8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Gdziekolwiek nie zawędrujesz, podążę za tobą"

Gilbert tego dnia postanowił nie iść do szkoły. Miał dziwne poczucie, że powinien zostać w domu, chociaż szkoda było mu przegapić spotkanie z Mią.

Jak się jednak okazało, wcale go nie przegapił. Mia przyszła do niego po lekcjach z książkami od pana Phillipsa.
- Nie chcemy, żebyś miał zaległości. Dlaczego nie było cię w szkole?

Blythe się zakłopotał.

- Nie chcę zostawiać ojca samego. Jego stan się cały czas pogarsza.
- Ouć... rozumiem. Posłuchaj, gdybyście czegoś potrzebowali... czegokolwiek. Pomogę.
- Dziękuje, Mia.

Chłopak uśmiechnął się, co dziewczyna odwzajemniła.

- Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli przyjdę w sobotę ? Przed chwilą, jak tutaj szłam spotkałam twoją gosposię. Zdradziła mi, że nie do końca radzisz sobie z gotowaniem. Pomogłabym ci z obiadem. - dodała na koniec, puszczając mu oczko. Chłopak spojrzał na nią zaskoczony, ale pokiwał głową na tak.

Czy ona nie jest aniołem ?

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Mia weszła zmęczona do pokoju, z zaskoczeniem zauważając ogromne, białe pudełko z czerwoną kokardą na swoim łóżku.

- Otwórz - poleciła jej Ania, a kiedy dziewczyna się odwróciła, zauważyła, że bliźniaczka stoi w drzwiach razem z Mateuszem. Czyżby zrobili jej niespodziankę?

Podekscytowana rozwiązała kokardę, a widząc zawartość pudełka (zdjęcie na dole rozdziału) rzuciła się, żeby przytulić Mateusza. Zielona sukienka dumnie prezentowała się na tle białej pościeli. Różniła się ona od tych, które miała poprzednio. Ta była długa, zapewne do samej podłogi. Miała także bufiaste rękawy i coś, co wyglądało jak kamizelka, na której był ozdobny, czarny haft. W pasie była przewiązana czarnym, grubym materiałem który działał na zasadzie gorsetu.

- Dziękuje, dziękuje, dziękuje!
- Podoba ci się?
- Jest śliczna!
+++++++++++++++++++++++++++++++++++

- Ania! Mia! Pomocy! - Bliźniaczki usłyszały przerażający krzyk w środku nocy. Natychmiast poderwały się z łóżek i wybiegły z pokoi. Pierwsze co zauważyły, to przerażoną Dianę na korytarzu.
- Z Minnie jest źle - oznajmiła, drżącym głosem. - Obudźcie Marylę!
- Nie ma jej! A twoich rodziców?!
- też.
- Co jest z Minnie? - Zapytała rudowłosa, zarzucając na siebie płaszcz i łapiąc lampę.
- Okropnie kaszle, dusi się!
- Krup - stwierdziła Mia, zaczynając się denerwować.
- Aniu, obudź Mateusza, niech jedzie po lekarza. Diano, idziemy! Prędko!

Dziewczyny w pędzie założyły buty, kiedy Diana tłumaczyła dalej:
- Ciotka Józefina jest w domu. Mówi, że takiego kaszlu jeszcze nie słyszała!

Diana była bliska płaczu. Ania dogoniła ich w drodze, krzycząc, że Mateusz już wyjechał po doktora.

Mia jednak nie liczyła na jego pomoc zbyt szybko. Zamiast tego biegła dalej, pospieszając bliźniaczkę i jej przyjaciółkę. W ciągu pięciu minut znalazły się w domu Barrych, gdzie Mia od razu zaczęła pomagać Minnie.

- Diano, pomóż się jej nachylić. - Rozkazała, kładąc na krześle miskę z gorącą wodą.
- Para pomoże rozrzedzić flegmę. Syrop się kończy. Została jedna dawka. Na razie inhalacja musi wystarczyć.
- Jest rozpalona!
- Przenieście ją bliżej okna, chłodne powietrze jej pomoże!

- Co wy wyprawiacie? Chcecie, żeby zamarzła?! - Ciotka Józefina wpadła zdenerwowana do pokoju z krzykiem.
- Na krup najlepsze jest zimne powietrze - wytłumaczyła pokrótce Mia.
- Nie jesteś lekarzem!
- Znam się na tym, proszę nie przeszkadzać.
- Tutaj pomoże tylko medyk! - Kobieta nie chciała odpuścić, a rudowłosa traciła cierpliwość.
- Przyjedzie za dwie godziny, jeśli w ogóle. Wiele osób jest na spotkaniu z premierem.

Starała się wytłumaczyć ciotce Józefinie Mia, krojąc w międzyczasie w pośpiechu cebulę, którą po chwili włożyła w skarpetki Minnie.

- Co ty na Boga robisz?
- Nie wie pani, że cebula na podeszwach pomaga zbić gorączkę? To metoda prababek.

Rudowłosa podbiegła do pieca, żeby dorzucić drewno.
- Mia?! - Zwróciła jej uwagę przerażona Diana, kiedy jej młodsza siostrzyczka zaczęła strasznie kaszleć. Mia niewiele myśląc, zrzuciła ze stołu rzeczy, rozkazując położyć na nim Minnie. Następnie w trójkę przewróciły dziewczynkę na brzuch. Ania i Diana trzymały ją, kiedy Mia zaczęła uderzać w jej plecy.
- Kaszl Minnie, kaszl!
- Nie oddycha!
- Minnie, nie poddawaj się! Kaszl!

Dziewczynka ostatkami sił zakaszlała. Cała trójka odetchnęła z ulgą, wciągając ją do góry, żeby mogła usiąść. Diana przytuliła siostrę do siebie, a adrenalina pomału zaczęła spadać.

- W końcu wyzdrowiejesz. Byłaś baaaardzo dzielna - Mia zwróciła się do chorej. Diana przytuliła rudowłosą, dziękując jej i płacząc przy tym jak dziecko.
- Najgorsze za nami. Połóżcie ją.

Panna Barry usiadła zmęczona na krześle, oznajmiając, że musi się napić.
+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Dwie godziny później wszystkie zasnęły przytulone do Minnie. Do domu wpadł lekarz z Mateuszem, na co ciotka Józefina rzuciła się, żeby wszystko im opowiedzieć.

- Ta mądra, ruda pannica uratowała jej życie. - Stwierdził na koniec lekarz, wysłuchując całej historii.
- Faktycznie, jak na swój wiek jest niesamowicie rozgarnięta.

Ciotka Józefina pochwaliła dziewczynę, kiedy Mateusz poszedł obudzić bliźniaczki. Starsza kobieta pomyślała, że rodzina Barrych już zawsze będzie im wdzięczna.
+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Maryla wróciła do domu dopiero w południe, zaskoczona zauważając, że Mateusz zasnął na fotelu przy kominku.

- Mateuszu? Wszystko w porządku?
- Wróciłaś. Jak było?
- Czemu śpisz w dzień? - Zapytała, coraz bardziej zaniepokojona.
- Bliźniaczki pewnie też szybko nie wstaną.
- Co się stało? Są chore?
- Spokojnie, opowiem ci wszystko przy kawie.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++
Mia zapukała w drzwi domu Blythe'a. Chłopak otworzył jej po chwili, natychmiast ją do siebie przytulając.
- Słyszałem co się stało. - Wyjaśnił - jak dobrze, że tam byłaś. Wiesz, że uratowałaś jej życie?

Mia wtuliła się w przyjaciela. Po chwili weszli do środka i po tym jak przywitała się z jego tatą, od razu zabrali się do gotowania.
- Zaparzysz herbatę? - Poprosiła, siekając warzywa. Gilbert od razu wykonał jej polecenie, a pół godziny później siedzieli razem z panem Blythem w jego sypialni, dotrzymując mu towarzystwa.
- Wiecie co dobrego wynikło z mojej choroby? Znów pojechałem na zachód.
- Byliście na zachodzie? Gilbercie, dlaczego się nie chwaliłeś?! To wspaniałe!
- Lubisz podróże, dziecko?
- Uwielbiam - Odpowiedziała rudowłosa, a staruszek pokazał jej ręką, żeby się nachyliła. Kiedy wykonała jego polecenie, wyszeptał jej do ucha:
- Świat jest wielki. Nie zapominaj o tym.

Mia kiwnęła głową i się odsunęła, ale z zaskoczeniem zobaczyła, że jej przyjaciel się ulotnił.

- Opiekuj się nim. - Poprosił mężczyzna już na głos, również zauważając brak swojego syna.
- Mój czas niedługo minie i zostaniesz mu tylko ty. Nie pozwól mu zatracić się w cierpieniu. Niech podróżuje, odkrywa nowe rzeczy. Niech się uczy, a później zdobędzie dobrą pracę. Niech słucha głosu serca, bo ono dobrze mu podpowiada, kogo ma wybrać. Wiem, że proszę o dużo...
- Nie musi się pan obawiać. - Przerwała mu. - Nie zostawię go. Nawet jeśli miałby przede mną uciekać na drugi koniec świata. - Dziewczyna zaśmiała się na koniec, żeby pocieszyć mężczyznę.

Ale czy da się pocieszyć kogoś, kto umiera ?
+++++++++++++++++++++++++++++++++++

- Mia! Och, Mio! Dzięki tobie mogę się spotykać z Dianą! Dziękuje, dziękuje, dziękuje! - Radowała się Ania, która rzuciła się na swoją bliźniaczkę, kiedy ta tylko przekroczyła próg domu.
- Jak to?
- Pani Barry jest wdzięczna za to, co się stało w nocy. Prosiła was o wybaczenie, za to, że źle was oceniła. - Wytłumaczyła dumna Maryla. Rudowłosa zaśmiała się rozpromieniona, przytulając swoją siostrę. Nie ma tego złego...
+++++++++++++++++++++++++++++++++++

(Wybaczcie złą jakość zdjęcia, ale wstawiam to tu tylko dla osób, które nie mogą sobie wyobrazić tej sukienki po samym opisie)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro