się najszerzej i chyba najszczerzej jak dotąd.

- O co ci chodzi? - Zapytałam w końcu. W pokoju dla personelu było stosunkowo mało osób co wystarczało nam na dość prywatną rozmowę.

- Z zimną krwią zabić człowieka? Zostawić go na mrozie wiedząc, że umrze? Nie powiem, jestem dumny. - Poklepał mnie po ramieniu. Słysząc to momentalnie wstałam. Niemalże poczułam, jak adrenalina rozchodzi się po moim ciele znieczulając wszystkie niepotrzebne potrzeby i emocje w celu przetrwania.

Złapałam go za fraki i delikatnie podniosłam przyciskając do ściany. Był bardzo lekki, co zdecydowanie ułatwiało zadanie.

- Skąd o tym wiesz?! - Krzyknęłam prosto do jego uszu. Ten najwidoczniej kompletnie się nie wystraszył, ponieważ wciąż szczerzył się jak głupi.

- Cóż, plotki szybko się rozchodzą. - Rozłożył ręce.

Nie mówcie mi, że...!

Dlaczego kłamiesz?

Cholera jasna wiedziałam, że nie można ufać tej suce! Może faktycznie trzeba było od razu się przyznać? Ale co by wtedy zrobiła? Znając ją pewnie wyciągnęłaby scyzoryk i byłoby po mnie.

- Kłamstwo ma krótkie nogi, Aoi. - Mówił dalej. Jego słowa wyciągnęły mnie z transu, więc zaraz postawiłam go na ziemi biorąc kilka głębokich wdechów. - Spokojnie, między nami to nic nie zmienia, ja też czysty nie jestem. Praktycznie nikt z nas nie jest...

- Od kogo to wiecie? - Pytałam choć dobrze znałam odpowiedź na to pytanie.

- Ja akurat od Pixie. Zakładam, że ona od kogoś innego, kolejna osoba też od kogoś innego, ja przekażę to chociażby Tinie, która tam siedzi i słyszy naszą rozmowę... I tak ciągnie się ten wężyk. - Westchnął wciąż nadto ucieszony. - Zakładam, że nikt nie będzie miał ci tego za złe, oprócz... Jednej osoby.

- Kogo? - Zapytałam zdziwiona.

- Cóż, niedługo się przekonasz. - Stwierdził. - Wiesz, Ringo za swoich gangsterskich czasów aniołkiem nie był. Tina puszcza się już od dawna, a legenda głosi, że kilku swoim klientom ze szczerym uśmiechem odcięła genitalia. Miki jeszcze nic złego nie zrobił, jednak jeśli zagrozisz ważnym dla niego osobom nie będzie miał skrupułów. A ja... - Prychnął śmiechem. - Ja jestem najgorszy z was wszystkich. - Cmoknął powietrze sprawiając, że aż ręce świerzbiły, żeby zajebać go tu i teraz. - Pasujesz do nas wręcz idealnie, Aoi. - Poczochrał mnie po głowie po czym odszedł z powrotem do głównej sali. Odprowadziłam go wzrokiem do drzwi, po czym...

- KURWA MAĆ! - Niekontrolowanie wrzasnęłam z całej siły uderzając pięścią o ścianę. Zabolało, ale właśnie taki był cel. To pozwoliło mi wrócić do zdrowych zmysłów.

Widziałam, jak mój domek z kart się sypie i już miałam dość, chociaż to miał być dopiero początek...

***

- Mam nadzieję, że już wiecie dlaczego Yui jest dla mnie tak niewygodna... - Zaczęłam, gdy w trakcie spotkania rebelii przez dłuższy czas panowała niezręczna cisza i nikt nie wiedział od czego zacząć. - Dlatego też...

- Zamknij się! - Eve podniosła głos uniemożliwiając mi dokończenie kwestii. Spojrzałam w jej kierunku, jednak ta wlepiała swój wzrok w podłogę. Spomiędzy kosmyków włosów, które opadły na jej twarz udało mi się dostrzec oczy, które powoli zaczynały się szklić. - Yui to, Yui tamto... Wrobiłaś nas! - Ciągle krzyczała do podłogi. Nie widziało mi się jednak, by podnosiła swój wzrok, ponieważ sam jej głos wprawiał mnie w osłupienie. - Powiedziałaś, że jest dla ciebie niewygodna, bo? Bo chciałaś ukryć to, co kiedyś zrobiłaś! Chciałaś, żebyśmy dalej żyli w niewiedzy i do samego końca słuchali twoich gównianych rozkazów?! Znowu próbowalibyśmy uciec, a ty... Zabiłabyś nas? W momencie, gdy stanęlibyśmy wolni od obroży i od długów... Z zawiści po prostu byś się na nas rzuciła, tak?! - Ciągnęła dalej nie spoglądając w moim kierunku.

- Skończ pieprzyć! - W końcu nie wytrzymałam i musiałam jej odpyskować wstając z miejsca. Ringo tylko wpatrywał się w całą sytuację z kamienną twarzą, podczas gdy Afuro najwidoczniej nie mógł wytrzymać ze śmiechu.

- Bo mówię prawdę?! - Również wstała i podeszła do mnie. Byłam od niej znacznie wyższa, jednak mimo to czułam jak nade mną góruje.

- Bo bredzisz! - Odkrzyknęłam. - Nie wiesz przez co musiałam przejść by pozbierać się po tym co zrobiłam. Nie wiesz jak bardzo tego żałowałam. Nie wiesz do kurwy nędzy jak wiele musiałam poświęcić, by go zabić! - Odpierałam jej zarzuty tym razem ani na moment nie kłamiąc.

Pierwsze dni po śmierci tego mężczyzny mam wręcz wycięte z pamięci. Nie potrafiłam spojrzeć na siebie w lustrze, nie potrafiłam pójść normalnie do pracy, gdy tylko patrzyłam na swoje ręce widziałam krew, w nocy miałam koszmary, myśli samobójcze których dawno się pozbyłam momentalnie wróciły, a ja... wciąż musiałam udawać przed Kitsune.

- Wszyscy tacy jak ty są identyczni. Jesteście pierdolonymi egoistami i nie cofniecie się przed niczym, by osiągnąć swój cel. Ani na moment nie zastanowicie się nad tym, przez co będą musiały przejść rodziny ofiar. - Zeszła z tonu, jednak jej słowa wcale nie trafiały do mnie mocniej. Używała niemalże tych samych słów, których moja matka użyła w tamtym czasie, gdy znów ją widziałam. Była jak głos pseudo rozsądku przed którym uciekałam, by nie popaść w obłęd.

- On... - Chciałam zacząć mówić, jednak zdałam sobie sprawę, że nie mam już nic do powiedzenia. "On i tak był wrakiem człowieka"? Ale wygrał. Gdybym go nie zabiła najpewniej moja przygoda z Meteorą zaczęłaby się dużo wcześniej. Jak wiele to zmienia? Prawie nic. i tak skończyłam w tym miejscu z obrożą nie pozwalającą na wzięcie pełnego oddechu i tak. Jednak w tym scenariuszu pozbawiłam życia niewinnego człowieka.

- idę się przejść. Jak wrócę ma cię tutaj nie być, jasne? - Syknęła odchodząc w stronę drzwi z rękami w kieszeniach. Spojrzała za siebie czekając na moją odpowiedź. Skinęłam niechętnie głową wciąż bijąc się z myślami. Przestała patrzeć w moim kierunku, jednak wciąż stała w miejscu. - Myślałam, że jesteśmy takie same. Że los pokrzywdził nas dwie przez co wylądowałyśmy w Meteorze. Że nie pasujemy do tych wszystkich szaleńców, którzy dla własnego dobra zabiją innych gołymi rękami. Taką osobą była dla mnie Ryoko, wiesz? Miałam nadzieję, że ty też taka będziesz, ale wiesz co? Afuro miał rację. Jesteś tylko jej podróbką. Gorszą, tańszą, beznadziejną, bez żadnej wartości i jakości. Gdy patrzy się na ciebie po raz pierwszy można tego nie zauważyć, dopiero po czasie widać jak szybko się psujesz i trzeba wymienić cię na lepszy model. - Westchnęła przeciągle kręcąc głową. - Jednak ojciec miał rację... Sojusze są dla słabych, którzy nie są w stanie zadbać o samych siebie. - Po tych słowach niespiesznym krokiem podeszła do drzwi i trzaskając nimi wyszła z mieszkania.

Po huku nastała chwila grobowej ciszy, którą przerywało jedynie tykanie zegara naściennego. Ciągle patrzyłam na drzwi, przez które wyszła próbując zebrać myśli.

- Nie chcę psuć tej wzniosłej chwili, ale... - Pierwszy odezwał się Afuro swoim wkurwiającym, ucieszonym tonem. - A nie mówiłem?

- Spierdalaj. - Syknęłam tylko niechętnie dosiadając się do kwadratu z krzeseł.

***

Miałam wrażenie, że wszystko się psuje. Kitsune zaczyna węszyć i znalazła już jedną wskazówkę. Yui gada za wiele i nawet nie wiem do czego może się posunąć. Eve, która wydawała mi się najrozsądniejsza z całej rebelii mnie nienawidzi i najpewniej już nigdy nasze relacje nie wrócą do poprzedniej postaci. Czym powinnam zająć się najpierw?

Po długich nocnych przemyśleniach zdałam sobie sprawę, że wszystko to dowodzi, że najwyższa pora pozbyć się Yui. Jest wielka szansa na to, że ma kontakt do Kitsune i zaraz wypapla jej wszystko od początku do końca. Właśnie w tym celu dziś znów wracam do tego strasznego miejsca, którego wszyscy pracownicy najbardziej się boją...

- Z czym przycho... - Zaczął, gdy weszłam do jego gabinetu, jednak przerwał podnosząc wzrok znad komputera. - Kokoro? Co się znowu stało? - Zapytał zmartwiony.

- Ech... Możemy porozmawiać? - Zaczęłam, na co ten skinął głową i wskazał na kanapę przed biurkiem. Sam również od razu wstał i usiadł na przeciwko mnie. Milczałam przez dłuższą chwilę nie wiedząc jak ugryźć temat. Ishido nie miał zamiaru przerywać ciągów myśli, które przewijały się w mojej głowie i cierpliwie czekał aż w końcu zacznę mówić. - Czy... - Mruknęłam po chwili, jednak syknęłam cicho dochodząc do wniosku, że to nie jest dobry sposób na rozpoczęcie tej rozmowy, co tylko wydłużyło niezręczną ciszę towarzyszącą naszej dwójce. - Jest jakiś sposób, aby... - Znów zaczęłam, po chwili raz jeszcze przerywając. Zaraz jednak wróciłam do urwanej myśli. - Aby pozbyć się kogoś z Meteory?

Ishido patrzył na mnie przez dłuższą chwilę zdziwiony. Po chwili jednak jego wzrok wracał do swojej naturalnej postaci a zaskoczenie znikało z jego twarzy.

- Dać się da. O co konkretnie chodzi? - Przeklęłam cicho pod nosem mając nadzieję, że może sam się domyśli co mam na myśli. Niestety nie jest to takie łatwe i czasami trzeba wprost powiedzieć o co nam chodzi.

- Chodzi o Mary. - Westchnęłam cicho, jednak na tyle głośno, aby był w stanie to usłyszeć. Nie miałam zamiaru się powtarzać. W jego oczach nie widziałam już ani odrobiny zaskoczenia, a wręcz wydawał się domyślać, że kiedyś to powiem.

- Co z nią jest nie tak? - Dopytywał dalej. Zacisnęłam pięści czując, jak tracę nad sobą kontrolę.

- Serio nie wiesz, czy rżniesz głupa?! - Wstałam z miejsca podnosząc delikatnie głos. Po chwili jednak zdałam sobie sprawę co zrobiłam, więc jak gdyby nigdy nic usiadłam z powrotem na miejsc.

- Powiedzmy, że się domyślam, ale wolę mieć pewność. Wiesz, ja nie mam powodów aby się jej pozbywać. - Westchnął. Zdawało mi się to bardzo typowe dla niego. Że dobrze wie o co chodzi, jednak wciąż i wciąż będzie dopytywał, ponieważ po prostu jest ciekawy.

- Ona... Wie o mnie coś, czego nie powinna wiedzieć. Jest duża szansa, że pójdzie to dalej w świat i do mojej żony. Już pokazała na co ją stać, ponieważ jeden dzień po dojściu do prawdy cała Meteora żyła tym tematem. Było to bardzo dawno temu i... - Chciałam mówić dalej, jednak nagle mi przerwał.

- Wstydzisz się, że go zabiłaś? - Podniosłam na niego wzrok nie wierząc w to, co słyszę. Więc wieści szybko się rozchodzą... - Czy po prostu boisz się, że trafisz za kratki? - Zadał kolejne pytanie. Mam rozumieć, że w zależności od tego, którą odpowiedź wybiorę pozbędzie się Yui, lub nie?

- Oba warianty. Od tamtego dnia nie znaleziono żadnych dowodów na moją winę i wszędzie jest powielane, że było to samobójstwo. Tak naprawdę nie wiem, czy Mary ma na to niezbite dowody za które mogą mnie zamknąć. - Tłumaczyłam dalej.

- Wiesz... Jeśli się boisz to mam nieco znajomości. Mogę ci zorganizować dobrego adwokata, jeśli chcesz. - Odparł. Pokręciłam głową z dezaprobatą dając mu do zrozumienia, że to nie o to chodzi.

- Nie o to chodzi... Gdy moja żona się o tym dowie jestem pewna, że zniknie z mojego życia. Zacznie się mnie bać, unikać, nasze relacje już nigdy nie będą takie same. Ona zawsze mi mówiła, bym przestała grać, a to wszystko, co muszę przed nią ukrywać... Stało się właśnie przez hazard. - Wyjaśniłam. Po chwili złapałam się na tym, że nie powinnam aż tak się uzewnętrzniać w takiej rozmowie, jednak emocje brały nade mną górę.

- Więc po prostu się wstydzisz. - Stwierdził.

Licznik słów: 2494

Data napisania: 17.10.2021/24.10.2021

No, teraz szambo zaczyna wypierdalać. To tyle. Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro