Rozdział 27
Rano przyjechałam do szkoły z Adamem jego samochodem. Zwróciło to uwagę nie tylko moich przyjaciół, ale także każdej osoby obok której przechodziliśmy. Wszyscy patrzyli na nas z rozdziawionymi ustami. W końcu to niecodzienny widok widzieć któregoś z Hale'ów w towarzystwie kogoś innego.
- Katie, czy ty już do reszty zwariowałaś! - krzyknęła Emily, podchodząc do mnie.
- Dzięki za miłe przywitanie - odparłam sarkastycznie.
- Nie mogłaś znaleźć sobie lepszego towarzystwa? - ciągnęła szatynka.
- Hej, cały czas tu jestem - przypomniał Hale. - Mogłabyś chociaż mówić o tym, jaki jestem nieodpowiedni, kiedy nie ma mnie w pobliżu.
- Zamknij się - rozkazała zdenerwowana McCartney.
- OK, to może lepiej pójdę - powiedział chłopak i poszedł w stronę rodziny.
- Emily, czemu musisz ciągle wtrącać się w moje sprawy?! - krzyknęłam. - Nawet nie znacie Hale'ów!
- Znowu się zaczyna - przyjaciółka przewróciła oczami. - Ponownie zamierzasz nam wciskać ten kit? Mam cię dość!
- Ja ciebie jeszcze bardziej - odgryzłam się i odeszłam.
Szybko znalazłam wampirzą rodzinę na korytarzu i od razu do nich podeszłam.
- Co z twoją przyjaciółką? - zapytał Adam.
- Trochę się pokłóciłyśmy, ale nie szkodzi. Jeśli nie akceptuje mojego towarzystwa, to jej problem, nie mój.
- Katie, nie chcę, abyś przeze mnie kłóciła się ze znajomymi.
- To nie twoja wina, że cię nie akceptują. A poza tym, to mój wybór. I już go dokonałam. Chcę być z tobą - powiedziałam i delikatnie go pocałowałam.
- Nie, Katie, dzisiaj nie - powiedział, odsuwając się ode mnie.
- Coś się stało? - zapytałam zmartwiona.
- Nie miałem czasu zapolować, a woreczki się skończyły. Jestem głodny, a nie chcę ci przypadkowo zrobić krzywdy.
- Mam pomysł - powiedziałam i pociągnęłam go w stronę szkolnego boiska.
Było to idealne miejsce, ponieważ nikogo tam o tej porze nie było. Zdjęłam kurtkę, potem bluzę i zostałam w samej bluzce na ramiączkach.
- Katie, co ty robisz? - zapytał przerażony Adam.
- Pij - powiedziałam, odsłaniając szyję.
- Co?! Zwariowałaś?!
- Nie - odpowiedziałam spokojnie. - Byłeś głodny, więc chcę ci pomóc.
- A jak nie będę mógł się opanować? Nie pomyślałaś o tym, że mogę cię zabić?
- Wiem, że nic mi nie będzie - zapewniłam. - Gdybym nie była pewna, nie zgodziłabym się.
- Jesteś pewna? - spytał.
- Na sto procent.
Hale podszedł bliżej i wgryzł się w moją szyję. Poczułam ukłucie, ale potem nie czułam już żadnego bólu. Ale po chwili (może minęło trochę więcej niż chwila) poczułam skutki utraty dużej ilości krwi.
- Adam, wystarczy - oznajmiłam, ale chłopak ani drgnął. - Adam, dość - powiedziałam bardziej stanowczo i próbowałam go odepchnąć. Niestety to też nie poskutkowało, wampir nie oderwał kłów od mojej szyi nawet na sekundę. - Adam! - krzyknęłam.
Nagle ktoś odepchnął ode mnie chłopaka, a ja upadłam na mokrą trawę. Gdy podniosłam głowę, zauważyłam, że tą osobą był Nick. Stał koło Adama, któremu jeszcze ściekała krew z kącików ust.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknął Clancy i rzucił mi ręcznik, który przycisnęłam do rany. - Chciałeś ją zabić?!
- Nie, to nie tak. Po prostu Katie zaproponowała mi, abym się pożywił, ale trochę przesadziłem.
- Trochę?! - powiedział Nick. - Mogłeś ją zabić! Nie pomyślałeś o tym?
- Wiem. Katie, przepraszam.
- Nie szkodzi - powiedziałam cicho.
Nagle podbiegła do nas Julie.
- Co tu się stało? - zapytała i spojrzała na mnie. - Adam? To twoja sprawka?
Podeszła do mnie i wyciągnęła z torebki opatrunek.
- Pomogę ci - powiedziała i wzięła ode mnie zakrwawiony ręcznik. Zauważyłam, że jej oczy zaświeciły się na czerwono, kiedy spojrzała na ranę. Przykleiła mi opatrunek i pomogła mi wstać. Zakryłam opatrunek chustką, aby nikt nie miał żadnych podejrzeń.
Poszliśmy wszyscy czworo z powrotem do szkoły. Gdy szłam korytarzem wśród Hale'ów, zauważył mnie Jake.
- Widzę, że znalazłaś sobie nowe towarzystwo - powiedział.
- Jake, chociaż ty mi tego nie wypominaj. Emily wystarczająco mnie wkurzyła.
- Nie zamierzałem. Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz. Ale pamiętaj, że cię przed nimi ostrzegaliśmy. - powiedział i odszedł w swoją stronę. - A, i jeszcze jedno - odwrócił się. - Już nie jestem o ciebie zazdrosny. Spotykaj się z kim chcesz, z Hale'ami, z Davidem lub kimkolwiek innym. Zobaczyłem, jaki byłem głupi, że zakochałem się w tak pustej i płytkiej dziewczynie jak ty.
Parrish odszedł, a ja stałam i za nim patrzyłam, próbując zahamować łzy.
- Katie, wszystko w porządku? - zapytał Adam.
- Czy uważasz, że jestem pusta i płytka? - odpowiedziałam pytaniem.
- Nie, oczywiście, że nie - stwierdził bez wahania. - Nie zwracaj na niego uwagi. Po prostu miał zły dzień. - pocieszył mnie i przytulił.
Poszliśmy z Adamem w stronę sali, gdy nagle minęliśmy zadziwionych Annę i Bena.
- Katie? - zapytała Smith. - Wy... no wiecie, chodzicie ze sobą?
- Cóż, można tak powiedzieć - odpowiedziałam obojętnie. - Tylko mi nie wypominajcie, że Adam jest dla mnie nieodpowiedni. Chcę chociaż z wami się nie kłócić.
- A z innymi się pokłóciłaś? - zapytał ze zdziwieniem Webb.
- Adam, zostawisz nas samych? - zapytałam, na co chłopak lekko skinął głową i odszedł. - Tak, miałam sprzeczkę z Emily, a z Jakiem to możecie się domyślić.
- Tak, może usiądziemy? - zapytała Anna, wskazując ławkę. - Poszło o to, że on jest w tobie zakochany, a ty chodzisz z Adamem, tak? - kontynuowała temat, kiedy usiedliśmy.
- Prawie. Właściwie powiedział, że mu to nie przeszkadza, bo przejrzał na oczy, jaka jestem pusta i płytka.
- Nie słuchaj go - pocieszył mnie Ben. - Nie jesteś pusta i płytka. I wcale nie zasługujesz na to, aby tak do ciebie mówić. - chłopak wstał. - A Parrish musi to wiedzieć. - dokończył i odszedł.
- Nie, Ben, nie idź do niego - poszłam za nim. - To nie ma sensu.
- Akurat tam stoi - zauważył Ben, w ogóle nie zwracając na mnie uwagi. - Jake, co ty wyprawiasz?! - krzyknął, kiedy podszedł do chłopaka.
- O co ci chodzi, Ben? - zapytał zdziwiony szatyn.
- O to, jak zachowałeś się wobec Katie.
- Zasłużyła na to - powiedział w ogóle nieporuszony Parrish.
- Nie pomyślałeś o tym, że może być jej przykro? - kontynuował Webb.
- A myślisz, że mi nie było przykro, kiedy mnie spławiła?
- To nie jej wina, że się zakochała.
- Ale ja też się zakochałem.
- Ben - przerwałam ich kłótnię. - Zostaw go. Może Jake ma rację. Może rzeczywiście jestem po prostu pustą, płytką i nic nie wartą dziewczyną. - powiedziałam i odeszłam od chłopaków, omijając zaskoczoną Annę.
Skierowałam się prosto do najbliższej łazienki, gdzie zamknęłam się w jednej z kabin. Oparłam się o ścianę i się rozpłakałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro