2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie minął nawet tydzień, gdy na tej przeklętej krzyżówce Dąbrowskiego z Batorego, porzucono kolejne zwłoki. Wandycz wyczuł co się święci ledwo przyjechał na służbę.

- Co tym razem? – zapytał Niemczuka, który doskoczył do niego zanim jeszcze dotarł do biurka.

- Już pan wie? – zdziwił się komisarz.

- Po twojej minie widzę.

Niemczuk przekazał mu zdjęcia ofiary. Otyła kobieta w średnim wieku. Podłużne cięcie od piersi do wzgórka łonowego niemal przecięło ją na pół. Wyglądało na to, że została wypatroszona. Wnętrzności zastąpiono białym puchem. Wandycz pomyślał, że to ciało przypomina teraz wielką, rozprutą poduchę.

- Czy to błyszczyk? – odłożył zdjęcia i wskazał na połyskujące wargi Niemczuka.

- Pomadka ochronna. Pękają mi usta.

Komendant powstrzymał się od komentarza.

Dwóch funkcjonariuszy wprowadziło skutego, młodego mężczyznę w kąpielówkach. Zatrzymany mrugnął do policjantki, a gdy go zignorowała ukazał w uśmiechu idealnie białe, równe zęby i mruknął przy tym jak zwierzak. Przewróciła oczami

- Zabezpieczyliście zapis z monitoringu? – pytanie Wandycza odwróciło uwagę Niemczyka od przystojnego podrywacza.

- Zatrzymaliśmy już podejrzanego.

- Oczywiście, jakżeby inaczej – komendant opadł na fotel i wyjął z kieszeni koszuli elektroniczny papieros.

- Przyznał się – Niemczuk brzmiał, jakby chciał się usprawiedliwić.

- Gówno mnie to obchodzi! – Wandycz cisnął papierosem o ścianę.

Wszyscy obecni na moment wstrzymali oddech, a gdy zorientowali się, że wybuch przełożonego nie będzie miał dalszego ciągu, wrócili do przerwanych czynności.

- To ten? – komendant wskazał na roznegliżowanego Casanovę.

- Nie.Ten się obnażał i molestował kobiety na basenie.

- Podrywałem je – wyjaśnił zatrzymany.

- Mówienie do kobiety: „Ej cycata, potrzymaj mi ptaka" to nie flirt – pouczył go komisarz.

- Dupeczki to lubią – podrywacz znów spojrzał na policjantkę, jakby szukał u niej potwierdzenia, a gdy nie zareagowała, zwrócił się znów do Niemczuka: - Ale co ty możesz o tym wiedzieć, przegięciuchu.

Zanim komisarz zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Wandycz postanowił przerwać tę dyskusję:

- Niemczuk, na dołek z nim – mruknął i wrócił do przeglądania dokumentacji.

Do zabójstwa przyznał się właściciel wegetariańskiej knajpy. Był szefem kuchni i zarówno w pracy, jak i prywatnie nie tykał mięsa od wielu lat. Jak ktoś taki sam z siebie może wypatroszyć człowieka? Nic tu nie trzyma się kupy.

- Panie komendancie! – krzyk policjantki wyrwał Wandycza z zamyślenia.

Podniósł wzrok na tyle szybko, by zarejestrować ostatnią fazę przeistoczenia. Przystojniak w slipkach zamienił się na jego oczach w obleśnego starca z wielkim brzuchem sterczącym nad długimi, chudymi nogami pokrytymi rybią łuską. Miał lekko szczurzą, pociągłą gębę, a nad ustami wykwitł mu sumiasty wąs. Między palcami stóp i dłoni pojawiła się błona. Wydawał się zadowolony z powrotu do swej właściwej postaci.

- Każcie Twardowskiej przeliczyć potwory – nakazał Wandycz. - Na moje oko paru jej brakuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro