Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Katie, dostałem srebrnym pociskiem z tojadem. Musisz go wyciągnąć.

- Wyciągnąć? Jak? - z każdą chwilą byłam coraz bardziej zestresowana. Nie wiedziałam, co robić, a łowca podchodził coraz bliżej.

- Teraz nawet nie próbuj udawać, że nie wiesz nic o wampirach ani wilkołakach. To już musiałabyś mieć wielkiego pecha, aby dwa razy być przy nich - wskazał na leżącego Forwooda z obrzydzeniem. - podczas naszego ataku.

Starałam się nie zwracać uwagi na mężczyznę, który z każdą sekundą był coraz bliżej. Przyjrzałam się z uwagą ranie Iana. Tkwił w niej srebrny pocisk, który w jakiś sposób musiałam wyciągnąć. Przyjaciel zaczął powoli zamykać oczy.

- Nie, Ian, nie mdlej - mówiłam, lekko klepiąc go po policzku, aby go obudzić. Nie dam sobie rady bez jego wskazówek.

Wiedziałam, że muszę jak najszybciej pozbyć się obcego ciała z ramienia Forwooda. Palcami lekko rozchyliłam skórę, złapałam pocisk i zaczęłam go powoli wyjmować. Już po chwili się go pozbyłam.

Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Byłam pewna, że tym kimś jest łowca.

- Chodź, Katherine - powiedział i lekko mnie odsunął od nieprzytomnego ciała Iana. - Cały czas wiedziałaś, kim są, prawda? Dlaczego się z nimi zadajesz?

- Nie pana sprawa - warknęłam.

- Oczywiście, że nie moja. Ale czy to cię nie przeraża? Pewnie widziałaś, jak twój przyjaciel zmienia się w wilka. - odsunął odrobinę mój szalik, gdzie był jeszcze ślad kłów Adama po porannej sytuacji. - I widzę, że nawet jakiś wampir się tobą karmił. Czyżby to nie był Hale?

- Może pan po prostu zostawić mnie i mojego przyjaciela w spokoju? I tak już jest nieprzytomny.

- Jesteś uparta, córko Raphaela.

- Mój ojciec ma na imię John - odparłam.

- A to przepraszam. Musiałem cię z kimś pomylić, Katherine Call. - mówiąc to, zaakcentował moje nazwisko. - Niech będzie, zostawię was. Ale pamiętaj, takie istoty jak on nie powinny istnieć. A my już zawsze będziemy na nich polować.

Po odejściu mężczyzny stałam i patrzyłam za nim, próbując zrozumieć sens jego słów. Łowcy zawsze będą polować na istoty nadprzyrodzone. Nie mogę nikogo przed nimi ochronić.

- Katie? - usłyszałam za sobą nieprzytomny głos Iana. Odwróciłam się i od razu do niego podbiegłam.

- Ian! Wszystko w porządku? - zapytałam. - Wyciągnęłam ci pocisk.

- Dziękuję - wyszeptał. - Nie musisz się martwić, dobrze się czuję, a rana zaraz się zagoi.

- Może położysz się ławce? - zaproponowałam. - Chyba nie zamierzasz leżeć na ziemi.

- Tak, to dobry pomysł - zgodził się chłopak.

Pomogłam Ianowi wstać i przejść na ławkę. Usiadłam na niej, a Forwood położył się na niej, kładąc głowę na moich kolanach. To był jeden z tych momentów, w którym trudno mi sobie wyobrazić, że znam go zaledwie od dwóch tygodni.

- Miałaś się odstresować tą imprezą, a chyba wyszło na odwrót - zaśmiał się brunet. - Czemu nigdy nic mi nie wychodzi?

- Wcale nie. Po prostu czasami los nam nie sprzyja.

- Częściej niż czasami.

- Czym jest właściwie ten tojad? - zmieniłam temat.

- Zioło, które rani wilkołaki. Tak trochę jak werbena na wampiry. Nas rani również srebro.

- A wilkołaki nie są nieśmiertelne, prawda?

- Tak, umieramy, tylko żyjemy dłużej niż przeciętny człowiek. I normalnie się rodzimy.

- Tego akurat jestem pewna - odparłam. - Davida znam od dzieciństwa. Dlatego nie chciałam uwierzyć Adamowi w to, że nie jesteście ludźmi.

- Hale ci mówił? - zdziwił się Ian i próbował wstać. Od razu złapał się za bolące ramię i ponownie się położył. - Że jesteśmy wilkołakami?

- Nie powiedział tego wprost. Powiedział, że nie jesteście ludźmi ani wampirami. Pamiętasz dzień, w którym... zerwaliśmy? - nie chciałam mówić o tym tak wprost.

- Zapamiętam go do końca życia.

- Jak szłam do Davida, Adam stał pod jego domem. Teraz, kiedy znam prawdę, podejrzewam, że mógł chcieć przekonać go, aby wyznał mi prawdę.

- To jest możliwe - przyznał Forwood.

Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, patrząc w gwiazdy.

- Życie jest takie skomplikowane - westchnęłam. - Mieszkałam spokojnie w Nowym Jorku jeszcze niecałe dwa miesiące temu, a teraz, kiedy przeprowadziłam się do Seattle, wszystko się skomplikowało. Najpierw poznałam rodzinę wampirów, potem mój przyjaciel okazał się być wilkołakiem, do mojej szkoły chodzi jakaś czarownica i jakby tego było mało, jest jeszcze łowca, który chce ich wszystkich zabić!

- Jaka czarownica? - zaciekawił się Ian.

- Allison O'Donnell. Znasz ją?

- Tak trochę. Bardziej znam jej siostrę, Victorię. Zanim się przeniosły, byliśmy parą.

- Czyli okazało się, że poznałam siostrę byłej dziewczyny mojego byłego chłopaka?

- Życie jest zwariowane - podsumował Forwood. - A szczególnie to nasze.

- Tak to już jest w nadprzyrodzonym świecie - zaśmiałam się.

- Czuję się trochę winny przez to, że wprowadziliśmy cię do tego świata. Zamiast normalnego liceum masz użeranie się z wilkołakami i wampirami.

- To wcale nie wasza wina - odpowiedziałam i odgarnęłam Ianowi włosy z czoła. Drugą rękę położyłam na jego ramieniu, na co on położył swoją dłoń na mojej. Spojrzał na mnie brązowymi oczami i się uśmiechnął.

- Już mnie nie boli - powiedział. - Rana pewnie już się zabliźniła. Ale możemy jeszcze tutaj posiedzieć. Wygodnie mi tak.

- Mi też.

Dalej patrzyłam w gwiaździste niebo i zaczęłam myśleć o Forwoodzie. Mimo tego, że zerwaliśmy już jakiś czas temu, cały czas mam wrażenie, jakby jeszcze coś do mnie czuł. Nawet David nigdy się tak wobec mnie nie zachowywał.

- A właściwie skąd wiedziałaś, że to łowca? - zapytał nagle brunet.

- Widziałam go wczoraj u Hale'ów - odpowiedziałam. - Ich też zaatakowali, a mnie zabrali do jakiejś swojej rezydencji, czy cokolwiek to było. Wypytywali mnie, czy wiem, kim są. Byłam na tyle wiarygodna, że mi uwierzyli, że jestem przypadkową znajomą. Ale kiedy drugi raz zobaczyli mnie, tym razem z wilkołakiem, uznali, że to nie może być przypadek.

- A jak Adam ci powiedział, kim jest? - chłopak zadał kolejne pytanie. - Wtedy, kiedy Alex nas zdemaskował, powiedział, że Adam ci wyznał, kim są. Jak to zrobił?

- Po prostu pokazał swoją wampirzą twarz - odpowiedziałam spokojnie. Chyba już zdążyłam się przyzwyczaić do mówienia o takich rzeczach.

- A jaka była twoja reakcja?

- Uciekłam - zaśmiałam się. - Teraz to wydaje się dla mnie absurdalne, ale wtedy naprawdę się przeraziłam.

- A co on na to?

- Po prostu zostawił mnie w spokoju. Chyba zrozumiał, że to jest dla mnie trudna sytuacja.

Patrzyłam cały czas w oczy Forwooda, kiedy on nagle odwrócił głowę w bok.

- O proszę - powiedział. - Właśnie przyszedł temat naszej rozmowy.

Podniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą Adama, patrzącego na nas z zazdrością.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro