,,Tylko spokój nas uratuje"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*** Kilka tygodni później***


Skończyłem szkołę. A to oznacza, że do matury zostało mi tylko kilka dni. Mam  nadzieję,że to przeżyję i jakaś uczelnia zgodzi się mnie przyjąć na studia.O Amelię się zupełnie nie martwię.Ona pójdzie i rozłoży komisję na łopatki swoim poziomem inteligencji.Gorzej ze mną. Założę się,że pół szkoły żyję w mylnym,rzecz jasna, przekonaniu mówiącym,że miejsce na studiach mam już załatwione od co najmniej pół roku. Faktem jest,że moi rodzice mają znajomą na Uniwersytecie Szczecińskim,ale jest to powód,dla którego wręcz zabronili mi składać tam podania.Ale to wiemy tylko my. Idę o zakład,że połowa moich nauczycieli na widok mojego nazwiska w pierwszej klasie snuła przeróżnie teorie,ale jakoś niespecjalnie mnie to obchodzi.Zwłaszcza,że z dużym prawdopodobieństwem na studia wyjadę do Wrocławia.Przez Amelię. Według statystyk, właśnie tam wydział medyczny działa na najwyższym poziomie w Polsce.A że ja w tym momencie nie jestem w stanie sobie wyobrazić innej przyszłości, niż ta z Zagórską, pojechałbym z nią nawet na drugi koniec świata. 


***

Budzę się rano. Jak przystało na początek maja, mimo wczesnej pory, na zewnątrz  jest jasno. Po włączeniu telefonu ze zdziwieniem odkrywam,że jest dopiero...wpół do piątej nad ranem.Przez dobre dwadzieścia minut surfuję bezcelowo po Internecie, jednocześnie zastanawiając się, czy moja matura pisana na komputerze, rożni się jakoś od tej, nazwijmy to,zwykłej. Podejrzewam,że nie, ale nie wiem. 


W tym samym momencie z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk powiadomienia z Whatsappa. Alicia zawsze wstawała wcześnie,więc wiadomość od niej nie jest dla mnie czymś specjalnie zaskakującym. Wysłała głosówkę o treści:


-Cześć, piękny człowieku! Wiem,że masz dzisiaj busy day,dlatego zajmę ci tylko chwilkę. Keep calm and pass your exam.  A, i jeszcze jedno. Miej później miły czas ze swoją future fiancee. Oh,no, rozgadałam się. Na razie!


Oszalała. pomyślałem.


***

Droga do szkoły upływa mi w całkowitej ciszy. Z twarzą pokerzysty patrzę przez szybę samochodu ojca. Przymykam oczy i zaciskam szczękę, czyli robię wszystko, co w każdej mocno stresującej sytuacji, a obecna niewątpliwie się do takowych zaliczała.


-Co powiesz na Niemena?-rzuca do mnie ojciec.


-Teraz postawiłbym raczej na Highway to Hell-mruknąłem.


-Świat nie kończy się na maturze,dziecko.


-Wasz nie. Mój tak. 


-Nie przesadzajmy. 


-To jest moje być albo nie być, rozumiesz?Bez matury mogę zapomnieć o jakiejkolwiek pracy.I nie wmawiaj mi,że wcale tak nie jest, bo to nieprawda. Myślisz,że ktoś zatrudniłby inwalidę do jakiejkolwiek pracy fizycznej?Zapomnij!


-Dasz mi coś powiedzieć?-zapytał. Niby spokojnie,ale jednak dało się w tym pytaniu słyszeć cień irytacji.


-Proszę bardzo.


-Zdasz, rozumiesz?


-Ale...


-Innej opcji nie widzę. Ja w ciebie wierzę, to ty w siebie też musisz.Pomyśl logicznie. Da ci się książkę, połykasz osiemset stron  za jednym razem. Jako jedyny w naszej rodzinie rozumiesz matematykę i mówisz po angielsku lepiej niż niejeden dorosły, dobrze wykształcony człowiek.Co ma się nie udać?A teraz napisz tam wszystko, co tylko wiesz i się nie denerwuj.


-Na to już chyba trochę za późno.


***

Amelia podchodzi dosłownie na chwilę.Dzisiaj nie jest tak po prostu blada. Jest biała. Myślę, że gdyby stanęła przy ścianie, spokojnie można byłoby ją uznać za nowy gatunek kameleona.  Na przywitanie szepcze:


-Chyba...mam zawał. 


-Żartujesz sobie, tak?


-Nie wiem.  Jeszcze nie jestem lekarzem. Jakim lekarzem, jak ja nie zdam?


-Ty masz nie zdać? Jak ja w ciebie wierzę, to ty tym bardziej powinnaś.Kocham cię, poradzisz sobie.


-Owszem, poradzę sobie, o ile zaraz nie stanie mi pikawa- potwierdza z przekąsem. 


-Wariatka.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro