14. Język królowej

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(piosenka do rozdziału)

Our hero, our hero,

Nocna panorama Los Angeles roztaczała się wokół mnie, stałam przy oknie w domu Tiny. Wpatrywałam się w przestrzeń, a w salonowych głośnikach brzmiała pieśń która skradła moje serce.

I tell you, I tell you, the Dragonborn come.

Nuciłam pieśń a po moich policzkach spływały łzy, położyłam dłoń na szybie tak jakbym chciała wyrwać się z tego pomieszczenia. Tina zamknęła mnie w jakiejś rezydencji na wzgórzach miasta.

Belive, belive , the Dragonborn come.

Ona była moim strażnikiem nie pozwalała mi wyjść z domu ani nikomu wejść do środka.. Piosenka leciała już piąty raz a ja znałam ją na pamięć. Ciągle i ciągle ta sama piosenka. Podobno Ludwik ją lubił bo przypominała mu czasy dawnej Skandynawii, gdzie przebywał przez krótki czas. Letson, miłość która odeszła. Minęły już dwa tygodnie, ten moment kiedy patrzył mi w oczy i mówił, ten moment kiedy wyszedł. Moje serce martwiło się o niego, moja dusza umierała w samotności. Upadłam na kolana wpatrzona w marne miasto, które było moim marzeniem. Teraz to miasto jest moim katem nie mogę wyjść poza granice domu w którym się znajduje. Podobno Ludwik jest w Meksyku, podsłuchanie rozmowy Tiny jednak nie było dobrym pomysłem, gdy mnie usłyszała mało co nie wpadła w panikę. Według mojego wampira miałam nie wiedzieć gdzie on się znajduje, to niby miało sprawić że będę bezpieczna. Tina bała się o wszystko, chodziła poddenerwowana, nie rozmawiała ze mną. Ona pomagała Ludwikowi i znajdywała silnych sprzymierzeńców, ja tylko mogłam się chować jak tchórz. Spojrzałam na lwi znak na moim ramieniu.

-Niby królewska krew łowców a tak się chowa.- powiedziałam sama do siebie. Odetchnęłam głęboko i poszłam w stronę kuchni aby coś zjeść, na jednym z krzeseł siedziała wpatrzona w telefon roześmiana brunetka o kręconych włosach, spojrzała na mnie i ukłoniła się mi. Nie wiedziałam dlaczego to zrobiła, dlaczego ona mi się ukłoniła.

-Dziś to ja będę Pani dbać o twoje bezpieczeństwo.- odparła i wyciągnęła sztylet i podrzuciła go a następnie złapała.

-Kim jesteś?- zmierzyłam ją wzrokiem, nie była wampirem ponieważ nie miała pierścienia.

-Jestem Ashiah, pochodzę z Bazyli i jestem łowcą, Pani. - wstała z krzesła i podeszła do mnie. - Regium signum leonis, recte vos nostre.- powiedziała wskazując na moje ramię.

-Łacina?- zapytałam, rozumiałam trochę łacinę. Więc z tego co powiedziała chodziło jej o mój znak.

-Tak, nasz język już prawie wyginął, a łacina jest podobna do naszego języka.

-Naszego języka?- spojrzałam na nią i usiadłam przy stole.

-Łowcy mają swój język i swoje pismo. Tak aby inne rody nie znały naszych tajemnic, ale niestety Pani ten język wyginął. Został zastąpiony łaciną, która nawet w połowie nie jest taka piękna jak nasz.

-Jak on brzmi?- na moje pytanie Ashiah uśmiechnęła się szeroko.

-Słyszałam jak słuchała Pani pieśni, w której zawarty był język nordycki, nasz język też tak brzmiał, ale był bardziej stonowany, taki idealny. - mówiąc to zaczęła nucić coś pod nosem.

-Powiedz mi. Ile jest łowców, którzy szanują królewską linię łowców?- na moje pytanie dziewczyna się zdziwiła i usiadła.

-Każdy łowca musi być tej lini posłuszny, od momentu kiedy zdałaś test łowcy stałaś się pełnoprawną królową. I każdy łowca musi być ci posłuszny.

-Opowiedz mi coś jeszcze o tym.- byłam bardzo ciekawa wszystkiego co było związane z łowcami.

- Wiesz to posłuszeństwo jest jakby wymuszone. Gdy zostajesz łowcą to tak jakby całe ciało chciało nie tylko zabijać potwory, ale również chronić czystą krew łowcy, tak aby to pokolenie nigdy nie wyginęło.- patrzyłam zdziwiona na dziewczynę przede mną.

-Czyli tak jakby wszyscy łowcy są mi posłuszni?

-Tak, Pani.- i w tamtym momencie wiedziałam już jak pomóc Ludwikowi, oby tylko nie było za późno.


------

Kochani mam dziś taką fazę na tą piosenkę..

< Dovahkiin! Dovahkiin!
Naal ok zin los vahriin>

A co u was jak mijają wam wakacje?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro