Rozdział 44

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Blue

Odgłosy walki powoli ucichały, a Blue nabierała odwagi, by wyjść z okropnej rudery, w której się schowała. Szlag, jej nadajnik przepadł, więc nie miała pewności, czy aby na pewno jest już po wszystkim. Musiała zaryzykować, odnaleźć chociażby jedną osobę ze swojej drużyny.

Brak odgłosów wystrzałów z karabinu był jedyną sugestią, że starcie się skończyło i szala zwycięstwa przechyliła się na stronę ostrokostnych. Oby Blue nie natknęła się na niedobitki egzekutorów.

Najważniejsze, że ona sama nadal nie odniosła żadnych ran. Mogła uciekać, bronić się, a może, kto wie, zaatakować? Miała nadzieję, że jednak nie zostanie zmuszona do żadnej z tych czynności.

Slumsy były okropne pod każdym względem. I przede wszystkim obce.

Przed oczami wyrosło jej dwóch ostrokostnych, których na dodatek twarze nie zasłaniały maski. Blue obserwując ich, powoli traciła możliwość swobodnego oddechu. Należeli do obozu Isabelli czy Naoto? Trucicielka mimowolnie przygotowała się na najgorsze, jako „ta od Rady" powinna.

Żółte oczy łowcy młodej ostrokostnej taksowały jej sylwetkę. Blue cierpliwie czekała na ruch ze strony przeciwnej.

– To ona – usłyszała znajomy głos.

I pierwszy raz naprawdę ucieszyła się, że go słyszy.

Isabella wyłoniła się z bocznej uliczki. Wyglądała tak, jakby wyrwała się z piekła. Począwszy od twarzy umazanej pyłem i krwią, kończąc na przedartych w wielu miejscach bojówkach, które odsłaniały skaleczenia i poważniejsze rany. Dziwne, że jako czarnooka ostrokostna nadal borykała się z takimi obrażeniami. Regeneracja powinna sprawić, że rany goiłyby się na oczach Blue.

– Wspinamy się na dach – oświadczyła Isabella i ruchem głowy wskazała najbliższą kamienicę. – Skacząc między budynkami, będzie szybciej i bezpieczniej.

Blue szybko opuścił entuzjazm.

– Nie masz nadajnika?

– A umiesz w ogóle określić, gdzie jesteśmy? Kennet i reszta kręcą się w pobliżu. Przemieszczałam się górą, jest bezpiecznie. Poza tym obiecałam, że cię sprowadzę.

– Znajdę ich sama.

– Idziesz ze mną.

Do Isabelli dołączył Ethan, który wyszeptał coś do jej ucha. Blue dostrzegła, jak na twarzy przywódczyni pojawił się cień zdenerwowania. Gdy znów spojrzała na trucicielkę, jej oblicze stało się łagodniejsze. Dobrze, Blue zdecyduje się pójść na ugodę. Najważniejsze, by znów znalazła się wśród swoich.

I uwierzyć, że dziewczyna, którą niemal zabiła półtora miesiąca temu, teraz przychodziła jej z pomocą. Mimo to...

– Wejdę na dach przez budynek – oświadczyła.

I tam poczeka na resztę. Wprawdzie ostrokostne z Rebelii przyzwyczajone i obeznane w terenie slumsów bez problemu przeskakiwały z budynku na budynek, ale Blue się do nich nie zaliczała. Nie czekając na odpowiedź, ruszyła do środka kamienicy. Nie odwróciła się, nawet gdy usłyszała za sobą przyspieszone kroki. Skończyło się na tym, że Isabella zagrodziła jej dalszą drogę na schody. Jej mina mówiła sama za siebie, nie miała siły na takie pierdoły. A przynajmniej tym musiało być dla niej zwlekanie Blue i szukaniem alternatyw.

– Nie umiem się wspinać – wyznała trucicielka w końcu.

Oczywiście, że nie umiała, bo nigdy tego nie potrzebowała. Nawet w takich okolicznościach poczuła wstyd. Potencjalnym wrogom nie powinno przyznawać się do słabości.

Isabella machnęła ręką na towarzyszy przez próg budynku, gdzie właściwie powinny znajdować się drzwi. Na ziemi został tylko Ethan, który dołączył do swojej przywódczyni.

– W takim razie pójdę z tobą – oświadczyła Isabella.

Podwładny ruszył przodem. Blue szła po środku i wcale nie podobała jej się świadomość, że nie miała Isabelli w polu widzenia.

– Wypatruj nas na dachach, za chwilę powinieneś nas zobaczyć usłyszała za plecami. Słowa najpewniej były kierowane do Kenneta.

Z każdym skrzypnięciem starych schodów coraz bardziej marzyła o powrocie do domu, przez myśl przeszła jej nawet rezygnacja z umowy, jaką zawarła z przywódczynią. Wszystko było już obojętne, byleby opuścić to miejsce, wziąć kąpiel, zjeść ciepły posiłek...

– Zawracamy – oświadczył Ethan, gdy byli w połowie drogi.

Blue wzięła głębszy oddech.

– Nie zacznę się...

– Zawracamy!

Isabella chwyciła ją za dłoń, zeskakując ze schodów. Blue wyrwała się jej w ostatniej chwili, nie mając pojęcia czy z kaprysu, czy szoku.

Potem był już tylko huk i uczucie bezwładności.

Kennet

Piwnica była przepełniona rannymi, ale na szczęście znalazło się jeszcze miejsce dla dwóch osób. Nawet Kennet nie wiedział o jej istnieniu i najpewniej nie dowiedziałby się, gdyby nie okoliczności. Ostrokostne z niepoważnymi obrażeniami wyciągały ze schowków kolejne porcje bandaży, środków odkażających, koców termoizolacyjnych. Nie wiadomo, skąd Rebelia miała takie zaopatrzenie. Może składowała je przez lata lub zasponsorowała je Rada. Kennet cieszył się, że było cokolwiek.

– Poradzi sobie, prawda? Dlaczego on się jeszcze nie regeneruje?

Isabella sama powinna się położyć i przyjąć pomoc, mimo to nadal nie odstępowała Ethana na krok. To cud, że po zawaleniu niemal połowy budynku była w stanie funkcjonować. Najpewniej opadnie z sił, jak tylko wrócą do apartamentu.

Bo wrócą razem, najgorsze już za nimi. Rozhisteryzowana ostrokostna, która teraz wtulała się w jego ciało, jeszcze niedawno poprowadziła zwycięską szarżę na oddział SOO. Gdyby jeszcze nie obyło się bez ofiar...

Ethan nie przeżyje. Nawet jeśli należał do kasty niebieskookich jego minuty najpewniej były policzone. Kennet nie potrafił się w sobie zebrać i powiedzieć Isabelli, że opatrunki zdadzą się na nic, że powinny być przeznaczone dla osoby, która miała jakiekolwiek szanse na przeżycie.

– Idź do niej – wyszeptała Isabella.

Kennet spojrzał w stronę, gdzie leżała Blue. Była przytomna, ale widok roztrzaskanej przez gruz nogi niemal doprowadził Natanela do płaczu. Przynajmniej Arno zachował zimną krew i mógł założyć większość opatrunków.

– Ona przeżyje – oznajmił Kennet.

Isabella oderwała się od jego ciała. W spojrzeniu przywódczyni kryło się wyraźne zmęczenie, a załzawione oczy były ledwo widoczne spod spuchniętych powiek.

– Powinieneś przy niej być. Może nie masz na głowie sporej grupy, ale nadal ciąży na tobie odpowiedzialność. Przyszli tu dla ciebie, nie dla mnie.

Miała rację, powinien znajdować się przy Blue od początku wraz z Natanelem i Arno. Za postawienie swoich żyć na szali był im winien chociaż to. Isabella miała już za sobą najgorsze i pozostało jej tylko przyjąć do świadomości, że Ethan umrze jeszcze przed zmrokiem.

Odkąd na oczach Kenneta zawaliła się połowa budynku, a wydłużającą się chwilę potem usłyszał przez nadajnik głos Isabelli, zrozumiał, że nigdy w życiu nie odczuł tak ogromnej ulgi. Podłożone ładunki wybuchowe. SOO chwytało się najróżniejszych metod, by odnieść zwycięstwo, ale na próżno.

– Zaraz wrócę.

Przeszedł na drugą stronę pomieszczenia, uważnie stawiając każdy krok. W piwnicy było naprawdę ciasno, ale pozostanie w ukryciu i siedzenie cicho należało do priorytetów. SOO lada chwila mogłaby wrócić z oddziałem poszukujących ocalałych. Wprawdzie rozkaz obejmowałby wyłącznie wstrzymanie się od niepotrzebnej walki, jednak żaden ostrokostny nie pofatygowałby się sprawdzić, czy egzekutorzy trzymają się wytycznych.

W końcu Kennet usiadł tuż przy Blue, która wpatrywała się w nieokreślony punkt na suficie. Jej niebieskie oczy łowcy odbijały światło palonych latarek.

– Nic nie widzę, Kennet. Ale wiem, że to ty – wyszeptała.

– Najpewniej odłamki od wybuchu wpadły ci do oczu, za jakiś czas na pewno wszystko wróci do normy. W zdrowieniu nie masz sobie równych.

Na twarzy trucicielki pojawił się delikatny uśmiech.

– Nie umrę?

– A gdzie tam.

– A mimo to dobrze się stało, że z wami poszłam.

– Uwierz, wolałbym tego uniknąć.

Kennet marzył już o opuszczeniu slumsów. Zdecydowanie za dużo wydarzyło się w ciągu ostatnich godzin, a nadal nie miał pewności, czy mógł pozwolić sobie na odprężenie.

– Pewnie gdybym nie miała roztrzaskanych kości, naderwanych ścięgien i niemal ciemności przed oczami, nie odważyłabym się na rozmowę z tobą.

Nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, ale ostatnio często miał z tym problem. Nadal ich szukał, gdy Blue na oślep chwyciła go za rękę.

– Ja muszę to wiedzieć...

– Blue...

– Naprawdę nic dla ciebie nie znaczyłam? Byłam tylko pocieszeniem po Yrene?

– Nie! Nie! Nie!

Po piwnicy rozległo się łkanie Isabelli. Kennet spojrzał w jej kierunku, widząc, jak w pod wpływem szoku potrząsa nieprzytomnym Ethanem. Kilku podwładnych przywarło do ostrokostnej, próbując ją uciszyć i opanować jej rozdygotane ciało. Może przez ten okropny widok, Kennet zareagował z opóźnieniem na dłonie zaciskające się wokół szyi. Ktoś krzyknął, ktoś jeszcze inny poderwał się, ale nie wtrącał. I dobrze, to już się stało.

– Kiedy? – warknął Natanel, który przycisnął go do ziemi. Zabójca usiłował powstrzymać chęć użycia rąk do obrony. Zasłużył.

– Niedługo po odejściu Yrene – wychrypiał.

– Nat. – Blue poderwała się do pozycji siedzącej i na oślep zaczęła szukać partnera. – Proszę, nie tutaj.

Natanel stracił zainteresowanie Kennetem i chwycił Blue za barki. Zabójca dostrzegł na jej twarzy grymas bólu.

– Kochasz go?

– Posłuchaj...

– Kochasz go?

– To nigdy nie miało znaczenia – wtrącił Kennet.

– Pytam się jej! Miałem być pocieszeniem czy jakimś domniemanym obiektem zazdrości?

Dolna warga Blue zaczęła dygotać, jej wzrok wprawdzie był skierowany na Natanela, ale kompletnie nijaki. Zawsze tak na niego patrzyła. Kennet wiedział, że nie było to zasługą tymczasowej ślepoty.

– Próbowałam cię pokochać.

Natanel puścił barki Blue. Odwrócił się i skierował we wiadomym przez Kenneta kierunku. Zabójca usiłował wychwycić moment, w którym po wypowiedzeniu kilku słów otuchy rozmowa zaczęła zmierzać ku wyciąganiu prywatnych brudów.

– Nat, zaczekaj – wysapała Blue. – Nie wychodź! Na zewnątrz...

– Nie udawaj, że cię to martwi. A ty. – Spojrzał na Kenneta. – Jesteś o wiele bardziej zepsuty, niż myślałem.

Nim Natanel zdążył ruszyć przed siebie, zgiął się pod wpływem ciosu w brzuch. Utratę przytomności przypieczętowało uderzenie w skroń. Ostrokostny padł prosto na Arno, który ułożył go na posadzce.

– Spokojnie, on nigdzie się nie wybiera. – Szpieg spojrzał to na trucicielkę, to na Kenneta. – Na razie odejdź. Nie wybraliście sobie dobrej chwili na takie tematy.

Zabójca omiótł wzrokiem nieprzytomnego Natanela, którego umiejętności okazały się kluczowym elementem w starciu Rebelii z SOO. Ostrokostny za swój wkład otrzymał cios poniżej pasa. W przenośni i niemal też dosłownie.

– Ken, idź już.

Przeszedł przez pomieszczenie, by znów usiąść obok Isabelli. Najprawdopodobniej ona jako jedyna, nie zwróciła uwagi na to, co stało się przed chwilą. Już w milczeniu zakryła ciało Ethana kocem termicznym, a przed zasłonięciem twarzy pocałowała podwładnego w czoło.

– Ktokolwiek z nich będzie miał Pożegnanie? – wychrypiała Isabella.

Zabójca otarł łzę z jej policzka, ale mimowolnie jego wzrok wędrował ku nieprzytomnemu Natanelowi. Niech śpi jak najdłużej.

– Przyniesiemy tu poległych, zrobimy zbiorowy pogrzeb – odpowiedział Isabelli. –Fartuchy nie będą się fatygować, by zabrać też ciała naszych. Pochowamy ich godnie, nie trafią do laboratoriów.

Isabella pokiwała głową, wciąż patrząc na ciało podwładnego. Kennet miał nadzieję, że w jakiś sposób jego słowa przyniosą dziewczynie ulgę.

– Ostatnie, co powiedział do mnie Ethan, przed eksplozją... – wyszeptała.

– Tak?

Twarz ostrokostnej w ułamku sekundy ozdobiły kolejne oznaki przemęczenia.

– Przekazał mi, że jutro rano Naoto będzie chciał przystąpić do negocjacji.

Isabella

Myślała, że skoro martwy Ethan leży w drugiej części pomieszczenia, nie będzie mogła doczekać się snu, ale ten nadszedł dość szybko. Zmęczenie finalnie wzięło górę nad emocjami i wbrew pozorom Isabelli nie nawiedziły koszmary. Otworzyła oczy, jako pierwszą dostrzegając twarz śpiącego Kenneta. Był tuż obok, chyba w nocy niemal się w siebie wtulili, ale ostatecznie zachowali przyzwoitą granicę. Nieważne, kwestia wizerunku przywódczyni i jej miłosnych spraw to najmniejszy problem Rebelii.

Isabella przesz szparę w suficie dostrzegła przebijające się promienie słoneczne. Fartuchy zrobiły już swoje? Czy można było bezpiecznie opuścić piwnicę? Rozejrzała się dookoła. Wszyscy jeszcze spali, nawet dwoje ostrokostnych, którzy zdecydowali się czuwać w nocy. Isabella nie mogła ich winić, bo chyba każdy członek klanu poświęcił się dla niego aż zanadto. Finalnie dwa obozy się rozpadły, a dawne białe i czarne maski teraz przebywały tuż obok siebie i dzieliły posłania. Przywódczyni naliczyła trzydziestu jeden ostrokostnych. Najpewniej za drugą część klanu odpowiadał Naoto.

Gdzie się ukrył i czy pozwolił na ponowne przyjęcie zbuntowanych podwładnych?

Isabella po raz ostatni omiotła wzrokiem pomieszczenie, przypominając sobie urywki wczorajszej feralnej konfrontacji. Coś zaszło między Kennetem i Natanelem, choć kilka godzin temu nie miała siły dopytać, o co poszło. Blue spała, kawałek dalej od niej pochrapywał Arno...

– No nie.

*

Nie musiała długo wybudzać Kenneta, wraz z nim ze snu wyrwała się połowa ostrokostnych. Ci z poważniejszymi ranami, w tym Blaise, nadal spali, pozwalając ciału na regenerację. Mimo to nawet z małą grupą wybudzonych ze snu zapanowało poruszenie. W powietrzu nasiliła się woń moczu i krwi, na dodatek co jakiś czas piwnicę wypełniał jęk bólu któregoś z rannych.

– Nat nie jest głupi – stwierdził Arno, gdy wraz z Kennetem i Isabellą naradzali się na uboczu. – Zna położenie Fartuchów, zhakował ich nadajniki, nawet przerwał połączenie dronów z komputerami. Nie wyszedłby, nie mając pewności, że nie jest bezpiecznie.

– Idę go szukać – Kennet poderwał się, ale szpieg go zatrzymał.

– To tylko pogorszy sprawę. Wróci, jak ochłonie. Przy okazji zrozumie, że powinien być ci wdzięczny, a nie próbować cię udusić.

– Blue nie jest wszystkiemu winna.

– Ale bez winy też nie jest.

Isabella spojrzała na śpiącą trucicielkę. Były dla siebie wrogami, tymczasowymi sojuszniczkami, rywalkami w bitwie o mężczyznę? Nie miała pojęcia, ale nawet świadomość burzliwego początku znajomości nie przeważała nad współczuciem. Isabella dotrzyma danego słowa i odejdzie. Gdzieś na pewno istniało miejsce, gdzie ona i Kennet mogliby wspólnie odpocząć.

Czy on również tego chciał? Może powinna najpierw zapytać samą siebie, czy miała w ogóle prawo, by snuć taką wizję przyszłości. Przecież znów pełnoprawnie nosiła dawne miano:

Isabella Asteroth, przywódczyni Rebelii.

Przed oczami stanęły jej kolejne urywki z przeszłości, a wraz z nimi nadszedł nieprzyjemny chłód. Przypomniała sobie o poczuciu przytłoczenia, które właściwie na sam koniec stało się jej jedynym towarzyszem w karierze przywódczyni.

Co działoby się z nią teraz, gdyby atak nie miałby nigdy miejsca? Czy byłaby obecnie wśród ostrokostnych z Rebelii? A może prędzej czy później opuściłaby klan z własnej woli? Jeszcze kilka tygodni temu taka myśl nie przyszłaby jej do głowy, niezależnie, w jak złym położeniu Isabella by się znalazła.

Klapa w suficie otworzyła się, wprawiając w osłupienie najpewniej wszystkich. Kilka osób poderwało się do potencjalnej walki, a inni własnymi ciałami zasłonili rannych. Za to Isabella odetchnęła z ulgą, gdy rozpoznała kolejną twarz.

– Znaleźliśmy ich! – krzyknęła podwładna, posyłając do zgromadzonych w dole szeroki uśmiech.

*

Przywódczyni obserwowała w milczeniu, jak ostrokostni opuszczali piwnicę. Słyszała westchnięcia ulgi i nie dziwiła się. Nikt nie chciał spędzić kolejnej nocy w tak ciasnym miejscu z obawą, że w każdej chwili mogą pojawić się siły SOO. Oddział ratunkowy, jeśli wierząc słowom przybyłym, zakończył działania w środku nocy.

– Pan Naoto oczekuje pani – odezwała się przybyła podwładna.

Tak, Isabella wiedziała to od początku. Z pewnością na nią czekał.

– Dołączę za chwilę.

W piwnicy pozostali najciężej ranni z kilkoma opiekunami. Isabella wkroczyła na parter na sam koniec w towarzystwie Kenneta. Ostrokostne czekały na zewnątrz budynku, więc nadarzyła się okazja, by móc zamienić chociaż kilka słów na osobności.

Nie w takim wydaniu Isabella chciała się zaprezentować Kennetowi. Po nalocie SOO miała szansę, by jedynie obmyć twarz wodą z kurzu i krwi. Resztą... zajmie się tylko jak będzie miała do tego warunki oraz przede wszystkim siłę.

– Boisz się? – zagadnął Kennet.

Nie, ale najpewniej dlatego, że nawet po śnie była zbyt zmęczona, by się bać.

– Podczas walki z Naoto – podjęła. – Słyszałeś wszystko przez nadajnik.

Kennet zmarszczył czoło. Na jego twarz przez wyrwę w ścianie padły promienie słoneczne.

– Zdążysz się nad tym jeszcze zastanowić.

– Już wiesz, że Naoto nie jest moim bratem.

Mina Kenneta mówiła sama za siebie. Nie trzeba być słynnym zabójcą z kasty żółtookich, by zrozumieć sens wypowiedzianych słów. Przecież po odzyskaniu wspomnień, chociaż tych kluczowych, Isabella miała go osądzić. To zabójca zadeklarował jej w wieczór przed bitwą, który wydawał się obecnie tak dawny.

– Yukari mnie przygarnęła. Słynna kazirodcza para przywódców to tylko część wizerunku Rebelii. Może i podwładni nie wiedzą o braku powiązań krwi między mną a Naoto, ale wystarczy, że w to wierzą. Rebelia miała czerpać siłę ze swojej odmienności i tak było przez te trzy lata – wyznała Isabella.

Kennet milczał, choć jego surowy wyraz twarzy ustąpił wyraźnemu zmieszaniu. Może wydawał się nawet lekko podenerwowany. Nie przerywał, za co Isabella w duchu podziękowała. Drugi raz nie zdobyłaby się na tę opowieść.

– Gdybym odzyskała wspomnienia przed walką, a nie w trakcie, najpewniej bym się z niej wycofała. Naoto miał rację, jest ode mnie silniejszy. Wychudzone dziecko zgarnięte z ulicy nie przewyższy następcy przygotowywanego do roli lidera od urodzenia.

– Czarnookie dzieci potrzebują najwięcej czasu do rozwoju – podsumował trafnie Kennet.

– Na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale moje umiejętności wypadają dość przeciętnie na tle innych z mojej kasty. Kto wie, może gdybym nie była taka wadliwa, wcale nie przechodziłabym amnezji.

Kennet westchnął i przejechał twarzą po dłoni. Opuszki jego palców odznaczyły się na brudnym od kurzu policzku.

– Sądziłem, że wraz z odzyskaniem wspomnień wyprujesz mi flaki, a nie będziesz się tłumaczyć...

– Nie wiedziałam, jak zacząć.

– Kiedyś zaczęłabyś od kopniaka na moją twarz. Nie to, że cię zachęcam. – Kennet uniósł ręce w obronnym geście. – Tylko wiesz... mając na uwadze sprawę z Kolekcjonerem...

– Obrałeś dobry trop. – Isabella próbowała zdobyć się na uśmiech w tej paradoksalnej sytuacji, ale i tak wbiła wzrok w podłogę. – Ethan był bratem Kolekcjonera. Pewnie gdyby nie to, sama bym zaczęła go tropić. Z tych samych pobudek, dlaczego wynajęła cię Rada.

Oboje milczeli, choć Isabella cieszyła się, że najważniejszą kwestię do wyjaśnienia miała już za sobą. Patrząc na całą farsę z perspektywy czasu, może nawet nabrała do niej dystansu. Ale przecież zmieniło się tyle okoliczności. Ona sama się zmieniła.

Oczywiście, że się zmieniła. Przecież ze spokojem przyjmowała do świadomości, że zamordowała Satoru.

– Rada, co? – mruknął Kennet. – Nie ukrywam, że biorę ją pod uwagę.

– W czym?

– Odnośnie ataku na ciebie.

Isabellę przeszedł dreszcz. Walczyła o dobro swojego klanu tyle czasu, widząc w Radzie szansę na zapewnienie sobie i swoim bliskim dostatku. Teraz miało się okazać, że jej całe poświęcenie było tylko elementem gry podziemnej władzy?

Kennet przyciągnął dziewczynę do siebie, obejmując ją. Świat mógł na chwilę się zatrzymać, choć nadal pozostałby okropny odór krwi, poczucie pyłu osiadłego na każdym skrawku ciała. Ale też ciepło. Isabella chętnie chwyciłaby się tego ostatniego o moment dłużej.

Naoto czekał.

– Poradzisz sobie – wyszeptał Kennet.

Isabella zamknęła oczy i wtuliła się w niego jeszcze mocniej, jakby tym sposobem zabójca miał przekazać jej chociażby namiastkę swojej siły.

– Przywódczyni, Kennet – rozległ się melodyjny głos.

Z początku Isabella nie potrafiła skojarzyć z nim żadnej ostrokostnej, ale gdy ujrzała jego właścicielkę, przez moment żałowała, że odzyskała wspomnienia.

*

Na zewnątrz panowało zamieszanie. Rebelii trochę zajmie odbudowanie więzi, ale przywódczyni już teraz słyszała śmiech i płacz, a między nimi słowa:

„Wracamy do Podziemi".

– Naoto o wszystko zadbał. Rada pozwoliła wrócić Rebelii – powiedziała Raisa.

– Dlaczego też chce mnie widzieć? – wtrącił Kennet. – To wasz kolejny fortel? – syknął, gdy kreatorka masek milczała.

– Rada określiła się też w sprawie ciebie i twojej świty. Mamy wszystko na piśmie.

Resztę drogi pokonali w milczeniu, oddalając się od miejsca, gdzie zebrała się połowa klanu. Zatrzymali się przed jednym z opuszczonych z barów. Ten Isabella znała dobrze, bo jakiś rok temu znalazła tutaj kilka naczyń, które do dziś trzymała w Podziemiach. Przez moment cieszyła się, że kojarzyła miejsce decydującego spotkania, dopóki nie przekroczyła progu pomieszczenia.

Odór krwi dostał się do jej nozdrzy ze zdwojoną siłą.

Cofnęła się o dwa kroki, uderzając w spróchniały stolik. Szybko odwróciła się przez ramię, by sprawdzić, czy za oknami pokrytymi brudem nie pojawili się przeciwnicy. Ale przed wejściem do baru nie było nikogo. Oczywiście, że nie było. Gdyby Naoto chciał zabić przybraną siostrę, nie kazałby jej przyjść z Kennetem, tym samym sprowadzając silnego przeciwnika. Zabójca ukradkiem musnął dłoń Isabelli, posłał w jej stronę przelotne spojrzenie.

„Nie stresuj się, wyjdziemy z tego cało".

Tak, poradzą sobie.

– Siostro.

Naoto wyłonił się z pomieszczenia, które najpewniej pełniło kiedyś rolę zaplecza. Isabella uważnie przyjrzała się bratu, nie prezentował się o wiele lepiej od niej. Natomiast Raisa w białej bluzce na krótki rękaw i materiałowych beżowych spodniach na tle obskurnego baru wyglądała groteskowo. Dumnie stanęła obok wycieńczonego Naoto.

– Co z resztą klanu? – spytała Isabella.

– Ukryłem się z dziesiątką. Twoich i moich... no, teraz już naszych. Kogo mogłem, wysłałem, by cię wsparł.

Isabella szybko dokonała obliczeń w myślach. Najpewniej straciła około dwudziestu podwładnych, których ciała wciąż leżały na ulicach slumsów. Pomimo zwycięstwa nie obejdzie się bez żałoby.

– Chcesz negocjować – podjął Kennet.

Naoto przechylił głowę w bok, uśmiechając się subtelnie.

– Zacznijmy od ciebie, Mitsuya. Między Radą a Rebelią jest ogromny bajzel, a ty ze swoją ekipą znajdujesz się w jego środku. – Zbliżył się, kładąc na najbliższym stoliku kartkę, na której widniał trefl. – Wasza współpraca została zawieszona do odwołania. Przeczytajcie i podpiszcie. Jutro zjawi się sługus Rady, zabierze dokument z powrotem.

Isabella zauważyła, jak kreatorka masek subtelnie przejechała po nadgarstku Naoto, ale ten w odpowiedzi schował dłoń za plecy. Dostrzegła na jego twarzy cień gniewu. Czyżby przez ten czas, Naoto odsunął Raisę, podobnie jak kiedyś ją?

– Na kartce znajduje się już jeden podpis – zaznaczyła kreatorka.

Kennet spojrzał na papier. Isabella nie zdążyła wychwycić jego reakcji, bo skupiła się na Naoto, który zniknął na zapleczu. Drewniana lada zasłaniała jego sylwetkę do pasa, ale to nie przeszkodziło w wysnuciu wniosków.

Jęk bólu sprawił, że Isabella straciła niemal równowagę.

– Natanel – wyszeptała.

Zanim Kennet wyciągnął z kieszeni glocka, Naoto przycisnął szpony do gardła swojej zmaltretowanej ofiary, zmuszając ją, by stanęła o własnych siłach na nogach. Natanel najpewniej nie miał świadomości, co działo się wokół. Poharataną twarz zdobiła zaschnięta oraz świeża krew. Jednak zmęczone oczy w ożywiły się, gdy napotkały Isabellę, a potem przeniosły na Kenneta, który zastygł w bezruchu.

– Możemy rozpocząć negocjacje – oświadczył Naoto.

– Wypuść go! – wrzasnął Kennet.

Isabella mogła się tylko domyślać, do jakiego szału doprowadził Kenneta widok storturowanego przyjaciela. Pod nią samą uginały się nogi. Ale to również jej wina. Natanela nigdy nie powinno tu być.

Wydała na niego wyrok z ręki szalonego brata.

– Rzuć broń – rozkazał Naoto.

Obserwowała, jak niezwyciężony Kennet Mitsuya po prostu wykonuje polecenie. Broń wylądowała na podłodze, zabójca kopnął ją w stronę lady, gdzie już została.

Gdy Naoto zwrócił się do Isabelli, usiłowała wykorzystać każdą możliwą sztuczkę, której nauczył jej Kennet, by zamaskować prawdziwe emocje. W ryzach trzymał ją tylko widok popękanej ściany za plecami Naoto. To tam patrzyła.

– Posłuchaj, Isa – zaczął. – Wrócisz teraz do naszych podwładnych i dumnie ogłosisz, że oddajesz w moje ręce całą władzę. Rezygnujesz z bycia przywódczynią.

– Nawet z moim pozwoleniem nie zaakceptują cię. Nie, kiedy przy twoim boku będzie ona – powiedziała Isabella, wskazując na Raisę.

– Dlatego jej nie będzie.

Kreatorka masek nie zdołała ukryć zdziwienia i z rozwartą buzią spojrzała na Naoto.

– O czym...

– Nie martw się, siostro – przerwał jej. – Powiedz tylko, że się zgadasz.

Isabella zacisnęła pięści, w tym samym obmyślając kolejną strategię. Póki Natanel żył, był dostatecznym dowodem na nieczystą zagrywkę Naoto... Nie. Dziewczyna mimowolnie zbeształa się w myślach za uznanie ostrokostnego jako kluczowy element wygrania konfrontacji.

To nie były negocjacje. Zapasowa karta Naoto okazała się zbyt silna, by dyskutować o czymkolwiek.

– Zgadzam się.

Mogłaby przysiąc, że usłyszała ciche westchnięcie ulgi Kenneta.

– Uznaj to jako wakacje. Zobacz, będziesz mogła pieprzyć cię z Mitsuyą, ile tylko chcesz. Oczywiście, jeśli będzie cię jeszcze chciał.

Naoto wyszedł za ladę, wlokąc za sobą Natanela, który finalnie upadł prosto przed Kennetem. Zabójca chwycił przyjaciela w ramiona, jakby miał do czynienia z dzieckiem, a nie dorosłym ostrokostnym.

– Kennet, powiedz mi jeszcze – podjął Naoto. – Jak to jest pieprzyć morderczynię swojej ukochanej?

– Nie dość ci już? – syknął.

– Yrene Johansen. Rada dobrze mi przekazała, co nie?

Natanel jęknął, gdy Kennet zacisnął dłoń na jego złamanej ręce. Isabella krzyknęła, by się opanował, ale na darmo. Zabójca poluzował uścisk dopiero, gdy głowa ostrokostnego bezwładnie przechyliła się w bok. Dopiero wtedy musiał zrozumieć, że przez przypadek doprowadził przyjaciela do omdlenia.

Isabella miała nadzieję, że było to omdlenie, a nie zatrzymanie akcji serca.

– Skąd o niej wiesz? – warknął zabójca.

– A ty, Isa? Tobie to nic nie mówi? Och, no tak. Wtedy jeszcze nie znałaś jej imienia.

Isabella wymieniła się spojrzeniami z Kennetem. Naprawdę nie miała pojęcia, ale mimo to poczuła ścisk w żołądku. Co jeszcze ją dziś czekało?

– Nawet ty wolałaś ją zabić niż przygarnąć do Rebelii. I tu cię popieram. Schorowana albinoska mogłaby być dość problematycznym okazem, nawet w naszym klanie.

– Albinoska. – Szept Kenneta w dziwny sposób zdawał się roznieść po całym pomieszczeniu.

Pościg. Błoto. Śnieżnobiałe włosy. Oczy w kolorze krwi. Ogień. Spalenizna.

– Nie – wyszeptała Isabella, gdy kolejne wspomnienie nabierało klarowności.

– Zabiłaś ją i spaliłaś kilka uliczek dalej – kontynuował Naoto.

– Nie! – wrzasnęła, bez zastanowienia wbijając paznokcie w twarz. Zrobiłaby wszystko, by odwrócić uwagę od świadomości, że Kennet stoi obok i słucha. Nie miała odwagi spojrzeć w jego kierunku.

– Trzeba ci przyznać, była z ciebie prawdziwa przywódczyni. Taka, która bez wahania poświęci jednostkę, jeśli od tego zależy dobro ogółu. Tylko nieprzyjemnie się złożyło, że tą pechową jednostką okazała się Yrene – ciągnął Naoto.

Zabiła ją. Naprawdę zabiła ukochaną Kenneta. Isabella runęła na kolana, wbijając wzrok w spróchniałą podłogę. Zabiła ukochaną mężczyzny, którego sama teraz darzyła uczuciem. Nie, to nie mogła być prawda! Kennet za chwilę potwierdzi, że jego partnerka wcale nie była schorowaną ostrokostną o aparycji, przez którą oddała życie. Isabella czekała, ale Kennet milczał. Słyszała, jak ułożył Natanela na podłodze, potem wstał i klęknął tuż obok niej.

– Spójrz na mnie.

Isabella odważyła się unieść głowę, choć w głębi siebie marzyła, by znów znalazła się w eksplodującym budynku. Kennet nie patrzył na nią z furią. W jasnoniebieskich oczach nadal tliło się niedowierzenie, które powoli ustępowało smutkowi. Wiedziała, że to ostatni raz, kiedy Kennet na nią patrzy. A więź, którą stworzyli, właśnie się rozpadała.

– Cierpiała? – spytał.

Isabella przypomniała sobie, jak przywiązana do krzesła Yrene zdołała odzyskać przytomność. Nie była świadoma, co dzieje się wokół, ale wciąż przytomna. Dlaczego Isabella nie ogłuszyła jej wtedy ponownie? Mogła odpuścić jej tyle bólu. Dlaczego nie przygarnęła tej biednej dziewczyny i nie pozwoliła jej w spokoju odejść z tego świata? Isabella nie śmiała się już usprawiedliwiać. Nawet jeśli działała z myślą o bezpieczeństwie innych, nic nie potrafiło uzasadnić jej postępowania.

W niczym nie różniła się od Naoto. Była potworem.

– Powiedz mi tylko, czy cierpiała.

Z zimną krwią zabiła bezbronną dziewczynę.

– Odpowiedz tylko na to pytanie.

– Odeszła szybko.

Półprawda. Na tyle potrafiła się zdobyć. Poszła na kompromis ze swoim sumieniem, a Kennet, miała nadzieję, nie będzie rozwodził się nad ostatnimi chwilami życia swojej ukochanej. Nie, na pewno będzie o tym rozmyślał. Dopóki morderczyni znajdowała się w jego obecności, z pewnością tak będzie.

Mógłby pomścić teraz Yrene, a Isabella nawet nie stawiałaby oporu. Kennet miał pełne prawo wziąć odwet za śmierć ukochanej. Dziewczyna przygotowała się na cios. Czekała, aż szpony Kenneta przeszyją jej klatkę piersiową. Tak samo jak jej ostrza wbiły się w ciało Yrene. Ale ból nie nadszedł. Isabella słyszała, jak Kennet podniósł się z kolan, ujął w ramiona nieprzytomnego Natanela i skierował się ku wyjściu.

– Nie szukaj mnie – powiedział.

Isabella wpatrywała się w spróchniałą podłogę. Łzy napływające do oczu i tak zamgliły jej widoczność. Nasłuchiwała każdego kroku Kenneta, dopóki Naoto nie szarpnął nią i postawił na nogi.

Niech patrzy. Isabelli było to obojętne. Jak wszystko inne.

– Dam ci chwilę na ogarnięcie się – oświadczył Naoto. – Kennet akurat zgarnie resztę swojej ekipy. A teraz posłuchaj, co powiesz Rebelii...

Isabella przytaknęła. Pójdzie tam. Po raz ostatni nałoży maskę przywódczyni i posłusznie dopełni ostatniego warunku Naoto. Może ulegała jego sile, ale może była już tak wycieńczona, że nie chciała stawiać oporu. Najpewniej chodziło o jedno i drugie. Czas przywódczyni Rebelii dobiegł końca, ale Isabella nie miała zamiaru protestować.

Spełniła swoją rolę aż zanadto.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro