Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kennet

Do baru w slumsach schodziło się całe podejrzane towarzystwo z okolic. Nie tylko ostrokostne, ludzie też. Ci pierwsi zarządzali tym przytułkiem dla narkomanów, alkoholików, kobiet i mężczyzn na jedną noc. Żaden z ludzkich bywalców nie zwracał uwagi na to, że twarz barmana za ladą zawsze jest inna. Czasami był to starszy mężczyzna z blizną, czasami młoda dziewczyna z dużym dekoltem. Jeżeli podliczyć wszystkich pracowników baru, byłoby ich około trzydziestu, a przynajmniej tylu zdążył naliczyć Kennet.

W Podziemiach miejsce to nosiło nazwę Oczu Rady. Spędzając tutaj wieczór, dowiadywano się, gdzie ustalono nowe skanery, poznawano jakość nowych rekrutów z Akademii SOO oraz żniwa ostatniej obławy w postaci ofiar.

Ludzie są dobrym źródłem informacji, a Kennet często tutaj po nie przychodził. W okolicach baru pilnowano, by nie dochodziło do nieumyślnych morderstw i przykrych zbiegów okoliczności, zapewniając ludziom pozorne poczucie bezpieczeństwa tym samym dodając odwagi na odwiedzenie knajpy. A gdzieś na jej zapleczu kryło się przejście do piwnicy, która prowadziła jeszcze głębiej. Jeden z pseudo-barmanów na usługach Rady właśnie tam prowadził Kenneta i jego drużynę. Wraz z otwarciem włazu w podłodze na twarz zabójcy buchnęła fala zimna. Pozostało założyć maski i zniknąć w Podziemiach.

Kennet wielokrotnie używał tego przejścia i przywykł też do chłodu, jaki się za nim krył. W pewien sposób dawał wytchnienie, gdy zabójca samotnie przemierzał podziemne korytarze. Tylko dziś nie nacieszy się spokojem, czekał go udział w dość osobliwym przyjęciu: na jego cześć.

Wzrok zabójcy mimowolnie powędrował na Blue. Trucicielka, lekko zgarbiona, objęła się ramionami. Kennet domyślał się, że nie chodziło tylko o zimno, bo sam pobyt w Podziemiach nie był w jej stylu.

– Co wiesz o rodzeństwie Asteroth? – spytał Natanel, poprawiając szelkę od miodowych spodni.

– Oni tu rządzą – westchnął zabójca.

– Ech! Przecież wiesz, że nie o to pytam. To prawda, że Naoto posuwa własną siostrę? Kto ma wiedzieć takie rzeczy jak nie ty.

– Jeszcze głośniej – mruknął Arno. – Za chwilę spytasz go o to osobiście.

Echo w tunelach rozchodziło się i tak dość wyraźnie, a lepiej było nie zepsuć pierwszego wrażenia na gospodarzach stojących przy wejściu do Neutralnej Strefy. Na przywitanie nowych członków klanu czekały cztery zamaskowane sylwetki. Stały w progu rozwidlenia wąskiego korytarza, za którym ciągnął się rozbudowany plac przepełniony ostrokostnymi z różnych klanów, jak i tych niezależnych. Wszyscy zdawali się zajęci własnymi sprawami, ale ciekawość, jak wyglądają ostrokostne sprowadzone do Rebelii na życzenie Rady, od dawna musiała krążyć w ich żyłach. Kennet z rozbawienia uśmiechnął się kącikiem ust. Nie sądził, że jako płatny zabójca będzie kiedykolwiek w centrum zainteresowania.

Trójka wysłanników klanu stała w szeregu z rękoma splecionymi z tyłu. Tuż przed nimi stała czwarta, najdrobniejsza postać z różowymi włosami.

– Miło was w końcu poznać! Mam na imię Miyu, jestem jedną z alf Rebelii. – Zza maski dobiegł głos ucieszonej, małej dziewczynki.

Marianne Scott nie musiała się przedstawiać. Kennet doskonale wiedział, kim była. Uśmiechnął się z rozbawienia na myśl o szopce, jaka go będzie teraz czekać.

*

Gdy wkroczyli na terytorium, główny plac był przepełniony, w powietrzu unosił się kuszący zapach pieczonego mięsa, na małych stolikach przy ścianach pogrywano w karty. W rękach zebranych ostrokostnych gościły piwa oraz drinki. Klimat Rebelii mógł nawet przypaść Kennetowi do gustu. Pewnie załatwienie procentowych napoi było nie lada wyzwaniem, ale od czego był czarny rynek Podziemi? Klan się postarał.

Ożywione rozmowy przemieniły się w szepty, gdy zabójca wraz ze swoją świtą dołączył do zebranych. Nie bez powodu każdy ostrokostny nosił okrycie twarzy. Za maskami członków klanu musiały kryć się zaczepne spojrzenia posyłane w stronę nowych. Zagrywka Naoto nie była taka głupia. Może dzięki niej obydwie strony nie pozabijają się na wejściu.

Przywódca Rebelii kroczył ku przybyłym. Kennet miał w końcu sposobność zobaczyć go na własne oczy. Zasłonięta twarz nie przeszkadzała mu w oględzinach, od razu dostrzegł pewne detale, których nie mógł otrzymać w raporcie albo dowiedzieć się z ust szpiegującego Arno.

Sam chód Naoto wiele o nim mówił. Czuł się pewnie, ale w końcu był w swoim imperium. Czarna koszulka bez rękawów odsłaniała szczupłe ramiona z lekkim zarysem mięśni. Na ich śniadej skórze odznaczały się niewielkie blizny po szponach i porażeniach paralizatorów. Chłopak albo miał szczęście albo rzeczywiście wielokrotnie zaznał smaku krwi w walce o przetrwanie. Pewnie jedno i drugie zadecydowało o tym, że jeszcze żyje.

– Cieszę się, że dotarliście do nas bez żadnych niespodzianek – zaczął.

– Przecież byli pod moją opieką! – wtrąciła się Miyu, stając obok Naoto.

Przywódca zaśmiał się, klepiąc alfę-maskotkę po ramieniu. Śmiech przyszedł mu zaskakująco swobodnie.

– Ale tylko przez połowę drogi, jak wygląda sytuacja na górze? – spytał bardziej poważnie.

– Nie zapuszczają się do Oczu Rady, za to pełno ich na głównych ulicach – odpowiedział Natanel.

Kennet domyślał się, że przyjaciel nadal nie mógł wyjść z podziwu, jak maska potrafi zdeformować głos. Raisa naprawdę znała się na robocie.

– Więc poszli w ilość, nie w jakość. Można się było tego spodziewać. W tej części Czwartej Dzielnicy widuje się ich bardzo rzadko, nasz wysiłek nie idzie na marne – parsknął Naoto. – Ale o tym zdążymy jeszcze porozmawiać.

Pewnym ruchem zdjął maskę. Odgarnął z oczu brązowe włosy, które rozsypały się na wszystkie strony. Na śniadej twarzy pozostał jeden dłuższy kosmyk sięgający prawie do nosa. Reszta niesfornych włosów Naoto delikatnie opadła wzdłuż policzków.

W jakiś sposób przypominał zbuntowanego nastolatka.

Za gestem przywódcy podążyła reszta klanu. Wszystkie ostrokostne zaczęły ściągać okrycia twarzy, tym samym ukazując różne oblicza. Jedna dziewczyna marszczyła czoło, chłopak obok niej zaciskał usta w cienką linię, ktoś jeszcze głośno wypuścił powietrze z ust. Tymczasem Naoto oczekiwał od przybyłych takiego samego gestu: pokazania, co skrywa wilcza maska.

Dla Kenneta takie zagranie było więcej niż oczywiste. Jego drużynę czekała pierwsza próba decydująca o tym, jak potoczy się współpraca.

Przyłożyli dłonie do czarnych masek, od których jeszcze czuło się woń pomalowanego, skórzanego materiału i ściągnęli je w tym samym czasie. Kennet obdarzył swojego rozmówcę łagodnym uśmiechem.

– Kennet, chciałbym z tobą porozmawiać na osobności – powiedział przywódca. – Arno, Rita, Natanel – zaczął nową myśl, patrząc na wymienione osoby. – Miyu oprowadzi was po naszym terytorium. Musicie umieć się po nim poruszać – Naoto spojrzał teraz w stronę zgromadzonych. – A potem dołączcie do zabawy.

Plac wypełniły krzyki i gwizdy aprobaty. Nagle zniknęła podejrzliwość, którą teraz zastąpiła beztroska i pragnienie rozrywki.

Kennet podążył za przywódcą po zardzewiałych schodach na pierwsze piętro. Obok jednych ze drzwi o ścianę opierał się ostrokostny, który zdawał się obserwatorem całej tej farsy. Wyszczerzył nienaturalnie ostre zęby, gdy tylko dostrzegł zbliżającego się Naoto wraz z Kennetem. Później wykonując parodię ukłonu, otworzył im drzwi.

– Mają temperament, co nie? – zaczął Naoto, przeszukując małą szafkę pod biurkiem.

Kennet w tym czasie zajął miejsce na kanapie. Naoto klęczał odwrócony do niego plecami, wydając się całkowicie pochłonięty szukaniem czegoś. Gdyby Kennet chciał, zabiłby go teraz z łatwością. Wyglądało na to, że przywódca Rebelii chciał wzbudzić zaufanie, chyba że rzeczywiście był na tyle nieostrożny, by zostawać z zawodowym zabójcą sam w jednym pomieszczeniu, nie mając go w polu widzenia. Kennet podejrzewał, że czekający przed drzwiami Blaise nie miał zamiaru się stamtąd ruszyć, dopóki rozmowa z Naoto nie dobiegnie końca. Pewnie w każdej chwili był gotowy wkroczyć do pokoju, gdyby tylko usłyszał coś niepokojącego.

Naoto w końcu wstał z ciemną butelką w dłoni i dwiema szklankami w drugiej.

– Lubisz rum? Czy poszukać czegoś innego?

Zadowolony Kennet w odpowiedzi wskazał fotel naprzeciwko siebie. Nie będzie przecież wybrzydzał. Poza tym Naoto zdawał się podzielać jego entuzjazm. Aromat wydobywający się z butelki trafił do nozdrzy, a po chwili jej bursztynowa zawartość do szklanek.

– Jak widzisz nie potrzeba nawet kostek lodu. To chyba jedna z niewielu zalet Podziemi, że przez ten cholerny chłód nie trzeba martwić się o jakość alkoholu. Ale jak w nocy nie ogrzeje cię kobieta, to raczej się nie wyśpisz przez tę zimnicę – powiedział Naoto, podając szklankę Kennetowi.

– To co? Za kobiety? – Zabójca podniósł szklankę na znak toastu.

Po pokoju rozległo się pstryknięcie szkła.

– Myślę, że się dogadamy – powiedział przywódca, upijając łyk.

Kennet z aprobatą kiwnął głową, na jego twarzy znów pojawił się uśmiech. Z Naoto pójdzie mu bardzo łatwo.

Isabella

– Ałł! Nina! – syknęła z bólu Isabella, gdy lekarka wyjmowała kolejny kawałek szkła z dłoni. – Naprawdę nie mogę dostać znieczulenia?

– Znieczulenia są na poważniejsze przypadki. Nawet Radzie trudno skombinować takie udogodnienia. Już kończę, skarbie – wymamrotała dopiero po dłuższej chwili.

Poważniejsze przypadki. Isabella prychnęła, słysząc to określenie. Nie spodziewała się wylądować u lekarki Podziemi przez szkło w ranach. Niedługo po obławie rozcięcia na rękach zaczęły się zasklepiać. Isabella nie zdążyła nawet opatrzyć rany, w której, jak się okazało, utkwił większy kawałek szkła. Przy okazji nabawiła się zakażenia, a zawroty głowy i gorączka dołączyły niedługo po spuchnięciu ręki. Świetnie, akurat stan Isabelli diametralnie pogorszył się w dzień imprezy w Podziemiach.

Lekarka finalnie wyjęła wszystkie kawałki i odkaziła ranę. Isabella westchnęła, nie kryjąc ulgi, kiedy jej dłoń została owinięta bandażem. Uczucie nacinania skóry dłoni nie będzie zaliczać do najprzyjemniejszych. Już paralizatory Fartuchów wydawały się lepsze.

– Dostanę odznakę dzielnego pacjenta? – rzuciła zaczepnie Isabella, szczerząc zęby.

Lekarka parsknęła. Nachyliła się nad pacjentką i dała jej pstryczka w nos.

– Przyniosę ci leki – odparła, przerzucając krótkie, popielate włosy za ramię.

Czystość gabinetu wydawała się tak imponująca, że Isabella bała się tutaj dotknąć czegokolwiek. Siedząc na łóżku dla pacjentów, przyglądała się półkom przepełnionym opakowaniami tabletek, bandażami, plastrami, maściami. W jednej z otwartych szuflad znajdowały się narzędzia chirurgiczne, które odbijały promienie słoneczne i kusiły swoją lśniącą powierzchnią. Isabella z czystej ciekawości obejrzałaby narzędzia z bliska, ale przed podejściem do szuflad powstrzymały ją zawroty głowy.

Robiło się jej niedobrze na samą myśl, że pół nocy będzie musiała spędzić na tej całej imprezie powitalnej, a jako przywódczyni pewnie będzie tam w centrum zainteresowania. Mierzyła się z wieloma obawami od samego rana, a stres jeszcze bardziej potęgował złe samopoczucie. Przez jej niedyspozycję Naoto będzie musiał sam przywitać nowych. Isabella przysięgła sobie, że jak tylko poczuje się lepiej, najprędzej do niego dołączy. Nie mogła przepuścić takiej okazji.

W progu gabinetu ponownie pojawiła się lekarka, w prawej ręce trzymając zbawienne leki.

– Wybacz, że dostajesz je tak późno. Coraz trudniej jest je załatwić. Musiałam zaznaczyć przy zamówieniu, że chodzi o ciebie. Rada od razu spojrzała inaczej na prośbę – powiedziała, siadając na łóżku obok pacjentki.

Waniliowy zapach perfum, który zawsze podobał się Isabelli, teraz wywołał mdłości. Irytowały ją nawet promienie słoneczne zza okna muskające kark i nagrzewające włosy. Wręcz wyszarpnęła słoiczek tabletek przeciwbólowych.

– Wezmę już jedną teraz.

Lekarka wstała i wyciągnęła z szafki butelkę wody. Isabella biorąc jeden głębszy łyk, od razu połknęła tabletkę. Potem opuściła głowę między kolana, jakby taka pozycja miała jej pomóc w szybszym przyswojeniu leku przez organizm.

– Wracaj do łóżka, skarbie – powiedziała lekarka, odgarniając włosy Isabelli.

– Czekają na mnie w Podziemiach, muszę się tam dziś trochę pouśmiechać – odparła, przecierając dłońmi twarz.

– Dzieje się w tej twojej Rebelii.

Isabella uniosła głowę, napotkała brązowe oczy, które przyglądały się jej z wyraźną troską.

– Może chcesz iść ze mną? – spytała, choć znała odpowiedź na to absurdalne pytanie. – Mój klan słynie z dobrych imprezek.

Ostrokostna parsknęła z rozbawienia. Jej dłoń powędrowała do trefla na szyi.

– Jak Rada pozwoli mi go zdjąć za jakieś trzydzieści lat, to tak, wtedy pójdziemy razem na imprezę. Ba, może nawet dołączę do Rebelii, jeśli sześćdziesięciolatki będą miały wstęp.

– Dzięki. Rebelii przyda się prywatny lekarz, nawet emerytowany.

– Ach, może do tego czasu moi pracodawcy wyjdą nogami do przodu. Uciekaj, wielka przywódczyni Rebelii. W ciągu doby zażyj jeszcze dwie dawki, by w rączce nie wrócił ci ból.

– Tak jest, pani doktor.

Isabella na pożegnanie puściła oczko i powolnymi krokami ruszyła ku wyjściu z gabinetu. Gdy znajdował się on w Podziemiach, o wiele łatwiej było się do niego dostać. Mimo to Isabella rozumiała Ninę, która też nie była typem ostrokostnej lubiącej przesiadywać całymi dniami pod ziemią. Obecnie gabinet mieścił się w nowym mieszkaniu w jednym z wieżowców Piątej Dzielnicy, choć właściwie Nina do swojej dyspozycji miała całe piętro. Isabella zazdrościła lekarce zadbanego mieszkania, gdzie nie musiała się martwić o ciepłą wodę i prąd, a spanie na wygodnym łóżku było codziennością. Sam gabinet i korytarz do niego prowadzący sprawiały, że Isabella chciała tu zostać jak najdłużej.

Z takich powodów pragnęła posady w Radzie. By móc mieć chociaż jeden dzień bez zmartwień. I wszystkim tym, na których jej zależy, dać dostatnie życie. Ale gdy w końcu udało się zdobyć uznanie Rady, ona zrzuca na nią i Naoto kolejne wyzwanie.

Dziś się dowie. Dziś się dowie, kim jest Kennet Mitsuya.

Ostatnio Isabella przestudiowała raporty o pozostałych ostrokostnych. Zaczytując się coraz bardziej, zrozumiała, dlaczego Rada się nimi zainteresowała.

Szpieg. Haker. Trucicielka. Ta trójka wydawała się tworzyć z Kennetem Mitsuyą idealną kompozycję. Ale niech żadne z nich nie liczy na jakiekolwiek przywileje tylko dlatego, że będą tu z polecenia Rady. Isabella ma zamiar dokładnie im się przyjrzeć, dopiero potem zadecyduje, jak potoczą się losy nowych w jej klanie.

Nie usłyszała pożegnania, bo lekarka zdążyła już dorwać w ręce papiery leżące na biurku. Na jednej z kartek zaczęła coś zaznaczać długopisem. Najpewniej było to kolejne, tajne zamówienie na medykamenty zza Granicy.

Przed drzwiami gabinetu na Isabellę czekał Ethan. Nie bez powodu miał jej dziś towarzyszyć w drodze do Podziemi. Jedna sprawa wymagała omówienia.

– Na pewno twoje rany się zagoiły? Nina zdążyła mi podkablować, że nie było cię z innymi na umówionej wizycie, a w czasie obławy trochę ci się oberwało w tej więźniarce – powiedziała Isabella, łapiąc za klamkę.

– Jest w porządku – odpowiedział bez wahania podwładny. – Mamy teraz ważniejsze sprawy.

*

Isabella już w połowie drogi zaczęła odczuwać ulgę, a zachodzące słońce przyniosło ze sobą przyjemny chłód. Zbliżająca się noc pozwoliła zniknąć w slumsach Czwartej Dzielnicy. Gdy przywódczyni ostatni raz przemierzała tę uliczkę, również towarzyszył jej Ethan, choć wtedy nie była to forma spokojnego spaceru. Isabella spoglądała na zaschniętą pod stopami ziemię, która jakiś czas temu była wielkim brunatnym bagnem. Przywódczyni miała wrażenie, że tuż przy kontenerze, który teraz mijała, ziemista barwa łączyła się z wyblakłymi odcieniami czerwieni. Odór śmieci od dawna nie wydawał się taki specyficzny, jakby wymieszał się z zapachem spalenizny...

– Może powinniśmy wybrać inną drogę – zaproponował podwładny.

Isabella zacisnęła pięści, wiedząc, że lepszej okazji nie będzie. Musiała to w końcu z siebie wyrzucić:

– Czasami myślę, że jej zabicie było przesadą.

Zawdzięczała Ethanowi, że od razu wiedział, o kogo chodziło. Wolała nie wyjaśniać, że to ta, którą spaliła w warsztacie.

– Żaden z naszych o zdrowych zmysłach się tak nie zachowuje. Tamta ostrokostna sama szukała guza, dlatego należało ją usunąć.

– Taki los odmieńców, co nie? – westchnęła Isabella, nie mając pewności, czy mówi wyłącznie o feralnej nocy sprzed kilku tygodni.

– Isabello, ona przyciągała Fartuchów jak magnez samym wyglądem. Jeżeli nie zrobiłaby tego Rebelia, inny klan z pewnością by się tym zajął. Albo Rada.

To pocieszenie jej wystarczyło. Jakaś forma usprawiedliwienia czynu, a wyjaśnienie było przecież racjonalne. I tego należało się trzymać. Już zawsze.

Uliczka przypomniała o jeszcze jednej osobie, o drugim świadku tamtej egzekucji.

– Jeśli chodzi o twojego brata, nie mogę go przyjąć do klanu – powiedziała, jakby to wyznanie przyniosło jej jeszcze większe ukojenie niż tabletki.

– Nie śmiałbym mieć do ciebie pretensji. Dość dla mnie zrobiłaś.

– Nikt nie może nawet podejrzewać, że jakiś miesiąc temu rekrutem do Rebelii był obecnie najbardziej poszukiwany morderca Miasta. Ukryłam to nawet przed Nao – przyznała niechętnie. – Blaise mówi, że Fartuchy nazwały twojego niesfornego braciszka Kolekcjonerem Głów. Przed zabiciem tej... albinoski... pewnie też cię prosił, żebym odstąpiła jej głowę?

Ethan przytaknął. Nawet jak odwracał się od własnego brata plecami, spokojny wyraz twarzy nadal pozostawał niezłomny.

– Zapomnijmy o tej sprawie, Isabello. Liczy się dobro klanu, a ty nie możesz ryzykować. Satoru dorobił się zbyt wielkiej sławy.

I uszczerbku na rozumie, dodała w myślach Isabella, przypominając sobie o metodzie działań Satoru. Zawdzięczała Ethanowi poparcie od tylu lat, ale prośba o krycie brata powoli wykraczała poza jej możliwości. Czasami zastanawiała się, kiedy wypindrzona głowa trafi do slumsów Czwórki. Znając upodobania miejscówek Kolekcjonera, może już niedługo.

Dotarli do Podziemi. Przekraczając granicę terytorium, Isabella usłyszała ożywione rozmowy oraz muzykę, więc zabawa trwała już w najlepsze. Przywódczyni skorzystała z tylnych schodów prowadzących bezpośrednio do sali alf. Liczyła, że znajdzie tam chociaż Naoto, bo Blaise i Miyu zazwyczaj nie przepuszczali żadnej okazji do zabawy.

Pokój okazał się być pusty. Po jego ostatnich gościach pozostały jedynie dwie puste szklanki, od których czuć było jeszcze rum. Isabella wyczuła zapach Naoto oraz nieznanego ostrokostnego, a przynajmniej przywódczyni nigdy nie miała z nim styczności. Później wyjęła z kieszeni płaszcza słoiczek od Niny, jednak finalnie powstrzymała się przed zażyciem kolejnej tabletki. Na to było zdecydowanie za wcześnie. Pomijając zmęczenie, Isabella trzymała się całkiem dobrze. Na dodatek w trakcie drogi powrotnej z ręki zaczęła schodzić opuchlizna.

– W obecnej sytuacji przydałoby mi się coś na rozluźnienie – Wzrok Isabelli powędrował do napoczętej butelki rumu.

Ethan słysząc to, szybko zgarnął ją ze stolika i schował do szafki, jednocześnie wyrażając, co o tym sądzi.

– Lubię cię denerwować, sztywniaku – odparła, posyłając w stronę podwładnego figlarny uśmiech.

Wyszła na balkon, poszukując w dole Naoto. Dostrzegła go grającego w karty przy jednym ze stolików, a jego przeciwnikiem okazał się kompletnie pijany Blaise. Przy alfach zebrała się duża grupa podziwiająca karciany pojedynek, więc Isabella postanowiła do nich dołączyć.

Wiedziała, że coraz więcej zgromadzonych koncentruje na niej spojrzenia. Ci stojący najbliżej schodów kiwali jej głowami w wyrazie szacunku, ci bardziej z nią zaznajomieni machali rękoma w geście powitania. Jej imię wymawiano wielokrotnie. Isabella przez moment zapomniała o zmęczeniu, bo wewnątrz siebie poczuła przyjemne ciepło. Gdziekolwiek pójdzie jej klan zawsze będzie na nią czekał, zawsze będzie gotowy jej pomóc, zawsze będzie gotowy stanąć z nią do walki. Z samotnej sieroty stała się matką tak wspaniałej rodziny.

Kennet

Przywódczyni z początku nie dostrzegła jego spojrzenia. Kennet usiłował udawać, że słucha historii rudowłosej nastolatki, która od prawie pół godziny okazywała mu zainteresowanie. Tymczasem on sam skupiał się wyłącznie na przywódczyni Rebelii. Arno dostarczył mu zdjęcia ostrokostnej zrobione podczas śledztwa, ale na każdym z nich jej twarz skrywała się pod maską. Zabójca podobnie jak w przypadku Naoto, nie musiał znać twarzy Isabelli, by ją rozpoznać.

Gdy tylko siostra Asteroth znalazła się na zardzewiałych schodach, jej obecność poruszyła cały klan. Zaskarbiła sobie uwagę każdego zebranego, w tym jego. Czarny golf i granatowa spódniczka opinały ciało młodziutkiej przywódczyni we właściwych miejscach, uwydatniając szczupłą talię i w jakiś sposób podkreślając ciepłą urodę. Ciemne oczy Isabelli w końcu odnalazły Kenneta. Nagle jej pogodny wyraz twarzy zastąpiło surowe oblicze. Rozpoznała go. Pomimo że dzieliła ich duża odległość, nie przeszkodziła ona w dogłębnej analizie.

Ta cała Isabella wydawała się interesująca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro