Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Isabella

Ciało zaczynało reagować na bodźce. Słyszała rozmowę, ale nie potrafiła przyswoić treści. Drażnił ją każdy, chociażby najmniejszy dźwięk, który wtapiał się w dziwny szum. Potem pojawiły się zapachy, jednak wyróżniła tylko jeden, najbardziej intensywny.

W końcu zdołała otworzyć oczy. Obraz z początku nie był na tyle ostry, by mogła dostrzec coś konkretnego, ale ktoś siedział tuż obok. Powieki były ciężkie, zachęcały do ponownego zapadnięcia w sen, mimo to wytrwale czekała, aż widoczność się poprawi.

Ujrzała mężczyznę. Siedział zgarbiony na krańcu łóżka, trzymając w dłoni jakąś podpaloną rurkę, z której wydobywał się dym. A więc to było źródło tego drażniącego nozdrza zapachu.

Nieznajomy wolną dłonią przeczesał czarne włosy, z zaintrygowaniem się jej przyglądając. Znajdował się zdecydowanie za blisko, przez co poczucie osaczenia wzrastało. Podkurczyła nogi, gdy dostrzegła drugiego mężczyznę stojącego tuż naprzeciw łóżka, i odruchowo okryła się kocem, jakby ten miał ją uchronić przed obcymi. Serce zabiło szybciej, a nogi coraz bardziej rwały się do biegu. Chciała uciec, ale nie miała pojęcia dokąd.

– Uspokój się – powiedział mężczyzna siedzący tuż obok niej.

Wzdrygnęła się, słysząc oziębły ton, na dodatek wypowiedziane sprawiły, że jej ciało przestało zachęcać do dalszego ruchu. Niosły ze sobą ukryty przekaz, który nie do końca rozumiała, jednak nagle podejmowanie jakichkolwiek działań stało się bezsensowne. Uświadomiła sobie, że dominacja nieznajomych zdawała się wypełniać to pomieszczenie.

– Pamiętasz nas? – spytał drugi mężczyzna, krążąc po pokoju.

W myślach błagała, by się nie zbliżał.

– No więc?

I podszedł bliżej, przez co po jej ciele rozszedł się ostrzegawczy impuls przypominający wbicie czegoś ostrego w każdy skrawek skóry. Mięśnie zaczęły się napinać, zmysły wyostrzać, a w dłoniach narastało dziwne mrowienie. Ostrzeżenie, które usłyszała przed chwilą, stało się nieistotne.

Nikt jej tu nie skrzywdzi. Nie dopuści do tego.

– Nie podchodź! – wrzasnęła.

Mogła się bronić, instynkt podsuwał dość kuszący, ale niebezpieczny plan.

– Uspokój się!

Słysząc groźny ton, bez zastanowienia zacisnęła pięść i wymierzyła nią w nieznajomego. Uderzenie było słabsze, niż zakładała. Mężczyzna wykonał unik i złapał ją za nadgarstek, mocno ściskając. Nie powstrzymało jej to. Z wolnej dłoni uwolniły się szpony, które wymierzyła prosto w twarz mężczyzny. Bez przeszkód pochwycił jej drugi nadgarstek, balansując ciałem w ten sposób, by ostrza go nie zraniły. Nim się zorientowała, jej plecy wraz z dłońmi przyległy do łóżka. Przeciwnik trzymał mocno, przez co nie potrafiła wyrwać nadgarstków z jego uścisku. Mogła tylko wpatrywać się w ślepia, których odcień przywodził na myśl płynne złoto. Przytłoczona ciężarem nie śmiała już ani drgnąć.

W tych nadzwyczajnych oczach czaiła się wściekłość każąca jej zaprzestać jakichkolwiek ruchów. Mimo to słyszała przyspieszony oddech napastnika, więc próba powstrzymania jej wymagała trochę siły.

– Kim jesteście? – warknęła prosto w twarz oprawcy, odsłaniając zęby.

Miała wrażenie, że w jego złocistych oczach pojawił się błysk.

– Arno – zaczął, cały czas się w nią wpatrując i nie rozluźniając uścisku na nadgarstkach. – Wracaj do apartamentu, zaczyna już świtać.

Usłyszała śmiech siwowłosego mężczyzny, ale nie mogła go zobaczyć, dlatego za pomocą słuchu próbowała określić, jak blisko się znajduje. Arno. Tak miał na imię.

– Poradzisz sobie z nią? – spytał.

Wściekłość napastnika zniknęła, co wcale nie oznaczało, że nie miała już ochoty go zabić.

– Poradzę. Z pewnością.

Splunęła mu w twarz.

Kennet

Nie sądził, że Isabella obudzi się tak szybko. Nie spodziewał się, że chwilę po odzyskaniu przytomności się na niego rzuci. Mogła stracić pamięć, jednak ciało nie zapomniało o swoich możliwościach. Instynkt przetrwania jej nie opuścił i choć w swoim stanie nie miała szans, postanowiła zaatakować.

Gdy przycisnął Isabellę do łóżka, nie mógł przestać rozkoszować się jej wrogim spojrzeniem. Ostrokostna nie pamiętała już, kim jest Kennet Mitsuya. Mimo to czarne oczy łowcy wyrażały chęć mordu, jakby pomimo utraty wspomnień nienawiść do zabójcy została.

Albo wraz z przebudzeniem Isabella znienawidziła go ponownie.

Splunęła mu na twarz. Widocznie w jakimś stopniu była podobna do brata, bo nie potrafiła zrozumieć, jak pochopne decyzje podejmowała. Kennet poluzował uścisk na nadgarstkach, gdy Isabella w końcu przestała się szamotać. W tym czasie ciepła flegma spłynęła po jego twarzy.

– Zejdź ze mnie – warknęła.

W ramach zachęty jej szpony schowały się. Kennet puścił nadgarstki i pozwolił oczom przybrać ludzką formę. Isabella chwiejnym krokiem zerwała się z łóżka, a Kennet mógł tylko podejrzewać, z jakim bólem głowy się mierzyła. Próbując utrzymać równowagę, oparła się o ścianę.

– Kim jesteś? – spytała.

Był przygotowany na to pytanie. Rozważał podanie fałszywego imienia, ale doszedł do wniosku, że jest to zbędne. Bycie od początku szczerym z Isabellą może przynieść korzyści, ale dopiero później.

– Kennet – odpowiedział krótko.

Isabella podeszła do okna i odchyliła roletę. Miała przed sobą widok na Szóstą Dzielnicę, gdzie ze względu na znajdującą się w pobliżu siedzibę SOO wpływy Rady były tutaj najbardziej ograniczone. To samo tyczyło się innych ostrokostnych. W lokalizacji mieszkania tkwiła największa zaleta, więc jego marnym wystrojem Kennet nie zamierzał się przejmować.

Isabella skierowała wzrok na swoje ubranie albo raczej na to, które na sobie miała. Jej ciuchy były całe w błocie, więc na upartego wypadało coś wykombinować. Kennet poświęcił się i oddał swoją bluzę. Choć nie miałby nic przeciwko, gdyby urocza przywódczyni Rebelii paradowała po jego mieszkaniu półnaga. Jaki facet pogardziłby takimi widokami?

Isabella odchyliła głowę w bok. Jej nozdrza znacznie się rozszerzyły. Spojrzała w stronę Kenneta, to znowu na bluzę. Mało dyskretnie wychodziło jej wchłanianie i kojarzenie nowego zapachu.

– Możesz wziąć kąp...

– Jesteś przyjacielem? Czy wrogiem? – wypaliła.

– To nie ma żadnego znaczenia.

Kennet podniósł się z łóżka, a Isabella w odpowiedzi cofnęła się o kilka kroków, aż plecy zetknęły się ze ścianą. To był naprawdę dziwny widok. Słynna przywódczyni Rebelii zmieniła się w zagubioną dziewczynkę.

Zabójca otworzył szufladę komody i wybrał z niej ręcznik.

– Doprowadź się do porządku – powiedział, rzucając go w stronę dziewczyny.

Zapanowała cisza. Kennet był w stanie usłyszeć, jak Isabella przełyka ślinę.

– Tu jest łazienka, wiesz co to jest? – dodał, wskazując na drzwi obok.

– Powiedz mi, kim ja jestem?

Wbiła wzrok w podłogę. Choć jej twarz zasłaniały włosy, Kennet wiedział, że była bliska płaczu. Z pewnością gdy tylko przekroczy próg łazienki, całkowicie się załamie.

– Masz na imię Isabella.

Isabella

W końcu dopuściła do siebie myśl, że ma zupełną pustkę w głowie. Wypełniła wannę prawie po same brzegi, z początku rozpracowując, jak działają kurki.

Martwym wzrokiem wpatrywała się w blady sufit nad sobą. Czuła ciepło łez spływających po policzkach.

„Masz na imię Isabella".

– Mam na imię Isabella – powtórzyła cicho.

Równie dobrze mogłaby teraz posiadać setki innych imion.

Zaczęła się bać. W sąsiednim pokoju znajdował się zupełnie obcy mężczyzna. Chyba nie zamierzał zrobić jej krzywdy, ale też nie wydawał się przepełniony troską. Jakoś będzie musiała sobie z nim poradzić.

Spojrzała na swoje ciało. Poza prawie zagojoną raną na udzie oraz zaczerwienieniach na linii nadgarstków i kostek nie znalazła żadnych poważniejszych obrażeń. Za to miała opatrunek na głowie, teraz całkowicie już przemoczony. Nie wiedziała, co jej się przytrafiło. Nie wiedziała nic.

– Mam na imię Isabella – powtórzyła kolejny raz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro