Rozdział 2. Lily, Huncwoci - i co jeszcze?!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Viv! — wrzasnął ktoś, kiedy próbowałam wejść do wagonu.
— Lily — szepnęłam, kiedy burza rudych włosów przysłona mi widok. To Lily Evans moja najlepsza i w sumie jedyna przyjaciółka. Poznałyśmy się przez przypadek w pociągu i odtąd jesteśmy nierozłączne.
— Świetnie, że jesteś! Chodź, zajmiemy przedział.
— Dobrze... — Chciałam coś dodać, ale przyjaciółka szarpnęła mnie za rękę i weszłyśmy do pociągu.

Pół godziny później...

Siedzę z rudą w przedziale i gapie się w okno. Nie mam zamiaru zaczynać żadnej rozmowy, chcę siedzieć sama. Najlepiej, żeby nikt nie zawracał na mnie uwagi.
— Vivienne... — zaczęła Lilka. Już widzi, że coś jest nie tak. — Co...
— Idę się przejść! — krzyczę niespodziewanie i wstaje.

Snuje się po pociągu, nie wiem, dokąd idę. Nie wiem, jak zdobędę odwagę, aby powiedzieć Lilce. Przecież nie mogę kłamać jej w żywe oczy.
Dochodzę do końca. W ostatnim przedziale nie ma nikogo. Wpatruje się w szybę. Po policzku spływa mi pierwsza łza. Nie chcę się powstrzymać. Spływają następne łzy. Teraz za wszelką cenę muszę powstrzymać szloch. Myśle o rodzicach, o tym, jak to by było, gdyby nie zginęli. Może nie czułabym tego bólu.
Pamiętam, jak w wakacje często się kłóciliśmy. Miałam rożnie szlabany np. zabierali telefon, nie pozwalali wychodzić na imprezy. Nie wiem nawet co jeszcze... Wtedy czułam, że mam straszne życie, chciałam uciec z domu. A teraz? Gdyby wrócili, to bym się ucieszyła na taki szlaban. Ale nie wrócą... I z tym nie mogę się pogodzić. To najbardziej boli, jest pustką w moim złamanym i cierpiącym sercu...
Nagle ktoś wpada na mnie z impetem. Kiedy już, już mam runąć na ziemię kolejny "ktoś'' łapie mnie w pół.
— No proszę, proszę — mówi osoba wyraźnie rozbawiona.
To James Potter, mój kumpel. Jeden z legendarnych Huncwotów. Nazywają go Rogaczem.
Moja znajomość z nim nie jest jakaś wielka, ale to zasługa Lily. Od początku jest po uszy zakochany w rudej. Ja tylko daję mu rady co do jej podrywu. Niestety nigdy nie stosuje się do tego i najczęściej wywija jej kawały. Zawsze się musi przed nią zbłaźnić.
Co do mojego "wybawcy'' to jest nim Syriusz Black. Uznawany za największego podrywacza dziewczyn w historii. Jest nazywany Łapą i nie mam pojęcia dlaczego. Trzeba mu jednak przyznać, że jest bardzo przystojny. Jest wysoki, ma nieco dłuższe, czarne włosy. Jego oczy są szare, ale takie no... Nie wiem czemu, ale zawsze, gdy na mnie patrzy, to w tych oczach jest taka przenikliwość.
Kiedy Syriusz mnie trzyma, Rogacz śmieje się otwarcie. Ja staram się wytrzeć łzy. W końcu wstaje i spuszczam włosy na twarz.
— Co tu robisz? — zaczyna Rogaś.
— Nic, tylko wyszłam się przejść — jąkam się cały czas.
— No to skoro już tu jesteś, to może wpadniesz do nas co?
— Nie mogę, bo Lilly na mnie czeka — mówię nieprzytomne. Żaden z nich nie może mnie zobaczyć.
— No cóż trudno — naśladuje mnie James. Chyba myśli, że udaję. Tak, najlepiej obrócić to w żart.
Szybko się odwracam i idę. Jednak przez ten ułamek sekundy dostrzegam oczy Syriusza. Nawet nie chce mi się wierzyć. To wyraz żalu, zdziwienia? Czyżby zobaczył, że płaczę. O nie!
Wbiegam do przedziału i klapnęłam na siedzenie.

Godzinę później...

W milczeniu dojechaliśmy do szkoły. Na szczęście wzięłam się w garść i spróbowałam rozmawiać. Podczas przemowy dyrektora nie dowiedziałam się niczego. Tylko tiara przydziału gadała o "zjednoczeniu'' domów. No, łatwo powiedzieć. Nie wyobrażam siebie choćby odezwania się do Ślizgonów. A już szczególnie do Lucjusza Malfoya. Nie raz i nie dwa wyzywał mnie od szlam, szumowin, zdrajców krwi... Kiedyś miałam bardzo przykre zdarzenie z nim, bo oblał mnie smoczą krwią. Śmiał się przy wszystkich, że nawet cała w tej "szlachetnej'' krwi nie przypominam czarownicy. To było straszne, ale staram się ignorować jego słowa.
Po uczcie powitalnej idziemy do pokoju wspólnego Griffindor'u. Kiedy przeszłyśmy przez dziurę pod portretem Grubej Damy, usłyszałyśmy podniesione głosy Huncwotów.
— No nasz Lunatyk jest perfekem. — Śmieje się Łapa.
— Trzeba będzie to uczcić — dorzuca James.
— Idziemy po jedzenie — wrzeszczy Glizdogon — Ja skoczę po piwo kremowe.
Łapa z Peterem wychodzą, a Lily czym prędzej idzie do naszego dormitorium. Przeciskam się między uczniami i dopadam Rogacza.
— Ej James!
— No wreszcie się nie jąkasz. — Wybucha śmiechem.
Szturchnęłam go z całej siły w bok i powiedziałam;
— Słyszałam, że Remus został prefektem.
— No a dziwisz się? To kujon.
— Nie. No... hmmmm tylko kto jest drugim prefektem?
— Któraś z was.
— Ok, pójdę sprawdzić.
Jednak zanim zrobiłam dwa kroki....jak oparzona wypadła Lily. Rzuciła się na mnie i zawołała:
— Vivienne, jesteś prefektem!
Przytuliła mnie, a ja stałam, jak słup soli nie mogąc uwierzyć co się stało
— Sprawa wyjaśniona. — James poklepał mnie po plecach.
Dopiero po chwili dotarło do mnie i przeżyłam niezłe zaskoczenie.

Dwie godziny później...

Czekamy. Na co? Na Syriusza i Petera. Rogacz kazał mi zostać i świętować. W sumie nie mogłam odmówić, bo to ważne. Dlatego od dwóch godzin tu sterczę. Zdążyłam dokładnie omówić z Lilką ten temat. Nie rozumiem tylko jednego; dlaczego dyrektor postanowił nas zmienić? Jeszcze nigdy nie zdarzyło się coś takiego...
Własnej w tej chwili chłopaki wpadli.
Okazało się, że przyłapał ich nauczyciel opieki nad magicznymi stworzeniami. Strasznie na nich na wrzeszczał i wlepił szlaban. Oni prawdopodobnie się tym nie przejęli. Mają najwięcej szlabanów ze wszystkich uczniów. Tak czy siak, to co mieli zdobyć, przynieśli. Jako, że w pokoju wspólnym zostaliśmy tylko my, mieliśmy dużą swobodę. Żartowaliśmy, zjedliśmy przyniesione przez Glizdogona ciastka. Później graliśmy w butelkę (każdy z piwem kremowym).
Kompletnie straciłam poczucie czasu, dlatego już zupełnie otępiała, oparłam się o Syriusza i zasnęłam....

938 słów! Tego się nie spodziewałam.😀

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro