,,Odejdź, jeżeli cokolwiek dla ciebie znaczę"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Skrzypce były obecne w moim życiu odkąd skończyłem sześć lat.Czyli od lat, lekko licząc, dwunastu. Grałem razem z Natalią. Milena orzekła, że skrzypce...brzmią jak czajnik. Nie dla mnie. Samo patrzenie na ten instrument powodowało u mnie pojawienie się jakiegoś dziwnego rodzaju spełnienia.Nagle rozległo się pukanie do drzwi mojego pokoju.


-Zagramy coś razem?-zapytała z nadzieją Natalia, stając w progu.


-Bardzo śmieszne-mruknąłem z irytacją.


-Mam to traktować jako odmowę?


-Powinnaś.


-Brat, proszę cię...


-Czego ode mnie chcesz?


-Żebyś zagrał ze mną walca z ,,Trędowatej".


-Nie. Chciałbym, ale nie.


-Ale dlaczego?


-Nie mogę, Natala. Nie dam rady.


-Nie proszę o wylot na Księżyc. 


-Dobra, daj mi te skrzypce-skapitulowałem, kiedy wreszcie udało mi się usiąść(po miesiącu potrafię).Twarz dziewczyny wyraźnie pojaśniała.


-Kocham cię!-pisnęła.


***


-Cholera-zakląłem pod nosem,gdy po raz kolejny nie udało mi się trafić w dźwięk. Czyżbym zrobił regres? Fakt, przez wypadek miałem kilkanaście tygodni  przerwy, ale żeby aż tak cofnąć się w rozwoju?Nagle wszystko sobie przypominam. O tetraplegii i ogółem swoim, powiedzmy, lekko niekorzystnym położeniu.Nie będzie grania, nie będzie więcej koncertów w Operze na Zamku.W pierwszym momencie miałem ochotę rzucić czarnymi skrzypcami o podłogę, ale w porę przypomniałem sobie, że przecież kosztowały niewiele ponad cztery tysiące, podczas gdy normalne, na przykład na Allegro, kosztują maksymalnie pięć stów. Spora różnica, prawda?


-Coś się stało?-mama zagląda do mojego pokoju i niespokojnie się rozgląda.


-Poza tym, że nienawidzę siebie, absolutnie nic-zapewniłem sarkastycznie.


-Co ty znowu wymyślasz, dziecko?


-Nienawidzę siebie. Chcę  umrzeć-poinformowałem, jakbym mówił o pogodzie za oknem.


-Przestań, do cholery!-włącza się mój ojciec-Tobie nic nie jest!


-Więc jak mi to wyjaśnisz?-rzuciłem, wskazując na koła wózka.


-To niczego nie zmienia, dzieciaku. 


-A wyobraź sobie, że zmienia.


-Fizycznie, owszem.Ale nie psychicznie zupełnie nic. Pomyśl o tym z drugiej strony.Jesteś niesamowity! Inteligentny, oczytany, mówisz w pięciu językach, przy czym jednego nauczyłeś się całkiem sam. Z piosenek tego...jak mu tam było?


-Stromae-przypomniałem, pseudonim artysty wypowiadając z wyuczonym francuskim ,,r".


-Już nie wspomnę o tym, co zrobiłeś w wieku siedmiu lat.


Wiedziałem,do czego ojciec nawiązuje. Jako kilkuletni dzieciak przeczytałem całą serię ,,Harrego Pottera". A francuskiego rzeczywiście nauczyłem się sam, słuchając piosenek wspomnianego wcześniej belgijskiego wokalisty.I nie uważam, żebym robił coś wybitnego. Po prostu chciałem wiedzieć więcej niż tylko to, co powtarzają mi w szkole. Wyjść poza schemat i przy okazji trochę poszerzyć własne horyzonty.


***

Ból psychiczny. Czasem bywa o wiele gorszy o tego fizycznego. Do tej pory słyszałem o nim tylko od znajomych  i, przyznaję się bez bicia, że nie bardzo wierzyłem w tę jego, nazwijmy to,potęgę. Do czasu, kiedy nie dopadło to mnie. Gdyby moje życie porównać do tytułu jakiejś książki, raczej byłyby to ,,Cierpienia młodego Wertera". Pozornie zabawne, ale mnie wcale to nie śmieszy.n Wręcz przeciwnie, cały czas chce mi się płakać,chociaż zupełnie nie wiem,dlaczego tak jest.


***


Kolejny dzień nie robię nic innego poza wyciem w poduszkę.Milena wpada do pokoju i rzuca:


-Dziewczyna do ciebie przyszła.


-Chcę być sam.


-Stoi przed drzwiami- wzruszyła ramionami, patrząc na mnie trochę nieobecnym wzrokiem.


-Niech wejdzie-mamroczę zupełnie już zrezygnowany.


Amelia wchodzi i siada na krawędzi mojego łóżka. Jest wymalowana bardziej niż zwykle , przez co przywodziła mi na myśl słynną laleczkę z saskiej porcelany. 


-Błagam cię, zostaw mnie- odezwałem się, starając się spojrzeć jej w oczy.


-Co?


-Odejdź, jeżeli cokolwiek dla ciebie znaczę-sprecyzowałem.


-Hmmm. Z tym będzie problem, bo...nie znaczysz dla mnie czegokolwiek, tylko wszystko-pokiwała głową.


-Przestań. 


-Nie. To nie Rosja, żeby ciągle okłamywać ludzi- uśmiechnęła się, wsuwając mi swój język w usta. Boże, skąd ona się wzięła?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro