Nieodpowiedzialna i głupia
***Wojtek***
Amelia za chwilę zwariuje. Niestety nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu.Jutro rano przyjedzie jej matka.Nie boi się. Jest śmiertelnie przerażona i każda moja próba rozmawiania o tym kończy się spazmatycznym płaczem. Mam wrażenie,że jeszcze chwila,a Amelka zacznie chodzić po ścianach. Nie pomaga nawet zmiana tematu na kardiochirurgię.A jak już Religa nie pomaga, to znaczy,że z psychiką mojej żony jest naprawdę źle.Moją kochaną panią doktor paraliżuje myśl o potencjalnej reakcji jej matki na ciążę. Wyobraża sobie,że Aneta zacznie ją wyzywać od lekkomyślnych idiotek,które wcale na siebie nie uważają.Nie chcę jej tego mówić,nawet jeżeli o tym wie,ale psychotropy czasem nie działają i jest taka opcja...
***
-Ona mnie zabije-wzdycha.-I ciebie też, bo mi to zrobiłeś.
-A może nie?Może się ucieszy i będzie miło?
-Wojtek,do cholery,ja znam moją matkę i wiem, do jakiego stopnia potrafi się wściec. Wtedy bez kija nie podchodź. A najlepiej od razu uciekać,bo rozniesie wszystko dookoła.Nie pamiętasz już,jak rzucała we mnie talerzami,kiedy się o nas dowiedziała?
-Wtedy się nie leczyła-przypominam.
-To niewiele tu zmienia. Kiedy w grę wchodzi silne wzburzenie,farmakoterapia może nie zadziałać.
-Myślisz,że robiłaby scenę przy Patryku?
-Patryk już nie ma dwóch lat. Ma prawie piętnaście. I niejedną jej scenę widział. To nie jest już dzieciak, któremu można wcisnąć byle kit- tłumaczy,znowu się rozklejając.
Pora na zmianę tematu,myślę.
-Jest coś,czego mi o Relidze nie powiedziałaś?-pytam,mając nadzieję,że odwrócę tym jej uwagę.
-Sporo rzeczy- ożywia się.
-Na przykład?
-Jako jedyny minister zdrowia nie zakończył przysięgi słowami ,,tak mi dopomóż,Bóg".
-To on był ministrem zdrowia?
-Był. Od dwa tysiące piątego do siódmego. Przeforsował wtedy podatek Religi-ciągnie,lekko się uśmiechając.
-Nazwał podatek własnym nazwiskiem? Nieźle. Coś jeszcze o nim wiesz?
-Hmm-zastanawia się. - Bywał cholernie impulsywny i łatwo go było wkurzyć. Profesora Bochenka ponoć zwolnił dziesięć razy,żeby za pięć minut znowu zatrudnić. Szczerze,trochę bałabym się z nim pracować. Co nie znaczy,że nie chciałabym,gdyby żył. Ale na operowanie z jego synem też byłabym chętna.
-Niech zgadnę,życzysz sobie tego co roku w urodziny?
-Skąd wiedziałeś?-pyta z teatralnym oburzeniem
-Nietrudno było zgadnąć.
***
Rozlega się pukanie do drzwi. Amelia idzie jak na ścięcie,żeby je otworzyć.Z przyklejonym uśmiechem na twarzy,wita się z rodzicami i bratem.
-Znowu jakaś ładniejsza się zrobiłaś. Co ci się dzieje na tej medycynie?-śmieje się do niej Damian.
-To nie medycyna,tylko...coś innego-tłumaczy,siadając obok mnie przy stole. Odruchowo chwyta mnie za rękę. To chyba jej jakiś bardzo miły mechanizm obronny.
-Powiesz wreszcie,o co chodzi?- niecierpliwi się jej brat.
-Mamo,błagam,nie denerwuj się...jestem w ciąży.
-Co?
-No...jestem w ciąży-powtarza coraz bardziej zdenerwowana.
-Nie spodziewałam się tego po tobie...
-Czego?
-Że jesteś aż tak nieodpowiedzialną i głupią gówniarą. Jak można się nie zabezpieczać,mając aż tak chore serce?!Ty jesteś poważna?! To cię zabije,rozumiesz?!
-Mamo,daj jej spokój-Patryk próbuje ratować sytuację.
-Z tobą nie rozmawiam!
-Myślałam,że...
-Ty myślałaś?!Nie.Ty,kurwa,ani trochę nie myślałaś!Gdybyś choć sekundę poświeciła na myślenie,zabezpieczyłabyś się,zanim byś rozłożyła nogi.Sama kopiesz sobie grób.
-Ale...
-Studentka medycyny,a nawet o antykoncepcji nie słyszała...
-Mamo,proszę....
***
-Widzisz,mówiłam,że tak będzie!Nazwała nasze dziecko jak rzecz.Boże,za co ona mnie tak nienawidzi? Czy ja naprawdę jestem tak beznadziejna?-zadaje mi te pytania,będąc już chyba na skraju załamania nerwowego.
-Jasne,że nie jesteś.
-Mówisz tak,żeby mi nie było przykro.
-Amelia,ty jesteś chyba najmądrzejszym człowiekiem,z jakim miałem do czynienia w ciągu całego życia.Chcesz zrewolucjonizować kardiochirurgię i zrobić coś,o czym Religa nawet nie myślał!
-Przestań. To wszystko nie ma sensu. Moje życie nie ma sensu. Własna matka mnie nienawidzi i życzyła mi poronienia.Co ja jej,kurwa,zrobiłam?!
-Ty nie zrobiłaś absolutnie nic. To ona w tym momencie sama odebrała sobie córkę.
-Ale ty mnie nie zostawisz?
-Nigdy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro