1.
Pov: USA
Siedziałem w swoim pokoju i przeglądałem neta. Jutro muszę jechać z Joe Biadenem spotkać się z Ukrainą i jej prezydentem. Szczerze nie chce mi się... wolałbym siedzieć w domu i nic nie robić, ale jestem krajem, a mną żądzi prezydent więc muszę. I jeszcze ta głupia praca papierkowa i inne te głupoty. Wtedy sobie przypomniałem, że... w poniedziałek do pracy... fuck. To jest gorszę niż ta robota papierkowa. Położyłem telef-
(Kanada- Kd)
Kd: brat?
USA: co się drzesz
Kd: zrobiłem śniadanko ^^ chcesz?
USA: tak
Kd: to rusz te swoje cztery litery i chodź
USA: ej no nie bądź żyd
Kd: wstawaj i chodź
USA: eh... Dobra..
Wstałem I poszedłem na dół. Austria i Nowa Zeladia już jedli. Usiadłem do stołu. Popatrzałem na talerz. Kanada dobrze gotuje, ale cały czas robi tylko te naleśniki i pankiejki. Za niedługo będę srał naleśnikami. Zacząłem jeść. Po chwili skończyłem wstałem i dałem talerz do zmywarki poszedłem do mojego pokoju. Położyłem się I wziołem telefon. Za niedługo będzie akcja z odzyskaniem Rosji. Ten głupi Putin więzi go gdzieś. Szczerze żal mi Rosji on jest zmuszany żeby walczyć z swoją własną siostrą. Wogule mi się jutro nie chce jechać. Potem jeszcze muszę jechać do jakiejś... Polski? No chyba tak Polski. Nawet nie wiem po co i nawet nie wiem kto to kurwa Polska. Nawet nie wiem czy to kobieta czy chłopak. No ale chyba kobieta. Albo i nie. Boże coraz bardziej nie chce mi się jechać tam. W dodatku będę musiał tam nocować u tego? Tej? Polaka? Polki? Dobra walić. Napisałem do Meskyku czy możemy się spotkać. Zgodził się. Mogę przyjść kiedy chcę do jego domu. Wstałem podszedłem do szafy wziołem z niej ubrania i poszedłem do toalety. Umyłem się i ubrałem to co zawsze czyli czarna bluzka z napisem NASA granatowe dżinsy z dziurami i okulary przeciw słoneczne. Wziołem telefon i wyszedłem z domu. Wsiadłem do auta I zacząłem jechać do domu Meksyku. Kiedy dojechałem zaparkowałem auto. Wyszedłem z auta I je zamknąłem. Podszedłem do drzwi od jego domu i zapukałem. Gdy tylko otworzyły się drzwi rzucił się na mnie Meksyk. Popatrzałem na niego zszokowany.
USA: hej... a tobie co...?
Mk: dawno się nie widzieliśmy ^^
USA:...nie widzieliśmy się raptem dwa dni...
Mk: cicho dla każdego czas mija inaczej okej?
USA: okej?
Mk: idziemy gdzieś czy zostajemy w moim domu?
USA: a chodźmy się przejść
Mk: Czekaj tylko się przebiorę
USA: dobra
Wtedy Meksyku gdzieś polazł. Po chwili wrócił już ubrany. Zamknął dom i zaczęliśmy iść gdzieś do parku.
Mk: co jutro robisz?
USA: eh... muszę jechać do Ukrainy potem jedziemy do jakiejś Polski... nawet nie wiem czy to chłopak czy dziewczyna...
Mk: chłopak
USA: to nie zmienia faktu że dalej mi się nie chce...
Mk: czemu?
USA: bo będę musiał nocować u jakiegoś totalnie mi obcego typa...
Mk: mogę jechać z tobą ^^ jeśli oczywiście chcesz?
USA: tak chcę żebyś jechał tam ze mną
Mk: dobrze a o której mam do ciebie przyjechać
USA: o szóstej rano...
Mk: Już wiem dlaczego ci się nie chce
USA: no... a wogule czemu akurat u polaka...?
Mk: twój prezydent lubi Polaków nie wiesz?
USA: jak widać nie
Mk: ale z ciebie debil...
USA: a z ciebie idiota
Mk: a z ciebie gej
USA: no i? Ty też jesteś gejem
Mk: no tak ale nikt nie jest takim gejem jak ty~
USA: -_-
Mk: :3
USA: -----____-----
Mk: (•ω•)
USA: zboczeniec...
Mk: hie hie hie
USA: wiesz co jednak ja już idę się pakować... ty też się pakuj...
Mk: no dobra ale na ile dni?
USA:...eh... na cały tydzień...
Mk: dobrze to chodź ^^
Zaczęliśmy iść z powrotem do jego domu. Po chwili byliśmy. Porzegnaliśmy się wsiadłem do auta I zacząłem jechać do domu. Po chwili dojechałem. Wszedłem do domu i odrazu zobaczyłem wkurwionego tate. Popatrzałem na niego.
USA:...hej tato...
WB: gdzie byłeś?
USA: u Meskyku...
WB: a ja musiałem siedzieć i uspokajać twoje rodzeństwo bo chcą jechać z tobą do Polski
USA: co?
WB: to co słyszysz a teraz zajmij się ich uspokajaniem bo ja muszę iść do pracy
USA: dobrze tato...
WB: pa
Wtedy tata poklepał mnie po głowie I wyszedł. Wtedy odrazu zbiegło się moje rodzeństwo. Zaczeli się wypytywać czy mogą jechać ze mną.
USA: nie wiem
Au: ale Ame
USA: napiszę do Joe Biadena czy możecie
Nz: dobrze
Kd: a jaj się zgodzi to na ile mamy się pakować?
USA: na tydzień
Poszedłem do mojego pokoju. Wziołem telefon I napisałem do mojego prezydenta czy mogą ze mną jechać Knada, Nowa Zelandia, Australia i Meksyk. Położyłem telefon. Wziołem walizkę i zacząłem się pakować. Po chwili usłyszałem, że dostałem wiadomość. Wziołem telefon. Napisał, że Polska nie ma nic przeciwko żeby przyjechali. Westnąłem. Dokończyłem się pakować. Wtedy do pokoju wbił mi Kanada. Popatrzałem na niego zirytowany.
USA: czego znowu?!
Kd:...Jezu... obiad zrobiłem... chcesz?
USA: tak
Kd: okej to chodź a swoją drogą zgodzili się? ^^
USA: tak... Polska nie ma nic przeciwko... a co na obiad?
Kd: twoje ulubione hamburgery ^^
Uśmiechnąłem się. Poszedłem z nim do kuchni usiadłem do stołu i zacząłem jeść hamburgery. Popatrzałem na Kanadę.
USA: a ty? Nie jesz?
Kd: jakoś nie jestem głodny ^^
USA: ale... nie widziałem żebyś jadł od trzech dni... w dodatku... masz wory pod oczami...
Kd: eh... jadłem a po drugie no nie spałem trochę ale dzisiaj się wyśpię ^^
USA: dobrze...
Kd: a swoją drogą czytałem trochę o Polsce i tam nie będziesz już jadł hamburgerów
USA: co...?
Kd: tam będziesz jadł inne rzeczy a nie fast wood
USA: ale...
Kd: nie ma ale przynajmniej trochę schudniesz... umówmy się trochę ostatnio ci się przytyło...
USA: -_-
Kd: przykro mi ale takie są fakty
USA: ta...
Powiedziałem podejrzliwie i zacząłem dalej jaść. Po chwili skończyłem. Wstałem włożyłem talerz do zmywarki i poszedłem do mojego pokoju. Wszystko już miałem naszykowane. Położyłem się na łóżku. Ja nie mogę... Z każdą minutą coraz bardziej mi się nie chce tam jechać. Zamknąłem oczy po chwili zasnąłem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie moi drodzy mam nadzieję że wam się książka spodoba i z góry przepraszam za wszystkie błędy.
Słowa: 1000
23/06/2023r
Papaja :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro