46. "Krzesło"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Akira i Ishido od pierwszego roku studiów rywalizowali we wszystkim. Od ocen, ponieważ Gou był strasznie wkurwiony, że zakuwa jak wół a Akira jest nadal od niego lepsza, aż po alkohol kto więcej wypije przed zgonem. I zawsze wygrywała Akira. Jednak tym razem Shuuya postanowił, że to będzie jego pierwszy wygrany zakład z nią.

I specjalnie w tym celu wziął kredyt by kupić lokal klubu. I to ten sam na który polowała Akira, więc była na niego wściekła. W końcu była to naprawdę ruchliwa ulica w centrum miasta co zwiększało szanse na wygranie zakładu.

No i co? Najtańsze meble z ikei, nauczenie się samemu podstawy miksologii by robić za barmana i start. Zaproponował mi, że to będzie nasz wspólny biznes. Że przecież mam dużo pieniędzy na koncie i jak zwolnię się z roboty dziwki by tańczyć na rurce czy robić prywatny striptiz to nawet jeśli nie wyjdzie to nic mi się nie stanie. Więc się zgodziłem. I tak się zaczęło.

Klub nazwaliśmy "Meteora". A ta nazwa wyszła w sumie całkiem przypadkiem, ponieważ w klubie znaleźliśmy karton z masą jakichś starych płyt rockowych i metalowych. Jedna z nich miała nazwę właśnie Meteora więc dla jaj palnąłem by tak nazwać klub. I się przyjęło.

Dużo moich starych klientów zawiedzonych tym, że już nie mogą mnie ruchać przychodzili by popatrzeć jak tańczę, lub od czasu do czasu pooglądać jak się dla nich rozbieram. Nawet wielu klientów których zauważyłem śledzili moją karierę dziwki odkąd byłem osiemnastoletnim gówniarzem. Więc przyjechali tu specjalnie z Tokyo. Ciekawe czy tylko dla tego...

Początkowo jeszcze czasami odwalałem amatorski koncert śpiewając jakieś piosenki pomiędzy tańcem. Bo na pijanym karaoke stwierdziliśmy wspólnie, że nawet ładnie śpiewam. Jednak z czasem została tylko rurka i striptizy.

Akira dorwała jakiś lokal nieco dalej od centrum jednak w o wiele lepszej cenie. Więc niedługo potem sama zaczęła karierę. Jej pierwszą tancerką była dobra przyjaciółka ze studiów którą wywalili na czwartym roku więc skończyła w maku. Z tego co wiem Aki błagała ją na kolanach by się u niej zatrudniła i wręcz obiecała, że jak jakiś facet nadużyje swoich praw to jutra nie dożyje.

Szczerze bardzo podobała mi się praca jedynie w klubie. Stęskniłem się za wieloma męskimi oczami śledzącymi moje poczynania na rurce. A seks robił się już dla mnie męczący. Dlatego chociaż zarabiałem o wiele, wiele mniej to bardzo lubiłem co tydzień tam tańczyć.

Jednak przez to, że byłem tylko ja to na drzwiach wiecznie wisiał numer do możliwości zatrudnienia się tutaj. Bo jednak nie jestem robotem i nie mogę tańczyć bez przerwy kilka godzin. Któregoś dnia więc zgłosiła się pewna dziewczyna. Miała na imię Ryoko i do tej pory pamiętam jak wbiła do naszego mieszkania na "rozmowę o pracę".

Wyglądała jakby była jakimś pierdolniętym narkomanem na odwyku. Wory pod oczami miała na dosłownie pół policzka, włosy rozczochrane, ubrania pogniecione, buty nie do pary, do tego co chwila się czymś rozpraszała i nie była w stanie utrzymać skupienia.

I chociaż na drzwiach wyraźnie pisało "KLUB GO-GO" to ta stwierdziła, że ona nie chce być striptizerką. Jak to usłyszałem to aż się oplułem whiskaczem Ishido. Potem jednak stwierdziła, że w sumie może kręcić dupą ale niezbyt umie tańczyć na rurze bo nigdy tego nie robiła, a prywatnego striptizu nie chce robić bo się boi mężczyzn. I tu powiedziała też, że boi się Ishido. Więc się tak zacząłem chichrać. Gou się jej spytał co w takim razie chce robić i czy może umie robić drinki bo w sumie barman by się jakiś przydał a ta stwierdziła, że w sumie może robić ale niezbyt to chyba wyjdzie bo jej wszystko z rąk leci bo się strasznie telepią.

Powiedziała, że bardzo lubi hazard i niedawno przegrała parę milionów w kasynie i w sumie jest w czarnej dupie przez co do żadnego kasyna jej przez ten dług nie chcą wpuścić. Jak Shuuji nie był przekonany to powiedziała, żeby zagrali bo specjalnie wzięła karty na tę okazję.

Przewrócił więc oczami i się zgodził. Rundka pokera i wygrała. A Gouenji zawsze ze mną i z Akirą wygrywał w pokera. Więc to był mały zaskok. Ostatecznie stwierdziliśmy, że w sumie to może nie być taki zły pomysł z tym hazardem i ją zatrudniliśmy.

Wtedy też Ishi stworzył taki długaśny formularz z zasadami który jej przekazał, aby się zapoznała przed zatrudnieniem. Ona nawet go nie przeczytała tylko przeleciała na sam koniec by go podpisać. (Dzieci, nigdy tak nie róbcie). I tak ta szajbuska została u nas zatrudniona jako hazardzistka.

I jak się okazało był to naprawdę dobry pomysł. Bo co weekend przynosiła nawet więcej pieniędzy ode mnie. Ishido postanowił sobie, by było widać, ze to pracownik to miała za zadanie nosić w klubie zieloną obrożę na szyi. I tak Meteora stała się miejscem w którym znajduje się masa ludzi z ogromnymi długami.

Z czasem powiększyło się o dwóch barmanów, dwóch bramkarzy, kilka innych hazardzistek, kolejne striptizerki czy zwykłe prostytutki, a nawet dealera. Przez to jakich obrotów nabraliśmy zaczęliśmy znacznie wyprzedzać Akirę. Ta jednak nie poddając się szukała dziewczyn po innych klubach go-go i oferowała im większe stawki. Przez to również jej obroty znacznie wzrosły.

Przez to, że znalazły się bardziej kompetentne osoby do stania za barem Ishido przychodził już do klubu raczej sporadycznie by tylko doglądać czy wszystko idzie zgodnie z planem. Więc swego rodzaju przewodnikiem wszystkich pracowników byłem ja. Chociaż ze wszystkimi utrzymywaliśmy przyjacielskie relacje to moją najbliższą przyjaciółką stała się Ryoko.

Ludzie często lubili patrzeć jak jacyś pracownicy liżą się na środku klubu. Zwykle rzucali wtedy hajsem. Zgodnie z umową każdy pracownik musiał dostarczyć w każdy weekend konkretną ilość pieniędzy do Ishido, inaczej będzie karany. Ryoko po tym jak w klubie pojawiły się inne hazardzistki spadło zainteresowanie do grania z nią więc często się lizaliśmy na środku by zebrała swoje minimum.

I co było najważniejsze - z umowy nie można było się wycofać. Jeśli podpisujesz ten dokument to zgadzasz się pracować dopóki nie spłacisz całego długu. To trzymało ludzi na bardzo długo i również zwiększało nam obroty.

Mówiłem o tym, że jak ktoś nie dostarczy odpowiedniej ilości pieniędzy to będzie karany, prawda? W tamtym czasie w Ishido budził się ogromny sadyzm. Więc były to zwykle kary cielesne. Takie, przy których lało się dużo krwi, traciło zęby, czasami narządy. Z tego co wiem pierwsza dziewczyna która dostała tą karę powiesiła się dzień później. Głównie przez to, że Ishido na żywca wyciął jej macicę z tego co wiem.

Wtedy wszyscy zaczęliśmy się zastanawiać w jakim miejscu stoimy i po jak cienkim lodzie stąpamy. W miejscu które było dostępne tylko dla personelu nie odbywało się picie czy ćpanie, oj nie nie. Tam ludzie wpadali w ataki paniki. Tłukli głową w ścianę by zemdleć i mieć powód dla którego nie przynieśli swojego minimum. Z tego samego powodu inni się cięli, podduszali, również ćpali za dużo mając nadzieję, że umrą. Gdy pierwszy raz jeden chłopak który był dziwką zemdlał przez za bliskie spotkanie ze ścianą byłem cholernie wkurwiony do czego to wszystko doprowadziło.

Milion wleciał już dawno. Wygraliśmy zakład. Ale jakim kosztem? Potem leciał drugi, trzeci, czwarty milion. Pieniądze leciały na jego konto bankowe jak głupie. Ishido zaczął uprawiać hazard. Co weekend gdy moi koledzy wychodzili z siebie ze strachu on jak gdyby nigdy nic ogrywał innych w pokera. Przez to wszystko gdy któregoś dnia widziałem jak układają kolejną kreskę na stole wstałem i zacząłem mówić.

Wymyśliłem plan, który wprowadził u nas coś, co można wręcz nazwać komunizmem. Jednak takie były fakty. Bo wszyscy byliśmy na dnie. Ustaliliśmy, że ten kto zbierze danego dnia najwięcej pieniędzy powyżej swojego minimum będzie oddawać część tym, którym do ich minimum brakuje. Ja od razu zapowiedziałem, że swoją nadwyżkę będę bez mrugnięcia okiem oddawał. Bo miałem dość patrzenia jak inni cierpią przeze mnie.

Czułem się cholernie winny przez to, że oni wariują przez ten durny zakład do którego dopuściłem. Wariują przez to, że zgodziłem się zostać na nowo striptizerem i tańczyć na rurze. A ja nie mogę cierpieć z nimi.

Było mi głupio przez to, że tak naprawdę ja nie miałem żadnego minimum. Mogłem nie przynieść do domu nic a i tak być tam powitanym z otwartymi ramionami. Czułem się gorszy przez to, że byłem w lepszej sytuacji niż oni a nie mogę nic zrobić by ich stamtąd wyciągnąć.

Z czasem Ishido wprowadzał nowe punkty do umowy. Wprowadził listę zakazanych słów których nie mogliśmy używać w klubie, bo inaczej zostaniemy porażeni prądem przez obrożę. A siła rażenia wzrastała z każdym porażeniem. Więc też musiałem udawać, że dostaje za wypowiedzenie nazwiska naszego szefa. Jednak w rzeczywistości mnie to nie obowiązywało.

Potem każdy kto za bardzo lekceważył zapisy w umowie musiał nosić obrożę przez 12 godzin na dobę, nie tylko w klubie, po czasie nawet 24 godziny. I nie było odwrotu. Liczba samobójstw rosła. Patrzyłem jak moi przyjaciele giną przez to, że do tego wszystkiego dopuściłem.

Chociaż z czasem Ryoko stworzyła specjalny szyfr którym się komunikowaliśmy by nie obrywać prądem. Tylko ona wiedziała o tym, że nie mam żadnego długu a jestem tam z nimi bo po prostu źle mi z tym, że do tego dopuściłem. Mimo to zawsze mnie wspierała. Razem tworzyliśmy plan jak się stąd uwolnić i jak uwolnić innych. Bo to miejsce było dla nas jak więzienie.

Gdy jeden chłopak chciał uciec z miasta niestety okazało się, że podczas "kary" Ishido wszczepił mu pod skórę nadajnik gps. I wtedy wszyscy którzy kiedyś doświadczyli zapachu gnijących zwłok w jego piwnicy zdali sobie sprawę, że naprawdę ucieczka stąd jest niemożliwa.

Wtedy przed szereg wyszła Ryoko, która nie dawała sobie wmówić, że ucieczka jest niemożliwa. Wzięła pozostałą dwójkę najwytrwalszych pracowników i założyła rebelię. Wiedziała, że potrzebuje kogoś, kto ma wtyki. A tą osobą byłem ja

- Terumi! - Usłyszałem za sobą, gdy ledwo wyszedłem z Meteory na kilka kroków dalej. Niechętnie odwróciłem się i spojrzałem na nią znudzonym wzrokiem.

- Słucham - westchnąłem. Spoglądała na mnie w górę z płomieniami w oczach. Deszcz mocno rozbijał się na naszych głowach sprawiając, że ubrania i włosy mokły do suchej nitki.

- Co ty odpierdalasz?! Romansujesz z tym pierdolonym skurwysynem, który nas zapierdala i dobrowolnie mu się oddajesz?! "Idę na dół", tak?! - Wytrzymałem jej spojrzenie nie bardzo wiedząc, co mógłbym odpowiedzieć. Zignorowałem jej krzyki wzruszając ramionami. - Moglibyśmy teraz robić tak cholernie lepsze rzeczy, niż ten zapierdol w Meteorze... Ale nie możemy, bo tobie się zachciało romansów. - Pociągnęła nosem, a po chwili na jej twarz wkroczył szyderczy uśmiech. - Uwolnię cię. Za wszelką cenę.

- Nie zrobisz tego. - Alkohol przestawał działać i pojawiało się rozdrażnienie. Przełknąłem slinę dobrze wiedząc, że jeśli ona coś mówi, to już wszczęła przygotowania do tego. Nie odpowiadała, jedynie dalej szczerzyła się jak głupia. - Ryoko do cholery jasnej! Nie próbuj! - Nie kontrolując swojego ciała chwyciłem ją za szyję i popchnąłem na ścianę budynku. Nie miałem tyle siły w rękach, by ją udusić, jednak mimo to przez jej twarz przemknął strach.

- Zrobię to. - Jednak zaraz wrócił ten uśmiech, który zwiastował jedynie kłopoty. - Wejdę na twoje miejsce, a ty będziesz wolny. - Gdy tylko zaczęła tę farsę wiedziałem, że by ją powstrzymać, będę musiał powiedzieć prawdę.

- Nie pomożesz mi tym. - Poluźniłem ścisk i zabrałem rękę. Deszcz nie przestawał padać, a po moim ciele przeszedł dreszcz zwiastujący co najmniej przeziębienie następnego dnia. - Ja nie znam innego życia. Tu jest moje miejsce, nigdzie indziej.

- Mów. Szczegóły. - Zaplotła ręce na piersi. Już wiedziała, że złapała mnie za słówko i teraz nie wykręcę się od prawdy.

- On jako jedyny pokazał mi dobro i miłość. - Wypaliłem na myśli mając Ishido. Słownik powstał niedawno, więc posługiwanie się nim jeszcze nie było tak spopularyzowane. Mimo to najwidoczniej zrozumiała, ponieważ skupiła swój wzrok na mnie unosząc brwi w zmartwieniu. - Ja... Moje życie wcześniej było okropne. Beznadziejne. Codziennie miałem myśli samobójcze i marzyłem, by w końcu zdechnąć - wypaliłem przez zaciśnięte zęby.

- A teraz? - podniosłem nieświadomie odwrócony od niej wzrok. - Teraz ich nie masz, bo inni umierają? - Zacisnąłem pięści wbijając sobie paznokcie w dłonie. Nienawidzę jej. Nienawidzę tego, jak potrafi zmusić mnie do mówienia o swojej przeszłości, a potem ją ignoruje jakby to nie było nic strasznego. - Gdyby nie Meteora, też skoczyłabym dawno z mostu - kontynuowała spoglądając na czerwony neon nad naszymi głowami. Zaraz spojrzała znów na mnie. - Gdyby nie Meteora, wielu ludzi wciąż by żyło. I być może znaleźliby jakieś wyjście z tej sytuacji.

- Nikt nie trzyma was tu na siłę - syknąłem dobrze wiedząc, że to nie prawda. - Możecie przecież... - nie pamiętałem czy jest na to słowo w słowniku, jednak najwidoczniej wiedziała, co mam na myśli.

- Uciec? - dokończyła zdjąwszy obrożę ze swojej szyi i przetarła obtartą przez materiał skórę. Skinąłem głową. Choć starałem się zachowywać kamienną twarz, emocje w środku buzowały, dlatego gdy milczała o jedną sekundę za długo odwróciłem się z zamiarem odejścia. - Bez ciebie nie mam zamiaru uciekać. - Nim odszedłem choć na krok, chwyciła mnie za nadgarstek. Gdy nasze spojrzenia na nowo się spotkały ogień w jej oczach płonął niczym w szaleńczym pożarze. Jej twarz wyrażała głęboką determinację, jednak dało się też dostrzec delikatną nutę dezaprobaty? Rozczarowania? Ciężko było to określić. - Uciekniemy razem. Wszyscy zniszczymy Meteorę od samego środka. - Zawirowała wyciągniętym nad głowę palcem, a następnie gwałtownie rzuciła ręką w dół, jakby chciała rzucić jakieś zaklęcie.

- Ile razy mam ci powta... - chciałem znów kontynuować rozmowę o tym, że Meteora jest moim jedynym ratunkiem.

- Widziałam twoje siniaki - przerwała mi. - Domyślam się, że jesteś masochistą, w dodatku z syndromem bitej żony. - Pokręciła głową z uśmiechem, jakby się ze mnie nabijała. - Prędzej czy później znudzi ci się bycie jego maszyną do obciągania. Wspomnisz moje słowa, a wtedy może być już za późno. - Uniosłem jedną brew sugerując, że takie argumenty mi nie wystarczają. - Ishido posuwa się coraz dalej. Kiedyś Meteora funkcjonowała bez tego. - Pomachała zdjętą obrożą przed moją twarzą.

- Ob... Tasiemki - poprawiłem się. - Istnieją, bo ludzie kradli pieniądze. To jest biznes, a nie jakaś dziecinna zabawa - odparłem, na co ta przewróciła oczami.

- Biznes... Dlatego ma sobie za nic prawo do wolności słowa, nietykalności fizycznej i wolności? - Zagryzłem wargę.

Sam już nie wiedziałem, co miałem jej powiedzieć. Relacja z Ishido wyniszczała mnie od dawna, jednak dopiero niedawno zacząłem zdawać sobie sprawę z jej toksyczności. Mimo to wciąż miałem wielką nadzieję, że będzie jak dawniej. Bo dopóki nie jesteśmy w piwnicy wszystko jest tak, jak dawniej. Spuściłem wzrok łapiąc za obrożę na mojej szyi. Czy to też łączy się z "tak jak dawniej" ~ zawołał jakiś głos rozsądku

- Pomogę wam - warknąłem przez zaciśnięte zęby. - Ale ja nie będę brał w tym udziału.

- Po prostu dasz sobie czas na zastanowienie - poprawiła mnie. Przeklnąłem coś pod nosem przewracając oczami.

- Niech będzie. - Dałem za wygraną.

- Świetnie! - Ucieszyła się i z tego szczęścia dała mi buziaka w policzek. - Widzimy się niebawem, wtedy wszystko ustalimy. Do zobaczenia! - Odeszła na kilka kroków i mi pomachała, po czym pobiegła w tylko sobie znanymi kierunku.

Po chwili wróciłem z transu do rzeczywistości przecierając mokry policzek, na którym przed chwilą spoczęły jej wargi. Zaśmiałem się cicho z absurdu tej sytuacji. Dlaczego prosi mnie o pomoc? Dlaczego nie uważa mnie za wroga, skoro dopiero dowiedziała się, że trzymam stronę Ishido?

Mimo tych jej skrajności jest w niej coś interesującego, to na pewno.

- Długo będziesz jeszcze tam stał?! - Usłyszałem wrzask z samochodu stojącego niedaleko. Dopiero teraz przypomniałem sobie, że Ishido niedawno zatrudnił kierowcę, który miał mnie wozić do i z Meteory. Czym prędzej przyspieszyłem kroku w kierunku głosu.

Dołączyłem do rebelii, choć nie wierzyłem w to, że jest jakakolwiek szansa na ucieczkę. Zrobiłem to chyba tylko po to, by dała mi spokój.

Przez to jak bardzo polepszyła się nasza sytuacja majątkowa z Ishido z niewielkiej kawalerki przeprowadziliśmy się do ogromnego domu. I nadal nie wiedziałem dlaczego za nim podążałem. Skoro nie widziałem w nim już tego przyjaciela który zawsze przy mnie był i się o mnie martwił. Nie widziałem tej osoby, która uratowała mi życie gdy byłem na skraju załamania.

No właśnie.

Skoro nie mam już tak bliskiego przyjaciela jak Ishido.

Nic nie stoi mi na przeszkodzie.

Przecież jeśli mnie zabraknie to klub będzie zamknięty.

Moi przyjaciele będą wolni.

Dlaczego nie pomyślałem o tym wcześniej.

I po raz kolejny samobójstwo stało się moim wybawieniem. Więc nie czekałem ani chwili dłużej. Już nie chciałem by ktokolwiek z nich cierpiał. Dlatego też szybko zorganizowałem linę. Widziałem tylko to, co się stanie gdy mi się uda. Gdy naprawdę umrę. Dlatego bardzo szczęśliwy wizją tego, że wszyscy moi przyjaciele wrócą do normalnego życia stanąłem na krześle.

Wizja tego, że będą mi wdzięczni przyćmiewała wszystkie wady śmierci kilkukrotnie dlatego zawiązałem pętlę.

Wręcz śmierć stawała się zaletą i to, że jeśli faktycznie nic to nie zmieni to przynajmniej odpokutuję za swoje winy więc założyłem pętlę na szyję.

W końcu Ishido nie jest ani moim przyjacielem, ani tym bardziej osobą którą mógłbym kochać, a wręcz stał się moim wrogiem.

I dlatego też.

Kopnąłem krzesło.

"Aishiteru, Gouenji"

***

Jedyne co pamiętam potem to ciemność. Ciszę. Spokój. Koniec? Nie. Jakiś stłumiony dźwięk karetki. Później głos ludzi. I to charakterystyczne pikanie maszyny monitorującej pracę serca.

Później znowu była cisza. Miałem nadzieję, że to już faktycznie koniec. Jednak stety niestety tak nie było. Znowu do moich uszu dobiegł dźwięk pikania. Później próbowałem uchylić oczy. Zobaczyłem oślepiającą biel i jasność, więc znów je zamknąłem. Po chwili ponowiłem próbę. Przez moment obraz był rozmazany, jednak gdy tylko się wyostrzył zobaczyłem biały sufi. Żyję?

Próbowałem poruszyć ręką, jednak poczułem, że mam do niej coś przyczepione. Wenflon. Więc jestem w szpitalu... Minęła dosłownie chwila a już mnie tak cholernie irytuje to pikanie. Już wiem, że żyję. Możecie to wyłączyć. Podniosłem powoli głowę rozglądając się po sali.

Podnosząc się do pół siadu poczułem, że coś krępuje moje ruchy. Spojrzałem więc w dół łóżka i zobaczyłem Gouenjiego. Spał jak niemowlę na krześle obok mnie z rękami i głową na łóżku. Uśmiechnąłem się smutno. Nie do końca pamiętałem co się stało. Wydarzenia sprzed całej tej ciszy zdawały się być maksymalnie niewyraźne i wręcz za mgłą. Przez to też świadomość, że Ishido spędzał przy mnie tyle czasu, że aż zasnął ze zmęczenia mnie... Uspokoił? Jeśli to dobre słowo.

Na jego twarzy można było dostrzec kilkudniowy zarost i włosy na pewno nie pierwszej świeżości. Do tego mocno fioletowe sińce pod oczami podkreślające to, że na pewno spędził tu dość sporo czasu. Położyłem delikatnie dłoń na jego głowie, po czym go pogłaskałem na co ten mruknął cicho. Przez to mimowolnie szeroko się uśmiechnąłem. Dawno nie widziałem go tak spokojnego i niewinnego jak teraz.

Niedługo potem zauważyłem jak drzwi do pokoju się otwierają. Spodziewałem się raczej lekarza, czy pielęgniarki jednak w nich stanęła Akira. Widocznie pod moją nieobecność to ona sprawowała pieczę nad Ishido.

- Af...! - Już chciała krzyknąć jednak szybko położyłem palec na ustach wskazując głową na Shuuyę. Ta tylko westchnęła ze śmiechem w głosie, po czym poszła po lekarza.

Potem standardowa wymiana paru słów. Okazało się, że byłem w śpiączce około tygodnia. Za wiele krzywdy sobie nie zrobiłem ponieważ źle zawiązałem linę przez co jakbym dłużej powisiał to najpewniej zamiast skręcić sobie kark bym się udusił. Jednak w porę do pokoju wszedł Ishido. I chyba to nawet dobrze, bo już wolałbym umrzeć niż wylądować ze skręconym karkiem jako warzywo albo na wózku do końca życia.

Dowiedziałem się jeszcze, że przez próbę samobójczą dostałem skierowanie na oddział psychiatryczny. Jednak zanim lekarz dokończył poprosiłem o odmowę do podpisania. Witamy w dorosłym świecie. Nie mam zamiaru siedzieć w wariatkowie, podpisuję, i nie siedzę w wariatkowie.

Gdy w pokoju zostałem sam z Akirą i Ishido (który nadal smacznie spał) ucięliśmy sobie długą rozmowę. Aki opowiadała w jaką depresję popadł Gouenji i, że cały czas kiedy wizyty w szpitalu były możliwe ten spędzał go u mnie. A gdy tylko zabrał się ze mną do szpitala po raz pierwszy w dzień mojej próby samobójczej napisał do niej tylko smsa, że ma zająć się jego klubem do odwołania. Nie jadł praktycznie nic, pił tylko gdy Hirano mu podstawiła szklankę z wodą przed nos, spał tylko gdy już nie miał kompletnie żadnej siły i po prostu mdlał. I tak też stało się dzisiaj rano, jednak tym razem zemdlał na moim łóżku. Kontaktu z nim również podobno żadnego nie było.

I szczerze jakoś specjalnie mnie to nie dziwiło. Bo dobrze wiedziałem, że bardzo mu na mnie zależy. Jednak nie wiedzieć czemu cała jego czułość i miłość którą mnie darzył została zasypana pieniędzmi, hazardem, klubem i tym wszystkim co nas ostatnio spotkało. Ta jego czuła strona gdzieś zniknęła odsłaniając innego Ishido. Ishido, którego się bałem.

I muszę przyznać, że ta próba samobójcza była podjęta pod wpływem dosłownie impulsu. To był moment. To była jedna myśl której dobrze nawet nie przemyślałem zanim podjąłem tę tak ważną decyzję. Jednak... Jeśli to spowoduje, że ten prawdziwy Ishido... Nie. Nie Ishido. Gouenji. Jeśli to spowoduje, że Gouenji powróci to myślę, że nie ma czego żałować.

Łącznie kilka godzin rozmawialiśmy i choć początkowo w miarę cicho nie chcąc obudzić Shuujiego to potem już o tym zapomnieliśmy mówiąc normalnym tonem. Jednak nadal zajęło mu to kolejnych wiele minut by się ocknąć.

Przez całą tę rozmowę poznałem Akirę z nieco innej strony. Bo choć zawsze wiedziałem, że ma w sobie coś jeszcze oprócz tego alkoholika to nie chciałem w to wierzyć. Jednak domyślam się, że gdyby nie zabierała Ishido co wieczór do siebie by go pilnować przed zrobieniem czegoś głupiego to on by też już leżał na tym wolnym łóżku za kotarą obok mnie.

Przez to wszystko zdałem też sobie sprawę, że choć całej naszej trójki znajomość w większości opiera się na co weekendowym piciu to jeśli przyjdzie co do czego to zawsze wleziemy za sobą w najgorsze bagno by tylko siebie nawzajem z niego wyciągnąć.

W końcu jednak Gouenji pod moją ręką która ani na moment nie zsunęła się z jego głowy zaczął się wiercić, mruczeć coś pod nosem, ruszać się. W końcu ostatecznie podniósł głowę. I gdy nasze spojrzenia się spotkały to wyglądał jakby dosłownie ujrzał Boga. Nie zdążyłem powiedzieć ani słowa gdy ten rozryczał się chyba na cały szpital. Wstał z krzesła na chyboczących się nogach, po czym rzucił się na mnie przytulając mnie z całej siły i mocząc mi ramię swoimi łzami.

I przy całym tym lamencie ciągle mówił na zmianę o tym jak bardzo się martwił, jak bardzo mu było przykro, jaki to ja jestem głupi, potem jaki to on jest głupi, że już nigdy mi nie pozwoli nawet pomyśleć o samobójstwie, że zrobi wszystko by było mi jak najlepiej, że zamknie klub, że odda wszystkim pieniądze i spłaci ich długi, że już nigdy nikomu nie zrobi krzywdy, że odda wszystkie narządy jakie wyciął swoim pracownikom, potem znowu wrócił do tego jak mu było źle i niedobrze beze mnie i jacy to jesteśmy głupi...

W końcu po prostu już w zasadzie zmęczony tą histerią po prostu go pocałowałem. Nie wiem dlaczego. Ale chyba oboje tego potrzebowaliśmy.

- Już cicho. Jestem. - Westchnąłem ocierając łzy z jego czerwonych od płaczu oczu - Już się nigdzie nie wybieram. - Uśmiechnąłem się czule również go obejmując.

- I-i masz być! - Zająknął się swoim zapłakanym głosem. - Bo cię kurwa kocham. - Wymsknęło mu się. Chyba myślał, że tego nie usłyszę jeśli schowa głowę w mojej kołdrze. Jednak bardzo dobrze to słyszałem.

Do tej pory naprawdę nie wiedziałem czym jest nasza relacja. Spędzaliśmy ze sobą prawie każdą chwilę i bardzo nam na sobie zależało. Gdzie on, tam ja, gdzie ja, tam on. Do tego prawie codziennie dawaliśmy sobie masę tej cielesnej przyjemności. Jednak nigdy nikt nie nazwał tego tym słowem. "Kochać". "Miłość". Czy to było właśnie to? Czy właśnie tak mogłem nazwać tę relację? Nie wiem. Jednak na usta cisnęły mi się te słowa. Dlatego też spuściłem głowę w dół sprawiając, że wszystkie włosy opadły przede mnie.

- Ja ciebie też... - Również z moich oczu skropliło się kilka słonych łez. Zacisnąłem dłonie na jego bluzce i za tymi pierwszymi kroplami poleciały kolejne. I kolejne. Nie wiedziałem dlaczego. Czy ze smutku, czy ze szczęścia. Nazwałbym to raczej ulgą. Karty które oboje ciągle przed sobą ukrywaliśmy w końcu zostały odsłonione. Mamy dla kogo żyć. Bo żyjemy dla siebie.

Po chwili naszego płaczu również Akirze patrzącej na to ciągle z boku udzielił się ten nastrój i też się rozkleiła. Jednak nie tak bardzo jak my, ponieważ słyszał nas już chyba cały szpital. Ale teraz nie liczyło się to, kto nas słyszy. Nie liczyło się to kto tu wejdzie i to zobaczy. Nie liczyło się też to, że kurwa na sali obok ktoś rodzi albo ma operacje. Liczyło się tylko to, że mam w moich ramionach osobę którą kocham. Jak i również osobę, która mnie kocha. Która nie była, nie jest i nie będzie idealna. Ale mnie kocha. I żyję dla niej. Bo on nie wyobraża sobie życia beze mnie, i ja nie wyobrażam sobie życia bez niego.

Niestety ta chwila błogiego spokoju i szczęścia nie mogła trwać wiecznie. W końcu przyszła pielęgniarka z obiadem. I choć stanowczo odmawiałem ta uparła się, że mam zjeść. Więc westchnąłem tylko i chwytając pałeczki zacząłem jeść. Akira jako jedyna mądra z naszej trójki wzięła wcześniej z baru obiad również dla siebie i Ishido. Nie wiem czy ludzie z wizytą mogą tak sobie jeść w sali pacjenta, ale dopóki nikt tego nie widzi... Walić, że tam w rogu jest kamera skierowana na nas. Podstawowa zasada życia, dopóki ktoś cię za coś nie opieprzy to to jest legalne.

Po jedzeniu mogłem już wypisać się ze szpitala więc życie wróciło na swoje dawne tory. Akira nie mogła jednocześnie panować nad dwoma klubami, więc wszystkim pracownikom Ishido powiedziała, że do odwołania mają płatne wolne i za darmo dostaną dzienne minimum do swojego długu z portfela Ishido, który jest bardzo gruby od pieniędzy więc na tym nie ucierpi. Nie chcieliśmy zamykać tego wszystkiego, ponieważ również pracownicy byli szczęśliwi, że dostają normalną pensję, pracują bardzo lekko i jednocześnie spłacają swój dług jednak trzeba było wprowadzić sporo reform by nie wracać na te poprzednie tory sklejone ze strachu, samobójstw i kar cielesnych.

Dlatego też dzienne minimum zostało zmniejszone dla każdego o połowę. Nie mogło zostać oczywiście usunięte ponieważ mogłoby to doprowadzić do po prostu buntu wszystkich z obrożami przez co nie byłoby z tego pieniędzy. Do tego wszystkie nadajniki GPS zostały na amen wyłączone. Od teraz można nie wypełnić dziennego minimum cztery razy do roku. Jednak jeśli się go nie wypełni więcej niż cztery razy to najpierw zwiększana jest siła napięcia którą można oberwać za zakazane słowa czy czyny. Później zwiększana jest ilość godzin przez które trzeba nosić obrożę. Jeśli jednak nie wypełni się dziennego minimum cztery razy pod rząd można spodziewać się kary fizycznej.

Do tego kilka dziewczyn których psychika została już doszczętnie zniszczona zostały przekazane w ręce Akiry. Ta dla ich bezpieczeństwa zdecydowała się nam nie mówić ani słowa o tym co się z nimi stało i gdzie teraz przebywają. Jednak wiem, że mogę jej ufać. Bo klub Akiry który przez cały ten czas praktycznie dorównał temu naszemu był znany z tego, że prostytutki i striptizerki były tam traktowane najlepiej ze wszystkich klubów w całej Japonii. Więc wiedziałem, że na pewno nie stanie się im żadna krzywda.

Wieści te ogłosił osobiście Ishido, jednak ja przyznałem jedynie rebelii, że jest to moja zasługa. Ryoko nie mogła uwierzyć w to, że próbowałem się zabić. Sam z resztą nie mogłem w to uwierzyć, choć działo się to tak niedawno.

I co było dla mnie najważniejsze - chciałem w końcu stanąć po jednej stronie konfliktu. Bo choć tańczyłem wraz z innymi na rurze, spędzałem tam weekendowe wieczory to jednak nie miałem ani długu, ani dziennego minimum, ani nawet moja obroża nie raziła prądem. Nikt z pracowników oprócz Ryoko o tym nie wiedział. Więc było to dość komiczne gdy powiedziałem zakazane słowa i musiałem udawać porażenie.

Przez to jak dobrze zaprzyjaźniłem się ze wszystkimi z obrożami zdecydowałem wejść w całości na ich stronę. Więc przed nos otrzymałem ten sam dokument i tą samą szklankę dobrego whisky które otrzymuje każdy nowy pracownik. Wypełniłem potrzebne luki. Pozostała ostatnia. Dług.

Tę decyzję podjąłem szybko i patrząc na te wspomnienia teraz stwierdzam, że dość pochopnie. Wpisałem **** ***************.

- Jesteś pewny? - Spytał Ishido gdy oddałem mu w końcu plik kartek.

- Jestem. - Zapewniłem z determinacją w oczach.

- W takim razie... Witamy w zespole. - Westchnął powtarzając te same słowa która słyszał każdy po podpisaniu tego dokumentu. Zaraz po tym zderzaliśmy ze sobą swoje szklanki, by momentalnie je wyzerować. Później podsunął mi pod nos obrożę. Jednak mimo wszystko inną niż te które można spotkać normalnie w klubie. Ponieważ inne były jednokolorowe, a konkretny kolor odpowiadał każdej z profesji. Moja jednak była czarno różowa. Różowy kolor należał do striptizerek i to by się zgadzało, ponieważ właśnie to robiłem w klubie. Jednak czarny nie należał do żadnego zajęcia.

- Skąd ten czarny? - Spytałem zdziwiony trzymając przedmiot w dłoni.

- Żeby wiedzieli, że jeśli tylko cię dotkną to zaraz stracą tą brudną łapę. - Zaplótł dłonie na piersi. - Jesteś mój. Nikt poza mną nie ma prawa cię krzywdzić. - W jego oczach widziałem śmiertelną powagę. Wiedziałem, że chce dla mnie jak najlepiej. Że moje dobro jest dla niego najważniejsze i jeśli nawet nabroję to mocno się zastanowi nim podniesie na mnie rękę. Dlatego te słowa ociekały erotyzmem i sadyzmem, który tak bardzo w Ishido kochałem. Więc tylko westchnąłem uśmiechając się delikatnie.

- Tak, panie. - Założyłem biżuterię na szyję. Zaraz potem usłyszałem sygnał mówiący, że cały system wykrywania słów działa. Tak zaczął się kolejny rozdział na naszej drodze.

Licznik słów: 4800

Data napisania:

No no spicy jest. To tyle. Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro