Rozdział 17. Naprawdę?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zamilkłam. Po prostu wypatrzyłam się w te szare oczy...

Mogłabym tak trwać przez całą wieczność.
Nagle usłyszeliśmy jak ktoś cicho kaszle. To Rogacz, który dziwnie się na nas patrzył sprowadził nas na ziemię.
- Cześć stary! - zawołał z szerokim uśmiechem na twarzy.
- James. - Łapa uśmiechnął się krzywo.
- I co się stało? Opowiadaj! - zawołał podniecony okularnik.
Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i po raz drugi wysłuchałam tej opowieści, ale miałam wrażenie jakby było to opowiedziane z większą swobodą, jakby ta wypowiedź była wyzbyta wszelkich uczuć. A może się myliłam? Nie wiem, mam za duży mętlik w głowie...

Łapa uniósł się lekko i natychmiast syknął z bólu.
- A ty dokąd się wybierasz? - zdziwił się Rogaś.
- Nie wiem. Muszę sobie znieść jakieś miejsce, bo na Grimmauld Place nie wrócę - mruknął w odpowiedzi.
- Aleś ty głupi - warknął. - To chyba jasne, że zamieszkasz u mnie.
Szarooki miał taką minę jakby przed chwilą dostał mocno w twarz i jeszcze się nie zorientował o co chodzi.
- A- le ale j-ja to n-no. - Spojrzał na mnie błagalnie.
Cicho zachichotałam.
- A co ty sobie myślałeś? Że pozwolimy ci odejść nie wiadomo gdzie?
- Ale j-ja n-no. - Syriusz wyglądał tak żałośnie, iż nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się śmiać w niekontrolowany sposób...

Później...

Niecałe dwie godziny później usłyszeliśmy dzwonek do drzwi i Rogacz poszedł otworzyć. W przedpokoju chyba o czymś szeptano, ale potem wkroczyła pani Potter. Była wysoką i szczupłą brunetką o oczach tego samego koloru co jej syn. Była w średnim wieku a na jej czole widać było kilka zmarszczek. Wygladała na bardzo zmęczoną, lecz ciepłą osobę.
- Oooooooo! A kim ty jesteś? - zapytała niemałym zdziwieniem i nie czekając na odpowiedz podała mi rękę.
- J-ja - zaczęłam nico zbita z tropu. - Ja nazywam się Vivienne Blue i-i
- Mamo! Przecież mówiłem ci o niej - zawołał Rogaś.
- Zaraz, zaraz - mruknęła kobieta. - Czy to nie do niej pisałeś list, żeby cię dowiedziała?
- Tak.
- To w takim razie, w jaki sposób tak szybko się tu znalazłaś? Przecież nie umiesz się sama deportować.
- No tak, ale ja mieszkam całkiem niedaleko. - Po raz trzeci tego dnia wyjaśniłam to samo.
- Aha - wreszcie przeniosła wzrok na Łapę. Chyba wcześniej go nie zauważyła - ojej to..... to.
- Słucham? - Włączył się do rozmowy Syriusz.
- Słuchajcie dzieciaki. - Zwróciła się do mnie i Jamesa. - Ojciec wróci niebawem, ale może pójdziecie coś zjeść?
- Jasne - burknął Rogaś.
- Jak się czujesz? - spytała Syriusza.
Rogaś zaprowadził mnie do kuchni. Dopiero teraz poczułam jak bardzo jestem głodna. To wszystko przyprawiło mnie o ból głowy. Jednak zaczęłam sobie robić kanapkę a mój przyjaciel mruczał pod nosem "A miała być późno", "Ale nie, to ja musiałam bawić się w ogrodnika" itd. Usiadłam naprzeciw niego i zaczęłam jeść...
Kiedy skończyłam zaczęłam rozmowę;
- Czy Lunatyk i Glizdogon dadzą radę przyjechać?
- Nie wiem, ale chyba nie. Lunatyk zbytnio nie może z powodu "futerkowego problemu" a Peter... W sumie to nie wiem, ale raczej nie.
- Szkoda - mruknęłam - Będzie mi ich brakować i to bardzo.
- Mi też...- James urwał jakby gorączkowo nad czymś myślał - Viv?
- No?
- A właściwie jak to się stało? Dlaczego? - zadał z pozoru niewinne pytania a jadnak raniące w sposób, którego nie da się opisać.
Dlaczego on zawsze musi wyciągnąć taki temat? Jakbym jeszcze za mało wycierpiała?
- Nie wiem. To były ułamki sekund, zaledwie chwila, a potem już tylko śmierć - dałam mu dość niejasną odpowiedź, ale tak czułam.
Nikt nie zdążył nic więcej dodać, bo weszła pani Potter. Uśmiechnęła się ciepło i powiedziała;
- Przepraszam, że was tak wypędziłam, lecz musiałam się dowiedzieć od Syriusza co się wtedy wydarzyło i to natychmiast.
- Dobrze - odparliśmy jednocześnie.
Nastała dość niezręczna cisza i nie z tego ni z owego spojrzałam na zegarek. Zrobiło się dość późno, więc to oznajmiłam i powiedziałam, że nie chcę robić kłopoty i już pójdę.
- Ależ ty nie sprawiasz żadnych problemów. Możesz tu przychodzić, kiedy zechcesz - zaoponowała kobieta.
Uśmiechnęłam się nieśmiało. Poszłam tylko pożegnać się z Łapą i powiedzieć, że wpadnę jutro...

Szłam uliczkami. Wieczór był ciepły, ale w mojej głowie krążyły ponure myśli. Przez tą rozmowę ogarnęła mnie kolejna fala bólu, tęsknoty, żalu. Weszłam do domu rzucając torbę w najdalszy kąt pokoju. Weszłam do salonu i jedyne co rzuciło mi się w oczy to zdjęcie. Zdjęcie przedstawiające mnie z mamą i tatą. Przyjrzałam mu się dokładnie. Byłam w tedy roześmiał i szczęśliwa. A co mam teraz powiedzieć? Teraz pozostaje tylko ból. Ból, który rani mnie na każdym kroku. Tęsknota i cierpienie to jedyne co mi po nich pozostało. Nie umiem już przywołać wspomnień, tych pięknych chwil, które razem przeżyliśmy.
Z wolna odsunęłam się po ścianie a łzy w niekontrolowany sposób zaczęły płynąć po moich policzkach.
- Mamo - szepnęłam - tato...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro