Rozdział 11
To była najbardziej zaskakująca rzecz tego wieczoru. Zaskakujące było również to, że odwzajemniłam pocałunek.
Nagle nie liczyło się dla mnie nic innego. Zapomniałam o wampirach, o Adamie, o Davidzie. Liczyło się tylko tu i teraz. Ja i Ian. Tylko on się liczył.
Nasze pocałunki z każdą chwilą stawały się coraz bardziej namiętne. Ian objął mnie w talii i przyciągnął bliżej do siebie. Ja oplotłam ręce wokół jego szyi. Miałam ochotę tylko na więcej i więcej. Podobało mi się to.
I nagle usłyszałam czyjś głos.
- Katie? Ian? - należał on do Davida. On też wyszedł z lokalu i zobaczył nas razem. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć.
- David... - wyszeptałam tylko. Na jego twarzy malował się gniew, aż sama się przeraziłam. Pierwszy raz widziałam go tak zdenerwowanego. Nie wiem na kogo był bardziej zły - na mnie, czy na Iana. Pewnie na nas oboje.
Ian instynktownie stanął przede mną, aby móc mnie w razie czego obronić. Szczerze, ja wątpiłam w to, że David rzuci się na mnie, prędzej uderzyłby Forwooda.
David nagle podszedł do nas i zrobił to, czego najbardziej się obawiałam. Uderzył Iana.
- Nie, David! - krzyknęłam, ale i tak nie posłuchał. Ian nie pozostał mu dłużny i też go uderzył. Zaczęła się bójka.
Próbowałam ich rozdzielić, ale marnie mi to wychodziło. Nie chciałam zarazem ryzykować tym, że ja też dostanę przez przypadek, kiedy się wtrącę. W ostateczności stwierdziłam, że pozostało mi jedno sensowne wyjście.
Weszłam - właściwie wbiegłam jak szalona - do budynku McDonalda i krzyknęłam: ,,Taylor!". Chłopak od razu do mnie przybiegł. Streściłam mu krótko całą sytuację - pomijając fakt, że całowałam się z jego bratem - i wybiegliśmy z lokalu.
David i Ian nie ustępowali. Taylor stanął pomiędzy nimi i w końcu ich rozdzielił. Nie było to łatwe, biorąc pod uwagę to, że żaden z nich nie chciał ustąpić temu drugiemu. Zauważyłam ranę na skroni Iana, z której sączyło się coraz więcej krwi. David stał odwrócony do mnie tyłem, więc nie widziałam czy ma jakieś obrażenia, ale domyśliłam się, że tak.
- Dość! - powiedział stanowczo Taylor. - O co chodzi? Najpierw się przyjaźnicie, a parę minut później skaczecie sobie do gardeł. Nie rozwiązujcie wszystkiego siłą.
- Całował się z Katie - wyjaśnił David.
- Co? - Taylor był naprawdę zaskoczony. Pewnie nie spodziewał się takiego zachowania po swoim bracie.
- To co słyszysz - odparł groźnie Gordon. - Ian całował się z Katie.
- Jak to? - Taylorowi trudno było w to uwierzyć. - Ian, to prawda? - zwrócił się do brata.
- Tak - odparł stanowczo Forwood. - I wcale tego nie żałuję.
Szczerze mówiąc, ja też nie żałowałam.
- Zabiję cię! - David się zerwał i chciał znowu uderzyć Iana, ale Taylor go powstrzymał.
- Dave, uspokój się - powiedział trzymając Gordona. - Bójką niczego nie osiągniesz. - David na szczęście trochę się uspokoił. - Chyba lepiej będzie, jeśli już pojedziemy. Ian, daj mi kluczyki, ja poprowadzę.
- Tak, to w sumie dobry pomysł - odezwałam się po raz pierwszy. Wszystkie trzy pary oczu zwróciły się na mnie. Chyba w ogóle zapomnieli o moim istnieniu. Teraz chociaż mogłam przyjrzeć się Davidowi. Jemu ciekła krew z nosa.
- Obiecajcie mi tylko, że już nie będziecie się bić - upewnił się młodszy z braci.
- Jasne - rzucił Ian. - Jak Dave nic mi nie zrobi, ja nie zacznę bójki.
- Ja też nie zacznę - obiecał David.
- Dobra, chodźcie - rzucił Taylor. Wszyscy byli w ponurych nastrojach po tym, co się wydarzyło. I to wszystko było przeze mnie.
Od razu podeszłam do Iana. Nie miałam w ogóle ochoty gadać z Davidem po tym, co zrobił.
- Jak się czujesz? Wszystko w porządku? - zapytałam troskliwie.
- Jasne, nie musisz się o mnie martwić - odpowiedział.
- Macie apteczkę w samochodzie? - zapytałam Taylora. - Przydałoby się opatrzyć ich rany.
- Katie, naprawdę nic mi nie jest - oponował Ian.
- Ian, masz ranę na skroni. Nawet nie próbuj mi wmawiać, że nic ci nie jest.
Ian usiadł na tylnym siedzeniu pojazdu i niechętnie pozwolił mi opatrzyć swoją ranę. W tym samym czasie Taylor zajął się Davidem, który cały czas patrzył na mnie i Iana. Po dzisiejszych wydarzeniach mogłam mieć pewność, że się we mnie zakochał.
- Dlaczego to robisz? - zapytał nagle Ian.
- Co?
- Dlaczego mi pomagasz?
- A dlaczego miałabym tego nie robić? - zdziwiłam się, że mnie o to pyta. - Lubię cię, nawet bardzo, zostałeś ranny, czemu miałabym ci nie pomagać?
- Mogłaś wybrać Davida.
- Ale tego nie zrobiłam. Nie roztrząsajmy tego.
Przez chwilę milczeliśmy. Nagle Forwood znowu się odezwał.
- Naprawdę mnie lubisz?
- Gdybym cię nie lubiła, nie odwzajemniłabym pocałunku.
Po opatrzeniu chłopaków pojechaliśmy z powrotem do domu Forwoodów. David usiadł z przodu, koło Taylora, a ja z Ianem zajęliśmy tylne siedzenie. Byłam strasznie zmęczona. Tyle się dzisiaj działo: wyjawienie tajemnicy Adama, pocałunek z Ianem, bójka. Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.
Obudziłam się oparta o ramię Iana. Samochód stanął; byliśmy na miejscu. Taylor i David wysiedli z samochodu. Chciałam pójść w ich ślady, ale Ian złapał mnie za rękę.
- Katie, przepraszam - powiedział. - Za pocałunek, za bójkę, za wszystko.
- Ian, nie masz w ogóle za co przepraszać. Bójka była winą Davida, a co do pocałunku... - przerwałam i tym razem to ja go pocałowałam. Był tym zaskoczony równie bardzo jak ja, ale odwzajemnił pocałunek. Był to delikatny, pożegnalny całus.
- Może cię podwieźć? - zaproponował.
- Nie, dzięki, mam motor. Stoi pod domem Davida.
- Szkoda, że nie możesz zostać u mnie na noc - westchnął Ian - Chciałbym mieć cię przy sobie.
- A czemu nie? Mogę pojechać do domu po ciuchy i inne potrzebne rzeczy, przy okazji poinformuję rodziców i wrócę. Co ty na to?
- To świetny pomysł - zgodził się chłopak.
Poszłam pod dom Davida po motor. Przypomniałam sobie, że zostawiłam u niego plecak. Zapukałam do jego drzwi.
- Czego chcesz? - powiedział ostro, kiedy tylko zobaczył mnie w drzwiach.
- Zostawiłam plecak. Mogę wejść?
- Wejdź - odparł niechętnie. Od razu poszłam do jego pokoju, wzięłam plecak i poszłam z powrotem w stronę drzwi.
- To tyle - powiedziałam. - Dzięki za wieczór. Pa.
- Katie, zaczekaj - zatrzymał mnie. - Nie spotykaj się z Forwoodem. To nie jest towarzystwo dla ciebie.
- Doprawdy? - zapytałam ironicznie. - Wiesz, kiedyś to już słyszałam. Hale'owie są dla mnie złym towarzystwem, Forwoodowie też. A może moi przyjaciele ze szkoły też nie są odpowiedni?
- Katie, nie przesadzaj.
- Nie przesadzam, mówię prawdę.
- Nie powiedziałem, że Forwoodowie są dla ciebie złym towarzystwem. Chodziło mi tylko o Iana.
- Wiesz, chyba zaczynam rozumieć - w moim głosie cały czas można było wykryć ironię. - Nie mogę spotykać się z Ianem, ale mogę spotykać się z Taylorem.
- Nie o to mi chodziło - David nie ukrywał zdenerwowania.
- A czyli z nikim nie mogę się spotykać, bo ty się zakochałeś, tak? OK, rozumiem, ale to nie znaczy, że możesz mówić mi, co mam robić. - mój ton już był łagodniejszy. - Muszę już iść. Pa.
- Pa - odpowiedział zrezygnowany.
Wsiadłam na motor i pojechałam do domu. Jak tylko weszłam do środka, wyjaśniłam wszystko rodzicom:
- Hej, wybaczcie, że was nie poinformowałam, ale byłam u kolegi. Przyszłam tylko na chwilę po rzeczy i idę na noc do innego kolegi. Także wrócę jutro, nie martwcie się, będę bezpieczna.
- A do jakiego kolegi jedziesz? - spytała mama. - Pytam tak z ciekawości. - dodała.
- I tak pewnie go nie znacie. Ian Forwood.
- Forwood? - zdziwił się tata. - To syn przyjaciół Gordonów, prawda Andrea?
- Tak - odpowiedziałam za mamę. - Właśnie byłam teraz u Davida Gordona.
- Oh - mama się zdziwiła. - To miło. Dobrze, już leć, kochana, cieszę się, że wpadłaś.
Poszłam do swojego pokoju, szybko wzięłam potrzebne rzeczy i poszłam w stronę drzwi.
- Pa, do jutra - rzuciłam na odchodnym.
- Do jutra - odpowiedzieli razem rodzice.
Wsiadłam na motor i pojechałam na noc do chłopaka, którego znałam zaledwie od kilku godzin.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro