O pani w złotym płaszczu - ISKRA

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

UWAGA! Poniższy tekst zawiera spoilery do trzeciego tomu "Walecznych", ale nie są one bardzo istotne dla fabuły. To raczej takie smaczki. Zapraszam, rozsiądźcie się wygodnie.

O pani w złotym płaszczu — ISKRA

W karczmie panował zwyczajny dla takich miejsc gwar — krzyki, śpiewy i rozmowy, których nikt nie słuchał, chyba że miał jakieś nieczyste interesy do załatwienia. Ktoś obgadywał władcę, ktoś zwierzał się z problemów miłosnych, ktoś próbował zapewnić sobie rozrywkę na jedną noc. Gdzieś w kącie może nawet ktoś przegrywał majątek w karty. W obliczu trzasku damskiej, acz silnej dłoni o stół całe otoczenie przestało mieć znaczenie.

— Słuchajcie! — zagrzmiała tęga kobieta, przez co na moment ruch w pomieszczeniu zamarł. Nikt nie odważył się powrócić do rozmów w obliczu tak stanowczego rozkazu. Ci, którzy nie lubili słuchać wlepili wzrok w pokaźne piersi damy i również mieli rozrywkę. — Wiem, że nie bywam tu często, ale dziś mam dla was historię. Historię o jednej z najbardziej szanowanych bogiń, która jednocześnie ma niesamowity dystans do siebie i wielkie serce dla zwierząt.

Po gospodzie rozeszły się szepty. Ci, którzy już kiedyś to przeżyli, wycofali się pod ściany w przestrachu.

— We babo nie przesadzaj i nie przynudzaj, a przejdź do rzeczy! — rozległ się głośny głos, który mógł należeć zarówno do trzynastoletniej dziewczyny, jak i do pełnoprawnego boga w całym swoim majestacie.

— O cholera, Iskra! — rzucił któryś z mężczyzn i padł na kolana, bijąc pokłony.

Iskra odgarnęła pojedynczy warkoczyk brązowych włosów i podeszła do niego cicho. Jej ciemne tęczówki zaczęły drżeć, jakby próbowała patrzeć na wszystkie strony naraz.

— Że cholera, to się zgodzę — oznajmiła beztrosko, wciąż nie zmieniając stanu oczu. — Ty tam! Weź w końcu zacznij, a nie cię zatkało!

— Eee... Tak, tak, oczywiście — odparła niezręcznie zmieszana kobieta, która zaczęła opowieść. Odchrząknęła i wyciągnęła dłoń po kufel, ale napotkała pustkę. Spojrzała tam zszokowana i dostrzegła Iskrę, która właśnie dopijała duszkiem końcówkę piwa.

— Niby szczyny, ale piwo to piwo — rzuciła Iskra, dwoma susami dopadając kłaniającego się mężczyzny i zdzieliła go denkiem kufla w łeb. — Weź zluzuj majty, koleś. Nie po to umierałam, żeby teraz mi się kłaniali. Umarłam dla beki. Jak wszystko, co robię w życiu.

Na obliczach ludzi zakwitła konsternacja, ale postanowili nie komentować. Jeszcze przypadkiem wejdą w kłótnię z boginią i nie uzna ich za swoich ziomków, a za wrogów. Och, nikt nie chciał skończyć zadziobany przez wrony. Karczmarz, jako jedyny przytomny (jakby takie boskie odwiedziny zdarzały się co wieczór), nalał barajce piwa i zachęcił ruchem dłoni do kontynuowania historii.

— No, w końcu ktoś rozsądny — skwitowała Iskra, opierając się o ściany z sosnowych bali. — Nie przeszkadzajcie sobie. Po to tu jestem. Żeby was posłuchać, więc mówcie, bo na razie to przypomina raczej stypę niż porządną popijawę na wieczór. I wy niby jesteście te waleczne chłopy? Śmiechu warte. Karczmarzu, nalejże!

Kobiecina, która podbiegała trzydziestki odchrząknęła, pociągnęła łyk piwa na przełamanie stresu i zaczęła opowieść:

— Opowiem wam historię pewnej bitwy, w której Iskra jeszcze nie była boginią. Niektórzy znają tę historię jako „O pani w złotym płaszczu", jednak w rzeczywistości wyglądało to zdecydowanie inaczej...

W tym momencie Iskra parsknęła śmiechem, przy okazji opluwając część zebranych pienistym trunkiem o smaku szczyn. Nie skomentowała jednak, podśmiewając się z cicha.

— Prędzej można nazwać tę historię opowieścią o loszce w złotym szlafroczku — powiedziała pewnie bajarka, ale jej wzrok mimowolnie strachliwie uciekał w stronę Iskry. Niemo odetchnęła z ulgą, gdy dostrzegła uznanie na twarzy bogini i ciągnęła dalej: — Było słoneczne lato. Armie Bellonu nie miały szans w starciu z napastnikiem. Żar lał się z nieba, żołnierze nie dawali rady targać tarcz i zbrój na sobie, więc rezygnowali z nich, co odsłaniało ich na ciosy przeciwnika, zaprawionego w bojach w tak nieludzkich warunkach. — Kobieta zniżyła głos i pociągnęła kolejny łyk piwa. — Wtedy na wzgórzu, a właściwie w dolinie pojawiła się postać Walecznej, odzianej w złoty płaszcz, który powiewał za nią, choć nie było wiatru.

— Weź nie pierdol, mordo — odezwała się w końcu Iskra. — I wtedy jeszcze nie byłam Waleczną. Mów dalej.

— W rzeczywistości była to trzynastoletnia dziewczyna, wzrostu dość niepozornego. W dłoni trzymała rannego wróbla, na ramionach miała rozwiązany jedwabny szlafrok, odsłaniający czarną koszulkę pod spodem. Na głowie miejsce zagrzał słomiany kapelusz i ciemne szkła, przydymione sadzą. Na nogach bawiły się dziecięce sandały. — Tym razem Iskra jej już nie przerywała, chociaż była zażenowana aż tak kwiecistym językiem, kiedy opowiadano o niej. — Te szczegóły są ważne, żebyście zrozumieli powagę sytuacji.

— Oj tak, tak — przytaknęła bogini, rozciągając się plecami na jednym ze stołów i z głową zwisającą w dół patrzyła na otyłą bajarkę.

— Gdy Iskra nie ogarnia, co się dzieje, jest najgorzej — szepnął jakiś młody chłopak z tyłu sali do drugiego. — Wtedy jest nieprzewidywalna, a przynajmniej tak opowiadał mi tata.

— Dokładnie tak — pociągnęła to uważna bajarka. — Wyglądała, jakby dopiero wstała z łóżka. Przetarła oczy, przeciągnęła się... I wtedy Quellestian zdjął przemożny strach. Najpierw wycofywali się pojedynczo, ale później zaczęła się lawina...

— Te, bajarka! — rzuciła Iskra na wysokim już poziomie upojenia. Burza za oknami zagrzmiała. — Weź nie kłamcz, bo ja nie chcę cię poprawiać co dwa słowa!

— Dobrze! — odparła natychmiast przestraszona kobieta. — Na początku wojownicy zupełnie zignorowali małą dziewczynkę, która zabłądziła na front. Kiedy Iskra nonszalancko odrzuciła włosy na plecy i ziewnęła, zaczęli się denerwować.

— To mało powiedziane! Oni się wkurwili co najmniej tak, jak ja potrafię się wkurwić, gdy ktoś ma żelka i się nie podzieli.

— Że co?

Iskra parsknęła śmiechem. Zupełnie zapomniała, że zwykli ludzie mogą nie rozumieć, o czym mówi. W końcu nie potrafili podróżować w czasie do chwil, kiedy istniało coś takiego jak żelki. Ostatecznie, jak to ona — postanowiła to dojrzale zignorować. Jak na trzynastoletnią boginię przystało.

— W każdym razie — próbowała wybrnąć bajarka — żołnierze stwierdzili, że to obraza majestatu i rzucili się na dziewczynkę jak barbarzyńcy. Wiecie, co zrobiła Iskra?

Pośród słuchaczy rozległy się szmery. Bogini przekrzywiła głowę, jakby ciekawa tego, co wymyślą.

— Jak to co? — zagrzmiał staruszek z tyłu sali. Mimo dobrej siedemdziesiątki na karku wciąż się trzymał i nie wyglądał na takiego, który potrzebuje laski. Na siwe, długie włosy opadał ciemny kaptur, zasłaniając twarz. — Oczywiście, że odstawiła wróbla na drzewo, a potem pogryzła im wszystkim kostki!

— Pierdolisz, staruchu — fuknął któryś z młodych, podchodząc do staruszka. W jego sposobie bycia było mnóstwo arogancji i pogardy dla drugiego człowieka. Wypiął pierś do przodu i czekał, aż ktoś zacznie mu klaskać. — Niby Iskra zrobiłaby coś takiego? Nie wierzę. A może tam byłeś, co? Wyglądasz na takiego, co mógł jeszcze żyć w tamtym momencie. Próchno się znalazło — mruknął pod nosem.

Iskra zastanawiała się, czy powinna włączyć się do rozmowy, ale ostatecznie poprosiła o ziarna słonecznika i zaczęła z radością zajadać się nimi na przemian z łykami piwa.

— A co twoim zdaniem zrobiłaby Iskra, co? — odparł zupełnie niezrażony staruszek, nie zdejmując kaptura.

— Jak to co? Jest boginią! Rozwaliłaby ich jednym pstryknięciem.

— Tak tylko przypomnę, gościu — Iskra wrzuciła sobie do ust kolejną garść nasion i kontynuowała z pełną buzią: — Że wtedy jeszcze nie byłam boginią.

— Za coś dostałaś boginiowość! — ciągnął niezrażony chłopak.

— Co za ignorant — skwitował to mężczyzna w płaszczu. — Iskra została boginią w wyniku przegranego zakładu.

— Jak śmiesz?! Nie zdajesz sobie sprawy, jaką krzywdę mogą wyrządzić twoje kłamstwa, starcze!

— Cicho tam, młokosie, nie znasz się. Nooo, Bog się posrał, jak zobaczył, że ja faktycznie się powiesiłam! — Iskra wybuchła śmiechem, opluwając przy tym wszystkich ludzi wokół, ale się tym nie przejmowała. — I to na chwilę przed karą śmierci na stryczku!

Skonfundowana bajarka odchrząknęła i wypiła duszkiem to, co zostało jej w kuflu. Nie chciała spowodować awantury w kolejnej gospodzie... Oparła dłonie na biodrach i skinęła do karczmarza. Najwyraźniej potrzebowała się uspokoić, ale żeby to zrobić, najpierw musiała się upoić. Na przykład alkoholem.

— Wracając do opowieści... Owszem, Iskra odstawiła wróbelka na jego miejsce i ziewnęła. Zaraz po tym postanowiła wykorzystać moment szoku przeciwników. Zrobiła to oczywiście po swojemu — po prostu kucnęła i zaczęła gryźć ich kostki. Na początku nie za bardzo wiedzieli, co się w ogóle dzieje, a potem zaczęli uciekać w popłochu, krzycząc „Demon! Potwór!" lub, co odważniejsi „DZIECKO!".

Wszyscy w karczmie wybuchli perlistym śmiechem. Jedynie stojący w kącie staruszek pozostał poważny. Zupełnie, jakby wiedział coś, co dla innych było nieosiągalne.

— Rzućcie groszem, poratujcie tę biedną bajarkę! — rzucił donośnie. — Jeszcze jej się taki niewdzięczny temat trafił do opowieści... I taka niewdzięczna bogini... — Rzucił okiem na szatynkę, która właśnie obserwowała ćmę, która chodziła po ścianie.

— Te, staruch! Weź się ogarnij, bo zaraz wszyscy skończymy jak ty! Starzy, brzydcy i niedołężni jeszcze przed trzydziestką! Gniew Iskry jest wielki!

— Szczególnie jeśli zabijesz jej ptaka — przyznał mężczyzna. — Ale ja się nie mam co martwić. Kiedyś nawet poczęstowała mnie żelkiem!

— I do dziś tego żałuję — fuknęła bogini.

— Czy ja mogę kontynuować?! — wrzasnęła bajarka, tracąc resztki cierpliwości.

Iskra wybuchła śmiechem. Najwyraźniej jeszcze nikt nie rozpoznał jej przyjaciela z dawnych lat.

— Okej, to dobry pomysł. BANDA NIEROBÓW I PRZYGŁUPÓW, MORDY W KUBEŁ! — wrzasnęła Iskra tubalnym głosem. — Powinien być spokój, ale może opowiedz wszystko od początku. Już zapomniałam, co było na początku.

— Ale do tego to trzeba chyba czegoś mocniejszego... Karczmarzu, na pewno macie jakąś gorzałę, co nie?

Mężczyzna, nie mniej otyły jedynie spojrzał na bajarkę ze współczuciem i czym prędzej przyniósł wódkę z piwnicy. Nalał ją do kufla kobiety nawet nie trudząc się jego wytarciem. W końcu chciała się upić, a nie rozkoszować smakiem wątpliwej jakości trunku.

— Ach... Dobrze, najwyższy czas zacząć. Było to dawno, aj, dawno temu. Jeszcze za czasów młodości Filiana Amore. — Na te słowa staruszek na tyłach sali zdawał się hamować wybuch śmiechu; on i Iskra spojrzeli na siebie porozumiewawczo. — Przyznacie, że to były cudowne czasy. Bitwy, początek wielu opowieści i legend. Przed wami jedna z nich.

Ogień w palenisku trzaskał ciepło, rozganiając nadchodzący za oknami mrok. Tymczasem karczmarz i jego pomocnicy roznosili kolejne już kolejki. Mężczyzna już cieszył się na widmo pieniędzy, jakie zostaną w jego mieszku po tym wieczorze.

Bajarka pociągnęła jeszcze dwa solidne łyki z kufla, nim zaczęła właściwą opowieść.

— Choć Iskra nie byłaby zachwycona takim nazwaniem swojej historii, to jednak legendzie musi stać się zadość, więc opowiem wam o pani w złotym płaszczu, choć płaszcz przypominał raczej jedwabny szlafrok, a sama „pani" była trzynastoletnią, dosyć niską dziewczynką. Tamtego dnia panował wyjątkowy skwar. Na polu były może trzy, może cztery drzewa. Armia Bellonu zdawała się nie mieć żadnych szans. Ale wtedy na polu bitwy pojawiła się Iskra z rannym wróblem w dłoni. Zupełnie zignorowała niebezpieczeństwo, nie miała na sobie żadnej zbroi ani w ogóle żadnej broni. Iskra stała tak bardzo na wzgórzu, że aż w dolinie. Gdyby chociaż powiał wiatr, by rozwiać jej szaty... Ale nie! — Kobieta zawiesiła głos. — Było parno, a powietrze stało w miejscu nawet mimo młócenia mieczami czy toporami. Bellon zdawał się nie mieć szans. Ale wtedy... wtedy zdarzyło się coś, czego spodziewać mogli się tylko przyjaciele Iskry. Na przykład Filian... — Bajarka spojrzała wymownie w kąt, w którym stał staruszek, ale na jego gorące, milczące zaprzeczenia zrezygnowała z pomysłu zdradzenia jego tożsamości.

Owszem, rozpoznała mężczyznę, ale — w przeciwieństwie do większości bardów — potrafiła zachować coś tylko dla siebie. Szczególnie jeśli ktoś wyraźnie wzbraniał się przed, chociażby, zdemaskowaniem go. Po Filianie natomiast można było spodziewać się wszystkiego, jeśli w promieniu stu kroków była Iskra. Prawdopodobnie szykował coś specjalnego lub — co prawdopodobniejsze — chciał uniknąć nie do końca normalnych wielbicielek, które mimo żony dobijały się do mężczyzny drzwiami i oknami. Dlatego też rzadko kiedy Filian zdejmował kaptur — jeśli to zrobił, spod starczej siwizny prześwitywała całkiem przystojna twarz zadbanego czterdziestolatka. Dodatkowo wysoki stopień w wojsku działał na kobiety — ale nie tylko — jak magnes.

— Na przykład Filian czy generał Vester albo pułkownik Sil Amore — poprawiła się. — Swoją drogą z tą czwórką wiąże się ciekawa historia, ale o tym może innym razem. — Odchrząknęła i pociągnęła kolejny łyk wódki. — Mimo że atmosfera między dwoma armiami była bardziej niż napięta, Iskra schyliła się, by poprawić dziecięcy sandał na nodze i najspokojniej w świecie ruszyła odstawić wróbla na pobliskie drzewo. W połowie drogi jednak się rozmyśliła i rzuciła się na ziemię. Quellestianie byli tak zszokowani, że nawet nie wiedzieli, kiedy Iskra zaczęła gryźć ich po kostkach. Na początku wciąż chcieli napierać, ale ostatecznie nieludzkie okrzyki bólu kompanów skutecznie zniechęciły resztę Quellestian do walki z tą niepozorną dziewczynką. Tak też Iskra przeszła do legendy. Pojawiając się w szlafroku, sandałach i szkłach przydymionych sadzą na środku pola bitwy.

— No, no — mruknęła Iskra, przewracając się na stole. Zrzuciła przy tym kilka kufli, ale biedne kufle zostały zupełnie zignorowane. — To nie do końca tak było.

— Oni po prostu stwierdzili — odezwał się staruszek — że co jak co, ale z dzieciakiem, który wbija w środek bitwy, wypuszcza wróbla, a potem gryzie im kostki lepiej nie dyskutować. Lepiej chronić kostki.

Iskra parsknęła śmiechem i zniknęła, by za chwilę pojawić się tuż przy mężczyźnie i tak po prostu przybiła mu piątkę. Wszystko wskazywało na to, że znali się, i to nawet bardzo dobrze.

— A ty co się odzywasz? — odezwał się ten chłopak, który rozpoczął wcześniejszą kłótnię. — Byłeś tam?!

Filian spojrzał na Iskrę. Iskra spojrzała na ciastko. Ciastko nie spojrzało na Iskrę. A później oboje (choć Iskra z pełnymi ustami) roześmiali się w głos.

— Jeszcze się pytasz, laiku? — rzuciła Iskra. — Może i wyglądam młodo, ale tacy staruszkowie jak ten tutaj, możesz wierzyć lub nie, ale brali udział w tamtej bitwie. A ten konkretny pomógł mi kiedyś przy zakładaniu amatorskiej fabryki żelków z krwi moich wrogów. Wybuchło, ale i tak było zabawnie.

I tymi słowami można by było podsumować całe życie Iskry i jej znajomość z Filianem — wybuchło, ale było zabawnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro