Rozdział 37

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Świetnie. Allison zawsze pojawia się wtedy, kiedy najmniej tego chcę. No oczywiście magia mojego pecha działa dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu.

Może po prostu spróbuję ją zignorować i modlić się, aby Adam jej nie zauważył. I aby ona nie zauważyła nas. Wtedy znowu zaczną się gadki typu ,,Nie powinnaś nic wiedzieć, nie jesteś jedną z nas".

- Allison! - krzyknął nagle chłopak. Dzięki, Adam, naprawdę mi pomagasz.

Dziewczyna odwróciła się i dostrzegła nas. Od razu ruszyła w naszym kierunku z uśmiechem na twarzy, który nie świadczył o niczym dobrym. Wyglądał bardziej, jakby O'Donnell zaraz miała namieszać w moim życiu. Co było bardzo prawdopodobne.

- Hej, Adam, hej, Katie - przywitała się radośnie. - Co wy tu robicie?

- Długa historia - odpowiedział Adam. - A ty co tutaj robisz?

- Spaceruję - odparła lakonicznie.

- O tak późnej porze? - zdziwiłam się.

- Dla nas to nie jest tak późno - odparła czarownica. - Ale zapomniałam, że ty nie należysz do naszego świata. Nie wiesz, jak to jest.

- Allison - wkurzył się Hale. - Zostaw ją w spokoju.

- Może - powiedziała obojętnie rudowłosa. - Ale czy ty na pewno chcesz chodzić z wampirem? - to pytanie skierowała do mnie, czym naprawdę mnie wkurzyła. - No wiesz, nie dość, że może cię zabić, jest do tego niezłym łamaczem serc.

- Allison - przerwałam jej. - Jeszcze jedno słowo i pożałujesz.

- Ja mówię serio - kontynuowała. - Byłam z nim w związku dwa lata temu i jedyne, co mi to przyniosło, to złamane serce, smutek i żal. Także nie polecam.

Po swojej wypowiedzi odeszła. Najzwyczajniej w świecie odeszła. Jakby właśnie nie wygarnęła Adamowi tego, co czuła.

- Ja nie mogę, jak ona mnie wkurza - powiedziałam. - Chodź już. Chcesz dzisiaj przenocować u mnie?

- A twój tata? - zapytał Adam. - Nie przybiegnie do nas pieszo z dziesięciokilogramową spluwą z drewnianymi kołkami?

- Nie będzie tak źle - uśmiechnęłam się na wspomnienie opisu mojej mamy.

Wsiedliśmy do auta wampira i odjechaliśmy. Po kilku minutach przypomniało mi się, że wyciszyłam dźwięk w telefonie. Wyjęłam urządzenie, aby sprawdzić nieodebrane połączenia.

Świetnie. Dziesięć nieodebranych połączeń od taty. On już pewnie umiera z niepokoju o nas, a ja martwię się jakąś zwykłą Allison.

I jedna wiadomość. Oczywiście dotycząca naszej nieobecności w domu.

,,Gdzie wy do cholery jesteście?"

Postanowiłam nie odpisywać, ponieważ i tak za kilka minut będę na miejscu. Tata w tym czasie na pewno nie zdąży umrzeć z niepokoju.

Gdy dojechaliśmy na miejsce, szybko wbiegłam do domu, aby jak najszybciej skrócić jego zamartwiania.

- Katie! - krzyknął jednocześnie uradowany, ale też zmartwiony i zdenerwowany. - Czemu nie odbierałaś telefonów? I gdzie mama?

- To dość długa historia. Mama jest...

I w tym momencie do mojego domu wszedł Adam.

- I najważniejsze pytanie: czemu przyprowadziłaś do domu Hale'a?

- To też długa historia. Bo my... ja i Adam... no my...

- Jesteśmy razem - dokończył za mnie chłopak.

Ojciec spojrzał na mnie jeszcze bardziej zirytowany. Na mojego chłopaka zerknął ze spojrzeniem pełnym szczerej nienawiści. Pozostało mi jedynie się modlić, aby nie miał spluwy z kołkami.

- Co? - wykrztusił w końcu. - Ty i Adam Hale?

- No tak wyszło - wyjaśniłam krótko. O ile to dało się nazwać ,,wyjaśnieniem". - Ale mniejsza o to, nie to jest teraz ważne. Mama jest w szpitalu.

- Co?! - tata przeraził się tą wiadomością i chwycił kurtkę gotowy do opuszczenia mieszkania. - Czemu jeszcze cię tam nie ma, tylko szwendasz się nie wiadomo gdzie z Hale'em?! - jego ton był niemalże oskarżycielski.

- Sterczałam dobre kilka godzin przed szpitalną salą, czekając, aż jej stan się ustabilizuje. Nawet nie próbuj mi wmawiać, że jestem złą córką. - wkurzyłam się. - A teraz sorki, jestem zmęczona.

Adam chciał podążyć za mną na górę, ale zatrzymał nas głos mojego ojca.

- Hale ma spać pod jednym dachem z nami? - oczywiście John Call bez uprzedzeń to nie John Call. - Po moim trupie.

- Adam jest moim chłopakiem i ma takie samo prawo do spania w tym domu jak ja. - powiedziawszy to, poszłam na górę po schodach, nawet się nie odwracając, by zobaczyć reakcję ojca.

Słyszałam za sobą kroki wampira, które oznaczały, że chłopak poszedł za mną. Na końcu usłyszałam jedynie dźwięk trzaskanych drzwi frontowych. Czyli tata też zrezygnował z dalszych kłótni i po prostu poszedł odwiedzić mamę. I dobrze.

- Jeju, Katie, nie chcę, abyś przeze mnie kłóciła się z rodzicami. - powiedział za mną Adam.

- To nie twoja wina, że cię nie akceptują - odparłam, nawet się nie odwracając.

- Może... - zaczął chłopak. - Może naprawdę nie powinniśmy się spotykać.

Tym razem się do niego odwróciłam i zaskoczona spojrzałam mu w oczy.

- Czemu tak mówisz? - zapytałam i już czułam w oczach piekące łzy. - Ja cię kocham! - krzyknęłam i podeszłam bliżej do niego.

Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że właściwie po raz pierwszy powiedziałam mu to wprost. Od dawna czułam, że go kocham, ale zawsze jedynie on mówił to mi. On chyba też to zauważył, ponieważ również spojrzał mi głęboko w oczy.

Patrzyliśmy sobie w oczy przez kilka sekund, kiedy odezwał się Adam.

- Ja też cię kocham, Katie Call - powiedział. - Ale nie jestem pewien, czy to odpowiednie. Słyszałaś Allison? Złamałem jej serce. Kto wie, może tobie też je złamie.

- Nie obchodzi mnie, co mówiła Allison - powiedziałam i dotknęłam jego chłodnych policzków. - Kocham cię, Adamie Hale. I nic tego nie zmieni.

Pocałowałam go, czemu on oczywiście się nie stawiał.

Założyłam ręce za jego szyję, tym samym przyciągając go bliżej siebie. On chwycił mnie i uniósł do góry, a ja objęłam go w pasie nogami. Chłopak, cały czas mnie obejmując, poszedł w kierunku mojego pokoju. Otworzył drzwi jednym, szybkim kopniakiem i wszedł do pomieszczenia. Cały czas obdarzał mnie przy tym namiętnymi pocałunkami.

Ta chwila mogła trwać wiecznie. Wampir zsunął zbędne rzeczy z mojego biurka, na którym delikatnie położył mnie. Rozkoszowałam się pieszczotami Adama, który składał pocałunki na mojej szyi i schodził coraz niżej. Zawsze byłam pewna, że nie jestem gotowa na więcej, ale teraz chciałam więcej.

Hale powrócił do moich ust i teraz to one otrzymywały gorące pocałunki. Gorące i zimne jednocześnie. Powoli zaczęłam rozpinać pierwsze guziki mojej koszuli, kiedy Adam się ode mnie oderwał.

- Nie, Katie - powiedział. - Lepiej jeszcze nie teraz.

- Tak - przyznałam smutna. - Może lepiej nie.

Może rzeczywiście trochę mnie poniosło. A może i nie. Ale nie będę się przeciwwstawiać Adamowi. Może to naprawdę nie jest dobre miejsce i czas.

Hale stał odwrócony do mnie tyłem i pewnie też czuł się dość niezręcznie. Ja stałam, opierając się o biurko i również nie wiedziałam, co robić. Moja koszula pozostała do połowy rozpięta, przez co było widać większość przedniej części mojego czarnego stanika.

- Może lepiej zapnij koszulę - powiedział chłopak, cały czas się do mnie nie odwracając.

Nie posłuchałam go. Jedynie podeszłam do niego na tyle blisko, że nasze ciała oddzielały od siebie jedynie milimetry. Dotknęłam delikatnie jego umięśnionego ramienia, na co on się odwrócił. Strącił moją rękę, po czym powiedział:

- Nie, Katie.

- Adam, wyluzuj - powiedziałam i podeszłam do niego jeszcze bliżej, tak, że teraz nasze klatki piersiowe się stykały.

Chłopak nic nie powiedział, jedynie cały czas patrzył mi w oczy. Ale też nie odsunął się.

I wtedy ponownie go pocałowałam. Nie były to już delikatne całusy, tylko pełne namiętności pocałunki, takie, że chciało się tylko więcej i więcej.

Hale wsunął ręce pod moją koszulę i zaczął przesuwać nimi po moich plecach. Poczułam chłód, który ignorowałam zajęta pocałunkami.

I nagle ktoś zapukał do drzwi frontowych.

- No cóż - westchnęłam. - Nie dadzą chwili wytchnienia.

Zeszłam na dół, po czym otworzyłam drzwi.

- Hej, Katie - powiedział David.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Pozdrawiam wszystkich, którzy pisali teraz egzaminy gimnazjalne jak ja xD I życzę powodzenia na jutrzejszym angielskim ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro