Rozdział 39

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Katie? - zapytała dziewczyna. W jej głosie słyszałam jednocześnie gniew i smutek. - Przypomniałaś sobie o mnie? Gratuluję.

- Tak, wiem, że dawno nie rozmawiałyśmy. Tak jakoś wyszło. Przepraszam. Ale pomyślałam, że mogłybyśmy się spotkać jutro po lekcjach. Co ty na to?

- No może. Uzgodnimy to w szkole. Teraz nie mam czasu. Pa.

I rozłączyła się, nie mówiąc ani słowa więcej. A ja zorientowałam się, że najprawdopodobniej już straciłam przyjaciółkę.

Następnego dnia w szkole podeszłam do McCartney, aby z nią pogadać o naszym wyjściu. Stała wtedy razem z resztą naszej paczki. Na nieszczęście dla mnie, Jake też tam był. I na pewno nadal czuł do mnie urazę.

- Hej - przywitałam się.

- Cześć - odpowiedzieli chórem. Anna i Ben z radością, natomiast pozostała dwójka trochę mniej entuzjastycznie.

- Co myślicie, aby się gdzieś wybrać po lekcjach? - zapytałam, ignorując ich niechęć.

- To świetny pomysł - zgodziła się chętnie Smith. - W końcu będziemy mogły pogadać.

- Właśnie - potwierdził jej chłopak. - Tak dawno nie spędzaliśmy razem czasu.

- Niech będzie - przytaknął wkurzony Parrish. - I tak nie mam nic lepszego do roboty.

- Taa... - Emily również pesymistycznie podeszła do tego pomysłu. - Ja też.

- Co powiecie na pójście do lasu w nocy? - zaproponował Webb. - Lubicie dreszczyk emocji?

- Czemu nie - przyznałam. - Taka rozrywka na początek zaciśniania więzi - zaśmiałam się.

- Taa... - powiedział obojętnie Jake. - Niech będzie.

- Jak dla mnie ok - powiedziała uśmiechnięta Anna.

- Może być - odparła niechętnie Emily.

- To może spotkajmy się o 22 przed szkołą - zadecydował Webb.

- Ok - potwierdziliśmy wszyscy.

- To uzgodnione - podsumował blondyn i wszyscy się rozeszli.

Po drodze natknęłam się na Hale'ów, do których od razu podeszłam, cały czas się uśmiechając.

- Siemka - zagadałam szczęśliwa.

- Wow, czemu nasza najmłodsza członkini rodziny jest taka szczęśliwa? - zapytał Alex.

- Członkini rodziny? - zdziwiłam się. - Od kiedy tak mnie nazywacie?

- Odkąd całowałaś się z jednym z nas - odpowiedział blondyn. - Allison się wygadała.

No tak. Allison.

- Cóż, jestem szczęśliwa, ponieważ dzisiaj spotykam się z Emily i resztą - zmieniłam temat. - Tak dawno nie mogłam spędzić z nimi czasu. To głównie przez was - zaśmiałam się.

- To fajnie - odparł Adam.

- Ale fajnie co? - zapytałam. - To, że spotykam się dzisiaj z przyjaciółmi, czy to, że przestałam się z nimi widywać przez was?

- Oba - uśmiechnął się szatyn, po czym objął mnie i delikatnie pocałował w policzek.

- I tak byśmy się dowiedzieli - powiedział Nick z uśmiechem w kierunku reszty rodzeństwa.

- O czym? - zdziwiłam się.

- O was - odpowiedziała Molly. - Na kilometr czuć od was tą chemię. Nawet człowiek to wyczuje.

- Pewnie tak - powiedział obojętnie Adam, po czym pocałował mnie, tym razem w usta.

Cieszyło mnie, że chłopak nie wstydzi się całować mnie na oczach całej szkoły. Czasami odnosiłam wrażenie, że dzięki mnie on, a także inni Hale'owie, stali się bardziej otwarci. I to również mnie uszczęśliwiało.

Kiedy wampir odsunął się ode mnie, spojrzałam na przechodzących uczniów, którzy zatrzymali się, aby sprawdzić, czy wzrok nie płata im figli. Czy naprawdę właśnie jakaś dziewczyna całuje tego wyrzutka Hale'a? Tak, ludzie, naprawdę. A teraz się od nich odwalcie.

Wśród zaskoczonego tłumu ujrzałam moich przyjaciół. Ben objął Annę i oboje patrzyli na nas spojrzeniem, które mówiło: ,,O, jakie to słodkie". Jake i Emily patrzyli natomiast, jakbym właśnie zaczęła tańczyć na rurze na środku ulicy.

Nie przejęłam się żadnym z nich. Niech sobie myślą, co chcą.

Lekcje szybko mi minęły. Kiedy rozbrzmiał ostatni dzwonek, wzięłam kurtkę z szatni i pojechałam motorem do domu. Miałam jeszcze dużo czasu do naszego wieczornego spotkania.

Droga powrotna zajęła mi kilka minut. W domu zdjęłam kurtkę, po czym poszłam do kuchni po jakieś przekąski. Nareszcie mam trochę czasu na oglądanie seriali. Chyba zacznę od obejrzenia kilku odcinków ,,The 100". Odkąd zaczęłam go oglądać, stał się on jednym z moich ulubionych seriali.

Wzięłam miskę popcornu, czipsów i szklankę Coli. A co tam, olać zdrowe żarcie. Zaniosłam wszystko na górę, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Tylko kto to mógł być?

Zeszłam na dół i otworzyłam. Przed domem stał David.

- Hej, David - powiedziałam uradowana. - Co tu robisz?

- Zapomniałaś? - zapytał, a ja spojrzałam na niego zdezorientowana. - Przecież miałem do ciebie dzisiaj wpaść.

No tak. Kompletnie zapomniałam.

- A, tak, jasne. Sorki, zapomniałam. Wejdź - zaprosiłam go gestem do środka.

Chłopak przekroczył próg mieszkania, po czym zdjął kurtkę. Oboje weszliśmy po schodach do mojego pokoju.

- Miałam oglądać serial, więc przygotowałam przekąski, ale skoro przyszedłeś, możemy obejrzeć coś innego.

- Albo możemy po prostu pogadać - zaproponował. - I jeść przekąski - dodał, patrząc na biurko ze smakołykami.

- Czemu nie - odparłam. - Puszczę muzykę - zaoferowałam i włączyłam radio. Przy muzyce zawsze wszystko robi się lepiej.

- Mam jedno pytanie - zaczął Gordon. - Pamiętasz nasze wyjście do kina z Forwoodami?

- Jasne - przytaknęłam.

- Powiedziałaś wtedy, że nie chcesz nic o wampirach. Czy to dlatego, że wtedy już wiedziałaś o Hale'ach?

- Tak - przyznałam niechętnie, spuszczając głowę w dół. - To dlatego.

Przez chwilę milczeliśmy, nie wiedząc, co powiedzieć.

- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - zapytał. - Mogłem ci pomóc przez to przejść.

- Wtedy nie wiedziałam, że jesteś wilkołakiem. Nie mogłam zwykłemu człowiekowi powiedzieć o wampirach. Nawet jeśli to był mój najlepszy przyjaciel.

Chłopak milczał przez chwilę, ale potem powiedział jedynie:

- Może zmieńmy temat.

I tak zrobiliśmy. Opowiadałam mu o moich dotychczasowych prygodach z Hale'ami, o przyjaciołach ze szkoły i wszystko było tak jak dawniej. Zanim to wszystko się popsuło i problemy spadły na nas jak grom z jasnego nieba.

Czas z Davidem minął mi wyjątkowo szybko. Zanim się obejrzałam była 21.30. Powiedziałam chłopakowi, że umówiłam się ze znajomymi, po czym on odjechał, a ja wsiadłam na motor i pojechałam pod szkołę, aby spotkać się ze znajomymi.

Na miejscu stała już jedna osoba - Jake. Gdy go zobaczyłam, zorientowałam się, jak bardzo tęsknię za spędzaniem z nim czasu. Tak jak to było wcześniej. Chciałabym po prostu móc z nim beztrosko gadać, śmiać się i czuć się przy nim swobodnie. Niestety chyba już nigdy nam się to nie uda.

- Hej, Jake - zagadałam. W końcu nie chciałam tylko stać z nim w tej niezręcznej ciszy.

- Hej - odpowiedział. - Mam jedno pytanie. - powiedział po chwili.

Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.

- Czemu się od nas odwróciłaś? - zapytał.

- Nie wiem - odparłam niepewnie i spojrzałam w dół. - Tak po prostu wyszło. Zaprzyjaźniłam się z Hale'ami i... tak wyszło. - dodałam smutno.

Parrish również wpatrywał się w ziemię.

- Przepraszam - powiedziałam. - Wiem, że was odrzuciłam i żałuję tego. A szczególnie powinnam przeprosić ciebie. Ciebie zraniłam najbardziej.

Chłopak nadal nic nie odpowiedział i wciąż na mnie nie spojrzał.

- Hejka! - usłyszałam za sobą radosny głos Anny. Odwróciłam się w jej stronę i na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech.

- Hej - powiedział Ben, stojący obok niej. - Jeszcze tylko Emily i możemy ruszać.

- Jestem - usłyszałam za sobą smutny głos przyjaciółki. - Idziemy - oznajmiła i wszyscy ruszyliśmy w kierunku lasu.

Webb i jego dziewczyna cały czas próbowali wprowadzić miłą atmosferę, jednak ani Jake, ani McCartney nie byli chętni do zabawy. A ja wiedziałam, że to wszystko przeze mnie.

Szliśmy dalej i głównie było słychać jedynie rozmowy naszej zakochanej pary. Nagle coś zaszeleściło w krzakach. Wszyscy z przerażeniem spojrzeliśmy w tamtym kierunku.

Zza krzaków wyskoczył ogromny wilk.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro