Rozdział 12. Jesteś? Jestem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęły trzy tygodnie. Severus zdążył już zrobić nieludzką awanturę, ale teraz nikt go nie słucha. A co najlepsze to użyliśmy niezmywalnej farby. Woźny Filch używał wszystkich możliwych środków do wyczyszczenia, lecz nic z tego.
W sumie to chyba każdy powiedziałby, że teraz wszystko będzie dobrze, że powstanie tzw. Happy End. Czyli Lilka pogodzi się z Jamesem, nikt się nie pokłóci a moje sytuacja jaka była, taka zostanie. W sensie, że zaprzyjaźnię się z Huncwotami. Cóż, tak nigdy nie będzie, niestety.

W dalszym ciągu nie znalazłam pamiętnika. Kiedy powiedziałam, to Lily stwierdziła, że nic nie nie stało. Może ona nigdy nie miała takich problemów, ale jeśli ktoś go przeczyta i dowie się o moich tajemnicach... Umrę ze wstydu.
Przez ten czas zżerały mnie nerwy. To dla mnie niezwykle ważne... Ja już nie umiem nad tym zapanować, a w dodatku teraz rany były głębsze, dłuższe.

Właśnie byłam z Lily i chłopakami w bibliotece. Sytuacja między moją przyjaciółką a Rogasiem faktycznie nieco się uspokoiła. Mimo to trzymają się na bardzo duży dystans.
— Podasz mi tę książkę? — spytała Lily i wskazała na podręcznik od zielarstwa.
— Jasne — odparłam.
Niestety musiał tu przechodzić on. Osoba, której nienawidzę bardziej od kierowcy Skody, który był winien śmierci rodziców.
Tak, to nie kto inny tylko Lucjusz Malfoy. Od pięciu lat niszczy mi życie w Hogwarcie. Zaczęło się od tego, że przypadkowo wpadłam na niego i spadł ze schodów. Od tej pory nie daje mi spokoju. Mimo, iż było to w pierwszej klasie!
— No proszę! Szlama ucząca się magii. To niespotykany widok, co nie? — roześmiał się ironicznie.
Milczałam. Dobrze przywykłam do tego typu słów, choć zawsze starałam się odpowiadać jego zaczepkom, to teraz było mi już wszystko jedno.
— Zamknij się, Malfoy! — wykrzyknęli James i Lily.
Dobrze wiem, że po prostu się na mnie uwziął.
— Co się tu dzieje?! Wiecie, że nie wolno krzyczeć w bibliotece! — nie wiadomo skąd pojawiła się pani Pince, bibliotekarka, którą często porównuje się do wygłodzonego sępa...
— Ale proszę pani, nic się nie stało — zapewniłam.
— No nie wiem, nie wiem — burknęła. — jednak idźcie już, bo jest późno.
Cóż mieliśmy zrobić? Nic. Spakowaliśmy książki i wyszliśmy.

James specjalnie wybrał drogę skrótem, aby móc "podziwiać" dzieło. Przystanęliśmy na dłuższą chwilę.
— Nadal nie rozumiem, dlaczego tak nienawidzicie Severusa — rzekła już bliska płaczu Lily.
Ona bardzo lubi tego Ślizgona, ale odkąd wiem, że przyjaźni się z Malfojem to już nie mam ochoty nic mówić.
— To nasza sprawa — mruknął Rogacz.
Ruda westchnęła. Wiedziała równie dobrze co ja, że zbyt łatwo się tego nie dowie.

Późnym wieczorem...

Postanowiłam się przejść. Chciałam posiedzieć przy Bijącej Wierzbie. Musiałam wszystko przemyśleć. Bardzo upodobałam sobie to miejsce a teraz kiedy jest nieco cieplej, mogę siedzieć dowoli.

Zeszłam jakimś przejęciem na piąte piętro. Usłyszałam jakiś odgłos. Obruciłam się gwałtownie. Nic, tylko mrok. Jednak na wszelki wypadek wyjęłam różdżkę. Nie wiadomo co się tu dzieje...

I znów szelest. Rozejrzałam się po raz ostatni i... Ktoś rzucił się na mnie i przygwoździł do ściany. Aż krzyknęłam ze strachu.
W mroku dostrzegłam twarz znienawidzonej osoby...
— Malfoy — syknęłam wściekłe, a w każdym razie chciałam, aby tak to zabrzmiało.
— Szlama — rzucił ostro.
Chciałam trawić go jakimś silnym zaklęciem, ale co się okazało? Wyrwał mi różdżkę.
— Czego chcesz? — warknęłam.
— Chcę ci dać taką nauczkę, że zapamiętasz mnie do końca życia
Prychnęłam wyniośle. Przycisnął mnie jeszcze mocnej.
— No, co mi niby zrobisz?
— Czy czasem nie zginęło ci coś? — spytał jakby od niechcenia.
Zamarłam w bezruchu. Przestałam się nawet szarpać.
— Pamiętnik — szepnęłam bardziej do siebie niż do niego.
On tylko roześmiał się szyderczo.
— Cała szkoła dowie się o twoich nic nie wartych rodzicach, o wszystkich twoich sekretach — zagroził.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu, choć bardzo chciałam zachować kamienny wyraz twarzy.
— Jak śmiesz ty wstrętny, podły.... — nie dokończyłam.
I wtedy usłyszałam głos:
— Puść ją! — to był Syriusz.
Ślizgon tak zrobił i zaczął uciekać. Nie sądzę jednak, żeby przestraszył się Łapy. O nim wiele można powiedzieć, ale na pewno nie to, że nie zna się na magii. Malfoy po prostu chciał uniknąć zbędnych kłopotów. Przedtem jednak cisnął książką o ziemię.
Osunęłam się na ziemię. Zaczęłam drżeć. Łapa uklęknął obok mnie.
— Spokojnie on już nic ci nie zrobi — zapewnił.
Być może, ale jutro cały Hogwart będzie wiedział o dziewczynie, której jedyna rodzina nie żyje.
— Tu... nie... chodzi o to — załkałam.
— A o co? — spytał łagodnie.
Nie miałam wyjścia. Musiałam powiedzieć, chociaż to było straszne.
— Ja...moi...rodzice nie żyją. A Malfoy chciał to rozpowiedzieć. A ja jeszcze nikomu o tym nie mówiłam. Przecież nie dałabym rady. — Nawet nie wiedział, ile mnie to kosztowało.
Syriusz zamarł, zbladł.
— W jaki sposób? — nie dawał za wygraną.
— Zostali.... potrąceni przez samochód i nie przeżyli tego! Zostałam sama jak palec! Bez nikogo.
— Ale dlaczego nie powiedziałaś tego nikomu?
— A co? Myślisz, że ktokolwiek by mnie zrozumiał? Myślisz, że pojąłby katusze, jakie cierpię każdego dnia?
Odgarnęłam włosy, ale Łapa złapał mnie za nadgarstek i zawołał:
— Vivienne!
Czy coś powiedziałam? Nie. Po prostu się do niego przytuliłam. Bez żadnego słowa, spojrzenia.
Natychmiast odwzajemnił uścisk.

Nie wiem, ile to trwało. Ale czas nie był ważny...

791 słów! Jeeeej! Czekam na gwiazdki i komentarze.💪
Bardzo dziękuje Wam za tyle wyświetleń a liczba wciąż rośnie!
DZIĘKUJĘ!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro