16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Nie jesteś moim chłopakiem
I ja nie jestem twoją dziewczyną
Ale nie chcesz żebym spotykała się z kimś innym
I ja nie chcę, żebyś spotykał się z kimś innym."

Mia zabrała do siebie Delphi, w obawie, że ta zarazi się od swojej mamy. Na szczęście w pokoju ojca Gilberta było dużo miejsca. Niestety przez to rudowłosa nie uczęszczała na razie do szkoły, pomijając lekcję. Ale co zrobić, kiedy ma się w domu dwóch mężczyzn i małe dziecko, plus chorą kobietę?

Gilbert pomagał jak umiał, chociaż nadal trzymał się na dystans od Mii. Dziewczyna nie komentowała tego, chociaż niezwykle ją to denerwowało.

W końcu przyjechał lekarz. Przebadał Marry, po czym ogłosił diagnozę, a raczej wyrok śmierci - sepsa.

Bash był zrozpaczony, starał się przekonać siebie, że to nieprawda, że da się coś zrobić. Mia i Gilbert również nie byli w lepszym stanie, ale rudowłosa starała się z całych sił pocieszyć czarnoskórego.

Oczywiście, oprócz tego, że starała się go pocieszyć, to jej zostało przydzielone zadanie przekazania Marry złych wieści.

Dziewczyna nie wiedziała jak się do tego zabrać. Jak mogła komuś powiedzieć, że został mu tydzień życia? Na samą myśl pojawiały jej się łzy w oczach.

Nie była jednak tchórzem, co udowodniła, tłumacząc Marry, że lekarz nie wróci. Nie udało jej się jednak dokończyć, kiedy zaczęła płakać, więc Gilbert dopowiedział resztę za nią:

- Marry... tego nie da się wyleczyć. Tak mi przykro...gdybym tylko mógł jakoś pomóc, ja...
- Chcę zobaczyć Delphi.

Mia pokiwała głową i poszła po małą, którą oddała kobiecie. Postanowiła, że da rodzinie trochę czasu razem, więc wyszła na zewnątrz zaraz za Gilbertem. Chłopak był w ogrodzie, płakał. Rudowłosa widząc to, podbiegła do niego i wpadła mu w ramiona, sama upuszczając parę łez.

Gilbert przytulił się do kobiety. Przestali dopiero, kiedy zobaczyli, jak Cuthbertowie wjeżdżają na ich podwórko. Ania od razu przytuliła bliźniaczkę, rozumiejąc co teraz przeżywają. Maryla i Mateusz przywitali się przygnębieni z Gilbertem, a potem wszyscy razem ruszyli do domu.
+++++++++++++++++++++++++++++++++++

- Nie pojadę! Nie zostawię was! - Protestował na prośbę Marry, Sebastian. Kobieta chciała, żeby ten znalazł jej syna i przekazał mu o jej stanie. Oczywiście, Elijah nie dość, że Bóg wie gdzie się podziewał, ukradł pamiątki po panu Blythe, więc czarnoskóry nie był zadowolony z pomysłu żony.
- Za to my tak - oznajmiła Mia, wchodząc do pomieszczenia z Gilbertem.

Sebastian po raz kolejny chciał odmówić, ale rudowłosa wyciągnęła go za rękę z pomieszczenia, zostawiając Gilberta i Marry samych. Zabrała mężczyznę do kuchni, gdzie wytłumaczyła mu dobitnie, że ten chłopak nie ważne jaki jest, nie zasługuje na to, żeby nie wiedzieć o śmierci matki.

W tym samym czasie, Marry dziękowała Gilbertowi za wszystko. Chłopak ją przytulił, a kiedy się odsunął, kobieta zaczęła nowy temat.
- Wspomniałeś o dziewczynie, która ci się podoba. Ożeń się z miłości, nie inaczej. Wybierz kogoś, z kim chcesz spędzić całe swoje życie, komu chcesz codziennie powtarzać, że go potrzebujesz. Pamiętaj o tym.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++
Gilbert wszedł do baru na slamsach, zostawiając Mię przed lokalem, rozmawiającą ze starymi przyjaciółkami Marry. Po dłuższej chwili wyszedł, ze złymi wieściami.

- Nie ma go.
+++++++++++++++++++++++++++++++++++

- Bash! Bash! Musisz się uspokoić! - Mia próbowała przebić się przez huk młota, którym jej przyjaciel uderzał z całej siły o metal.
- Jak sobie poradziliście, wiedząc, że ojciec Gilberta umiera? - Zapytał, zdenerwowany i zrozpaczony jednocześnie.
- Śmierć nigdy nie jest łatwa.
- Jak mam bez niej żyć?!
- Nauczysz się, dla Delphi. A ja i Gilbert będziemy przy tobie.

Mężczyzna przytulił kobietę, płacząc. Rudowłosa chciała go w jakiś sposób pocieszyć, a przy tym wiedziała, że "będzie dobrze" nic nie da.

- Śmierć to dopiero początek, Bash. To zabrzmi źle, ale trzeba się z tego cieszyć. Z wiedzy, że za kilkanaście lat, spotkasz się z ukochaną osobą i już na zawsze będziecie razem, gdzieś w raju.
- Dziękuje, Mia...
+++++++++++++++++++++++++++++++++++

I nareszcie nadeszła wielkanoc. Wszyscy zorganizowali w tajemnicy przed Marry niespodziankę dla niej, w ogrodzie państwa Barrych. Dlatego Mia była tam już wcześniej z Delphi, czekając aż Gilbert, Sebastian i chora kobieta przyjdą. Oczywiście Marry nie mogła chodzić, ale okazało się to nie być dużym problem, bo przyniósł ją na rękach Sebastian.

Czarnoskóra była zachwycona, widząc udekorowany ogród i te wszystkie osoby, czekające na nią.

To był jakiś przełom. Tego dnia wszyscy byli szczęśliwi i radośni, mimo świadomości, że Marry umiera. Nawet ona sama o tym nie myślała, ciesząc się każdą chwilą.

Inni postanowili jednak podkreślić, że zostało to wszystko zorganizowane dla niej, więc każdy dał jej jakiś prezent. Mia nie miała niczego materialnego, co mogłaby dać kobiecie, żeby ją uszczęśliwić. Dlatego kiedy przyszła kolej na nią, stanęła przed Marry z Delphi na rękach i oznajmiła:

- Może i nie mam żadnej rzeczy, którą mogłabym ci podarować, ale za to mam coś dużo lepszego. Obiecuję ci, że zajmę się Delphi, jakby to była moja własna siostra. Będę pomagać Sebastianowi i choćby mieli mnie już dość, nie zostawię ich samych.

Mia chciała mówić dalej, ale kobieta ją przytuliła z całych swoich pozostałych sił.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Rudowłosa postanowiła posłuchać rady zmarłej przyjaciółki i w najbliższą sobotę miała nadzieję spotkać się z Laurie.

Tak też się stało - Sebastian poszedł załatwić ostatnie formalności związane z pogrzebem, Ania kontynuowała poszukiwania jakichkolwiek informacji o korzeniach jej i jej siostry, a Gilbert i Mia poszli na praktyki, gdzie oznajmili doktorowi, że to koniec, ponieważ chcą być teraz przy rodzinie.

Kiedy wyszli na zewnątrz, Laurie już na nią czekał. Rudowłosa uśmiechnęła się słodko i podeszła do mężczyzny, który ucałował jej dłoń na powitanie.

- Dobrze cię widzieć, Mia. Martwiłem się, kiedy cię nie było.

Dziewczyna popatrzyła na zszokowanego Gilberta.
- Spotkamy się tutaj później?

Nie oczekiwała jednak odpowiedzi, tylko złapała Lauriego za rękę, idąc w stronę parku. Kiedy chłopak po chwili zapytał, kim jest owy brunet, z którym ma się później spotkać, wyjaśniła:

- To mój przyjaciel. Mieszka niedaleko mojego domu rodzinnego. Po śmierci jego ojca zamieszkałam z nim, żeby pomóc mu się pozbierać po stracie, a później, no cóż... jakoś tak zostało. Teraz nie jesteśmy już sami. Od dłuższego czasu mieszka u nas nasz przyjaciel, Bash ze swoją córką. Miał oczywiście żonę, ale zmarła parę dni temu i... - tutaj załamał się dziewczynie głos.
- Przykro mi. Mogę ci jakoś pomóc?
- Odwiedź mnie kiedyś. Już nie będę tutaj miała praktyk. Muszę się nimi zająć, bo bez mnie umrą z głodu. Dlatego, skoro ja nie mogę przyjść do ciebie, to ty przyjdź do mnie.
- Przemyślę tą propozycję.

Mia uśmiechnęła się i razem z mężczyzną wróciła do kliniki. Kiedy jednak weszli do środka szukając Gilberta, zauważyli go i Winnie przy pobitym Sebastianie.

- Co się stało?!
+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Mia przytulała się do Gilberta na pogrzebie, starając się tym pocieszyć i jego i siebie. Nie potrafiła jednak powstrzymać łez.

W końcu zebrała się do kupy i poszła zabrać od Sebastiana Delphi, żeby mógł pożegnać się ostatni raz ze swoją żoną.

- Jesteś najsilniejszą osobą, jaką poznałem, Mia. Pamiętaj o tym.
+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Tego dnia Mia i Gilbert, razem z resztą klasy oraz nauczycielką maszerowali po lesie. Kobieta opowiadała o zwierzętach, dopóki nie przerwał jej upadek Moody'ego.

Chłopak krzyknął przeraźliwie, a Mia i Gilbert od razu do niego doskoczyli. Blythe delikatnie odsunął rozdarty materiał spodni chłopaka, gdzie było widać plamę krwi. W tym samym momencie ujrzeli okropne, głębokie rozcięcie.

Oczywiście, wywołało to panikę - najpierw wydarła się Ruby, następnie zza krzaku wyskoczył mały chłopiec, Indianin który również krzyknął, na co cała klasa oprócz Mii, Gilberta i nauczycielki odpowiedziała wrzaskiem.

Ruby zemdlała, ale tylko dziewczyny się tym przejęły. Nauczycielka podbiegła do Mii i Gilberta, którzy już wiedzieli co muszą zrobić.

- Co z nim?
- Rana jest głęboka, trzeba ją zszyć. - Odezwała się Mia, po chwili zwracając się do Ani.
- Znasz drogę do tej wioski Indian? Biegnij i powiedz im co się stało. Pomogą!

Piegowata wykonała polecenie, kiedy Gilbert i Mia przykładali chusteczki do rany Moody'ego.

Po chwili Ania przybiegła razem z mężczyzną, którego Mia kojarzyła, oraz z szamanką. Rudowłosa rzuciła się, żeby wytłumaczyć im sytuację, a ci od razu kucneli (?) obok chłopaka. Zaczęli mu pomagać, a dwójka przyjaciół słuchała jak zaczarowana, słysząc cenne rady dla lekarzy.

Chłopak zaczął głośno krzyczeć, kiedy szamanka przystąpiła do zszycia rany. Mia postanowiła więc, że teraz jest jej moment i usiadła za głową chłopaka, tak żeby ten mógł ją położyć na jej kolanach. W uspokajającym geście głaskała go po głowie, co jak się okazało - działało.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

- Potrzebujesz pomocy, Marylo? - Zapytała Mia, wchodząc do kuchni prosto ze szkoły. Już od wejścia słyszała płacz Delphi.
- Tak, proszę - dodała kobieta błagalnie, oddając dziecko Mii.

Rudowłosa uśmiechnęła się i zaczęła kołysać bobasa, cicho przy tym nucąc. Dziewczynka zainteresowała się widocznie, bo przestała płakać i chwilę później zasnęła.

W tym samym momencie do domu weszła Małgorzata.
- Mia, radzisz sobie z nią wspaniale. - Zauważyła, zaskoczona.

Rudowłosa jedynie się zaśmiała, kładąc malutką do kołyski.
+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Mia podeszła do nauczycielki i Gilberta, czytających razem gazetę.

- Znam lekarkę, w Toronto. Napiszcie do niej, a wskaże wam kanadyjską uczelnię prowadzącą badania.

Rudowłosa uśmiechnęła się podekscytowana. Gilbert podziękował nauczycielce, jednocześnie zwracając się do przyjaciółki, że muszą to zrobić.

Tego samego dnia, wszyscy dowiedzieli się, że jutro będzie próba tańca w szkole, która miała przygotować ich do festynu. Mia słysząc to, spojrzała na Gilberta, który wręcz czytał jej w myślach. Oboje mieli w głowie wspomnienie, jak na Trynidzie odbywał się festiwal, w którym to oni zaczęli tańce.

- Czy to nam potrzebne? - Zapytali w tym samym czasie i się zaśmiali.

Okazało się jednak, że jest to obowiązkowe, więc na kolejnej przerwie, zaczęła się walka o partnera do tańca. Ruby chciała Gilberta, Gilbert chciał Mię, chociaż z drugiej strony twierdził, że jest mu to obojętne bo miał nadzieję, że na festynie uda mu się zatańczyć z Winnie, Mię oprócz niego chcieli wszyscy chłopcy, a Mia chciała Lauriego, ewentualnie w zastępstwie Gilberta.

Problem jednak rozwiązał się sam, kiedy przed wyjściem ze szkoły, Blythe zatrzymał w szatni przyjaciółkę, czekając aż wszyscy inni ją opuszczą.

- Skoro mamy już doświadczenie, może jutro zechcesz zostać moją partnerką?
- Z chęcią, Gilbercie.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

- Czas na żeniaczka.
- Słucham? - Zapytał zszokowany Sebastian, słysząc słowa Małgorzaty.
- Wkrótce czerwiec, najcięższy miesiąc. Wysiewy i żniwa... bez kobiety w domu nie podołasz uprawą. A potem kto wie? Może przybędzie ci dzieci i będziesz miał pomoc na farmie. Nie chciałbyś syna?
- Trzeba mu czasu - próbowała się wtrącić Maryla, która była innego zdania niż jej przyjaciółka.

Mia stała w korytarzu i chociaż wiedziała, że nie powinna podsłuchiwać, nie mogła się oprzeć.

- Trzeba mu młodej żony! Może ta miła panna z Bagna? Bash, jesteś nam bardzo bliski, ale to nie może dłużej trwać. Znajdź żonę, albo przyjdzie ci oddać Delphi.

Mia nie wytrzymała dłużej. Weszła z hukiem do kuchni, przerywając wykład Małgorzaty.

- Żartuje pani?! - Zapytała, oburzona. - Nigdy nie oddamy Delphi. Jest dla mnie jak siostra i jeśli ktoś kiedyś z nią zadrze, to pokaże mu, gdzie jest jego miejsce! Po za tym, gdyby pani nie zauważyła, ja jestem kobietą i sobie radzę z dzieckiem, domem i szkołą jednocześnie! Przychodziła tu pani z własnej, dobrej woli. Nie musi pani tego robić. Jestem w stanie poświęcić dużo dla rodziny, w tym też szkołę. Jeśli będzie to konieczne, to nie będę do niej chodzić tylko zajmę się Delphi.

Oburzona Małgorzata prychnęła i trzaskając drzwiami wyszła z domu.
+++++++++++++++++++++++++++++++++++

- Dziś obiecana próba przed festynem. Państwo Lind zgodzili się pomóc. - Oznajmiła nauczycielka.

Po chwili do klasy weszły trzy nieznajome osoby, które jak się okazało też miały pomóc, ze względu na to, że to był taniec dla sześciu osób.

"Nauczyciele" pokazali cały taniec. Następnie kazali się dobrać szóstkami, przez co Mia skończyła w grupie z Gilbertem, Ruby, Charlie, Josie i Moody'm.

Oczywiście, Gilbert i Mia byli w parze. Po chwili zgodnie z zaleceniami Małgorzaty, zaczęli tańczyć. Nie szło to wszystkim niestety tak dobrze jak Mii i Bylthe'owi, więc zmęczona już pani Lind, zarządziła przerwę.

Wszystkie dziewczyny podeszły do Ruby, która usiadła w kącie w szatni. Zaczęły z nią rozmowę, z której po chwili wywiązały się obawy, o rzekomą ciążę.

Mia starała się z całych sił powstrzymać śmiech. Cóż... przez jej przeszłość jako pomoc domowa u szlachetnej, bogatej rodziny wiedziała wiele rzeczy, których jej rówieśnicy nie.

Zachciało jej się śmiać jeszcze bardziej, kiedy się odwróciła i zobaczyła, że Gilbert i nauczycielka stoją za ich plecami. Rudowłosa czerwona od wstrzymywania oddechu, ze łzami w oczach podeszła do Blythe'a, którego poklepała po ramieniu. Chłopak spojrzał na nią rozbawiony i odciągnął ją od zbiorowiska za rękę, kiedy panna Stacy starała się wytłumaczyć pozostałym dziewczynom, że nie są w ciąży.

Para podeszła do Moddy'ego, pytając go o stan zdrowia, po ostatnim. Nadal nie mógł tańczyć, ale za to grał na gitarze, więc nie było straty.

Przerwa się skończyła i po raz kolejny zaczęli tańczyć. Gilbert i Mia cały czas się do siebie uśmiechali, a chłopakowi mimowolnie w głowie leciały słowa piosenki z Trynidy.

Ta kobieta jest moim przeznaczeniem?

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

- Jeśli... jeśli czuję coś do dziewczyny, czy to z nią mam się ożenić? - Zapytał Gilbert Basha, po powrocie do domu. Mia krzątała się po górze sprzątając pokoje, więc chłopak wykorzystał to na chwilę rozmowy z przyjacielem.
- Nie koniecznie. Pociąg jest ważny, ale to miłość jest najważniejsza. Rozumiesz?
- Nie do końca.
- Jeśli kiedyś znajdziesz kobietę, która będzie taka jak Mia albo Marry... wyjdź za nią. Miłość, to okazywanie sobie troski, przez codzienne rzeczy. Spójrz, jakby Mia cię nie kochała, to czy prałaby ci codziennie majtki? Nie sądzę. Troszczy się o ciebie, Gilbert, nawet jeśli ją ranisz.

Na wzmiankę o bieliźnie Gilbert rzucił w przyjaciela plastrem marchewki którą akurat kroił i jednocześnie się zaczerwienił. Po chwili jednak kontynuował:

- Ranię ją?
- Nie mów mi, że nie widziałeś jak płakała po tym, kiedy opowiadałeś o jakiejś dziewczynie która pracuje u doktora. Już nie wspominając o tym, że poskarżyła się Marry, że wyrzuciłeś ją z pokoju, i zacząłeś traktować ją z dystansem mimo tego wszystkiego co dla ciebie robi. Jak wszedłem do swojej sypialni i ją zobaczyłem zapłakaną, to aż się przestraszyłem. Nie mogę ci kazać się z nią ożenić, chociaż wszyscy ci to doradzają, ale muszę powiedzieć jedno. Jeśli kiedykolwiek pozwolisz jej odejść, to jesteś kompletnie rąbnięty.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Mia wyszła z kościoła z Gilbertem i Sebastianem. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy, to Ania popychana w ich stronę przez resztę dziewczyn.

- Witajcie? - Wręcz zapytał Gilbert, kiedy wszystkie stanęły przed nim i Mią (Bash się ulotnił).
- Ania ma do was pytanie.
- To prawda... że inteligentne, emocjonalne kobiety są skazane na... bezpłodność? Tak działa rozmnażanie?

Mia zakrztusiła się w tamtym momencie powietrzem i odeszła kawałek, zostawiając Gilberta samego z pytaniem, chociaż była na tyle blisko, żeby usłyszeć odpowiedź.

- Emm... moje medyczne doświadczenie tego nie potwierdza. Więc... nie. To wszystko?

Josie szepnęła coś na ucho Ani, a Mia uznała, że jednak do nich podejdzie i uratuje od nich przyjaciela.

- Wybaczcie dziewczyny, ale muszę go porwać. Sebastian na ciebie czeka, Gilbercie. - Powiedziała, łapiąc go pod ramię. Po chwili jednak go puściła, uznając, że zostanie jeszcze chwilę z dziewczynami.

Okazało się to być dobrym pomysłem, bo po chwili umówiły się wszystkie na spotkanie, nad jeziorem lśniących wód, zaraz po zmroku.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Tak jak się dogadały, tak też się spotkały. Wszystkie jedynie w koszulach nocnych, z lampami w dłoniach, biegły przez las. Kiedy znalazły odpowiednie miejsce, zrobiły ognisko.

Następnie, zaczęły odgrywać scenę z książki Ani. Musiało to zapewne wyglądać jak sabat czarownic, ale nieźle się przy tym bawiły, a to najważniejsze.

Mia wróciła do domu w środku nocy, ale ku jej zdziwieniu, Gilbert nie spał. Zamiast tego czekał na nią w kuchni. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, kiedy dziewczyna weszła do środka był wianek z kwiatów na jej głowie, następnie to, że była w stroju nocnym, a na koniec, że nie miała nawet butów na nogach.

- Gdzie byłaś?! I co ci się, na Boga, stało?

Rudowłosa odstawiła ostrożnie lampę i usiadła obok przyjaciela.

- Martwiłeś się?
- Oczywiście, że tak! Wiesz jak się wystraszyłem, kiedy zauważyłem, że nie ma cię w twoim pokoju?!
- Co robiłeś w moim pokoju?
- Chciałem z tobą porozmawiać, ale zgadnij co?! Nie było cię tam!

Rudowłosa zagryzła wargę, zdając sobie sprawę, że faktycznie jej zachowanie nie było odpowiedzialne a co gorsza, w ogóle do niej nie pasowało. Przecież ona nigdy nie robiła takich rzeczy! Za niedługo miała wyjechać na studia, potem wyjść za mąż i założyć rodzinę. A przecież takim zachowaniem, wcale nie pokazuje, że jest na to gotowa.

- Przepraszam, Gilbert. Nie chciałam cię zmartwić, nie przemyślałam tego. Po prostu potrzebowałam się jakoś oderwać od rzeczywistości. Ale nie byłam sama, tylko z dziewczynami. W końcu nie poszłabym samotnie w nocy na spacer. Nie musisz się martwić i...
- Już w porządku Mia, nic się nie stało. Po prostu nie rób mi tak więcej, dobrze? - Nie usłyszał odpowiedzi od przybitej przyjaciółki, więc przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro