10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Wiedziałam, że przyjdziesz po nią tak jak przyszłaś po jej matkę – głos wydobywał się jakby zza grobu.

Twardowska schodziła krętymi schodami do wnętrza cisu, którego korzenie tworzyły pod ziemią sklepienie ciemnej komnaty.

- Jest tak samo nieposłuszna – odpowiedziała niepewnie.

- Nie wie, że to przez ciebie została sierotą.

Te słowa sprawiły, że Twardowska domyśliła się z kim ma do czynienia. To była Gertruda lub raczej to, co z niej zostało po akcji Oczyszczanie.

- Nie ja jedna porzuciłam Annę – przypomniała Twardowska.

- Nie, zrobili to wszyscy, którym ufała, ale tylko ty naprawdę na tym skorzystałaś - Góra Czarownic jest twoja.

Schody się skończyły. Twardowska dotarła do słabo oświetlonego pomieszczenia pełnego szczątków drobnych gryzoni i robactwa. Pod jedną ze ścian dostrzegła zarys ludzkiej sylwetki.

- Miasto należy do mieszkańców – sprostowała.

- A oni do ciebie – Gertruda miała trudności z mówieniem.

Gdy Twardowska podeszła bliżej, stało się jasne dlaczego – jej twarz była pozbawiona połowy szczęki.

- Czy ktoś ci się sprzeciwił? – ciągnęła, ciężko dysząc. - Czy nikt nie zapytał co się stało z Anną? Odebrałaś jej magiczne moce i zostawiłaś na pastwę tych hien Wandycza.

- Wróciłaś, żeby ją pomścić? – w głosie czarownicy pobrzmiewało niedowierzanie.

- Nie.

- Każda czarownica, która chce tu zostać, godzi się na powolną lub nagłą śmierć - przypomniała Twardowska. - Spójrz na siebie. Gośćce? Naprawdę? Byłaś najpotężniejszą czarownicą jaką znałam, a teraz musisz się posługiwać podrzędnymi demonami.

- Władam nimi – obruszyła się Gertruda. - To moi słudzy.

Twardowska nie potrafiła powstrzymać śmiechu.

- To pasożyty, którym dostarczyłaś ludzkie mięso.

- Wiedziałam, że przyjdziesz – wiedźma wyciągnęła przed siebie kościste ręce i dla Twardowskiej stało się jasne, że jest ślepa.

- Tracimy czas. Powiedz to wreszcie.

- Pozwól mi.

- Na co?

- Na powrót.

- Nie.

Twardowska wycofała się na schody. Zdesperowana Gertruda próbowała ją zatrzymać:

- Chcesz, żebym dalej zabijała?

- Mordowanie ludzi to nie mój problem.

- Wandycz zacznie się mścić, gdy dowie się kim jestem.

Twardowska wiedziała, że to prawda i że powinna czym prędzej wracać na powierzchnię, ale starała się opanować emocje:

- Zostałaś wydalona z Miasta Czarownic dwadzieścia lat temu.

- Myślisz, że to ma znaczenie? – Gertruda zerwała się i przyczołgała do stóp dawnej przyjaciółki. - Dla Wandycza nigdy nie przestałam być wiedźmą. Mógł mnie wtedy zabić, ale wiedział, że tylko wyrządzi ci przysługę. On nie chce zniszczyć mnie. Chce pogrzebać nasze miasto. Szuka tylko pretekstu.

Twardowska bez słowa zaczęła się wspinać w górę.

- Nie zostawiaj mnie tu na pastwę tych barbarzyńców! – ostatkiem sił krzyczała Gertruda. - Pozwól mi wrócić do domu! Błagam!

- Wszystkie portale są zamknięte magicznymi pieczęciami – mówią to Twardowska nawet się nie odwróciła.

- Nie chcę tu umierać!

Dziwne uczucie przeszyło w tym momencie serce czarownicy. Być może była to litość. Odwróciła się i spojrzała w dół na nędzny strzęp ludzki, w który przemieniła się niegdyś przepiękna Gertruda.

- Dobrze – zgodziła się. - Nikt cię nie tknie.

Po czym uniosła obie dłonie, a bijące od nich światło uniosło ciało wiedźmy i przeistoczyło ją w biało czarnego ptaka. Gertruda odzyskała zdrowie i pod postacią sroki miała szansę wieść bezpieczne życie między ludźmi. Twardowska wiedziała, że do rana Gertruda przestanie pamiętać o swej magicznej naturze. Tak, to był z jej strony akt miłosierdzia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro