Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- To jest naprawdę cudowne - cały czas zachwycałam się widokiem wirujących liści.

- A ty? - zapytał Adam.

- Co ja? Przecież nie jestem wampirem. Nie kontroluję żadnego żywiołu.

- Nie, chodziło mi o to, czy czujesz się związana z jakimś żywiołem. Ja od dzieciństwa byłem związany z wiatrem. Kiedy inni narzekali na wietrzną pogodę, ja się cieszyłem. Większość osób czuje się związanym z jakimś żywiołem. Niektórzy nie zwracają na to uwagi, a niektórzy naprawdę nie czują żadnego połączenia. A ty? Czujesz powiązanie z jakimś żywiołem?

- Hmm... - zaczęłam się zastanawiać. - W sumie czuję, jakbym była powiązana z każdym po trochu. Jest to możliwe?

- Nie wiem, ale nigdy nie słyszałem o takim przypadku. Chyba jesteś...

- Wyjątkowa? - dokończyłam.

- Dokładnie to chciałem powiedzieć. Jak się domyśliłaś, że o to mi chodzi?

- Julie powiedziała mi to samo - wyjaśniłam. - Po akcji ,,to są wilkołaki". - dodałam po chwili. - Czemu wymyśliłeś taką dziwną nazwę?

- Po prostu ta nazwa idealnie odzwierciedla cel tej akcji.

- A o co chodzi z tym, że jestem wyjątkowa? - zmieniłam temat. To pytanie dręczy mnie od wieczoru, w którym usłyszałam to od Julie.

Adam zastanawiał się chwilę. Pewnie Hale'owie też to rozważali, ale patrząc na chłopaka stwierdziłam, że chyba do niczego nie doszli. Tak jak ja.

- Nie wiem - odpowiedział zgodnie z moimi przypuszczeniami. - Nikt z nas nie wie. Ale wampiry potrafią wyczuć takie rzeczy. To jest jak szósty zmysł. Nie wiemy, co to powoduje, ale wiemy, kiedy ktoś jest inny.

- A da się w jakikolwiek sposób sprawdzić, co jest ze mną nie tak?

- Da. Musimy dokopać się do twoich korzeni. Ktoś z twoich przodków musiał mieć jakiś dar albo coś w tym stylu.

- To na co my jeszcze czekamy? - oburzyłam się. Wstałam ze skały i ruszyłam w kierunku, z którego tu przyszliśmy. - Pomożesz mi?

- Jasne - odpowiedział wampir i podszedł do mnie ze swoją nadprzyrodzoną prędkością.

- Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję - powiedziałam i ruszyliśmy w kierunku głównej drogi.

- Pójdziemy do mojego domu, moja rodzina na pewno coś znajdzie - powiedział Adam.

- Twojej rodzinie nie będzie przeszkadzać moja obecność? - zapytałam. - No wiesz, w końcu jestem człowiekiem - dodałam.

- Nie. A tobie nie przeszkadza spotkanie całej rodziny wampirów?

- Nie - odpowiedziałam bez wahania. - O ile mnie nie zjedzą. W dosłownym znaczeniu.

- Nie zjedzą cię. Ewentualnie wysuszą cię z krwi - zażartował.

- Naprawdę pocieszające - mruknęłam pod nosem i poszliśmy w stronę szkoły, aby pojechać jego samochodem do domu Hale'ów.

Stanęliśmy przed domem i podeszliśmy do drzwi.

- Jesteś pewien, że mogę tam wejść? - zapytałam dla pewności.

- Katie, nie wygłupiaj się - zaśmiał się chłopak. - No jasne, że możesz.

Weszliśmy do środka i podszedł do nas nieznajomy mi brunet. Chwilę potem dołączyła do niego kobieta o włosach w kolorze ciemnego blondu.

- Kto to jest, Adamie? - zapytał mężczyzna.

- Nie martw się, Andrew, to nikt obcy. To jest Katherine Call, ta o której wam mówiliśmy. Jest wyjątkowa.

- Witaj, Katherine - przywitał się brunet. - Jestem Andrew Hale, ojciec Adama.

- Przybrany - wtrącił młodszy chłopak.

- Mniejsza o to. Miło mi cię poznać. To moja żona, Roxanne. - wskazał stojącą obok niego blondynkę.

- Miło mi - odparłam cicho.

- Macie jakiś konkretny cel? - zapytała Roxanne. - Czy może zaprosiłeś ją, aby ją lepiej poznać albo coś w tym stylu?

- Właściwie mamy konkretny cel - odpowiedział mój towarzysz. - Jak już mówiłem, Katie jest wyjątkowa. Chcemy coś odkryć, dokopując się do jej korzeni.

- OK, możecie - odpowiedział Andrew. - Tylko uważajcie, księgi z archiwum są bardzo stare.

- Jasne, Andrew, nie musisz się o nie martwić. Będziemy ostrożni. Chodź, Katie.

Adam pociągnął mnie w kieruku schodów. Chciałam wejść na górę, ale chłopak mnie powstrzymał.

- Archiwum jest w piwnicy - wyjaśnił.

- W ogóle co to za archiwum? Macie tam spis wszystkich amerykańskich rodzin?

- Nie, bez przesady. Wszystkich nadprzyrodzonych rodzin.

- Ja się do nich zaliczam?

- Nie wiem. Ale zaraz się dowiemy.

Weszliśmy do przestronnego pomieszczenia. Było w nim pełno regałów, a na środku stały dwa komputery. Pokój był dobrze oświetlony, mimo braku okien.

- To bierzemy się do pracy - westchnął Adam. - Ja sprawdzę, czy jest gdzieś tutaj nazwisko twojego ojca, ty sprawdź nazwisko matki.

Zaczęłam szukać przy regale z literką ,,F". Bezskutecznie szukałam nazwiska ,,Fray". Przeszukiwałam tę samą półkę wiele razy z nadzieją, że może poprzednim razem coś przeoczyłam i tym razem to znajdę. Niestety, nie znalazłam ani jednej księgi z nazwiskiem mojej matki.

- Jak ci idzie? - spytałam Adama z nadzieją, że może jemu poszło lepiej.

- Słabo. A tobie?

- Też. Ani śladu nazwiska ,,Fray".

- Nazwiska ,,Call" też nigdzie nie ma. Sprawdźmy w komputerze, powinnaś być tam zapisana.

- W komputerze macie wszystkich Amerykanów?

- Prawie wszystkich. Ty na jednym komputerze sprawdź przodków swojej matki, ja sprawdzę na drugim przodków twojego ojca. Zaznaczeni na kolorowo nie są ludźmi albo mają nadprzyrodzone zdolności.

Znowu wzięliśmy się za żmudną robotę. Przeszukiwałam każdego przodka mojej mamy, ale przy żadnym z nich nie zauważyłam żadnego innego koloru niż czarny. Doszłam do przodków z XVI w., kiedy usłyszałam, jak ktoś otwiera drzwi.

- No proszę, kogo my tu mamy - odezwała się dziewczyna. - Katherine Call we własnej osobie.

Spojrzałam w jej stronę i zauważyłam, że jest to Mary. Pewnie była zazdrosna o Adama, biorąc pod uwagę to, że była, albo nadal jest, w nim zakochana.

- Co ty tu robisz? - zapytałam.

- Ja tu mieszkam. A co ty tu robisz?

- Próbujemy odkryć, dlaczego Katie jest wyjątkowa - odpowiedział za mnie Adam.

- Nie uda się to wam - odparła obojętnie szatynka.

- Niby dlaczego tak sądzisz? - zirytował się Hale. - Nic nie wiesz o Katie.

- Ja, Molly i Nick przeszukaliśmy wszystko wcześniej. Nie ma nadprzyrodzonych zdolności.

- Dopiero teraz nam to mówisz?! - krzyknął szatyn. - Tyle się natrudziliśmy na nic.

- Skąd niby miałam wiedzieć, co tu robicie?

- A co moglibyśmy robić w archiwum? Z ciekawości patrzeć po kim Katie odziedziczyła niebieskie oczy?

- Nie kłóćcie się - przerwałam. - Jest możliwość, że się pomyliliście? Że jestem najzwyklejszą w świecie dziewczyną?

- Wampiry się nie mylą w tych sprawach - odpowiedział Adam. - Ale może zajmiemy się tym kiedy indziej. Skoro tu nic nie ma, nic tu po nas. Chcesz coś zjeść? - zapytał mnie.

- Macie tu ludzkie jedzenie? - spytałam zaskoczona.

- Możemy jeść normalne jedzenie, ono po prostu nie dodaje nam sił. Mamy je, aby nie wyjść na dziwaków, kiedy ktoś nas odwiedza. To co chcesz?

- Macie pizzę?

- Jasne. Chodźmy na górę. Mary, idziesz?

- Myślisz, że zamierzam zostać tu sama? No jasne, że idę z wami.

Poszliśmy na górę, gdzie Roxanne podała mi pizzę. Była z pieczarkami, moja ulubiona.

- Chce ktoś? - zapytałam bardziej z grzeczności.

- Nie potrzebujemy tego do życia - odpowiedziała Mary kąśliwie. - Potrzebujemy czegoś innego. Mamy jeszcze te woreczki ze szpitala?

- Czyli tak się odżywiacie? - zapytałam. - Woreczki ze szpitala zamiast ludzi? Cóż, zawsze to lepsze niż zabijanie.

- Czasami polujemy na zwierzęta - uzupełnił Adam. - W wyjątkowych przypadkach zdarzają się też ludzie...

- Chyba nie chcę słyszeć o wyjątkowych przypadkach - przerwałam mu i oboje się uśmiechnęliśmy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro