Rozdział 8. Co dalej? - czyli niewyjaśniona tajemnica cz. 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Byłam już w miarę blisko kiedy... usłyszałam dziwne wycie... Przystanęłam, nasłuchując.
Wycie znów się powtórzyło tym razem głośniejsze. Czyżby to coś się tu zbliżało?

Nie wiele myśląc, schowałam się między drzewami...

To dziwne wycie powtórzyło się kilka razy. Co, gorsza miałam wrażenie, iż to "coś" jest coraz bliżej. A może nie? Byłam tak zmęczona, przemarznięta. Kręciło mi się w głowie. Muszę przyznać, że się bałam. Słyszałam o centaurach, wielkich pająkach... ale żadne z tych stworzeń nie wyje...

Rozejrzałam się jeszcze raz. Nic, tylko śnieg, śnieg i śnieg. Jednak dla bezpieczeństwa postanowiłam wrócić jak najszybciej.

Przez cały czas huczało mi w głowie ,,bardzo się o ciebie martwię i nie chcę, żeby coś ci się stało''. Co to miało znaczyć? Dlaczego Syriusz to powiedział? Udawał?
Nie, raczej nie... Tylko, że to takie dziwne. Przecież on nigdy nie zwracał na mnie uwagi, wręcz mnie unikał... A może dlatego mnie unikał, bo...
I właśnie w tym momencie po raz kolejny wpadłam w zaspę i to w taki sposób, że śnieg przysypał mi głowę.

— No nie! — krzyknęłam wściekła.

Nie mogłam się podnieść. Byłam zmęczona i obolała do granic możliwość, dlatego tylko przeniosłam się do pozycji klęczącej...

I wtedy zobaczyłam to. Wielki, z mrożącym krew spojrzeniem wilkołak. Ślina kapała mu z okropnego pyska... Powoli zbliżał się do mnie a w oczach miał taki przerażający błysk.
Nawet się nie ruszyłam. Bez różdżki byłam bezbronna, słaba. Nie uciekłabym.
Nie miałam siły się ruszyć, tylko czekałam jak skazaniec na ścięcie. Spuściłam głowę w przekonaniu, że zaraz wilkołak zada silny cios.

Nagle ni z tego, ni z owego coś zaszeleściło w krzakach. Poruszyłam się nieswojo. Czyżby jeszcze jeden? Nie. Z ciemności wyłoniło się zwierzę. Nie był to ani pies ani wilk... Starałam się ustalić, co to może być. Nic, totalna pustka w głowie.

Narrator

Kiedy dziewczyna klęczała, czekając na smierć, wielki pies zaczął warczeć na wilkołaka. Ten ostatni nie wiele sobie z tego robił. Był głodny, a przecież nie często ludzie się pojawiają w tym lesie.

Przyspieszył, ale przed Vivienne stanął ponurak. Musiał ją obronić, mimo, iż osoba, która tak naprawdę była tym powrotem... Była jego przyjacielem.

Wilkołak zaatakował, wymachując ostrymi jak brzytwa pazurami i ukazując równie ostre zęby. Łapa musiał zwrócić całą uwagę na siebie. I nawet mu się to udało. Przez chwile gonił go, ale ponurak był szybszy. Niestety potem rozpoczęła się walka. Z resztą bardzo nierówna. Lunatyk zadawał mocne ciosy. Co chwila ktoś kogoś przewracał. Natomiast Viv oszołomiona a przede wszystkim przerażona przecisnęła się do pnia drzewa.

Lunatyk przesadnie rozzłoszczony zapędził ponuraka w tzw. kozi róg. I z całej siły wbił pazury w przednią łapę psa. Ten zawył i upadł. Wilkołak obnażył zęby gotów dokonać mordu, ale...

Oczami Vivienne

— Nie! — wrzasnęłam rozdzierającym głosem.

Zdążyłam już coś pojąć. Ten pies musiał być animagiem i bronił mnie. Żal mi się zrobiło, że musi walczyć z wilkołakiem, a już napewno, że oberwał. Strasznie chciałam mu pomóc, ale byłam za słaba...

Na szczęście dał radę wstać. Miał głęboka ranę, lecz mimo to rzucił się na nic niespodziewającego się potwora i przewalił go na ziemie. Wilkołak próbował się wyrwać, ale pies coraz mocnej go przytrzymywał.

W końcu od silnego uderzenia w głowę stracił przytomność i bezwładnie opadł.

Pies, kulejąc, podszedł do mnie i oparł się o moje ramię. Delikatnie go pogłaskałam.
— Dziękuję — szepnęłam.

Potem czułam jak moje powieki robią się coraz cięższe aż w końcu zupełnie poddałam się napierającej mnie ciemności.



No, i jest rozdział 8. Następny może się pojawić dziś albo jutro.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro