38. "Lina"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Afuro pov.

- Wiedziałem. - Syknąłem niesłyszalnie pod nosem, gdy światło ujawniło zawartość pomieszczenia. - Kopę lat, Kitsune. - Uśmiechnąłem się nieznacznie wlepiając wzrok w dziewczynę na środku.

Przywiązaną do krzesła grubą liną, z przepaską na oczach i taśmą zaklejającą usta. Ishido... Nie. Alejandro zawsze dbał o perfekcję w porwaniach.

Dziewczyna przestała się szarpać najpewniej niewyraźnie słysząc mój głos.

- Kfoamef? - Próbowała coś powiedzieć, jednak taśma jej to umożliwiała. Podszedłem do niej i jednym ruchem zerwałem taśmę z jej ust, na co ta skrzywiła się nieznacznie. Niewielkim nożykiem przeciąłem też linę na jej szyi, a ta spragniona wzięła głęboki wdech. Chcąc chwycić za opaskę na oczach zawahałem się. - Kim jesteś? - Ponowiła pytanie cierpliwie oczekując odpowiedzi. Starała się miarowo oddychać, choć widać było, że jest w panice od dobrych kilku godzin. - Czemu mi pomagasz? - Pytała dalej, choć nie uzyskała odpowiedzi.

Pamiętam ją, oczywiście, że tak. Choć do tej pory lepszym wyjściem było udawanie, że całe czasy liceum pozostawiłem za mgłą i ledwo je pamiętam, do dziś gryzło mnie poczucie winy za to, co nieświadomie robiłem z emocjami tej dziewczyny. Chyba fakt, że wtedy błyskawicznie musiałem zniknąć z tamtego miejsca ostatecznie wyszedł nam na dobre.

Zsunąłem opaskę z jej oczu, a ta zacisnęła powieki oślepiona jasnym światłem w piwnicy. Powoli uchylała oczy, gdy jej źrenice momentalnie zmniejszały swoją objętość. Oszołomiona patrzyła na mnie z góry do dołu jakby analizując fakty.

- Afuro? - Szepnęła cicho i na tyle ile mogła wycofała się, przyszpilając plecy do oparcia krzesła. - Afuro Terumi? - Powtórzyła szeroko otwierając oczy i mrugając niedowierzająco.

- Ta... jestem ostatnią osobą, którą spodziewałaś się tu zobaczyć, nie? - Zaśmiałem się ironicznie. Spuściłem głowę chcąc jakoś zacząć rozmowę, w końcu po to tu przyszedłem. Mimo wszystko jednak słowa kompletnie nie chciały się kleić.

- Rozwiążesz mnie, czy będziesz dalej patrzeć na swoje buty? Stawiam, że nie jesteś tu całkiem legalnie i nie masz za dużo czasu. - Mówiła. - Tak, nie spodziewałam się ciebie tutaj zobaczyć, ale skoro już jesteś i chcesz mi pomóc to jak najbardziej się cieszę. - Uniosła kąciki ust w górę.

- Mówienie, że coś stawiasz patrząc na to, co dzieje się na górze jest dość zabawne. - Uniosła pytająco jedną brew. - Jestem tu całkiem legalnie i wbrew pozorom mamy jeszcze dużo czasu. Skoro wciąż stoję tutaj o własnych siłach w pełni przytomny wygląda na to, że Ishido nie ma nic przeciwko temu, że tu jestem.

- Ishido... Ishido Shuuji? - Zapytała. Zna to nazwisko? Interesujące. - Wiem o nim jedynie tyle, że wygrał na tej wielkiej maszynie do pachinko w kasynie Metro. Co to za gościu?

- Wiesz o nim naprawdę dużo, dużo więcej niż myślisz. Jesteś o wiele bardziej domyślna niż Kokoro, więc na pewno jak go zobaczysz od razu połączysz kropki. - Wytłumaczyłem, na co ta niezadowolona skrzywiła się, że nadal musi czekać na odpowiedzi. - Powiedzmy, że to on odpowiada za twoje porwanie. Po części.

- Świetnie... Ale skoro przyszedłeś mnie heroicznie rozwiązać i uratować to może w końcu to zrobisz? Wiesz, rozmowy na ten temat w momencie gdy jestem przywiązana do krzesła nie są tak przyjemne, jak mogłyby być. - Uniosłem brwi zaskoczony tym, jak cięty ma język po takim czasie. Zawsze uważałem ją za dość mało inteligentną, jednak teraz zdawała się jak najbardziej grzeszyć inteligencją. A przynajmniej sprawiała takie wrażenie.

- Mogę cię odwiązać pod jednym warunkiem. - Westchnąłem kucając przed nią. - Zostaniesz w miejscu i nie będziesz nic odpierdalać. Wszystko ci wytłumaczę, jeśli tylko zostaniesz na swoim miejscu. - Musiałem to powiedzieć. To dość oczywiste, że każda porwana osoba gdy tylko zyska szansę na ucieczkę będzie chciała momentalnie ją wykorzystać, dlatego chociaż tak chciałem się upewnić.

- Stoi. - Skinęła głową. Zaszedłem ją od tyłu i zacząłem rozcinać liny. Gdy tylko puściły te od rąk powoli je wycofała i grzecznie położyła na kolanach. Odetchnąłem. Nie musi wcale dotrzymywać tej obietnicy i byłem gotowy na to, że dostanę w twarz, po czym rozwiąże drugą linę i ucieknie. Na szczęście tak nie było.

Niestety jednak gdy tylko jej nogi zostały wyswobodzone moja przepowiednia się sprawdziła, a jej łokieć z impetem spotkał się z moim policzkiem. Opadłem bezwiednie na ziemię widząc tylko, jak dziewczyna ucieka po schodach na górę. Nawet nie próbowałem jej gonić. Drzwi są zamknięte na klucz, który mam tylko ja.

Dobiegła na górę i szarpiąc za klamkę dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że jest w pułapce. Spojrzała w dół, a ja z uśmiechem na ustach zagrzechotałem pękiem kluczy, który zwinąłem jakiś czas temu z kurtki Ishido. I tak wszystko gubi, więc kolejny zgubiony przedmiot nie był niczym nowym.

- Nie zapomniałaś czegoś? - Krzyknąłem jeszcze do niej, a ta zrezygnowana wróciła na dół powolnym krokiem.

- Wygrałeś. - Uśmiechnęła się pod nosem i już wiedziałem, że dalej nie da tak łatwo za wygraną. Choć była o przeszło piętnaście centymetrów niższa ode mnie to próbowała wczołgać się po mnie, by złapać za kluczyki, które trzymałem wysoko nad głową. I tak kilka razy udając co chwila, że się poddała. Musiałem ją jedynie zrzucać i zmieniać pozycję mojej ręki.

Za którymś z kolei podejściem zdenerwowany chwyciłem ręką za jej szyję i przyszpiliłem do ściany. Momentalnie chwyciła dłońmi za mój nadgarstek łapczywie łapiąc powietrze w płuca.

- Daj sobie spokój. I tak nie uciekniesz z tego domu, a ja chcę z tobą tylko porozmawiać. - Syknąłem, jednak ta nie dawała za wygraną i z impetem wbijała paznokcie w moją skórę. Westchnąłem i rzuciłem jej ciałem o betonową posadzkę wiedząc, że przez chwilę ogromnym trudem dla niej będzie wzięcie wdechu. - Twoja żonka na górze walczy o to, żebyś przeżyła więc może lepiej mnie posłuchaj. - Aby już na pewno nie uciekła delikatnie, aby nie sprawiać jej dyskomfortu, ale jednak nie mogła uciec przygwoździłem ją podeszwą do ziemi.

- Walczy o to, żebym przeżyła? - Zaśmiała się. - A nie o to, by mieć jeszcze więcej pieniędzy, a po drugiej stronie szali jest moje życie? - Prychnęła śmiechem raz jeszcze ocierając łzę z kącika. Przekrzywiłem głowę nie rozumiejąc co ma na myśli.

Kokoro zawsze była jej kompletnie oddana. Odkąd tylko przyszła do Meteory powtarzała, że jest tam tylko dla dobra ich dwójki. Nie zdziwiłbym się, gdyby postawiła własne życie w zamian za życie Kitsune. Nie spodziewałem się w takim razie, że Tadashi będzie miała takie podejście do tej relacji.

- Nie do końca. - Westchnąłem. W końcu przestała się szarpać i bezwładnie leżała, więc odpuściłem nieco nacisku z nogi. - Po jednej stronie szali jest twoje życie, a po drugiej oko Kokoro.

***

Kokoro pov.

- Z czego się tak cieszysz? - Syknęłam, gdy ten od dłuższej chwili spoglądał na zegarek z wyraźnym uśmiechem na ustach. Na szali są aktualnie cztery milimetry, a w mojej talii został tylko niewolnik i obywatel.

- Z niczego. - Uśmiechnął się raz jeszcze odkładając dłoń na stół. Od niechcenia rzucił kartę na stół nawet na nią nie patrząc.

Na środku z mojej strony wylądował niewolnik idąc w zasadę, że pozostawienie cesarza jako ostatnią kartę jest kompletną głupotą. Odkryliśmy swoje wybory.

Niewolnik i obywatel.

Przegrałam. Szlag!

- A nawet nie patrzyłem co kładę. - Uśmiechnął się i bez zastanowienia nastawił urządzenie na cztery milimetry, po czym je włączył. Znów nieprzyjemne uczucie wibracji przeszło przez całe moje ciało, a urządzenie tuż przed moim okiem zaczęło kręcić się niebezpiecznie szybko. Zamknięcie oka nic nie dawało, bo uczucie zaczepiania rzęsy o metal wprawiało w jeszcze gorszy obłęd. Ugryzłam się w dłoń, by nie wydać z ust żadnego krzyku. By odwrócić moją uwagę od tego, co właśnie się dzieje starałam się powoli liczyć sekundy w głowie, chociaż nic się nie łączyło. Po jedynce nastąpiła piątka, a po piątce trójka, jakbym zapomniała tej podstawowej umiejętności liczenia do dziesięciu. Na szczęście gdy tylko znów przypomniałam sobie jakie numery następowały po sobie urządzenie powoli zwolniło i zatrzymało się. Było jeszcze bliżej wywołując jeszcze gorsze ciarki na moich plecach. - Lubię, gdy przegrywasz. - Uśmiechnął się.

- Nie wątpię. - Syknęłam zakrywając dłonią oko, na którym było przymocowane urządzenie. Sześć rozdań za nami, jesteśmy w połowie. Dwanaście wygranych milimetrów, piętnaście przegranych. Wciąż mogę stawiać ten zasrany jeden milimetr i wyjść z twarzą. Jednak, aby odzyskać Kitsune muszę zyskać aż osiemnaście kolejnych wygranych milimetrów. Kolejna runda będzie grana cesarzem. Mogę teraz postawić wszystko na jedną kartę. Jeśli postawię całą brakującą mi sumę to wygram. Odzyskam ją.

- Nudzi mnie to już powoli. - Ishido wyrwał mnie z rozmyślań. Westchnął spoglądając do swoich kart. Położył na środek jedną, po czym odłożył je na stół. - Gdy przegrywasz, chociaż przez chwilę mogę poczuć ten przyjemny dreszcz emocji. Lubię patrzeć, gdy ludzie cierpią. To satysfakcjonujące. - Stwierdził.

- Więc mówisz, że jesteś sadystą? - Zapytałam. Ten kiwnął delikatnie głową nie odrywając ode mnie swojego wzroku. Powiem ci szczerze, że ja dziś w ogóle nie czuję dreszczyku emocji, który zawsze czuję uprawiając hazard. Stawiam trzy milimetry. - Dodałam szybko zdając sobie sprawę, że Shuuji dokonał swojego wyboru nawet nie wiedząc, ile aktualnie jest na szali. To chyba miało jeszcze bardziej podkreślić to, jak się nudzi. Szybko położyłam na środku obywatela.

- Tak? Dlaczego? - Równocześnie odkryliśmy swoje karty.

Obywatel i obywatel, remis

- Jakoś nie jara mnie fakt, że na szali jest ludzkie życie i moja część ciała. - Wytłumaczyłam. - Pieniądze wydają mi się być o wiele bardziej interesującą rzeczą do postawienia. I bez nich życie może być ciekawe.  - Przejrzałam moje karty i na środku wylądował cesarz. Od ciągłego myślenia zaczynała boleć mnie głowa. Nie wydaje mi się, aby Ishido używał jakiegoś konkretnego schematu działania. Po prostu kładzie przypadkową kartę i wraca do rozmowy, a zatem nie ma żadnego sposobu, aby go rozgryźć. Natomiast on jeśli chce może zobaczyć każdą żyłkę stresu na moim czole, gdy wybieram którą kartę najlepiej będzie teraz wybrać.

- Wiesz, nikt nie mówi, że życie bez oka jest nieciekawe. Fakt, jego usunięcie może nieco boleć, jednak dalsze życie nie będzie się niczym różnić od dotychczasowego. - Uniosłam nieco brew. Ishido odłożył swój wybór na stół.

- Skąd wiesz? Miałeś kiedyś amputowane oko? - Zapytałam ironicznie. Nigdy nic nie wiadomo, jest szansa, że jedno z jego oczu jest szklane.

- Nie, ale znam ludzi, którzy mieli. - Odwrócił głowę w kierunku lokaja. Zrobiłam to samo i dopiero teraz zauważyłam opaskę na jego oku. Do tej pory jej nie dostrzegłam, bo była przykryta pod czarną grzywką, która widocznie zlała się z przepaską. Mężczyzna odgarnął włosy, po czym odkrył swoje drugie oko. A raczej to, co po nim zostało.

Gdy rozszerzył powieki zamkniętego oka zobaczyłam puste miejsce, w którym powinna być gałka oczna. Ani on, ani Ishido nie wyglądali na jakkolwiek zaintrygowani tym faktem. Zachowywali się, jakby było tak od zawsze. Zamrugałam kilka razy, a ten znów zakrył brakującą część ciała. Spojrzałam na stół, a karty były już odkryte.

Niewolnik i Cesarz.

Przegrałam.

***

Afuro pov.

- Słucham? - Zamrugała kilka razy jakby niedowierzając, że to może mieć miejsce. - Dlaczego? - Czekałem, aż w końcu zada to pytanie. W końcu zainteresowała się czymkolwiek, co mam do powiedzenia i co jej żona ma do ukrycia, więc jest szansa, że przestanie chcieć uciekać. - O ile odpowiesz mi na to jakkolwiek. A nie jak Kokoro, że masz nadgodziny w pracy. - Prychnęła śmiechem. Naprawdę wzgardzała tym, jak była traktowana przez ostatnie miesiące. Mimo to zwróciłem uwagę, że jej oczy delikatnie się zaszkliły.

- Żeby cię uratować. - Wyjaśniłem po krótce. - Ishido cię porwał, aby zdobyć oko Kokoro. Z racji, że ona nie ma do postawienia nic więcej, ponieważ dobrze wiemy, że nie ma ani grosza przy duszy zgodziła się na ten układ. Teraz grają, są jakoś w połowie. - Przełknęła ślinę. Boi się o nią.

- Dlaczego chce jej oko? - Dopytała.

- Bo mu się podoba. Tak po prostu. - Wzruszyłem ramionami kręcąc głową z dezaprobatą. Ishido zawsze ma jakieś dziwne upodobania i w jeszcze dziwniejszy sposób musi je zaspokajać.

- Moment, Kokoro nie ma grosza przy duszy? - Zapytała nagle. - A te wszystkie jej zakłady, które wygrywała, aż stała się sławną hazardzistką ze stu procentową passą?

- Więc naprawdę nie wiesz? Nie domyśliłaś się? - Niepewnie zaprzeczyła. - To było kilka miesięcy temu, jakoś we wrześniu...

Opowiedziałem jej. O wszystkim. O wszystkim, o czym ja wiedziałem. Od jej pierwszej przegranej, przez Meteorę, nieco historii Meteory, pominąłem wiele wątków. Nie powiedziałem o rebelii, Yui, ani tożsamości Ishido. Popchnę Kokoro do tego, by powiedziała swojej żonie więcej szczegółów, ja streściłem jedynie historię ogólnikowo.

- Puść mnie. - Rozkazała, gdy skończyłem. - Już nie będę uciekać. - Uniosłem jedną brew i powoli wykonałem jej rozkaz. Po chwili równie wolno wstała z ziemi i stanęła na wprost mnie. Skrzyżowała ręce na piersi i widocznie intensywnie myślała. - A więc to tak... Teraz wszystko ma sens. - Wypuściła z ust powietrze ze świstem. Teraz zdążyłem się jej przyjrzeć. Widocznie nieco schudła przez te lata, jednak jej charakterystyczny rozmiar biustu pozostał bez zmian. Włosy, które były teraz potargane wyglądały na nieco krótsze, musiała niedawno je obcinać. Miała na sobie fioletową spódniczkę w falbany i białą koszulę na guziki. Dwa na górze oczywiście pozostawały rozpięte. - Jaki masz plan? - Przekrzywiłem głowę sugerując, by skonkretyzowała pytanie. - Na uwolnienie mnie, czy coś. Raczej nie przyszedłeś tu po to, by sobie pogawędzić.

- No to się zdziwisz. - Oparłem się plecami o ścianę, gdy na jej twarzy wymalowało się wyraźne zaskoczenie. - Aktualnie oboje nie możemy zrobić nic. Nawet jak uciekniemy niedługo znajdą nas ludzie Ishido i wrócimy do punktu wyjścia. - Jej wzrok niebezpiecznie pomknął na schody, jakby zastanawiała się nad kolejną próbą ucieczki. Chwyciłem ją za nadgarstek posyłając ostrzegawcze spojrzenie. - Musimy czekać, aż skończą grać.

- A wtedy?

- Jeśli wygra Kokoro, zejdą tutaj i bezpiecznie wrócicie do domu. Jeśli wygra Ishido... - Zatrzymałem się na chwilę spoglądając na nią. - Zapewne ten pokój wypełni się gazem usypiającym i to będzie dla ciebie koniec. - Otworzyła usta przerażona, jednak jakby w porę się opamiętując ugryzła dolną wargę, by nie pokazywać po sobie emocji.

- A... Em... To.... - Próbowała zacząć coś mówić, jednak ciągle nie potrafiła złożyć słów do kupy. Znów skierowałem w jej stronę pytający wzrok, więc ta przełknęła ślinę. - Mam tyle pytań, że nie wiem od którego zacząć. - Spuściła wzrok.

- Więc pytaj.

Licznik słów: 2308

Data napisania:

Lubię Kitsune na przestrzeni tych rozdziałów uwu w końcu ma szansę istnienia w tej książce xD To tyle. Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro