Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alex Hale? Co on mógł tu robić? Już prędzej spodziewałabym się Adama zamierzającego wciskać mi kit o wampirzym Davidzie. Ale co tu robił jego brat? Chciał potwierdzić jego wersję? No cóż, pewnie zaraz się dowiem, jaka jest prawda.

Całą grupą zbliżyliśmy się do przybysza. Blondyn stał z uśmiechem na ustach i przyglądał się nam. Na pewno nasze miny wyglądały zabawnie, ponieważ nikt nie spodziewał się przybycia właśnie tej osoby z rodziny.

- Co tu robisz? - zapytał Gordon ostro. Jak żadne z nas, nie był zadowolony z przybycia Hale'a.

- Pomagam bratu - odpowiedział tamten, a uśmiech nie znikał z jego twarzy. - Skoro Katie wie o nas, może lepiej, żeby wiedziała wszystko o naszym świecie, prawda? - mówiąc to zaakcentował wyraz ,,wszystko"

- Ona wie?! - oburzył się Ian.

- Adam jej wyznał, nie pytajcie mnie, jak to zrobił.

- Katie, lepiej będzie, jak już pójdziesz - szepnął do mnie Taylor, który stał najbliżej mnie.

- Nie ma mowy, nigdzie nie idę - odparłam, nie ruszając się z miejsca.

- Chcesz nas rozzłościć? - Ian kontynuował rozmowę z Alexem.

- Może tak, może nie. Mam swoje sposoby na osiągnięcie celu. Wiecie, przez ponad 220 lat zdobywa się pewne doświadczenie w różnych sprawach.

- Po co wy to robicie? Dla zwykłej ludzkiej dziewczyny? - zapytał Taylor.

- Nie takiej zwykłej, jak myślicie - odpowiedział cicho Hale. - Skoro nie chcecie zrobić tego po dobroci, mamy plan B. - mówiąc to, blondyn podbiegł do mnie z wampirzą prędkością i złapał mnie za ramiona. Zauważyłam, jak jego zielone oczy zabłysły czerwienią, dokładnie tak jak oczy Adama tamtego poranka. Jego kły zaczęły się wysuwać, a usta zbliżył do mojej szyi.

- Alex, nie rób tego - błagałam. Nie chciałam umrzeć w ten sposób, nie teraz, nie z rąk brata zauroczonego we mnie chłopaka.

- Lepiej ją zostaw albo nie skończy się to dla ciebie dobrze - zagroził mój chłopak.

- To ja zadecyduję, co z nią zrobię - odpowiedział w ogóle nie poruszony groźbą wampir.

Ian nie wytrzymywał, był jak tykająca bomba, która w każdej chwili może wybuchnąć.

- Nie, Ian, nie! - usłyszałam tylko krzyk Taylora, a potem Ian przestał panować nad emocjami.

Tylko zamiast zwykłego rozpoczęcia bójki albo czegoś w tym stylu, zobaczyłam, jak Ian przemienia się w ogromnego wilka.

Alex schował kły, a jego oczy znów stały się zielone i odsunął się ode mnie. Forwood, w postaci wilka, od razu się na niego rzucił. Kątem oka zauważyłam, jak oczy pozostałej trójki moich przyjaciół świecą się na żółto, a potem ktoś objął mnie w talii i odciągnął od reszty. Odwróciłam się i zobaczyłam szczupłą sylwetkę Julie. Ona też przyszła?

- Zostaw mnie! - krzyknęłam i próbowałam się jej wyszarpnąć, niestety nie przynosiło to żadnych rezultatów. - Nie zadaję się z wampirami! Puść mnie!

- Katie, uspokój się - dziewczyna cały czas trzymała mnie w żelaznym uścisku. Ku mojemu zaskoczeniu, wykonałam jej polecenie, a Julie mnie puściła. - Chcemy tylko ci pomóc. Nie powinnaś się z nimi zadawać, zresztą sama widziałaś dlaczego.

Po tym jak się uspokoiłam, miałam czas, aby to wszystko przemyśleć. Adam miał rację. David nie jest człowiekiem. I nie jest wampirem. Mój chłopak jest... wilkołakiem.

- Oni są wilkołakami, prawda? - zapytałam.

Dziewczyna lekko skinęła głową w odpowiedzi.

Czemu ja mam takiego pecha? Kiedy myślę, że nie może być nic gorszego niż spotkanie rodziny wampirów, mój chłopak okazuje się być wilkołakiem. Co jeszcze mnie spotka? Nawet nie chcę o tym myśleć.

- Dlaczego chcieliście mnie ostrzec? - zapytałam cicho. - Jestem przecież zwykłą ludzką dziewczyną, jak każda inna. Dlaczego akurat ja?

- Nie jesteś taka zwyczajna, jak ci się wydaje. Jesteś wyjątkowa.

- Wyjątkowa? Co to znaczy?

- Sami do końca nie wiemy - odpowiedziała blondynka. - Myślisz, że dlaczego Adam się tobą zainteresował? Bo to poczuł. Jak my wszyscy.

Po odjeździe Alexa i Julie poszłam do Davida. Cała reszta naszych przyjaciół poszła już do swoich domów, więc zostaliśmy sami.

- David - zaczęłam. - Nie możemy być razem.

- Ale czemu? - zapytał zaskoczony.

- Czemu?! Jeszcze się pytasz?! Jesteś wilkołakiem! - krzyknęłam. - Kiedy zamierzałeś mi to powiedzieć?

- Nie wiem, ale na pewno nie teraz.

- Adam chociaż mnie ostrzegł od razu, że jest wampirem, a ty cały ten czas udawałeś, że jesteś normalny. Myślałeś, że się nie dowiem?

- Wiedziałem, że kiedyś to się stanie, ale to nie miało tak wyglądać - westchnął. - Może dasz mi drugą szansę? Zaczniemy od nowa, poznasz trochę wilkołaki i zobaczysz, że nie jesteśmy tacy źli, jak się wydaje.

- Nie, David - odpowiedziałam bez wahania. - Nie zamierzam spotykać się z wilkołakiem, wampirem, czy czymkolwiek podobnym. Wolę ludzi. - powiedziałam i wyszłam z domu chłopaka.

Po powrocie do domu całą noc rozmyślałam o tym, co się wydarzyło. David okazał się być wilkołakiem. Mój najlepszy przyjaciel, z którym potem chodziłam i któremu ponad wszystko ufałam.

Przez moje całonocne rozmyślania w szkole byłam bardzo śpiąca jak jeszcze nigdy. Emily to zauważyła (ona chyba widzi wszystko).

- Katie, wszystko w porządku? - zapytała. - Nie wyglądasz najlepiej.

- Nic mi nie jest, po prostu jestem śpiąca. Nie mogłam spać w nocy.

- OK, skoro wszystko w porządku, to chodźmy pod salę - odparła przyjaciółka i poszłyśmy tam, gdzie zamierzałyśmy.

Gdy byliśmy na szkolnej stołówce, McCartney cały czas mówiła o Las Vegas, w końcu to już jutro. Ale mimo wszystko zwracałam uwagę tylko na jedną rzecz. A właściwie dwie osoby - Bena i Annę. Zaczęli spędzać ze sobą praktycznie cały czas i trzymali się za ręce. Naprawdę odrzuciłam ich na tyle, by tego nie zauważyć?

- Od kiedy Ben i Anna są razem? - zapytałam Emily i Jake'a, którzy ze mną siedzieli.

- Naprawdę nie zauważyłaś tego wcześniej? - przyjaciółka zapytała zaskoczona. - Zaczęli chodzić na początku tego tygodnia. Wiedziałam, że kiedyś będą razem - powiedziała dziewczyna entuzjastycznie.

Dzisiaj zaczęłam więcej rozmawiać ze szkolnymi przyjaciółmi i spędzałam więcej czasu z nimi, a nie sama, jak robiłam to ostatnio. Wszyscy byli zdziwieni moją nagłą zmianą, ale chyba też zadowoleni.

- No nareszcie do nas wróciłaś - powiedział Ben na jednej z przerw. - Stara dobra Katie Call. Nie jesteś już taka nieobecna jak ostatnio.

- Tak, to długa historia. Moje życie trochę się skomplikowało - odparłam, chociaż w rzeczywistości ,,trochę" było niedomówieniem stulecia.

Wieczorem przygotowywałam się do wyjazdu. Musiałam dopilnować, aby wszystko było zapięte na ostatni guzik. Tak znając życie, pewnie i tak na miejscu okaże się, że czegoś zapomniałam, ale wtedy już nie będę mogła nic na to poradzić.

Po spakowaniu walizki (i wielokrotnym sprawdzeniu, czy wszystko wzięłam) poszłam spać. Nie mogłam się doczekać wyjazdu. W końcu będę mogła spędzić więcej czasu z przyjaciółmi nie myśląc o wampirach, wilkołakach i nie wiadomo czym jeszcze. Tęsknię za moim normalnym życiem, bez tych wszystkich nadprzyrodzonych stworzeń. Chociaż z drugiej strony, moje życie stało się przez to odrobinę ciekawsze.

Rano spotkałam się ze znajomymi na lotnisku, tak jak się wcześniej umówiliśmy. Szybko znalazłam moją paczkę.

- Hej - przywitałam się z nimi i przytuliłam każdego na powitanie.

- Tak się cieszę, że jesteśmy tu wszyscy razem - powiedziała Emily entuzjastycznie. Ona chyba zawsze jest pełna entuzjazmu.

- Ja też się cieszę - odparła Anna. - Nareszcie będziemy mieli więcej czasu dla siebie. Dawno nie spędzaliśmy dużo czasu w piątkę. - urwała. - To znaczy niektórzy byli trochę nieobecni. - mówiąc to, spojrzała na mnie.

- Tak, wiem o co wam chodzi - od razu zaczęłam tłumaczyć. - Ostatnio rzeczywiście byłam trochę nieobecna i przepraszam was za to. Miałam trochę problemów.

- Nie szkodzi - powiedział Ben. - Nie jesteśmy źli. Przecież każdy ma czasem jakieś sprawy albo gorsze dni, prawda?

- Jasne - dziewczyny zgodnie odpowiedziały. Zauważyłam, że Jake nie odezwał się na razie ani słowem. Pewnie nadal jest na mnie zły.

Około 10 minut później wsiedliśmy do samolotu i odlecieliśmy. Podróż bardzo szybko mi minęła.

Zanim się obejrzałam, stałam przed samolotem podziwiając piękne widoki Las Vegas.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro