Przytłoczenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***Amelia***


Podobno każdy z nas,zanim dojdzie do swojego celu,musi przejść jakąś drogę. Czasem dłuższą,czasem krótszą,ale jednak. Ta moja chyba do najprostszych nie należała. Przeciwnie,rzadko wyrabiałam zakręty. Wmawiałam sobie,że co by się nie działo,mam być najlepsza, przenosząc się w czasie do państw bloku wschodniego i robiąc z siebie przodownika pracy. Tyle że ja nie wypracowywałam,jak oni,trzystu procent normy,a chyba około pięciuset. I,wstyd się przyznać,ale niewiele się w tej kwestii zmieniło. A w sumie...to ja się nawet przyznawać nie muszę. Wszyscy wiedzą. Wystarczy ze mną chwilę porozmawiać,żeby wiedzieć,że nie umiem leżeć bezczynnie. Zawsze muszę coś załatwić,gdzieś iść, coś ogarnąć.  Raz nawet koleżanka spytała,czy przypadkiem nie mam ADHD. Na szczęście mam dookoła siebie ludzi,a raczej jednego człowieka,który parę tygodni temu wziął na siebie ciężar udzielania mi ,,korków z relaksu" polegającym na rozmowach oglądaniu filmów i wspominaniu,ale tylko i wyłącznie miłych rzeczy. Zero smęcenia i narzekania.Aż zaczęłam się zastanawiać,dlaczego czegoś podobnego nikt nie uczy mnie na studiach.


***


Otwieram oczy. Promienie słońca wdzierają się do sypialni,a do mnie dopiero po chwili dociera,że jestem sama.  Słyszę Dianę,która ostatnio zrobiła się bardzo ,,wygadana" i właśnie prowadzi( zapewne z jakąś zabawką) bardzo ożywioną dyskusję,jak to Wojtek ma w zwyczaju określać,po marsjańsku.


- Na kogo tak nadajesz?- podnoszę ją ,wchodząc do salonu.


- Zdzieliła sobie miśkiem w głowę,więc trzeba było delikwenta opieprzyć-tłumaczy mi mąż,jakby naprawdę małej chodziło o jakiś palący problem.


- Co robiliście?


- Czekaliśmy,aż wstaniesz.Opowiesz mi coś o ,,Bogach" ze strony medycznej?


-Zawsze-ożywiam się.- O co chodzi?


- Oni przy każdej operacji gadają tam o jakiejś frakcji wyrzutowej. Co to jest?


- Parametr mówiący o odsetku  objętości krwi,który znajduje się w lewej komorze serca i jest z niego wyrzucany do narządów i tkanek w trakcie pojedynczego skurczu.. Zrozumiałeś?-pytam z troską.


- Absolutnie nie. To było po polsku?


- W dialekcie kardiochirurgicznym. Moim ulubionym.


- Ile to powinno wynosić?


- Od sześćdziesięciu do sześćdziesięciu pięciu procent.


- Ile człowiek jest bez serca podczas przeszczepu?


- Kilkanaście minut.Niezbyt długo Co cię wzięło na te pytania?


- Chciałbym dokładnie wiedzieć,co będziesz robić za te parę lat.


- To,że ja wiem, jak to wygląda, to jedno. Ale inną kwestią jest to,czy mnie ktoś dopuści do przeprowadzenia operacji.


- A czemu mieliby cię nie dopuścić?


- Zawsze coś się znajdzie. Że młoda,że...


- Stop!- przerywa mi. - Romuald Cichoń,jeden ze współpracowników Religi, samodzielnie przeszczepił komuś serce w wieku dwudziestu dziewięciu lat,co czyni go najmłodszym kardiochirurgiem w Europie,któremu to wyszło.


- Zapomniałeś o jednej,bardzo ważnej kwestii- zauważam,coraz bardziej zdenerwowana.- Nie jestem,do cholery, Romualdem Cichoniem! 


- Ale przecież tobie też może...


- Błagam cię,skończ te  pieprzyć te pseudomotywacyjne farmazony! Rzygać mi się od nich chce!- wybucham,nie wiedząc nawet,dlaczego. - W Polsce robi się około półtora tysiąca transplantacji serca rocznie.  A to tylko jedna czwarta potrzeb pacjentów. Boję się,że nie zdążę komuś pomóc,rozumiesz? I nie mów ,że nie ma chirurga bez trupa. 


- Skarbie...- zsuwa się z wózka na podłogę i próbuje dotknąć mojego ramienia.


- Zostaw mnie- zalewam się łzami.


***


Nie wiem,od ilu godzin leżę,w panice starając się wziąć głębszy oddech i usiłując,jak nietrudno się chyba domyśleć ,nieudolnie poradzić sobie z niepokojąco silnym pieczeniem w obrębie serca. Cholera jasna,umieram, przechodzi mi przez myśl. Nie,nie mogę! Przecież mam maleńkie dziecko,które potrzebuje w pierwszej kolejności mnie do normalnego funkcjonowania. Nie mogę jej zostawić!


- Kochanie, co się dzieje?- słyszę Wojtka gdzieś za  sobą.


-N-nie mogę oddychać


- Uspokój się.


- Zabierz Dianę. Nie chcę,żeby widziała,jak umieram.


- Ale ty nie umierasz-wydaje się rozbawiony moją rozpaczliwą prośbą.- Chyba że o czymś nie wiem i przez atak paniki można się pożegnać z tym światem


- Teoretycznie można.Przepraszam,że się na ciebie wydarłam. Nie wiem,co mi się stało.


- A ja myślę,że wiem. Jesteś po prostu zmęczona.  Ale chyba jednak bardziej przytłoczona.Uprzedzając pytanie,skąd ja to mogę wiedzieć,to...regularnie  mailuję z profesorem Bochenkiem- przyznaje się,jakby mówił o popełnieniu zbrodni.- To świetny człowiek. 


- Czekaj,bo czegoś tu nie rozumiem. Ty i mój promotor zawiązujecie jakąś konspirację,a ja nic nie wiem?!


- Już wiesz. 


- Ja się chyba muszę porządnie zastanowić,czy chcę robić doktorat u kogoś,kto więcej uwagi poświęca mojemu mężowi-udaje mi się zaśmiać.


-Z tym poświęcaniem mi uwagi się nie zgodzę. Rozmawiamy o tobie.


- Uduszę was. Obgadujecie mnie?!


- Tylko pozytywnie. Jest tobą zachwycony. 


- Podziękuj ode mnie.


Hejka!

Jak widzicie, Amelce z uwierzeniem w siebie idzie...różnie;)

Myślicie,że jej się uda?

Mam nadzieję,że Wam się podoba<3

Do następnego!

P.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro