Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Za każdym razem jakoś to znoszę. Ciągłe upadanie, a potem kolejny powrót do rzeczywistości. Jednak nigdy nie było to tak prawdziwe jak teraz. Byłam pijana, ponieważ to osiemnaste urodziny Emily, więc jak mogłabym nie być pod wpływem procentów? Chociaż bawiłam się naprawdę dobrze. Nie wiem już jak długo siedziałam przed klubem, ale moje ręce odmawiały posłuszeństwa mimo tego, że byłam cała mokra od potu. Przyszłam tylko na chwilę, aby odpocząć od tej całej duchoty panującej w środku. Słone krople spływały po mnie niczym rzeka wszystkich utrapień. Pogodziłam się z tym, że nigdy się od tego nie uwolnię. Od ciągłego uciekania przed skutkami mojej naiwności. To może tłumaczyć czemu teraz stał przede mną i wyciągał rękę w moim kierunku, zapraszając mnie tym do tańca.

Zaśmiałam się chłodno i uniosłam swój wzrok, aby kolejny raz zderzyć się spojrzeniem z niebieskimi tęczówkami, które za każdym razem zabierały ze sobą część mnie. Jednak nie dzisiaj, bo nic już nie zostało.

- Wydaje mi się, że to ostatni raz – jego głos niczym nóż, ranił moje uszy. To przekleństwo, które będzie męczyć mnie do końca życia.

- Miałabym ci w to uwierzyć? Po tym wszystkim? – zapytałam z kpiną. – Nawiedzasz mnie za każdym razem, a pozbieranie się potem jest o wiele trudniejsze niż może się tobie wydawać.

- Wiem coś o tym.

- Tak, ponieważ jesteś częścią mojej wyobraźni – prychnęłam i odwróciłam wzrok.

Ludzie grupkami stali rozmawiając albo śmiejąc się. Tylko ja siedziałam sama. Sama ze swoim problemem, tak jak zazwyczaj mam w zwyczaju, ponieważ skazałam siebie na to.

- I za każdym razem to ja się pojawiam – zripostował. – Twój nieznajomy.

- Nigdy nie byłeś mój – odparłam pewnie, a w odpowiedzi dostałam jego śmiech.

- Ostatni taniec?

Niepewnie spojrzałam na jego dłoń i przez sekundę – naprawdę krótką – zwątpiłam, ale ostatecznie podałam mu swoją, po czym ruszyłam za nim. Przeciskaliśmy się przez tłum ludzi w korytarzu, co chwilę ocierając się o nieznajome ciała. I gdy weszliśmy z powrotem na salę, pomyślałam, że to jakieś przekleństwo. W tle rozbrzmiewała piosenka Lady Gagi „Bad Romance". Stanęliśmy z boku parkietu, po czym przyciągnął mnie do siebie. Uśmiechnęłam się delikatnie, a on odwzajemnił uśmiech. Mogłabym tańczyć do samego rana, ale czas mijał. Gdy kolejny raz mnie okręcił, jego ręka znalazła się na mojej nagiej talii, a po chwili poczułam jego tors za swoimi plecami.

- Odpychanie nic nie da. To twoje życie, więc zacznij żyć – wyszeptał do mojego ucha. – Sama dobrze wiesz, jak uciszyć ten jeden głos – dodał.

Otworzyłam oczy, ale teraz zamiast przerażenia czy złości nastąpił smutek. Sny są wszelkimi przemyśleniami czy obawami, które gnieżdżą się w mojej głowie i wychodzą, gdy najmniej się tego spodziewam albo jestem po prostu bezbronna. To nie jest jeden z tych snów, kiedy muszę unicestwić siebie, aby uratować nieznajomego. Dzisiaj po prostu tam byłam i wreszcie zrozumiałam. Nie sądziłam, że akurat on mógłby mnie opamiętać. Mimo tego, że była to jedynie moja wyobraźnia to czuję ciepło w miejscu, gdzie ostatni raz jego skóra zetknęła się z moją. Przekręciłam się na plecy i wpatrując się w ciemność, która panuje w moim pokoju. W całym domu panowała cisza, a dźwięk świerszczy z zewnątrz powinien działać na mnie kojąco i usypiająco – jednak nie mogłam zasnąć, a nawet nie chciałam. Jeśli zasnę to za pewne po przebudzeniu już nie wiele będę pamiętać ze snu.

Wstałam z łóżka i zapaliłam lampkę na szafce nocnej. Podeszłam do biurka i wzięłam do ręki ramkę ze zdjęciem, które przedstawiało mnie i moich rodziców, gdy miałam sześć lat. Moja pierwsza podróż poza granicę kraju. Nie za wiele pamiętam, ale mam zdjęcia na których wydaje się szczęśliwa. Wraz z wiekiem pragnęłam podróżować coraz więcej. Niektórzy tłumaczą taką chęć w celu doświadczenia nowych rzeczy i po prostu, aby zobaczyć świat. Ja jednak za każdym razem sprawdzałam, gdzie się czuję najlepiej – szukałam domu.

Całe życie poszukujemy miejsca dla siebie, które będzie tak zwanym domem wśród innych szarych bloków na tle panoramy miasta. Po zwiedzeniu tak wielu wspaniałych miejsc, zdałam sobie sprawę, że to nie chodzi o budynek czy miejsce tylko o ludzi. To oni sprawiają, że czujemy się dobrze i chcemy zostać w tych czterech ścianach wraz z nimi oraz wracać codziennie z myślą "wreszcie mój ukochany dom".

Gdy myślałam, że znalazłam swój wszechświat przypomniał mi o moim przeznaczeniu – cierpiałam, aby tworzyć. Po każdym załamaniu i kolejnej próbie poddania się, powstawało coraz więcej piosenek, które naprawdę są dobre. Mimo wszystko tak bardzo nienawidzę tego przeznaczenia, że nie ma opcji, aby ktokolwiek kiedykolwiek usłyszał chociaż jedną z nich. Dlatego tak bardzo głupią propozycją było poproszenie mnie o napisanie piosenki z Nicholasem. Nie jest to proces, który przychodzi wraz z weną, tylko wtedy, gdy poddam się w wojnie, którą sama wywołam. Dlatego moja odpowiedź brzmiała: nie.

Teraz patrząc na to zdjęcie czuje zawiedzenie. Miałam tyle marzeń i na pewno nie chciałabym wylądować tak jak teraz. Tyle nadziei, że będę szczęśliwa. Jaka szkoda, że byłam tylko naiwnym dzieckiem.

***

Śniadanie u mnie nigdy nie należało do najważniejszych posiłków dnia. Zazwyczaj w roku szkolnym najzwyczajniej omijałam je, aby zdążyć na autobus. Później jadłam dopiero na przerwie obiadowej, ale nie czułam głodu. Niestety po częstszych epizodach depresyjnych, musiałam zwiększyć dawkę leków. Nie można ich brać bez zjedzenia czegokolwiek. Nienawidzę także rozmawiać o nich czy zażywać ich przy kimś, dlatego zazwyczaj robię to w swoim pokoju. Rodzice raz na jakiś czas sprawdzają czy w specjalnym pudełku, które zostało rozdzielone na dni tygodnia, one na pewno znikają, dzięki czemu mają kontrolę. Jest to rozwiązanie, które jestem w stanie zaakceptować. Dlatego nie chcąc brać ich w szkole, musiałam nauczyć się jeść śniadania w domu. Ze względu na moje zdrowie, musiałam przejąć dużo zdrowych nawyków. Czasami jestem na siebie zła, że dopiero doprowadzenie siebie do takiego stanu sprowadziło mnie do zdrowszego życia.

Ze skwaszoną miną jeździłam widelcem po talerzu. Apetyt straciłam po tym jak mama wygłosiła kolejną przemowę o moim niezdrowym odżywianiu. Najpierw pretensja, że nic nie jem, a teraz, że jem za dużo. Niech się zdecyduję. Obok mnie stoją jak zwykle poukładane kolorowe tabletki, które niby mają naprawić mi głowę. Jak widać marne jest ich działanie. Spojrzałam na śmietnik obok wyjścia z kuchni, po czym przeniosłam wzrok na kolorowe halucynki (inaczej już nie umiem tego nazwać). To było tylko kilka sekund, gdy depresanty, które miałam zażyć teraz znalazły się w koszu.

Sama dobrze wiesz, jak uciszyć ten jeden głos.

Na całe szczęście jestem sama w domu, więc nie muszę się obawiać, że ktokolwiek zauważy. Zadowolona odeszłam od wyspy, po czym włożyłam talerz do zlewu. Jeden dzień odłożenia nie zmieni mnie od razu. Zmiany z zasady nie następują od razu, ale jest to już jakiś początek.

- Yeah, you played with my heart – podśpiewuje pod nosem, szybkim krokiem przemierzając kolejne pokoje. – But not only mine.

Czasami zastanawiam się jak bardzo niebieskooki cierpiał. O ile jakkolwiek odczuł to zerwanie. Tyle razy powtarzał mi, że mnie kocha i przecież wszyscy wokół to potwierdzali. To jakim obdarzał mnie spojrzeniem i delikatny uśmiech formował się na jego ustach. To jak opowiadał o naszej przyszłości i naprawdę wyglądał wiarygodnie. Czyli to wszystko było tylko kłamstwem?

Zdawało mi się, że umiem latać, ale tak naprawdę to on mnie cały czas trzymał. Nie pozwalał odejść, obiecywał, przepraszał. Mogłam od razu dać sobie spokój i teraz nie żałować. Potrząsnęłam głową, chcąc wyrzucić te zbędne myśli. Chciał się popisać to mu wyszło.

Skierowałam się do mojego pokoju, a po drodze stwierdziłam, że dobrym pomysłem będzie sprzątnięcie w szafie. Ogarnęłam szybko łóżko i otworzyłam okno na roścież, wpuszczając chłodny powiew wiatru. To już chyba weszło mi w nawyk po mamie.
Westchnęłam głośno, otworzyłam szafę i kucnęłam. Największy bałagan zawsze mam na dole, gdzie wrzucam najróżniejsze zeszyty, stare stroje halloweenowe i za pewne znalazłoby się parę ubrań do prania. Wyrzuciłam wszystko za siebie, a w rogu zauważyłam pudełko, w którym trzymałam nuty. Zazwyczaj trafiają tam piosenki, które napiszę poza domem lub gdy nie chce wyjmować mi się mojego zeszytu.
Zadowolona usiadłam po turecku i uchyliłam pokrywkę. Bardzo lubię wracać do myśli, które zainspirowały mnie do napisania czegoś, chociaż nie zawsze ma to wpływ pozytywny. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to pognieciona kartka w dość opłakanym stanie. Nie przypominam sobie, abym dawała tutaj coś takiego. Rozłożyłam kartkę, a moje serce zamarło.

Wiem, że muszę zaakceptować twoje zdanie oraz decyzje, które podejmiesz w najbliższym czasie. Wiem także, że niekoniecznie ja widnieję w twojej przyszłości. Ale to jest okej i nie mam ci tego za złe.

Kocham Cię, pamiętaj o tym. Zawsze możesz na mnie polegać, niezależnie, gdzie jesteś na świecie.

Tępo wpatrywałam się w kawałek papieru. Ręce zaczęły delikatnie się trząść, a serce w dość niewyraźnym tempie bić. W ciągu jednej sekundy poczułam, jak dusza ucieka z mojego ciała i zastępuję je glina, która nie pozwala mi się ruszyć. Mój wzrok latał po kartce, zapamiętując każdą literkę, zdanie, szyk. Nawet nie wiem czemu, skoro chce o nim jak najszybciej zapomnieć. Nie muszę się nawet zastanawiać kto jest autorem liściku. W jednym nie pomylił się. Z nim bym nigdy nie spełniła swoich marzeń.

Skoro wiedział jaką podejmę decyzję, to czemu został? Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, ale od razu ją starłam, a kartkę podarłam po czym wyrzuciłam do kosza pod biurkiem. Im szybciej pozbędę się rzeczy związanych z nim tym lepiej. Chociaż już teraz jestem w stanie wyrecytować to na pamięć.

- Czy nie możesz po prostu odejść? – zapytałam, a głucha cisza odpowiedziała na moje pytanie. – Dostałam już schizofrenii – dodałam, po czym zdałam sobie sprawę, że gadam sama do siebie, a jakieś głosy w głowie mówią mi jak mam żyć. Moje życie jest naprawdę zdrowo popierdolone.

Po znalezieniu tego skarbu, odwidziało mi się jakichkolwiek porządków. Wrzuciłam wszystko z powrotem do środka i z hukiem zamknęłam szafę. Potrzebuję wyjść i zapomnieć o tym wszystkim. Najlepiej doprowadzić się do stanu nieświadomości alkoholowej. Problem w tym, że tak naprawdę nie mam nawet z kim się napić. Charlotte za pewne siedzi ze swoim ex, chociaż możliwe, że z powrotem do siebie wrócili o czym mi nie powiedziała. Od Noah już dostałam snapa jak świetnie bawi się z Liv. Mogłabym się zwrócić do moich znajomych z klasy, jednak obawiam się, że nie jestem mile przez nich widziana. Pomimo ostatniej rozmowy z Harrym, nie czuję się pewnie w ich towarzystwie i za każdym razem odczuwam jakbym po prostu była puzzlami z innej układanki. Co, jeśli ich pytania czy uśmiechy są po prostu ze zwykłej uprzejmości? Znam ich na tyle, aby wiedzieć, że są do tego zdolni. Nie są w stanie powiedzieć komuś w twarz, że nie lubią kogoś. Najzwyczajniej nie pasuję do ich świata. Problem w tym, że ja nie pasuję do żadnego.

Nagle po całym domu rozszedł się dźwięk dzwonka. Spojrzałam w lustro, aby spojrzeć czy widać, że przed chwilą płakałam. Na całe szczęście nie ma ani śladu po łzach. W miarę szybkim krokiem zeszłam na dół, a gdy miałam już otworzyć drzwi, ktoś znowu zadzwonił.

Boże już otwieram! Najlepiej jeszcze zabić się na tych schodach, bo komuś śpieszy się. Zirytowana z rozmachem otworzyłam drzwi, a przed moimi ukazał się chłopak z czerwoną grzywą i zielonymi oczami. Jego akurat ostatniego bym się tutaj spodziewała. Stał uśmiechnięty ukazując szereg białych zębów. Jednak bardziej zainteresował mnie czerwony samochód za nim i kluczyki w jego ręce. Od kiedy on ma prawo jazdy? I kto w ogóle był na tyle głupi, aby mu dać?

- Yyy, cześć? – przywitałam się niepewnie i założyłam ręce na piersi. – Co tutaj robisz?

Robi się to lekko przerażające, że przyjeżdżają, kiedy dusza zapragnie i mnie nawiedzają.

- Stwierdziłem, że fajnie byłoby się spotkać – wzruszył beznamiętnie ramionami, a ja powoli pokiwałam głową próbując wyczuć jego prawdziwe intencje.

Staliśmy tak przez kilka sekund, a ja taksowałam go wzrokiem. Nie jestem w stanie uwierzyć, że z własnej woli przyjechał tutaj i chce spędzić ze mną czas. Czy Nicholas powiedział im wszystko? Złość zaczęła opanowywać moje ciało, a moja postawa diametralnie się zmieniła. Oparłam jedną rękę o framugę i uniosłam jedną brew do góry.

- Już uwierzyłaś mi? – zapytał wzdychając. – Naprawdę z własnej woli tutaj przyjechałem.

- O czym ty...

- Dobra już nie udawaj – machnął ręką przeciskając się obok mnie i wchodząc w głąb domu. – Nie tylko ty masz oczy i nierówno pod sufitem.

Zaskoczona podążyłam za chłopakiem, który rozglądał niczym w muzeum. Podczas, gdy on wszystkiemu się przyglądał ja szybko sprawdziłam telefon. Jednak nie przyszła do mnie żadna wiadomość, która mogłaby wskazywać na to, że ostrzegał mnie wcześniej o swoim przyjeździe. Wygląda na to, że była to spontaniczna decyzja.

- Faktycznie masz dużo hajsu – mruknął czerwono włosy pod nosem, co niestety usłyszałam.

Nienawidzę, jak ludzie patrzą na mnie przez pryzmat pieniędzy. To, że akurat mojej rodzinie się poszczęściło materialistycznie, nie oznacza, że faktycznie jesteśmy bogaci.

- Podobno.

- Nie wyglądasz na taką – spojrzał na mnie, a ja prychnęłam pod nosem.

- Uznam to za komplement.

Nie lubię chwalić się swoim statusem majątkowym, chociaż to nawet nie moje pieniądze, a moich rodziców. Za to moja mama uwielbia markowe ubrania czy te wszystkie bankiety. Na całe szczęście ja nie muszę tam chodzić. Mi wystarczają zwykłe spodnie z sieciówki czy lumpeksu. Dużo razy usłyszałam opinię, że niewystarczająco wykorzystuje swoje przywileje. Tylko jakie to przywileje, skoro nie dają mi tego czego najbardziej pragnę? Większość ludzi jakich spotkałam w swoim życiu uważa, że pieniądze dają szczęście. Już teraz mogę stwierdzić, że tak nie jest. Rzeczy materialistyczne nigdy nie zastąpią zdrowych relacji w rodzinie czy między partnerami. Przez lata patrzyłam, jak pieniądze niszczą relacje moich rodziców i zostawiają jedynie proch. Faktycznie posiadanie dużego majątku na pewno pozwala na rzeczy, które na co dzień nie są dostępne i za pewne nie będę musiała się martwić o studia czy własne mieszkanie, gdy zapragnę się wyprowadzić. Mam więcej otwartych furtek niż inni, ale szczerze mówiąc nie jestem pewna czy kiedykolwiek przekroczę ich próg.

- Myślałem, że moglibyśmy pójść do muzeum sztuki.

Zaskoczona uniosłam brwi do góry. Mason jest ostatnią osobą, której spodziewałabym się w odwiedzinach w tym konkretnym celu.

- Przepraszam, ale totalnie nie wyglądasz na osobę, która chodzi do takich miejsc – wytłumaczyłam na co on przewrócił oczami.

Z tego co wiem to zielonooki wolał jednak zaszyć się w świecie gier komputerowych czy muzycznym. Dla niego najważniejszy był teraz zespół, a wolne dni spędzał na imprezowaniu czy przed komputerem– rzadko kiedy wychodził jak wczoraj. Można by pomyśleć, że uwielbia towarzystwo innych i jest bardzo kontaktową osobą w co nie wątpię, ale dalej wybiera siedzenie w swoich czterech ścianach.

- Potrzebuję materiałów na projekt. Od tego zależy, czy przepuszczą mnie do trzeciej klasy – wyjaśnił, ale ja dalej nie byłam w stanie w to uwierzyć.

- W takim razie czemu nie możesz iść z Nickiem albo Peterem?

- Słuchaj, ja wiem, że ja z nich najbardziej wyglądam na zdemoralizowanego, ale tylko ja jestem w stanie wytrzymać w muzeum ponad dwie godziny. Plus oni nie mają za grosz gustu.

Pokiwałam głową i westchnęłam głośno. I tak nie mam co robić, a chciałam gdzieś wyjść. Mogłabym stwierdzić, że spadł mi z nieba i uratował dzień. Jednak wolę nie chwalić dnia przed zachodem słońca. W sumie dawno nie byłam w żadnej galerii sztuki, a z nastolatkiem może to być ciekawe doświadczenie.

- Jeśli będziesz odpierdalał to się do ciebie nie przyznaję – zaznaczyłam od razu.

- Spokojnie, wtedy będę nawoływać szatana.

Gdy zwróciłam się w celu pójścia do pokoju, przypomniała mi się jedna rzecz.

- W ogóle od kiedy ty masz prawo jazdy? Urodziny masz dopiero za miesiąc.

- Nie mam – wzruszył ramionami, a ja słysząc to myślałam, że się przekręcę. – Jestem dobrym kierowcą! – upewnił mnie widząc moją minę.

- Nie ma opcji, że pojadę z tobą. Czasem boję się jeździć z moim ojcem, a co dopiero z tobą.

- Z Nickiem jakoś jeździsz – zauważył, a ja w tej chwili miałam ochotę go udusić.

- Czy musisz się tak kłócić? – przewróciłam oczami. – Jeśli nie jedziemy autobusem to zapomnij, że gdziekolwiek pójdę – zmieniłam szybko temat, aby nie zaczął się rozkręcać.

Temat mój i Nicholasa jest jakimś fenomenem wśród nastolatka przyjaciół. Sam fakt, że zauważyli coś między nami jest niepokojący, ponieważ ja sama na nic się nie nastawiam. Jestem pewna, że wyglądam teraz jak małe obrażone dziecko. Chciałabym jeszcze pożyć i wolałabym nie składać się na mandat. Założyłam ręce na piersi i uniosłam znacząco brew.

- Boże! – jęknął chłopak i opadł na kanapę. – Jesteś taka sam jak Crawford.

Zmarszczyłam brwi i wydęłam usta. Dzięki. Raczej nie uznam tego za komplement.

- Idź się ogarnąć, bo nie mamy całego dnia – machnął na mnie ręką.

Już zaczynam żałować, że zgodziłam się na to.

Od godziny przemierzaliśmy wystawę sztuki nowoczesnej. Chłopak zaciekle notował i chodził wokół tych obrazów w tą i z powrotem. Na samym początku rozdzieliliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę. Nie wiem po co w takim razie jestem mu potrzebna, ale chociaż w spokoju mogę pochodzić. Weszłam w korytarz, gdzie na ścianach prezentowały się obrazy przedstawiające abstrakcjonizm. Nigdy nie zagłębiałam się w sztukę, a jeśli miałabym wybrać to za pewne byłabym bardziej skłonna do naturalizmu czy symbolizmu. Jednak teraz stałam przed dziełem, które na swój sposób mnie zaintrygowało. Wywołało tęsknotę, ale i delikatne poczucie spokoju co jest jedynie hipokryzją. Czy nie tak właśnie malarz chce, aby ludzie reagowali? Wpadając w obłęd i nie wiedząc co mają czuć.

Fioletowe plamy łączyły się z niebieskimi okręgami oraz żółtymi kreskami. Różowe tło jedynie umacniało kolory i nierówne krawędzie. Nie wiem czemu, ale przyglądając się temu przez dłuższą już chwilę, widziałam zarys motyla. Widziałam go wszędzie. Rozejrzałam się po reszcie obrazów i był on wszędzie. Każdy różnił się, ale koniec końców miał ten sam wydźwięk – wolność. Wszystkie skierowane były ku górze, ale każdy kolejny był coraz wyżej jakby miał zaraz odlecieć. Cofnęłam się do początku wystawy i spojrzałam na tablicę informacyjną, którą za pierwszym razem zignorowałam.

Ku pamięci Zuzanny Dąbrowskiej (2003 – 2020)

Przedstawione obrazy są dobytkiem artystki z ostatnich miesięcy przed jej śmiercią. W liście pożegnalnym poprosiła, aby wystawę nazwać „papilio". Każdy z obrazów przedstawia jedną osobę z życia artystki. Pod każdym obrazem widnieje przezwisko nadane przez malarkę.

Jeśli jesteś przeciętny, nawet jeżeli usiłujesz malować bardzo, ale to bardzo źle, twoja przeciętność zostanie dostrzeżona.
Salvador Dali

- Cytat dołączony do obrazów.

Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że coś tak pięknego jest w stanie namalować osoba w tak młodym wieku i z takim przekazem. Teraz zrozumiałam całość i wiem czemu tak wiele emocji wywołała we mnie ta wystawa. W moim życiu pojawiło się wiele motyli, które odlatywały, ale w zamian zawsze pojawił się kolejny. Każdy z nas jest wielobarwnym motylem, który wznosi się ku niemu w celu zaznania spokoju. Jedni szukają słońca, a inni czekają na koniec tęczy.

- Nie rozumiem sztuki, ale muszę powiedzieć, że ta wystawa mi się podoba – usłyszałam męski głos obok siebie.

Uniosłam wzrok, a obok siebie ujrzałam bruneta wpatrującego się w obraz. Przez chwilę zastanawiałam się z kim rozmawia, skoro wokół nas świecą pustki. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to było do mnie.

- Ciężko coś lubić, skoro się tego nie rozumie – zauważyłam, a on odwrócił głowę w moją stronę.

Na jego ustach widniał delikatny uśmiech. Wokół niebieskich oczu pojawiły się pojedyncze zmarszczki, a brązowe kosmyki włosów opadły na czoło. Był o wiele wyższy ode mnie przez co musiałam zadrzeć głowę do góry. Odniosłam wrażenie, że coraz częściej spotykam nazbyt przystojnych mężczyzn. Miał ostre rysy twarzy oraz lekki garb na nosie, który dodawał mu jedynie uroku. Wyglądał na mój wiek, jednak nie mi to oceniać.

- To prawda, kobiet nie rozumiem, ale je lubię – zaśmiał się, a ja prychnęłam na jego słowa. Na pewno jest w moim wieku, jak nie młodszy.

- Szybko przeszedłeś z tematu sztuki do płci damskiej.

- Kobiety są sztuką i ukazują to na wiele sposobów – puścił mi oczko, po czym wyciągnął dłoń w moją stronę. - Jake –spojrzałam na nią sceptycznie, ale po chwili ją uścisnęłam.

- Madison.

Powinna teraz nastać niezręczna cisza, ale brunet od razu temu zaradził co mnie miło zaskoczyło.

- Zapytałbym cię o numer telefonu, ale wierzę, że przeznaczenie nas do siebie zwróci – puścił mi oczko kolejny raz, po czym odszedł w stronę wyjścia.

Zdezorientowana wpatrywałam się w drzwi, za którymi zniknął Jake i zastanawiałam się przed chwilą miało miejsce. Jakie przeznaczenie? Jestem jedynie mało ogarniętą nastolatką, która ledwo radzi sobie z życiem. Jakie niby może być moje przeznaczenie poza cierpieniem? Za pewne to był jakiś głupi żart czy zakład, często spotykany w naszych czasach. Chyba za dużo naczytałam się książek, ale jak inaczej mam wytłumaczyć tą sytuacje? Takie rzeczy nie przytrafiają się mi na co dzień. Wystarczy na mnie spojrzeć. Odsłoniłam swoje wystające kości przez krótkie spodenki. Do tego jeszcze niechlujny kok, który za pewne już się cały rozwalił. Jednak wspomnienie jego uśmiechu sprawiło, że sama delikatnie uśmiechnęłam się pod nosem. Było to dziwne, ale miłe.

- Kto to był?

- Nie wiem – wzruszyłam ramionami, po czym spojrzałam na chłopaka. – Już?

- Tak – przytaknął i ruszyliśmy do wyjścia. – Najbardziej jednak podobała mi się ta wystawa – wskazał na obrazy za nami.

Dlatego sztuka jest tak ważnym elementem w naszym życiu, łączy ludzi. Stanęliśmy przed budynkiem, a podczas poszukiwania najbliższego przystanku przez czerwono włosego, ja napawałam się słońcem i delikatnym wiatrem. W środku było dość chłodno przez mocną klimatyzację, a akurat dzisiaj postanowiłam roznegliżować się. Krótkie spodenki oraz bluzka na krótki rękaw, były niecodziennym widokiem u mnie. Można by było powiedzieć, że wieki minęły od kiedy ostatni raz tak się ubrałam.

- Dobra, Nick po nas przyjedzie – wyrwał mnie z zamyślenia chłopak, a moje serce nieznacznie przyspieszyło.

- Nie możemy wrócić autobusem? – jęknęłam, ale on posłał mi wzburzone spojrzenie.

- Nie marudź – burknął, a ja przewróciłam oczami

Miałam unikać blondyna, a nie wracać z nim do domu. Za pewne nie odwiezie mnie od razu tylko wyciągnie gdzieś na siłę. Fakt chciałam spędzić czas za domem, ale nie z nim. Obrażona usiadłam na schodach prowadzących do środka i oparłam brodę na dłoni. Miało być lepiej, a na razie świat działa ku mojemu niezadowoleniu. Po chwili wplątałam ręce we włosy i opuściłam głowę w dół. Targały mną sprzeczne emocje i już sama nie wiedziałam, którymi mam się kierować. Odniosłam wrażenie, że między mną, a blondynem powstał jakiś niewidzialny magnes i za każdym dziwnym zbiegiem okoliczności wpadamy na siebie. Przeszkadzało mi to chociaż nie powinno, nie zrobił mi nic i nie doprowadził mnie do stanu, gdzie mogłabym go nienawidzić. Jednak wywołuje we mnie znane już uczucia, a jego obecność powoduje zamglenie i kiepskie odnajdywanie się w rzeczywistości. Przechodzę już ze skrajności w skrajność. Czuję się jak rok temu, jakbym musiała od nowa to wszystko przechodzić. Na nowo uczyć się siebie, ale i drugiej osoby. Uczyć się przebywania z kimś innym.

To nie powinno się zdarzyć i nie teraz. Nie, gdy próbuje poskładać swoje życie na nowo. Ja naprawdę próbuję, a z dnia na dzień powstają coraz większe przeszkody. Jedną z nich stał się nie kto inny, a Nicholas Crawford, który wtargnął do mojego życia niczym huragan. Naprawdę nie chcę go porównywać do Simona, ale naprawdę podobieństwo jest uderzające. Nie są podobni z wyglądu, ale charakter i sposób wejścia do mojego życia taki sam. Oboje pojawili się, gdy w moim życiu naprawdę się waliło. Chociaż z brunetem to trochę inna historia...

Poczułam, jak ktoś zajmuje miejsce obok. Podniosłam delikatnie głowę i spojrzałam na chłopaka obok. Kolejna osoba, która pojawiła się w najgorszym momencie i naprawdę żałuję tego. Mason jest wspaniałą osobą, zdaje sobie sprawę, że gdyby nie moja choroba to naprawdę moglibyśmy zostać kimś więcej niż tylko znajomymi i mogłoby to potrwać naprawdę długo. Żałuję, że tak wiele znajomości ucieka mi przez palce.

- Co się wydarzyło wczoraj po tym jak pojechaliście? – zapytał nagle Mason, wytrącając mnie tym z letargu.

- A co miało się wydarzyć? – odpowiedziałam pytaniem.

Nie chcę dzielić się tym wieczorem, gdzie kolejny raz zawiodłam samą siebie.

- Proszę nie bawmy się w podchody – błagalny ton o mało co mnie nie zmiękczył, ale dalej stąpałam po twardej ziemi.

- To nie są podchody. To życie.

- Już kurwa wiem po kim zaczął takie wymijające odpowiedzi dawać – burknął, a ja przewróciłam oczami.

- Za krótko się znamy, abym aż tak bardzo mogła na niego wpłynąć.

- Nawet nie wiesz jak bardzo jesteście do siebie podobni.

- Nie wydaje mi się – odparłam niechętnie chcąc zakończyć ten temat. – Różnimy się pod każdym względem. On jest ekstrawertykiem, a ja introwertykiem. Dwa różne światy.

- Może na takiego wygląda, ale jakby mógł to by zaszył się w swoim pokoju i został tam na zawsze.

Poczułam jak nieprzyjemne uczucie rozpływa się po moim ciele. Dowiedziałam się o jedną rzecz za dużo, a teraz czuję jakbym na siłę weszła do jego życia prywatnego. Nie powinno mnie obchodzić czemu tak jest oraz jak bardzo jesteśmy do siebie podobni. To jest po prostu coś czego nikt poza jego przyjaciółmi nie powinien wiedzieć. Nie kiedy w tym pokoju jest tylko on i nikt więcej.

- Czasami ludzie po prostu siebie odnajdują – dodał, a po chwili usłyszeliśmy trąbnięcie. Unieśliśmy nasze głowy, a naprzeciwko nas stał srebrny land rover. Kierowca uchylił szybę od strony pasażera.

To chyba pierwszy raz, gdy widzę Nicholasa w takim stanie. Nie zawitał nas pięknym uśmiechem jak zawsze, a grymasem. Z daleka mogłam zauważyć jak w jego oczach mieniły się iskierki, ale nie świadczyły one o niczym dobrym. Z czerwonogłowym spojrzeliśmy po sobie, po czym wstaliśmy i ruszyliśmy do auta. Chłopak chciał usiąść z tyłu, ale pociągnęłam go za rękę i posłałam mu błagalne spojrzenie. Już teraz jestem w stanie sobie wyobrazić jak bardzo niezręcznie będzie, jeśli usiądę obok blondyna. Nie mam pojęcia co wpłynęło na jego humor, ale wątpię żebym była odpowiednią osobą, która powinna być teraz obok niego. Szczerze mówiąc to nie jestem pewna czy powinnam w ogóle jechać z nimi. Tak naprawdę bardziej na rękę byłaby dla mnie komunikacja miejska.

- Nie powinnam jechać. On potrzebuje ciebie – wyszeptałam, ale nastolatek przewrócił jedynie oczami.

- Tak naprawdę to potrzebuje tylko ciebie – powiedział, po czym wsiadł do samochodu na przednie siedzenie.

Nabrałam głośno powietrza i pomrugałam kilkakrotnie, aby odgonić łzy. Wszyscy mnie potrzebują, ale czemu nikt nie widzi, jak ja potrzebuję innych? Wcześniej też byłam potrzebna, do czasu... Aż nie złamał mi serca i zostawił jedynie proch. Usiadłam na tylnych siedzeniach i zapięłam pasy. Ruszyliśmy w ciszy. Spojrzałam w te cholerne lusterko, co było moim błędem. Piwne oczy zderzyły się z moimi i przez parę sekund zapomniałam o całym świecie. Przełknęłam ślinę i z bólem serca odwróciłam wzrok na mijające ulice. Nie chciałam robić mu nadziei, a przede wszystkim sobie.

Całą drogę Mason próbował zagadywać do chłopaka, ale dzisiaj jest wyjątkowo mało rozmowny. Ja za to cały czas wracałam do wystawy i na każdy możliwy sposób próbowałam zrozumieć, powód odebrania sobie życia przez malarkę. Mówi się, że dzieło człowieka zawsze zostawia po sobie ślad czy wiadomość. W takim razie co mają oznaczać te wszystkie motyle? Każdy z podpisem ważnej dla niej osoby. Szczerze mówiąc, nie ma dla mnie to najmniejszego sensu. Wiedziała, że tak skończy. Zaplanowała to wszystko.

Co się dzieje z bliskimi, gdy nagle postanawiasz odebrać sobie życie? Kiedyś usłyszałam, że zabierając sobie zabieram je także moim rodzicom, wujkom, dziadkom. Cząstka ich świata zostaje im odebrana i można by ująć, że chciałam być samolubna. Pozbawić bliskich szczęścia na najbliższe parę miesięcy, a może nigdy by się nie pozbyli tego smutku i goryczy pozostałej po mnie. I szczerze mówiąc tylko ta myśl mnie zawsze powstrzymywała, bo jestem w chuj empatyczna i nigdy nie umiem zadbać najpierw o swoją dupę.

Zatrzymaliśmy się pod moim domem, a ja westchnęłam ciężko patrząc kogo przywiało tym razem. Harry ze spuszczoną głową siedział na werandzie przed moim domem. Rozpoznałam go po lokach, które jak zwykle żyły swoim życiem. Nie wyglądał na szczęśliwego, co zaczyna mnie powoli martwić. Jakaś gra wam się rozwaliła czy co?

- Czy to nie Harry? – zapytał zdziwiony Mason, a ja nie odpowiadając po prostu wyszłam z samochodu. Jest to bardzo chamskie z mojej strony i powinnam chociaż podziękować za podwózkę, ale powinni mnie zrozumieć. Mam chociaż taką nadzieję.

Nie musiałam długo czekać, a usłyszałam za sobą jak Nick. Przystanęłam naprzeciwko bruneta, ale on nawet na mnie nie spojrzał.

Wiem i jestem za to wdzięczny.

Zanim związał się z Zoe, obiecałam mu, że nawet jakby miał po niej płakać to ja zawsze będę dla niego tak jak on był dla mnie. To był pakt, którego szczerze mówiąc nie miałam w planach spełniać. Nie sądziłam, że naprawdę będzie on potrzebny. Przysiadłam obok szatyna i szturchnęłam go ramieniem. Jednak on jak posąg dalej pozostał w swojej pozycji.

- Zaraz pomyślę, że usnąłeś.

- Chyba właśnie się obudziłem – odparł zduszonym głosem, ale po chwili podniósł głowę i wyprostował się. Spojrzał na mnie, a jego wzrok mówił jak bardzo cierpiał. – Powinnaś mi teraz powiedzieć „a nie mówiłam?".

- Powinnam – przyznałam. – Ale tego nie zrobię, bo mi też powinien każdy to powiedzieć, a tego nie zrobił. Jesteśmy młodzi, mamy prawo popełniać błędy.

Zawsze uwielbiałam dawać innym porady, ale jakoś nigdy nie umiałam z nich korzystać. To się nazywa czysta hipokryzja, która w moim życiu gości za często.

- Nie mam pojęcia co mam zrobić – wzruszył ramionami i zaśmiał się smutno. – Jeszcze niedawno myślałem, że to jakaś głupia decyzja i przyjdzie błagać o powrót. O ironio jak bardzo się myliłem. Minął miesiąc, a po niej ślad zaginął. Usunęła mnie wszędzie, a nawet zablokowała na każdej możliwej platformie.

Prychnęłam pod nosem i pokręciłam głową. Jak bardzo znajomo to brzmi. Niewiarygodne jest to jak dużo teraz zerwań nadeszło, a z tego co słyszę to nie tylko mój były ma nasrane we łbie. Najgorsze jest to, że sama to przechodziłam i w sumie nadal przechodzę. Wiem, aż za dobrze co czuję i co dopiero nastanie. Chociaż nie będzie to, aż tak dramatyczne jak u mnie. Jego głowa jest zdrowa i nie ma popieprzonych głosów.

- Będzie ciężko jak cholera – powiedziałam szczerze, nie chcąc owijać w bawełnę. – Świat zacznie nabierać czarno białego koloru, a twoje ciało odmówi wszystkiego. Nie będziesz miał pojęcia co się dzieje, a każda noc zamiast dawać ukojenie w śnie zabije jedynie twoją czułą stronę – wbiłam wzrok w punkt przede mną, a słowa wypływają ze mnie same. – Nic już nie będzie takie samo, bo wszystko co było ci znane po prostu zniknęło, a ty nabrałeś doświadczenia, którego nie wyzbędziesz się już nigdy – nastała cisza między nami, a ja odchrząknęłam, po czym dodałam. – Podobno po czasie mija, ale nie mi to oceniać.

- Tak samo było z Simonem?

I to po prostu spadło na mnie niczym lawina i zgniotło moje wnętrzności. Lewa powieka zaczęła drgać, nabrałam gwałtownie powietrza, gdy serce zaprzestało swoją pracę. Nie mogę na niego spojrzeć. Dowiedział się, a ja nie mam pojęcia skąd, skoro nikomu o tym nie powiedziałam. Teraz kłamstwa zaczęły wychodzić na światło dzienne i zaczęłam obawiać się jakie to przyniesie za sobą skutki. Przez moje ciało przepłynął nieprzyjemny dreszcz, a włosy stanęły dęba. Czułam, jak krew zaczęła powoli wrzeć, a w uszach słyszałam coraz większy pisk.

Tonę.

- Skąd? – wychrypiałam ledwo.

- Napisał do mnie.

Zaśmiałam się krótko, chociaż wcale nie było mi do śmiechu. Na chuj on wypisuje do moich znajomych? Wstałam, ponieważ poczułam przypływa chęci rozwalenia czegoś. Wiedziałam co miało zaraz nadejść. Teraz przydałby się worek pustych butelek. Kurwa Nick, gdzie jesteś, gdy ciebie zaczynam potrzebować? Pierdolona hipokrytka.

- Co napisał? – dopytałam. Chciałam wiedzieć wszystko.

Odpowiedziała mi cisza, a ja zdenerwowana spojrzałam na Harrego.

- Co on ci napisał, Harry? – wysyczałam, a on westchnął ciężko jakby to była jakaś tajemnica narodowa. Powinien być po mojej stronie, a nie tam, gdzie przechodzą z frontu do frontu!

- Spytał tylko jak się trzymasz – odpowiedział, ale w jego tonie wyczułam nutkę pretensji. Powinnam się przyzwyczaić do tych reakcji. – Na początku szczerze mówiąc byłem zaskoczony. Później niestety zrozumiałem, ale co miałem mu napisać, skoro nawet nie miałem z tobą kontaktu? Odpisałem, że nie wiem i to on powinien się o to martwić, a nie ja. Nie odpisał mi nic już na to, ale wątpię, żeby zaprzestał na mnie. Obawiam się, że twoja tajemnica mogła się rozejść w dość szybkim tempie.

- Kurwa – zaklęłam pod nosem.

Mam ochotę rwać sobie włosy z głowy, płacząc przy tym i wyklinać siebie za głupią nadzieję. Zacisnęłam ręce w pięści, a po chwili poczułam, jak paznokcie wbijają się w skórę.

- Nie mogłeś mu po prostu powiedzieć, że dobrze, skoro się domyśliłeś?!

- A było tak?! Powiedz mi czy po zerwaniu z nim czułaś się dobrze! – wstał na równe nogi i stanął naprzeciwko mnie. – Czemu miałbym skłamać, skoro domyśliłem się jakie katusze musiałaś przechodzić co przed chwilą sama potwierdziłaś. Niech kurwa wie co zrobił i jakie są tego konsekwencje.

- Tylko, że to ja z nim zerwałam – zaśmiałam się nerwowo i wyrzuciłam ręce w powietrze. Rzucił mi zdezorientowane spojrzenie, a ja zagryzłam wnętrze policzka. – Kto by się tego spodziewał, co?

- To tym bardziej musiał spierdolić, skoro ty to zrobiłaś.

Przymknęłam oczy i westchnęłam głośno. Nikt nie ma pojęcia co działo się w naszym związku, ale ocenianie nas przychodziło wszystkim z łatwością. Co, jeśli ja też zawiniłam?

- Nawet nie masz pojęcia co teraz się zacznie – wyszeptałam próbując powstrzymać łzy. Jedyne co chciałam to spokój. Czy proszę o aż tak wiele?

- Fala współczucia? Tak przeszedłem to i nie jest wcale takie złe na jakie się wydaje.

- Nie chce zbędnych pytań – pokręciłam głową, jakby to miało zatrzymać całą lawinę sumienia.

- To nie odpowiadaj na nie – wzruszył ramionami. Żeby to tylko było takie łatwe na jakie wygląda. – Raz nie odpowiesz, a pytania się skończą. Ludzie zapomną, bo mają swoje życie i własne problemy. Sama mi to kiedyś powiedziałaś.

- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale nie umiem korzystać ze swoich rad – zironizowałam.

- To czas najwyższy zacząć z nich korzystać.

Wszędzie tylko czas, a mi go chyba już nie wiele zostało. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro