❤ Grzesznicy ❤

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Drogi czytelniku~!

Wybacz odstęp czasowy:

Mój mózg postanowił włączyć tryb panikary, bo tym jak wielce szanowny profesor zapowiedział egzamin z cudownego przedmiotu, jakim jest metodologia badań językoznawczych (dalej nie mam pojęcia, o czym są wykłady, a na zajęciach co prawda byłam raz...) toteż poświęciłam swoje święta (bo to normalne, że między barszczykiem a karpiem powtarzam niczym zaklęcia twierdzenia, które nic nie wnoszą w moje życie) na zapamiętywanie materiału (nie, nie muszę tego rozumieć, mam to zdać)

Chaos w moim życiu to norma, a dokładanie kolejnych obowiązków to standard

Gdzieś w stresie zgubiło się moje wyczucie estetyki i wena.

Poniższy rozdział stanowi dodatek specjalny, dziwny, niepasujący do całości wymysł... (Jashinie... czy ja muszę wszystko niszczyć? To jakiś unikatowy skill?)

❤ Sceny +18, YAOI!

❤ Spółka MistyKhaito to spółka z ograniczona odpowiedzialnością! Nie ponosząca odpowiedzialności za możliwe skrzywienia postrzegania opowiadania, świata oraz samej autorki. Skargi i zażalenie możliwe do składania w godzinach 12.00-14.00 nie pracuję w weekendy i święta.

Osobą współodpowiedzialną tego shitu jest Teyka-chan

~*❤* ~


Krząta się, staje w miejscu, uśmiecha, gestykuluje i przytakuje miarowo, chwyta, co rusz najbliższy przedmiot, wygląda teraz, jakby cała jej uwaga skupiała się na bibelocie, a słowa rozmówcy były nieistotną plątaniną błahostek. Znika, odstawiając zdobycz w zupełnie odmiennym miejscu, kiedy wraca, trzyma w dłoni skrawek materiału.

On już wie, że rozmowa przybrała charakter długiej, swobodnej pogadanki. Hashirama, choć bliski swego powrotu nie ograniczy się do krótkiej wymiany życzliwości. Nawet jeśli uda mu się zrelacjonować swą nieobecność, opowie wszystko od nowa, ubierając w piękniejsze słowa, wsparte fotografiami i oczywiście, gdzieś między "ci wszyscy ludzie byli tak sympatyczni", a "jakież cudowne widoki dane mi było podziwiać" uzmysłowi sobie, że przecież zapomniał o zapakowanych przez pracownice informacji turystycznej upominkach.

Mito wciąż zdaje się wirować na tle pokoju. Każdy nawet najmniejszy drobiazg znajduję się teraz na kawowym stoliku. Uśmiecha się, zapewniając, że udało jej się te parę prozaicznych spraw związanych ze ślubem.

A on odsuwa pokryty ciemnym osadem kubek. Przeciąga się, by następnie oprzeć się wygodniej. Powieki są takie ciężkie, rozmowa taka prosta, taka przyjemna, lekka...





~*❤* ~






- Słyszysz?

Coś zaciska się na ramieniu. Szczypie.

Potrzeba chwili nim uzmysłowi sobie, że to Mito zacisnęła na nim paznokcie, usiłując go wybudzić.

- Połóż się w łóżku.

- Zostaw. Muszę wrócić do pracy.

- Żartujesz sobie?

- Nie.

- Tobirama! Spójrz na siebie! Ledwo widzisz na oczy! Siedzisz nad tym o, kiedy wróciłeś i właściwie stoisz w miejscu. Prześpij się, inaczej nie ruszysz z miejsca.

- Nie mam czasu.

- Nie masz też poszanowania dla siebie!

Wciąż mówi. Prawi pedagogiczne pogadanki pełne ostrzeżeń, jakby przekonana, że nie jest ich świadom, a przecież wie, że sen jest konieczny. Wie, że musi odpocząć...

- Nie mogę się położyć, ale chętnie się przejdę - oznajmia, szukając myślami miejsca, w którym zaznałby spokoju.


~*❤* ~






Samochody wciąż krążą, zataczają koła, szukając wolego miejsca na parkingu. Tylko cudem udaje mu się zająć miejsce na przodzie. Musiał przy tym zajechać drogę czarnej alfie, ale to już nieistotne.

Powietrze jest rześkie, faktycznie zdecydowałby się na spacer, gdyby tylko nienarzucone na niego obowiązki.

- Szybko wróciłeś - ciepły, męski głos wyrywa go z letargu.

- W moim domu trwa obecnie rewolucja, ciężko zrobić tam cokolwiek - uśmiecha się mimowolnie w kierunku starszego mężczyzny.

- Mito? Musi tęsknić za Hashiramą i szuka sobie zajęcia. Pozdrów ją ode mnie.

- Oczywiście - Tobirama jeszcze raz obdarza portiera uśmiechem, by zniknąć za metalowymi drzwiami windy.

Zegarek pokazuje 18.38. W wydawnictwie panuje cisza, przerywana przez pojedyncze szmery. Nie zastał nikogo innego w przestrzeni wydzielonej mu do pracy.

Teczka uderzyła o blat. Ekran rozjaśnił pomieszczenie.

Uderzał miarowo w klawisze klawiatury, wypełniając rubryki. Cisza i krótka przerwa pozwoliły mu zebrać wszelkie myśli.

Już prawie koniec. Jeszcze tylko znaleźć odpowiedni segregator. Powinien gdzieś być. Pamięć odtworzyła scenę, w której Izuna wpinał kolejne broszury w nabrzmiałą już oprawę. Przeklinał pod nosem i znikł. Tobirama wstał, by podążyć w ślady Uchihy. Półki na korytarzu kryły wiele teczek, pudeł, segregatorów i albumów. Trzeba odnaleźć ten właściwy w barwie pistacji. Nie. Tu też nic. Może przeoczył, a może ktoś korzystał z niego po Izunie? A może... wzrok wędruje dalej. Mała szafka przy drzwiach prowadzących do gabinetu Madary, na której zazwyczaj zostawiono dokumenty i raporty, gdy czcigodny szef nie był łaskaw, poświęć swego czasu, ale nic na niej nie zalegało. Wąska szara w drzwiach informowała za to, że wspaniałomyślny Uchiha zapomniał zgasić za sobą światło. Powinien wejść i wyłączyć oświetlenie, a jeśli on siedzi w środku i faktycznie pracuje? Raczej nie, powinien chyba zainteresować się odgłosami dochodzącymi z korytarza. Ekspres do kawy rozpoczął mielenie ziaren, zawiadamiając o obecności Uchihy.

Skórzany fotel zadygotałm, gdy Tobirama ponownie zajął swe miejsce. Jeszcze tylko odpowiedzieć na kilka maili i sprawdzić raporty drukarni. Jego nieobecność przeciągnęła się wystarczająco długo, by Mito mogła odkryć kłamstwo i wytoczyć kolejne argumenty.

Tyle że czas nie lubi się podporządkowywać...





~*❤* ~



20.12 czas odłożyć pracownicze teczki na miejsce, wyczyścić filiżankę i opuścić budynek.

Uchiha z plikiem białych teczek opuszcza stanowisko pracy. Przeszklone drzwi rzucają, stłumione świtało na ścianę korytarza. Któryś z żółtodziobów nie zdołał domknąć swoich spraw na czas... Twarz przybiera wyraz pewnego siebie przywódcy, ideały godnego naśladowania, posągu i filaru oddziału gotowego do składania mu czci.

Ciemne oczy natrafiają na jasną czuprynę. Senju. Amator, który nie raczył odwrócić nawet wzroku.

Prychnięcie pełne pogardy, wypełnia pomieszczenie.

- Nie schlebiaj sobie. Nie jesteś, aż tak dobrym szefem, żebym brał dla ciebie nadgodziny.

- Nie jesteś, aż tak dobry pracownikiem, żebym zlecał ci cokolwiek ponad zakres twoich obowiązków.


~*❤* ~



Od słowa do słowa. Od obelg przez kpiny i drwiny, aż po wyzwiska i wypomnienia. Właśnie w taki sposób Madara zdołał sprowokować swojego podwładnego. Ba! Zdołał go nawet rozwścieczyć do stanu, który do tej pory był mu obcy. Prawda, że wielokrotnie obserwował, jak młody Senju drży ze złości, jak drgająca powieka prowadzi do odsłonienia szeregu zębów. Widział, jak napina mięśnie i zaciska pięści. Nigdy jednak nie wdział takiej nienawiści w jego oczach.

Dzika, niepohamowana złość napędzała go. Pozwoliła mu przywrzeć Madare do ściany. Uchiha czuł nierównomiernie rozprowadzane ciepło oddechu, które paliło skórę na jego skroni.

- Skończysz mnie wkurwiać?

Wzrok pełen chęci mordu, drążył ciemne tęczówki.

- Zwolnij się będzie łatwiej nam obu.

Dlaczego miałby ustępować? Czyż nie włożył dostatecznie wiele trudu w uzyskanie stanowiska? Czy nie wyparł się rozkoszy i uciech w imię obowiązków? Nie dość długo doskonalił się w tak licznych dziedzinach? Przecież był dla siebie surowy. Nie litował się i nie użalał. Nie odpuszczał. Nie odpuszczał, gdy stawką były wyniki egzaminów, oceny końcowe, olimpiady, projekty, testy umożliwiające studiowanie. Nie rezygnował z nadgodzin i szkoleń. Nie brał wolnego. Nie próżnował. Nie zaniedbywał. Nie... Nie odważył się... Nie odważył się przyznać, że wszelka rywalizacja, którą z nim toczy istnieje jedynie, by zwrócić na siebie uwagę, bo przecież nie przyzna, że jest niczym dziecko, które domaga się zainteresowania.

I czemu czuje, jak traci pewność? Zwątpienie? Smutek? Skąd ta karuzela żalu? Łzy?




~*❤* ~



Czemu się uspokoił? Przecież nie zdołał nawet wywrzeszczeć nagromadzonej w nim frustracji. Nie dał upustu złości. Zamiast tego osłupiony przygląda się jemu.

W końcu ośmiela się na ruch. Palce grzęzną między czarnymi kosmykami. Musi szarpnąć, przecież musi...

Kim do cholery jesteś? I czemu tak na mnie działasz? Jak można nienawidzić i pragnąć jednocześnie? No kurwa jak!?

Wolna dłoń uderza w ścianę. Ciche echo rozchodzi się w pomieszczeniu. On uchyla usta w akcie zdziwienia.

Okazja jedna na milion. Innych nie będzie.

Musi być szorstki, musi być zły... więc kradnie... odbiera brutalnie pocałunek z warg, które zaciskają się w wąską linie. Wiedział, że tak się stanie. Szarpie za włosy, zmuszając Uchihe do ponownego rozchylenia warg. Sam pogłębia pocałunek. Język snuje się wzdłuż linii warg. Kołysze się, zaglądając w głąb policzków, kontroluje czubek języka Uchihy. Odsuwa się, by nabrać powietrze, ale dostawa tlenu nie otrzeźwi już umysłu, już za późno. Szarpie jeszcze raz, by odtworzyć pocałunek na nowo w asynchroniczny sposób.

Uchiha trochę walczy. Zaciska dłonie na jego nadgarstkach. Jest nieskuteczny. Nie chce być, musi zachować tylko pozory.

Wszystko toczy się instynktownie.

Kolano Tobiramy jeszcze bardziej zmusza Uchihe do napierania na ścianę. On się przysuwa. Szepcze słyszalne tylko dla siebie frazesy.

Przyzwoitość zanika wraz z poczuciem czasu. Żadne z nich nie wie ile trwała wymiana spojrzeń, muskanie warg i upust gorącego powietrza.

Koszula już w połowie odkrywa tor Madary, jeszcze parę guzików, by mógł przyjrzeć mu się w pełni. Już teraz widzi, jak bardzo się zmienił. Ten mizerny, niski dzieciak przeistoczył się w pierdolony posąg mężczyzny idealnego.

Biały materiał upada.

W innej scenerii mógłby nawet skomplementować szereg przemian teraz nie... Teraz instynktownie kładzie dłoń na piersi. Czuje szalejące w środku serce. Odrywa się od ust. Pociąga za włosy zmuszając go do odchylenia głowy, nie chce, by śledził jego ruchy. Nie teraz... Druga dłoń toczy nierówną walkę ze sprzączką paska, w tym czasie język decyduje się zakosztować sutków. Powoli, bez pośpiechu styka się z ich nawierzchnią. Udało się poluzować pasek, udaje się odpiąć ostatni guzik. Język przyśpiesza. Jest chaotyczny. Dłoń schodzi niżej.

Dłoń pochwyca członka, który zaczyna pulsować. Krew krąży szybciej.

Usta spotykają się na nowo. Pocałunki głębokie, szybkie, energiczne. Przepełnione brutalnością i pożądaniem. Nieustające szarpnięcia za włosy.

Błądzące dłonie obu mężczyzn.

Nabrzmiały penis pulsuje w dłoni Tobiramy. Szybkie, dokładnie ruchy pieszczą członek.

Senju pozwala oderwać się mężczyźnie od ściany, jedynie by pokierować nim na nowo. Kolejne energiczne szarpnięcie, powoduje, że Uchiha wykonuje dokładnie to co czego Tobirama oczekuje.

Dłonie zaciskają się na wąskich biodrach.

Ciemne kosmyki odchyla na bok, teraz może drażnić skore szyi ciepłem oddechu od czasu muskając je wargami. Pozwala sobie pieścić płatek ucha.

Dłoń na nowo zaciska się na piersi. Palce szczypią i drażnią sutki.

Druga dłoń zaciska się na pośladku. Wbija paznokcie, przesuwając się bliżej. Pierwszy palec zaczyna penetrację. Po chwili zaprzestaje. Tobirama oblizuje go. Wytyka w usta Uchihy, czekając, aż ten zacznie go ssać. Wilgotny powraca do środka. Dołącza do niego kolejny. Dwa długie palce tańczą w środku Uchihy.

Tobirama oblizuje palce drugiej dłoni, nawilża nimi własnego członka.

Rozpoczyna się właściwa przyjemność.  Penis dostaje się do środka. Ruchy wolne, przepełnione ostrożnością. Nie wchodzi do środka, czeka, aż Uchiha przywyknie do nowego uczucia. To trwa chwile, która zdaje się dłużyć. Tobirama nie jest cierpliwy. Zaczyna dziki taniec. Szybkie, płynne ruchy. Członek zostaje wypchany do końca.

Dłoń rozluźnia uścisk. Na pośladkach pozostaje wyraźny ślad wbitych paznokci.

Palce zaciskają się na piersiach. Tobirama niemalże rozrywa napiętą skórę. Kiedy uścisk się rozluźnia jedynie lewa dłoń pozostaje na swoim miejscu prawa pochwyca członka. Góra, dół, góra, dół... 

Ruchy dłoni i bioder stają się szybsze.

On kończy. Wypełnia Madare. Zanim wyjdzie odpuści sobie pieszczoty. Wyjmuje penisa. Krople białego płynu spływają wzdłuż nabrzmiałego przyrodzenia.

Trzy palce wkraczają do środka. Wszystko, by przedłużyć poczucie zniewolenia.

Kiedy się znudzi wysunie i da mu do skosztowania.

On sam chętnie skosztuje tego co Uchiha ma do zaoferowania.

Opiera go na powrót o ścianę. Klęka przed nim. Język snuje się wzdłuż członka. Penis pulsuje. Senju odrywa się, by dokończyć wszystko dłońmi. Uchiha nie wytrzymuje. Sperma tryska, brudzą nawierzchnie podłogi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro