10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Należę do ciebie a
ty należysz do mnie"

- Cześć Gilbercie. Co u was? - Zapytał Mateusz, zauważając w sklepie chłopaka.
- Dzień dobry panie Cuthbert. U Mii wszystko dobrze. Jak tylko znajdzie czas, to na pewno odwiedzi pana, panią Cuthbert i Anię.
- Co powiecie na sobotę? Przyjdźcie na podwieczorek, Maryla na pewno się ucieszy.

Blythe wydawał się zaskoczony propozycją, ale zgodził się niepewnie.

Chwilę później pożegnał się z mężczyzną, kupując rzeczy po które przyszedł. Nie miał jednak dużo czasu na przemyślenie sytuacji, która przed chwilą miała miejsce, kiedy zza rogu wyskoczył Billy, Moody i Charlie.

- Hej, Gilbert! Co słychać?
- W porządku.
- Podobno zamieszkałeś z dziewczyną. Wiedziałem, że się w niej podkochujesz, ale nie spodziewałem się, że tak szybko się to rozwinie. Co ty w niej widzisz? Owszem jest ładna, ale przecież takich jest pełno.
- Nie podkochuje się w Mii!
- Nie wspomniałem, że chodzi mi o Mię.

Gilbert się zakłopotał. Faktycznie, wpadł jak śliwka w kompot.

- Mia jest inna od wszystkich dziewczyn, ale ty tego nie zrozumiesz. W końcu zależy ci tylko na jednym. - Dodał, zirytowany. Denerwowało go, że plotkują o jego rzekomym związku z Mią. Nie chciał też, żeby te plotki do niej dotarły - owszem, może się w niej podkochiwał, a może nie, ale w każdym razie nie powinna o tym wiedzieć.
- Jakoś dziwnie się zachowujesz, stary.
- Posłuchaj mnie - oznajmił, zatrzymując się na chwilę. - Nie jesteśmy kumplami.
- Coś ty?
- Jeśli będziesz nękał mnie i Mię, to pożałujesz.
- O co ci chodzi?

Gilbert zirytował się do granic możliwości i po raz kolejny się zatrzymał, stojąc na przeciwko Billego.

- Powtórz pytanie! No, śmiało!
- Co ci jest? Nie rozumiem, serio! O co ci chodzi?

Brunet rzucił mu na ręce worek, który do tej pory niósł przez plecy, i nim blondyn zdążył się zorientować co się dzieje, walnął go z pięści w nos. Jak można się spodziewać, Billy rzucił się na niego, żeby mu oddać przez co przewrócili się na ziemię. Na szczęście udało mu się tylko raz przyłożyć Blythowi, bo ten okazał się silniejszy, i przekręcił ich tak, że teraz to on był na górze. Wymierzył ostateczny cios "koledze", a potem wstał i zabierając worek z rzeczami oddalił się pospiesznie, zdając sobie sprawę z tego co przed chwilą zrobił.

Mia się pewnie martwi - pomyślał, ignorując szczypanie na twarzy przez rany po bójce.

Tak jak się spodziewał, dziewczyna już czekała na niego zmartwiona w domu, a kiedy tylko usłyszała otwieranie drzwi wręcz się do nich rzuciła.

- Gilbert? Co ci się na Boga stało? - Zapytała, widząc w jakim stanie jest jej przyjaciel. Chłopak zrzucił z siebie worek, a potem ściągnął płaszcz i szal. Rudowłosa w tym czasie pobiegła gdzieś do kuchni, a po chwili wróciła z małą apteczką w ręce.

Bez słowa pociągnęła Gilberta za rękę do salonu, gdzie nakazała mu usiąść na kanapie a sama przygotowała potrzebne rzeczy do opatrzenia rany.

- Trochę zapieczę - ostrzegła, nim przyłożyła wacik do policzka chłopaka.
- Opowiadaj, kto cię tak urządził?
- To nic takiego, Mia. Naprawdę.

Kobieta go jednak nie słuchała, nadal oczekując wyjaśnień. Chłopak westchnął ciężko i zaczął opowiadać:

- Spotkałem Billego. Wkurzył mnie.
- Mam nadzieję, że skoro już uszkodziłeś swoją przystojną twarz, to przynajmniej złamałeś mu nos.

Chłopak zaśmiał się na słowa rudej, ale zaraz się uspokoił, kiedy policzek zaczął go mocniej piec.

- Za góra trzy dni się zagoi, nie przejmuj się. Tylko proszę, nie wdawaj się już w żadne bójki.
- Mamy zaproszenie, w sobotę. Na podwieczorek do Cuthbertów.
- Do Maryli i Mateusza. Nie zapominaj, że ja też jestem Cuthbert.

A ja myślałem, że Blythe - chciał powiedzieć Gilbert, przypominając sobie ostatnie słowa Ani o oświadczynach, ale się nie odważył.
+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Na następny dzień Blythe postanowił pójść na grób ojca, pierwszy raz sam. Był zdziwiony, kiedy na miejscu zauważył Marylę.

Zaczął przyjaźnie rozmawiać z kobietą, a w końcu temat zszedł na podobieństwa między nim, a jego ojcem. Było więc oczywiste, że wspomną także o podróżach.

- Za nic nie przekonałby mnie do wyjazdu - wyznała kobieta. - Żałuję, że...
- Proponował pani podróż?
- Wierzył, że znajdę w sobie odwagę. Zobowiązania mogą być niczym więzienie.

Po dłuższej chwili kobieta się pożegnała i odeszła, zostawiając Gilberta samego z natłokiem myśli.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

W tą sobotę wychodząc z domu Gilbert podjął ze swoją przyjaciółką ryzykowny temat o pomyśle na który wpadł przez ostatnią rozmowę z Marylą.

- Mia... pamiętasz jak mówiłaś, że ojciec chciał, żebym podróżował? To było pierwsze, na jego liście rzeczy, które mam w życiu osiągnąć.

Rudowłosa spojrzała na niego zaintrygowana.

- A później wspomniałaś, że masz zamiar mi w tym towarzyszyć.
- Może to nie było słowo w słowo to, co powiedziałam, ale owszem, tak mniej więcej było.

Gilbert wziął głęboki wdech, nim w końcu powiedział to, co leżało mu na sercu:
- Chcę żebyś towarzyszyła mi w podróży. Pragnę wyruszyć jak najszybciej, najlepiej w poniedziałek rano pojechać do Carmen Town i wtedy zastanowić się co dalej. Jeszcze nie wiem gdzie dokładnie pojedziemy, ale to chyba najbardziej ekscytujące w tym wszystkim, czyż nie?

Mia stanęła jak wryta, a przez jej głowę przemknęło trzy tysiące myśli jednocześnie, w końcu jednak skupiła się na jednej i natychmiast rzuciła się na przyjaciela, zarzucając swoje ręce na jego szyję.

- Och Gilbercie, to byłoby wspaniałe! Ale co z twoim domem? No i co powiemy Mateuszowi, Maryli i Ani? Czy się w ogóle zgodzą? Nie powinnam ich zostawiać tak nagle.
- Właśnie dlatego teraz do nich idziemy. Pozwól, że to ja poproszę o to Marylę. Mam dziwne przeczucie, że się zgodzi.

Tak jak chłopak powiedział, chwilę po tym jak usiedli w salonie razem z Cuthbertami i bliźniaczką Mii, przedstawił jeszcze raz swój pomysł, prosząc o zgodę.

- Ja.. nie wiem - wydukał Mateusz. - Marylo?
- Są młodzi, to normalne, że są ciekawi świata. Niech podróżują. Macie moją zgodę. Mia, chcesz tego?
- Najbardziej w świecie, Marylo.
- A więc życzę wam powodzenia.

- Potrzebujecie jakiś pieniędzy? - Zapytał Mateusz, jeszcze nim wyszli zaraz po tym, jak Mia pożegnała się wylewnie ze wszystkimi.

Rudowłosa nawet nie przejęła się tą kwestią, przez ostatnie pięć minut myśląc o tym, co wyszeptała jej potajemnie Maryla.

"Nie popełniaj tego samego błędu co ja i nie wahaj się przed skorzystaniem z życia."

- Nie, oczywiście, że nie panie Cuthbert. Pokryję wszystkie koszty, w końcu to ja poprosiłem Mię, żeby mi towarzyszyła.
- W takim razie... uważajcie na siebie. Pilnuj ją, Gilbercie.
- Jest ze mną bezpieczna.

Chłopak objął dziewczynę ramieniem, przyciągając ją bliżej, na potwierdzenie swoich słów.
+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Tak jak mówili, w poniedziałek rano wyruszyli do Carmen Town. Przypadkiem znaleźli się w porcie, gdzie dostali propozycje wyruszenia kolejnym rejsem, pod warunkiem, że będą pracować na parowcu. Gilbert najpierw upewnił się, że nie będzie to przeszkadzać Mii, a następnie oficjalnie zgodził się.

Godzinę później spacerowali ulicą, obserwując witryny sklepów. Nagle Mia zatrzymała się zaskoczona, zauważając swoją bliźniaczkę w jednym ze sklepów. Gilbert również ją dostrzegł, a kiedy Ania wyszła po chwili, od razu zabrali ją do kawiarni.

Piegowata była niemniej zdziwiona, niż oni.
- A więc, wkrótce wypłyniecie w rejs parowcem? - Podsumowała Ania, wysłuchując ich historii.
- Owszem, ale powiedz lepiej co ty tutaj robisz?
- Mateusz zachorował. Niedawno wziął pożyczkę. Musiałam sprzedać najdroższe rzeczy, żebyśmy mogli spłacić dług.
- Aniu, ja nie miałam pojęcia...dlaczego nie mówiliście wcześniej? - Mia zmartwiła się, myśląc o tym, czy jednak aby nie zostać z rodziną. W końcu teraz to oni potrzebują pomocy.
- Nie chcieliśmy was martwić. Po za tym, musicie zwiedzić świat. Zawsze tego pragnęłaś Mia.

Parę minut później wyszli z kawiarni, po raz kolejny się żegnając. Kiedy jednak chcieli odejść, Jerry odepchnął Gilberta, który właśnie przytulał Anię.
- Zostaw ją!
- Jerry, to Gilbert! Spokojnie! - Powstrzymały go bliźniaczki.
- Co ci się stało? - Zadała pytanie Ania, kiedy zauważyła, że chłopak ma całą poobijaną twarz. Piegowata natychmiast pomogła mu usiąść na ławkę i zaczęła go wypytywać.
Mia westchnęła i usiadła obok Jerrego, kiedy tylko usłyszała całą historię. Poszkodowany wstał jednak i przedstawił się Gilbertowi.

- Pamiętam cię z pożaru. Słyszałem, że Mia wyrusza z tobą w podróż. Opiekuj się nią, dobrze?
- Oczywiście. Mogę wam jakoś pomóc?
- Dbaj o siebie i o Mię. No i wróćcie do nas.- Odpowiedziała mu Ania, jeszcze raz przytulając swoją bliźniaczkę. Mia zanim odeszła z Gilbertem przytuliła Jerrego szepcząc mu na ucho:
- A ty opiekuj się Anią. Widzę, jak na nią patrzysz. - Odsunęła się i posłała mu oczko. Następnie rozeszli się, każda para w swoją stronę, z innymi planami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro