8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wandycz zamilkł i czekał na reakcję Twardowskiej. Jej kruk był niespokojny. Fruwał w tę i z powrotem przez długie korytarze komendy. Zaglądał do biur. Irytowało to policjantów pozostających na służbie.

- Twój potwór mnie zaatakował. Wiesz, że to wystarczający powód, żeby zerwać pakt?

Twardowska wiedziała, że komendant chce ją sprowokować, więc odpowiedziała spokojnie:

- Potwór? Zaufaj mi, nie chcesz, żebym spuściła ze smyczy prawdziwe bestie.

Kruk niespodziewanie przysiadł na ramieniu Niemczuka, który przysłuchiwał się ich rozmowie. Komisarz zastygł w bezruchu, żeby nie spłoszyć ptaka, ale ten i tak po chwili poderwał się do lotu zostawiając na mundurze Niemczuka brudną plamę.

- Będziesz współpracować? - Wandycz ponownie zwrócił się do czarownicy.

- Jeśli tylko przestaniesz mnie obrażać.

Twardowska przywołała gestem kruka i pochyliła się nad zdjęciami czterech ofiar.

- Próba wody – wskazała bezdomnego. – Próba wagi – dotknęła wizerunku otyłej kobiety.

Następnie uniosła fotografię gimnazjalistki i spojrzała pytająco na Wandycza.

- Próba igły – zgadywał.

- Brawo – uśmiechnęła się ironicznie, a jej kruk zatrzepotał skrzydłami. – I próba łez - odrzuciła na stół zdjęcie staruszki z tatuażami na twarzy.

- Ja miałem spłonąć...

- To jakiś szyfr? – Niemczuk zabłysnął pytaniem, bo właśnie wrócił z toalety, gdzie z marnym skutkiem próbował zmyć z koszuli ptasie odchody.

- To sposoby na ustalenie czy kobieta posądzona o czary była wiedźmą – wyjaśniła Twardowska. - Od dawna się ich nie stosuje.

Kobieta spojrzała na komendanta, bo oboje wiedzieli, że podczas akcji Oczyszczanie wielu pozwalało sobie na tortury według starego przepisu. Wandycz również nie oparł się tej pokusie. Odnajdywał w tym rozkosz, której się nie spodziewał. Wstyd nie zatarł w nim wspomnienia odczuwanej wówczas przyjemności.

- A jak to teraz rozpoznać? – komisarza nie opuszczała dobra forma.

- Wystarczy zapytać – odparła Twardowska z prostotą.

- To twoi ludzie? – Wandycz błądził, sądząc, że ofiary były magicznymi stworzeniami, żyjącymi pod postacią ludzi w Zielonej Górze. Twardowska zdecydowanie zaprzeczyła.

- Jesteś pewna? – dopytywał. - Możemy przejść do prosektorium.

- Bardziej zależy mi na tym, żeby obejrzeć sprawców.

Spełniono prośbę Twardowskiej, wprowadzając ją najpierw do celi Kory. Kiedy patrzyła na dziewczynę wijącą się na posadzce, z jej twarzy trudno było wyczytać jakiekolwiek emocje. Podeszła bliżej, niż zdecydował się którykolwiek z funkcjonariuszy, bo chciała, żeby dziewczyna miała świadomość jej obecności. Kora wodziła dookoła niewidzącymi oczami. Twardowska wsunęła dłoń w jej włosy i przeczesała je palcami.

- Pozostali? – zapytała, zwracając się znów do Wandycza.

- Na Łużyckiej.

Przepuścił ją w drzwiach i zanim sam wyszedł, rzucił okiem na Korę. Wydawało mu sie, że włosy dziewczyny urosły w ciągu kilku sekund, ale uznał to za złudzenie.

W drodze do aresztu, Twardowska zapytała czy podejrzani skarżą się na jakieś dolegliwości bólowe. Niemczuk nie krył zdziwienia, że się tego domyśliła.

- Wszyscy narzekają na bóle kręgosłupa i mięśni. Są od siebie odseparowani, ale powtarzają dokładnie to samo.

Twardowska skinęła głową ze zrozumieniem i przez resztę drogi obserwowała nocne miasto z okna pędzącego radiowozu.

Gdy postawiono przed nią pierwszą osadzoną – kwiaciarkę z Deptaku – kazała się jej rozebrać. Zawstydzona kobieta spojrzała na wszystkich mężczyzn, którzy przyglądali się tej scenie.

- To nie będzie konieczne – zaryzykowała. – Chyba wiem o co chodzi.

Podwinęła rękaw i pokazała Twardowskiej lewe ramię. Na jego wewnętrznej części, niemal pod pachą znajdowało się niewielkie zgrubienie.

- Tak jak myślałam – gościec. Pewnie wszyscy to mają – stwierdziła czarownica.

- Co to takiego? – Niemczuk nie mógł powstrzymać ciekawości.

- Zaraz zobaczysz – obiecał Wandycz.

Twardowska bez ostrzeżenia przyłożyła palec do narośli. Kwiaciarka poczuła szarpnięcie i palący ból, gdy zgrubienie pod władzą czarownicy zaczęło się przesuwać w górę przez dekolt, po szyi aż do gardła i ust. Wstrząsnęły nią dreszcze kiedy wypluła na podłogę dziwaczne stworzenie przypominające pomarszczone, brzydkie niemowlę. Gościec zaczął się wić i próbował uciekać, ale Twardowska zatoczyła laską okrąg i tym zaklęciem przytrzymała go na miejscu.

Podobny zabieg wykonała u chirurga, któremu gościec zalągł się za uchem i zakonnika, z gośćcem między palcami stóp. Po pozbyciu się demonów, każdy z przestępców przyznawał, że nie wie dlaczego popełnił zbrodnię. Nie potrafił też powtórzyć wcześniejszych zeznań, jakby zapomniał o szczegółach morderstwa, które wcześniej podczas przesłuchania dokładnie wymienił.

Niestety, gdy przyszła pora na wegetariańskiego kucharza, pojawiły się schody. Mężczyzna nie chciał współpracować. Odmawiał zdjęcia ubrania i oględzin ciała. Trzeba było zastosować środki przymusu bezpośredniego, ale nawet wówczas odnalezienie gośćca sprawiło sporo trudu. W końcu okazało się, że demon zagnieździł się w jądrze. Twardowska postanowiła go wydobyć krótszą drogą. Wrzaski mężczyzny zmuszonego do urodzenia obrzydliwego stworzonka niosły się daleko przez ciszę wczesnego wieczoru. Gdy już było po wszystkim, na pytanie Twardowskiej czemu zabił tamtą kobietę, odpowiedział pełen jadu:

- Była taką samą kurwą jak ty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro