4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- To bałamutnik – wyjaśniła Kora, gdy pozwolono jej zajrzeć do celi.

- Kiedyś bałamutniki można było spotkać w pobliżu akwenów wodnych. Polowały na młode kobiety, kąpiące się samotnie. Dziś to gatunek niemalże wymarły...

- Na szczęście – wypalił Niemczuk.

- Są pod ścisłą ochroną – przestrzegła go, a później zwróciła się do stwora wyraźnie uradowanego jej widokiem: - Powinieneś się oszczędzać.

- To fakt – przyznał uprzejmie. - Chlor mi bardzo szkodzi.

Korze rzadko zdarzało się transportować do domu stworzenia, które same, bez przepustki wymykały się do Zielonej Góry. W mieście wcale nie było bezpiecznie. Magicznych stworzeń nie chroniło ludzkie prawo. Schwytane nie musiało być przekazywane z powrotem do królestwa Twardowskiej. Mogło zostać zutylizowane. Wandycz wykazał się uprzejmością, wzywając ją po bałamutnika.

Choć maszkara nie stawiała oporu, Kora zastosowała zaklęcie obezwładniające. To było działanie na pokaz, mające dawać złudzenie, że nielegalny turysta zostanie przykładnie ukarany. Gdy kwitowała jego odbiór, Wandycz mierzył ją badawczym spojrzeniem.

- Pamiętam twoją matkę – wyznał nagle.

Kora nasłuchała się o jego okrucieństwie podczas pogromu zwanego akcją oczyszczania. Wiedziała, że jeśli nie bezpośrednio z jego ręki, to w wyniku podjętych wówczas przez Wandycza działań, jej matka straciła życie.

- Myli mnie pan z kimś – odpowiedziała dziarskim tonem.

- Dostałem oświadczenie Twardowskiej – komendant wyjął z szuflady pismo.

- Zapoznał się pan z nim? – patrzyła prosto w jego smutne, pozbawione blasku oczy.

- To moja odpowiedź – podarł kartkę na dziesiątki małych kawałeczków, które opadły na biurko, za którym siedział. - Możesz jej to przekazać.

- Nie jestem posłańcem.

Kora zastukała palcem w blat i skrawki papieru uniosły się jak motyle, a później zrosły znów w jedną całość bez śladów rozdarcia.

- Skoro jesteś taka ważna, może ty powinnaś się zapoznać z dokumentacją, obejrzeć zwłoki.

- Nie zostałam do tego upoważniona.

- Dostaniesz moje upoważnienie.

- Nie jest pan moim przełożonym.

Dziewczyna uznała, że rozmowa jest skończona. Chciała jak najszybciej wrócić do Miasta Czarownic. Męczyła ją myśl, że znała jedną z ofiar. Podświadomie czuła też, że zarówno jej ojciec jak i komendant Wandycz mają rację. W te morderstwa musiała być zamieszana jakaś zła siła nie z tego świata. Twardowska nie zamierzała tego przyznać, a Kora chciała być wobec niej lojalna. Po śmierci matki, właśnie ona zajęła się sierotą. Zegarmistrz uznał, że córka czarownicy będzie bezpieczna wśród swoich i nie oponował.

W drodze do domu bałamutnik próbował zagadywać Korę, ale zbywała go.

A jeśli bezczynność doprowadzi do katastrofy? - myślała. - Jeśli to ostatnia szansa, by jej zapobiec?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro