Rozdział 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Isabella

Rudzielec był cholernie przebiegły. I wyszkolony. Jakim cudem zwykły śledczy tak dobrze radził sobie z obsługą pistoletów? Czarne opaski ledwo umiały ogarnąć, jak skutecznie używać paralizatora! Isabelli trafił się naprawdę niewygodny Fartuch. Na dodatek skądś go kojarzyła.

Wymijała pociski, próbowała kontratakować, ale rudzielec zachowywał bezpieczny dystans. Musiała wytrzymać, dopóki Fartuch nie wystrzela wszystkich naboi. Potem już powinno pójść łatwo.

– Nosz kurwa! – zaklął, gdy broń w końcu nie wypaliła.

Isabella uśmiechnęła się kącikiem ust i rozpoczęła szarżę. Przeciwnik rzucił pistoletem prosto w jej twarz, w ostateczności kombinując już bez większego namysłu. Isabella odbiła broń jedną ręką i przeszła do ataku. Przynajmniej próbowała. Fartuch doskonale znał się na unikach, a właściwie na taktyce ataku ostrokostnych. Nie bał się jej podpuścić i często blefował ze zmianą strony, zachowując bezpieczny dystans. Isabella nie miała czasu na takie zabawy. Kawałek dalej walczyła Miyu, która zdążyła już oberwać.

– Młody! Za tobą! – krzyknął.

Isabella uznała to za kolejny fortel, próbę rozproszenia, dlatego nie śmiała zerknąć, co dzieje się za jej plecami. Mimo to wyraz twarzy Fartucha zdradzał, że coś jest na rzeczy. Młody. Pewnie chodziło o tego drugiego śledczego. Gdy Isabella wyskoczyła z okna kamienicy, chłopak prawie zsikał się ze strachu. Atak z ukrycia był nad wyraz efektowny. Załatwiła dwóch egzekutorów za jednym zamachem, celnie wymierzając szpony w ich gardła.

– Wracamy! – Usłyszała za sobą głos Miyu.

Mając na uwadze jej stan, Isabella nie zamierzała protestować. Obdarzyła swojego przeciwnika złowrogim spojrzeniem zza wilczej maski, a potem wycofała się i ruszyła w głąb slumsów.

Miyu kurczliwie zaciskając dłoń na przedramieniu, biegła już przed siebie. Isabella wyminęła leżącego na ziemi młodego śledczego. Chłopak wodził rozdygotaną dłonią po otwartej ranie na brzuchu, a jego służbowy płaszcz utonął w czerwieni. Piwne oczy wpatrywały się w nieokreślony punkt na niebie. Miyu raczej załatwiła go na dobre.

Isabella nie rozwodziła się nad losem Fartuchów, ale widok półżywego chłopaka chyba zostanie jej w pamięci. Wymieniła z nim krótkie spojrzenie, gdy dołączyła do walki i tyle wystarczyło, by stwierdziła, że takich osób nie spotyka się pod określeniem „Fartuch". Nowicjusz. Pewnie nie przesiąkł jeszcze Służbą. W przypadku jego starszych stażem kolegów było inaczej. A przecież Miyu dała im wybór. Mogli odejść, jednak zdecydowali się przelać krew.

I w ten oto sposób wszystkie Czerwone Opaski gryzły piach.

Isabella przemierzała kolejne obskurne uliczki, podążając za krwawym szlakiem na ziemi. W końcu znalazła Miyu opartą o ścianę budynku. Oddychała chrapliwie, a rana na obojczyku najpewniej wymagała interwencji lekarki. Mimo to ostrokostna ściągnęła maskę, prezentując przebiegły uśmieszek.

– A już myślałam, że zaliczę jakiś obiad.

Isabella zdjęła z siebie bluzę i podała ją Miyu, która od razu przyłożyła materiał do obrażenia. Krwawy szlak za nimi musiał się koniecznie urwać.

– Rada stroi sobie z nas żarty – wychrypiała. – Fartuchy na bank nie kupią tej bajeczki o Nao. Isa, ty na pewno dobrze zrozumiałaś polecenie?

– Myślę, że umiem jeszcze czytać ze zrozumieniem – burknęła.

Jej też nie spodobała się misja od Rady. A prośba, by nawiązać dialog z Fartuchami i powiadomić o rzekomej śmierci przywódcy Rebelii, wydawała się absurdem. Gdyby nie pieczęć w kształcie trefla Isabella zwątpiłaby w wiarygodność pisma od podziemnej władzy.

Pierwszy raz sojusz wiązał się z takimi niedogodnościami, choć przywódczyni nie miała sobie nic do zarzucenia. Wykonała zadanie w całości, począwszy od pozbycia się egzekutorów. Jeśli Rada wysłałaby swoich szpiegów, by obserwowali skądś całe zajście, ujrzeliby dobrze wykonane zadanie.

– Ej, Isa. Nie obrażaj się. Po prostu mi też się to nie podoba.

Isabella miała nadzieję, że zostanie wynagrodzona za wykonanie misji. Chociażby pozbyciem się z jej terytorium jednej, upierdliwej osoby.

– Krwawienie ustaje, możemy iść dalej – oświadczyła Miyu.

Świadomość powrotu do Podziemi wcale nie przyniosła Isabelli ulgi.

*

Przed Oczami Rady kręciło się kilku stałych bywalców. Zanim wprowadzono skanery, ostrokostne często gawędziły z nieświadomymi ludźmi na błahe tematy przy papierosie. Teraz prawie cała część ludzkiego towarzystwa zniknęła, czemu Isabella się nie dziwiła. Ryzyko padnięcia ofiarą szponiastej bestii diametralnie wzrosło, szczególnie w postaci przekąski.

Zbliżał się wieczór, więc towarzystwo dopiero miało się zejść. Isabella upchnęła wilczą maskę pod bluzkę, poprawiła szal wokół szyi. Podczas walki doskonale zakrył jej charakterystyczne loki. Tym razem zaplecione. Już przed obławą wysoka, brązowa kitka wraz wilczą maską stała się nieodłącznym elementem wizerunku przywódczyni Rebelii. a przynajmniej takie wieści donosiła Rada ze słynnego baru w slumsach.

Chociaż pod tym względem sojusz spełniał oczekiwania.

Miyu nałożyła na siebie bluzę Isabelli, ukrywając obrażenia. Ominęły główne wejście, skąd dobiegała jazzowa muzyka i odór taniego piwa. Przy wejściu na zaplecze nikt się już nie kręcił. Przywódczyni zastukała w drzwi w wyuczony sposób i już po chwili usłyszała klucz przekręcający się w zamku. W progu pojawił się barman-ostrokostny z blizną w kąciku ust.

– No cześć. To znowu my – rzuciła Isabella, widząc poważną minę sługusa Rady.

W milczeniu zachęcił dłonią do wejścia do środka. Uważnie przyjrzał się przybyłym, krzyżując muskularne ramiona na piersi.

– Udało się?

– Załatwiłyśmy pięć sztuk. W tym cztery czerwone opaski – wysapała Miyu.

– Rada dziwi się, czemu nie wysłałaś podwładnych, przywódczyni.

Isabella odgarnęła szal i przerzuciła rozpuszczone już loki za plecy. Przybrała na twarz swoją oryginalną posępną minę.

– No co? Dostaną raport z pierwszej ręki. Wpuść już nas.

Mężczyzna od niechcenia podrapał się po karku, uwydatniając tatuaż na szyi w kształcie trefla. Zaprowadził klientki do piwnicy, gdzie otworzył dobrze znaną klapę w podłodze.

– Pozdrów kreatorkę – rzucił w stronę Isabelli.

Przywódczyni ścisnęła maskę w dłoni, chłód dobiegający z wnętrza przejścia miał się nijak do gorąca, jakie rozlało się po jej ciele. Całe Podziemia musiała już obiec plotka, jak to Raisa często gości na terytorium Rebelii.

Jak często przebywa z Naoto.

– A ty pilnuj, by klienci nie potruli się szczynami, co sprzedajecie.

Rechot Miyu rozniósł się echem po ciemnym kanale.

*

Z sali alf znów dało się usłyszeć ożywioną, ale ściszoną rozmowę. Isabella oparta plecami o barierki balkonu tuż przed drzwiami usiłowała rozróżnić poszczególne słowa. Który raz z kolei znalazła się w takiej sytuacji? W roli tej, która dowiaduje się o wszystkim później, jeśli w ogóle się czegoś dowie.

Odnosiła wrażenie, że jej imię padło co najmniej dwa razy. To raczej nie była już forma przesłuchania, na które podobno kreatorka masek przychodziła w imieniu Rady. Co pozostało przywódczyni? Snuć domysły i próbować nie zwariować. Nie, powinna wparować do środka i w końcu wyciągnąć tę szmatę za włosy...

Drzwi otworzyły się. Naoto obdarzył Raisę szczególnym spojrzeniem, które Isabella najprościej określiłaby jako mieszankę gniewu i ekscytacji. Nie widziała go pierwszy raz, co utwierdzało w przekonaniu, że nie postradała rozumu. Osobliwe połączenie emocji znikło z twarzy Naoto, gdy zwrócił uwagę na siostrę.

– Udało się?

W potwierdzeniu kiwnęła głową.

– Cieszę się, że jesteś cała, przywódczyni – odezwała się Raisa, pobłażliwie się uśmiechając.

– Chciałabym powiedzieć, że ze wzajemnością, ale raczej nie przejdzie mi to przez gardło.

– Widać, że nie wyszalałaś się na powierzchni. – Raisa zignorowała jej spojrzenie i ruszyła w stronę schodów. – Szukasz zaczepki, gdzie popadnie, a przecież jesteśmy soju...

Isabella zagrodziła jej drogę, wbijając koniuszki szponów w ścianę. Tuż przy nosie kreatorki masek.

– Oj tak, nadal mam w sobie dużo werwy, wiesz?

Poczuła ścisk w pasie. Szarpnięto nią do tyłu tak mocno, że prawie straciła równowagę. Naoto wyrósł jej przed oczami.

– Opanuj się!

– Jeszcze głośniej. – Isabella ruchem głowy wskazała na aulę w dole. Kręciło się tam kilku podwładnych. W tym pan Mitsuya, który na pierwszy rzut oka interesował się tylko papierosem w dłoni.

Dostrzegła grymas bólu na twarzy brata, przycisnął dłoń do żeber. Nadal nie doszedł do siebie, a jego rany goiły się powoli. Isabella miała tego świadomość, choć Naoto uparł się, by bez niczyjej pomocy zmieniać sobie bandaże.

– Do zobaczenia, Naoto. – Raisa wykorzystała sytuację i pospiesznie wymknęła się w stronę schodów.

Brat chwycił Isabellę za ramię i zaciągnął do sali jak szmacianą lalkę. Drzwi trzasnęły z hukiem.

– Jeśli Rada się dowie, że grozisz jej służce...

– Nie grożę. – Isabella niedbale rozparła ramiona. – Przecież włos jej z głowy nie spadł.

– Nic nie rozumiesz – wycedził przez zęby. – Nic nie rozumiesz.

Usiłowała trzymać nerwy na wodzy i do teraz całkiem dobrze jej szło. Do teraz.

– Pewnie, że nic nie rozumiem! Raisa zjawia się tutaj co drugi dzień z dekoltem do pępka! Ucinacie sobie pogawędki, a ja sprzątam po tobie burdel na powierzchni!

Brat chwycił ją za ramiona i potrząsnął.

– Zapomniałaś? Zapomniałaś, do czego dążyliśmy? Raisa pośredniczy między mną a Radą, a ja nie pozwolę ci spierdolić tej współpracy!

Te ciemne, czarujące oczy, które uwielbiała, teraz patrzyły na nią z furią. Naoto ściskał ramiona Isabelli z ogromną siłą. Dotyk mężczyzny, którego pragnęła od tylu lat, w tej chwili wydawał się obcy, wręcz niosący ze sobą krzywdę. Isabella pospiesznie wyrwała się partnerowi.

– Nie widzisz, co się z tobą dzieje? Potrzebujesz odpocząć, Rada może pocze...

Naoto uderzył pięścią w ścianę. Zaciśnięta dłoń przeszła tuż przed twarzą dziewczyny.

– Nie jestem słaby! Nie potrzebuję żadnej troski, dociera to do ciebie?

Dynamicznym ruchem zerwał bandaż z przedramienia, odsłaniając zaczerwienione miejsce po dwóch ranach postrzałowych. Siłował się z pozostałymi opatrunkami, jakby paliły jego ciało. Na dodatek zahaczył paznokciami o zastrupiałą ranę na wewnętrznej stronie nadgarstka, otwierając ją na nowo.

– Przestań... – wychrypiała Isabella, zasłaniając dłońmi twarz.

Ostatnio przeżywała nawet najmniejsze zadrapanie na jego ciele, dlatego obecny widok napełnił ją przerażeniem.

– Nie jestem słaby... – powtórzył cicho Naoto. Kosmyki włosów przysłoniły mu oczy. – W Radzie nie ma miejsca dla słabych... Nie jestem słaby, przecież uciekłem z tego pieprzonego więzienia!

– Nao... – Isabella zbliżyła się, wyciągając dłoń ku jego twarzy. Tak bardzo chciała przejąć chociaż połowę ciężaru, z jakim się borykał. – Twój koszmar się już skończył.

– Nie dotykaj mnie! Wyjdź!

Ciało Isabelli napięło się jak struna. Nie bez powodu razem stawiali czoła każdej przeszkodzie, dlaczego teraz miało być inaczej? Usiłowała zapanować nad łzami cisnącymi się jej do oczy.

– Nao... Proszę, nie oddalaj się ode mnie.

– Wyjdź! – wrzasnął.

– Nie jesteś w tym wszystkim sam. Chcę ci tylko pomóc.

– Do cholery, w czym? Widzisz we mnie ofiarę! Wszyscy widzicie! Odejdź!

Isabella zacisnęła pięści. Zamrugała dwukrotnie, by odgonić łzy. Odwróciła się na pięcie i wyszła z sali, próbując się opanować. Słowa Naoto w jej głowie odbijały się echem. Nie tylko te ostatnie. Widziała i słyszała wystarczająco dużo, by podjąć decyzję.

Nie jako zraniona kobieta, ale przywódczyni. Przecież tego od niej oczekiwano.

– W porządku?

Nie dostrzegła Ethana, który nagle znalazł się tuż przy niej. Isabella przełknęła gorzką ślinę. Podwładny w milczeniu czekał na jej odpowiedź, jednak nie poganiał, tylko jak zwykle okazywał przesadny szacunek. To nakazywało Isabelli się opanować. Słusznie, wychodząc z sali, powinna okiełznać uczucia. Tutaj, w otoczeniu podwładnych należało przybrać maskę niezłomnego lidera.

W przeciwieństwie do Naoto mogła jeszcze wejść w tę rolę.

W końcu położyła dłoń na barku Ethana. Krótkim spojrzeniem utwierdził ją w przekonaniu, że jest gotowy przyjąć niemal najtrudniejsze polecenie i najbardziej poufną informację. Tym razem chodziło o tę drugą kwestię.

– Znajdź Miyu i Blaise'a. Dobro klanu jest zagrożone.

Naoto

– Fartuchy nigdy nie zapuszczały się do slumsów! – syknął.

– Widocznie podejmują radykalne kroki po twojej ucieczce. Spokojnie, Isabella spisała się dobrze.

Isabella. Naoto nie potrafił przypomnieć sobie o tak ostrej kłótni porównywalnej do tej sprzed chwili. Jego siostra nie rozumiała, ba, nie miała pojęcia o jaką stawkę toczyła się gra. Usiłował pozbyć się z głowy obrazu, który znów go nawiedził: Mitsuya i Isabella wchodzący na teren klanu, gdy jego samego dowleczono do Rebelii po ucieczce z SOO.

Dlaczego tak naprawdę przybyli tak późno?

Dlaczego tylko we dwoje?

Naoto odruchowo rozejrzał się dookoła. Zapomniany obszar terytorium Rebelii wydawał się najlepszym miejscem na tego typu rozmowy, choć ciemność nie wpływała na jej jakość. Łowcze oczy Naoto wychwytywały kontury sylwetki stojącej naprzeciw Raisy. Nie mieli wiele czasu, oficjalnie opuściła już teren klanu.

– Nie wychodziłem z Podziemi, odkąd uciekłem. Co ich tu, kurwa, przywiało?

Rozdrapane rany piekły. Miał świadomość, że pod paznokciami znajdowała się zaschnięta krew, ale przynajmniej poczucie osaczenia i niepewności zniknęło.

Raisa zbliżyła się. Naoto wyraźnie słyszał jej oddech. Obserwował, jak kreatorka przykłada dłoń do jego klatki piersiowej. Odruchowo odsunął się.

– Co ich tu przywiało? – powtórzył.

Raisa westchnęła.

– Nie wiem. Isabella na pewno dała niezły występ, nie wyślą już kolejnego oddziału w te rejony. Rada wie, co robi. A ty masz teraz inne priorytety.

Jej zapach mącił w nozdrzach Naoto. Jakie ta intrygantka stosowała sztuczki? Zawarli sojusz, ale od kilku dni odnosił wrażenie, że potrzebował też Raisy pod innym względem. Wierzyła w niego, odkąd zaczęli współpracować, ani razu nie wypomniała mu złego stanu zdrowia.

– Kennet Mitsuya obserwował cię. Wiesz o tym?

Mitsuya. Cholerny zabójca. Naoto nie da mu satysfakcji.

– Nie przejmuj się nim, poradzę sobie. Rada wybierze mnie.

Raisa mruknęła usatysfakcjonowana, co jeszcze bardziej pobudziło Naoto. Jej aprobata potrafiła uzależnić. Napełnić siłą.

A przywódca Rebelii potrzebował jej teraz jak nigdy dotąd.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro