Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kłamstwo zawsze ma krótkie nogi. Chcąc nie chcąc nie jesteśmy w stanie długo ciągnąć za sobą ten ciężar i wmawiać sobie to wszystko. Pytanie tylko: „Jak długo?".
Jak długo jesteśmy w stanie omijać prawdę i okłamywać innych. Chociaż czy my naprawdę okłamujemy innych czy raczej samych siebie, chcąc, aby te kłamstwa stały się rzeczywistością. Sądziłam, że gdy skłamie to po prostu nagnę rzeczywistość i faktycznie tak będzie. Uzależniająca jest nadzieja, gdy tylko ona zostaje w naszym życiu. A jeszcze bardziej uzależnia poczucie bezpieczeństwa. Chyba zbyt długo miałam kontakt z okrutną prawdą, że teraz kłamstwo smakuje jak najbardziej gorzka słodycz – z zewnątrz wygląda niewinnie, a w środku wykręca wszystkie twoje kubki smakowe. Tak samo jak kawa uzależnia i pobudza do życia. Każde kolejne jeszcze bardziej nakręca karuzelę i ją rozpędza. Po drodze tylko wypadło parę cnót z którymi było dane mi żyć.

Uczymy się także radzić sobie w życiu na fundamencie złudzenia, które sprzedajemy innym myśląc, że to potrwa tylko chwilę i każdy zapomni. Jednak to zawsze pozostaje gdzieś w głębi naszej podświadomości i wychodzi na jaw w najmniej odpowiednim momencie. Kłamstwa zawsze wychodzą w momencie, kiedy mamy zamiar je odkręcić. Jednak zawsze jest już za późno na odbudowanie tego co zostało już stracone.

***

Po całym pomieszczeniu rozchodziło się stukanie łyżeczki o brzegi kubka. Zaspana spoglądałam na wyświetlacz telefonu. Od kiedy tylko wstałam Mason zasypywał mnie tysiącami wiadomości i prosi, abym poszła z nim do fryzjera. Dzisiejszy dzień także nie idzie zgodnie z naszymi planami, ponieważ dom Petera odwiedziła jego rodzina. Każdy znalazł dla siebie zajęcie i jak się okazało, wszyscy są już zajęci. Nie jestem tylko pewna czy dam radę wytrzymać tyle godzin nic nie robiąc w obcym miejscu. Jak zobaczą tam stan moich włosów to osiwieją momentalnie. Zielonooki upiera się cały czas, że potrzebuje odświeżyć swoją osobowość co idzie razem w parze z nowym kolorem włosów. Proponowaliśmy mu normalny kolor włosów typu blond czy brąz. Dał nam także jasno do zrozumienia, że jak włosy mu odpadną to będziemy się składać na peruki, bo prędzej mu one odpadną z nerwów niż od farbowania. Może uwierzyłabym w to, gdyby nie to, że zmienia kolor swojej głowy co najmniej co dwa miesiące. Jestem w szoku, że nadal ma coś na głowie.

Na wyświetlaczu nagle pojawiła się twarz Masona. Przewróciłam oczami i westchnęłam. Zawsze dzwoni jak ktoś nie ulega jego prośbom. Niestety na mnie zawsze działa rozmowa przez telefon lub w cztery oczy.

- Tak?

- No pojedź ze mną, no! – wyjęczał do słuchawki.

- Bardzo dobrze wiesz jakie mam zdanie na temat jazdy z tobą samochodem – burknęłam, po czym upiłam herbaty.

Znowu zapomniałam posłodzić.

- W takim razie poproszę Nicka, aby nas zawiózł.

Poprawiłam się na krzesełku i odchrząknęłam.

- Z tego co wiem to dzisiaj pracuję do szesnastej.

To nie tak, że rozmawialiśmy i dowiedziałam się tego od niego. Co to, to nie.

- O proszę, ktoś tutaj jest ciekawski.

- To nie tak, że jestem z wami na grupie i wiem takie rzeczy – prychnęłam, a po drugiej stronie usłyszałam beknięcie. – Jesteś obrzydliwy.

- Taka już moja natura – odparł zadowolony.

- Dlatego tym bardziej z tobą nigdzie nie jadę. Narobisz mi wstydu.

- Chciałbym ci przypomnieć, że to JA ostatnio zabrałem ciebie do galerii sztuki – obruszył się, a ja oparłam się o oparcie krzesełka. – Plus co masz innego do roboty dzisiaj? Za pewne będziesz siedziała w pokoju i nudziła się.

Miał stuprocentową rację i nie mogłam się z nim nie zgodzić. Co miałabym innego dzisiaj robić? Za pewne oglądałabym kolejny raz „Pamiętniki wampirów" zajadając się przy tym moimi ostatnimi zapasami. Z drugiej strony nie chce przebywać w tym domu, bo wszędzie jest ON. Ten argument chyba przeważa wszystko.

- Zgoda. Na którą masz?

- DZIĘKUJE! – krzyknął, a ja odsunęłam telefon od ucha. Nie dość, że nawdycham się dzisiaj najróżniejszych farb to jeszcze ogłuchnę. – Za godzinę przyjadę po ciebie z Nickiem.

- Czekaj... - zaczęłam, ale po chwili nastała cisza i typowy dźwięk zakończonej rozmowy.

Przymknęłam oczy i mocniej ścisnęłam urządzenie w dłoni. Pomasowałam sobie skroń i zaczęłam psychicznie przygotowywać się do dzisiejszego dnia. Nie wiem jakim cudem wyciągnie blondyna z roboty, ale mogę się jedynie domyślać jaki będzie zadowolony.

Minęła godzina, a ich nadal nie było. Od dziesięciu minut siedziałam już na werandzie i czekałam. Czego w sumie mogłabym się po nich spodziewać? Spojrzałam na swoje paznokcie. Ostatnio jak byłam u Kate to skróciła je i pomalowała zwykłym lakierem. Nie wyglądają źle, ale wiem, że gdyby niedobór niektórych witamin to byłyby na pewno w lepszym stanie. Wyjęłam krem z torebki i posmarowałam ręce. Zawsze noszę go ze sobą, a rzadko kiedy pamiętam, aby go używać. Moje dłonie są strasznie wysuszone, a wczorajsze sprzątanie nie polepszyło sytuacji.

Po chwili usłyszałam warkot silnika. Uniosłam głowę, a na podjazd wjechał tak dobrze mi znany srebrny land rover. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem, a w środku modliłam się o przetrwanie. Podeszłam do tylnych drzwi, ale widok Masona mnie zdezorientował. Opuścił szybę z uśmiechem na twarzy i powiedział:

- Nie wiem co zrobiłaś, ale teraz tam jest twoje miejsce.

Zdezorientowana przeszłam do przodu i usiadłam obok Nicholasa. Nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem i gdy tylko zapięłam pasy od razu ruszył. Nie wyglądał na zadowolonego czego spodziewałam się od samego początku.

- To żadnego „buzi buzi" nie będzie? – usłyszałam z tyłu zawiedziony głos zielonookiego i kątem oka spojrzała na blondyna.

Zacisnął usta, a jego szczęka uwydatniła się nieznacznie. Mocniej złapał za kierownicę, ale nijako to skomentował. Chociaż czy wymagało to jakiekolwiek komentarza? Oboje wiemy w jakiej jesteśmy sytuacji.

- Rozumiem. Nie macie ochoty rozmawiać. Później przyjdziecie w łaski.

Chciałabym, aby to tak się skończyło. Ale czasami chcieć nie wystarcza.

Crawford stanął na parkingu zaraz obok fryzjera. Mason wypadł jak poparzony i popędził w stronę salonu, ponieważ jak się okazało był już spóźniony dobre dwadzieścia minut. Zanim zdążyłam wysiąść ręka blondyna zatrzymała mnie łapiąc za nadgarstek. Rzuciłam mu niezrozumiałe spojrzenie, a on otworzył buzię, aby coś powiedzieć, po czym ją zamknął.

- Spokojnie, nie biorę sobie słów Masona do siebie – odparłam, a chłopak pokiwał głową i puścił mnie.

Wyszłam i szybkim krokiem ruszyłam za Masonem. Czekał na mnie pod witryną. Rzucił mi pytające spojrzenie, a ja machnęłam ręką.

- Nic nowego co mogłoby ciebie zaciekawić czy zaskoczyć.

- Wiesz, że on naprawdę stara się?

Minęłam chłopaka i zostawiłam go bez odpowiedzi. Dość mieszania w mojej głowie. Wystarczająco dużo już się w niej dzieje. Weszliśmy oboje do środka i na powitanie przywitał nas smród farb oraz innych chemicznych czynników. Podeszliśmy do recepcji, a na nasz widok wyraz twarzy starszej kobiety za ladą zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Jej uśmiech mógłby rozjaśnić całe Sydney. Z otwartymi ramionami wyszła do nas, ale skierowała się do Masona obok.

- Mason! Ile ja ciebie nie widziałam! – złapała chłopaka za ramiona, a po chwili przykleiła się do niego.

Wyglądało to nieco komicznie, ponieważ kobieta jest niższa o niego o dwie jak nie trzy głowy. Mogłabym powiedzieć, że ma z pięćdziesiąt lat. Pojedyncze siwe włosy odznaczały się w jej kruczoczarnych włosach upiętych w kok. Na twarzy widniało parę zmarszczek, a wokół nosa kolonia piegów. Była nieco ciemniejszej karnacji, ode mnie czy Masona. W skrócie lubi słońce i nie boi się go. Fartuszek, który luźno wisiał na jej szyi miał sporo plam farb, a w niektórych miejscach były one wyblakłe.

- A kto to z tobą przyszedł? – zwróciła się do mnie, a ja niemrawo uśmiechnęłam się. – To twoja dziewczyna? Ale sobie laskę znalazłeś – ostatnie słowa dodała szeptem, a chłopak zaśmiał się donośnie.

Pierwszy raz usłyszałam tak szczery i uprzejmy śmiech w jego wykonaniu. Cała czwórka wydaje się zawsze taka szczęśliwa, ale rzadko kiedy mogę usłyszeć po prostu „ich".

- To moja przyjaciółka, Madison – wskazał na mnie. – A to Margot. Jedyna osoba, która może dotknąć moich włosów.

- Ah już tak nie chwal mnie, bo zaczną się do mnie zapisywać – śmiech rozniósł się po całym pomieszczeniu.

Zatrzymałam trochę dłużej wzrok na chłopaku. „Przyjaciółka". Dużo piszę z chłopakiem i często wydzwania do mnie o najmniejsze pierdoły. Czasami zwierza mi się i mówi o swoich problemach. A ja? Nie powiedziałam nic co przyjaciel powinien wiedzieć. Chociaż chłopak zawsze powtarza, że jestem jak otwarta księga i nie muszę nic mówić. Ciężko jest mi w to wierzyć, bo jakby tak było to nie byłabym tutaj dzisiaj tylko ponad trzysta kilometrów od Sydney. Nie wiemy o sobie praktycznie nic, tak mi się przynajmniej zdaje.

- Ah i zapomniałam ci powiedzieć – kobieta złapała się za głowę. – Nie zdążę ci ja zrobić tych włosów, ponieważ zaraz po tobie miałam mieć kolejnego klienta.

- O nie... - jęknął. Wyglądał jakby miał zaraz rozpłakać się na środku salonu.

- Ale spokojnie zadzwoniłam już do mojej praktykantki i będzie tu za dziesięć minut, także rozsiądź się i poczuj jak u siebie w domu – popchnęła chłopaka na fotel, a jego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów.

Niepokój mieszał się z niedowierzaniem oraz osądzeniem. Usiadłam na kanapie zaraz obok stanowiska i sięgnęłam po pierwszy lepszy magazyn.

- Masz herbatkę, twoja ulubiona – przyniosła kubek i położyła na blacie – A dla ciebie słońce? – zwróciła się do mnie.

- Ja podziękuje – uśmiechnęłam się grzecznie, a ona kiwnęła głową i stanęła za zielonookim.

- Spokojnie - powiedziała, klepiąc go po ramieniu. - Będziesz zadowolony – i z tymi słowami nas zostawiła.

Nie powinnam cieszyć się z jego nieszczęścia, ale z zadowolonym uśmiechem przeglądałam gazetę o najnowszych trendach tego lata. Wyciągnął mnie tutaj i postawił w niezręcznej sytuacji z blondynem wiedząc jak nasza relacja teraz wygląda – niezręcznością powiewa, aż na drugi koniec półkuli. Mimo wszystko zrobił to nie patrząc na moje samopoczucie. Karma wraca i niestety jest okropną suką. Za pewne będę smażyć się w piekle, ale i tak od roku mam już zarezerwowane tam miejsce.

- Ciekawe czy wypali ci włosy – mruknęłam nagle i kątem oka spojrzałam na chłopaka. Jego mina była bezcenna. Zostało już samo przerażenie. Zaczął dotykać swoje włosy i delikatnie za nie ciągnąć. – Wiesz, źle dobrana farba czy za długo trzymany rozjaśniać i głowa będzie błyszczeć ci od skóry – dodałam.

Jestem suką, bo czerpałam czystą satysfakcję z jego reakcji. Pokiwał powoli głową, ale nic nie odpowiedział. Szczerze mówiąc to liczyłam na błaganie o to, żebyśmy z stąd uciekali. Po kilku minutach Mason zajął się swoim telefonem, a ja odłożyłam już drugi magazyn. Westchnęłam i zaczęłam rozglądać się po salonie. Był duży, ale przytulny. Dominowała szarość i biel ze złotymi dodatkami. Dziesięć stanowisk, po pięć ułożonych po każdej stronie. Z tego co się orientuję to jest także oddzielnie pomieszczenie z myjkami. Bliżej kanapy, na której siedzę jest recepcja. Na ścianie za nią wisiało tysiące dyplomów czy certyfikatów, nie tylko Margot, ale i jej pracowników. Najbardziej zainteresowało mnie wyróżnienie dla Lily Bryant. Za pewne w Sydney znajdę jeszcze tysiące dziewczyn o tym imieniu. Jednak obiło mi się kiedyś o uszy, że kuzynka brała udział w fryzjerskich konkursach. Tylko dlatego to wisi tutaj?

- A ty Mad nic nie robisz? – wyrwał mnie z zamyślenia głos chłopaka.

Prychnęłam i oparłam się o oparcie. Wątpię, aby jakikolwiek fryzjer chciał podjąć się tego zadania.

- Moje włosy nie nadają się do eksperymentowania - próbowałam w jak najlepszy sposób wytłumaczyć chłopakowi, że to nie jest dobry pomysł.

Nagle poczułam rękę na swojej głowie i lekko podskoczyłam.

- Hmm, jeślibyś się zgodziła to mogłabym odżywić twoje włosy i je trochę ściąć. - zagadnęła właścicielka salonu.

- A ja?! – wstał Mason, a kobieta uniosła rękę, aby nie podchodził.

- Nie dam jej tych włosów, bo jeszcze bardziej je zniszczy - oburzyła się fryzjerka, a ja zaśmiałam się pod nosem.

Nastolatek opadł na fotel i delikatnie zjechał w dół.

- Już tak nie przeżywaj, na pewno nie będzie tak źle - powiedziałam, a do salonu nagle wtargnęła dziewczyna z blond długimi włosami.

Przyjrzałam się jej dłużej i wytrzeszczyłam oczy. Od kiedy Lily pracuję w salonie fryzjerskim? Z tego co pamiętam to już dawno skończyła praktyki w centrum handlowym, a wakacje chciała zostawić dla siebie i swoich znajomych.

- No wreszcie! – klasnęła Margot w dłonie. - Mason już na fotelu wysiedzieć nie może - krzyknęła za dziewczyną kobieta. - A ty usiądź na fotel, zaraz przyjdę.

Spojrzałam niepewnie na nią, a ona pokiwała głową. Zaczęło mi szumieć w uszach. A co, jeśli będę wyglądać jeszcze gorzej? Albo wszystkie mi wypadną!? Wzrok wszystkich ludzi wokół wystarczający jest już teraz. Pierwsze co poczułam to spojrzenia wszystkich, gdy tylko przekroczyłam próg. I to nie ze względu na chłopaka o bujnie kolorowych włosach, a mój wygląd. Zniszczone włosy, a do tego długie spodnie i bluzka z większym dekoltem na długi rękaw. Nikt normalny tak nie chodzi w takie upały.
Miałam się zmieniać, ale chyba nie aż tak. Zagryzłam zewnętrzną stronę policzka i wbiłam wzrok w podłogę. Nie mogę wiecznie siedzieć i przyglądać się wszystkiemu z boku. Czemu miałabym nie zrobić tego? Wstałam niepewnie i usiadłam na stanowisku obok chłopaka. Żyję się tylko raz, a to włosy które najwyżej odrosną. Matka mnie zabije, ale no cóż najwyżej atrakcją tego tygodnia będzie mój pogrzeb. Widzimy się w zza światach. Mogę obstawiać wszelkie warianty reakcji moich rodziców na moje włosy. Od zaskoczenia i pogodzenia się z tym do wielkiej kłótni. Chociaż rodziciel raczej przyjmie to obojętnie tak mama poruszy niebo i ziemie, abym bardzo dobrze poczuła jej niezadowolenie.
Do Masona podeszła Lily w swoim fartuchu, aby nie ubrudzić ubrań. Jego wyraz twarzy diametralnie zmienił się z zawiedzenia na maślane oczy i ślinę kapiąca po brodzie.

- Przepraszam za spóźnienie, ale były straszne korki - powiedziała pospiesznie dziewczyna. - Jakieś wypadek w centrum.

- N-nic się nie stało. - odpowiedział chłopak, przełykając głośno ślinę.

Rozbawiona pokręciłam głową i rozsiadłam się na fotelu, przyglądając się swojemu odbiciu. Nagle uchwyciłam spojrzenie blondynki. Posłała mi jeden z jej nieśmiałych uśmiechów. Odwzajemniłam go. Może się między nami palić i walić, ale po czasie wszystko po prostu się uspokaja. Sztorm mija i następuje spokój na morzu. Może właśnie odkryłam jej drobny sekret, o którym mi nie mówiła. Najgorsze jest to, że nie mogę być na nią zła, ponieważ sama ukrywam wszystko w sobie. Nie będę wtrącać się w ich dyskusję. Jeśli Mason chce cokolwiek zawojować to niech zrobi to sam bez mojej pomocy. Jeśli dowie się, że jestem rodziną z dziewczyną to wszystko zrzuci na mnie. Niestety my nie lubimy takich sytuacji. Niech chłopak sam pokaże, że mu zależy. Lily byłaby zła jakbym zaczęła maczać w tym palce. Chyba starczy mi już naszych cichych tygodni.


Ta wizyta u fryzjera zaskoczyła nie tylko Mike'a, ale i mnie. Chłopak nadal nie dowierza, że zgodziłam się na tak pochopny krok. Blond długie włosy zastąpiły brązowe krótkie do brody. Szczerze mówiąc to jestem zadowolona z efektu jaki powstał. Mam wrażenie, że te włosy bardziej do mnie pasują, a przede wszystkim wyglądają na zdrowsze. Nie mogłam oderwać od siebie wzroku. Chłopak postawił tym razem na szarość. Ciężko mu było dogadać się przez jego jąkanie i niezdecydowanie, ale koniec końców ma chociaż numer do Lily. Zgaduje, że zaraz znów usłyszę jej imię. Gada o niej w kółko od kiedy wyszliśmy z salonu. W salonie spędziliśmy około pięciu godzin, a teraz jesteśmy w drodze do mojego domu. Nick przyjechał po nas, ale nie skomentował moich włosów. Jedynie komplementował przyjaciela. Trochę zabolało, ale nie dałam tego po sobie poznać. Mason uparł się znowu, abym usiadła z przodu. Stwierdził, że skoro zabrałam mu jego ukochaną profesjonalistkę to mam cierpieć w drodze powrotnej.
Margot znalazła dla mnie czas, ale w połowie inna fryzjerka przejęła jej robotę. Na początku byłam zestresowana, ale później stwierdziłam, że gorzej już chyba być nie może. Dlatego nie rozumiem jego mściwości. Postanowiłam, że poruszę temat Lily, ponieważ ta cisza już nawet dla mnie stała się uciążliwa. Widziałam jak jego myśli pracowały na pełnych obrotach. Obróciłam się do chłopaka i delikatnie uśmiechnęłam.

- Chyba fryzjerka nie była tak zła – zagadnęłam, a chłopak poprawił się i odchrząknął.

- Ymm, było okej.

- Naprawdę? - podniosłam brew do góry, a chłopak lekko uśmiechnął się pod nosem.

Na początku nic nie odpowiedział, a gdy stanęliśmy na światłach Nick także zaciekawił się tematem i spojrzał na nastolatka.

- O co chodzi z tą fryzjerką? – spojrzał najpierw na mnie, a później na Masona.

- Nie chce teraz zbyt pochopnym wniosków wyciągać, więc gdy będę bardziej pewny to wam powiem obiecuję - podniósł mały palec w naszą stronę.

Obietnica? Nie mam zbyt dobrych wspomnień. Jednak nie chcę sprawić przykrości chłopakowi.

- Zgoda - powiedziałam i połączyłam nasze małe palce.

Reszta drogi minęła w przyjemnej atmosferze, a Mason zaczął znowu rozmawiać. Wcześniejsza cisza była bardzo niepokojąca. Gdy byliśmy już pod moim domem, nasze telefony wydały dźwięk przychodzących wiadomości. Spojrzeliśmy po siebie, domyślając się o co może chodzić. Dzisiaj Mason trochę opowiedział o tych słynnych spotkaniach rodzinnych. Peter ma za zadanie pilnować swoje kuzynostwo. Piątka dzieci o przeróżnych charakterach. Za każdym razem kogo innego wrabia w pomaganiu jemu. Otworzyłam konwersacje i prychnęłam.

Peter: POMOCY! ONE CHCĄ MNIE ZABIĆ!

Nicholas: czyżby Lisa znów dawała ci w kość?

Spojrzałam na chłopaka, a on jedynie wzruszył ramionami.

Luke: to pytanie czy stwierdzenie?

Peter: to nie jest zabawne
Peter: czy komuś przypadkiem nie nudzi się dzisiaj?

Z jednej strony kompletnie nie chciało mi się nigdzie iść, a co dopiero siedzieć z dziećmi. Jednak z drugiej nie chciałam jeszcze zmierzać się z moimi rodzicami. Nie byłam jeszcze gotowa na ich krytykę. Chciałam pochodzić z tymi włosami i nacieszyć się nimi, zanim będę żałować, że to zrobiłam.

- Wiem o czym myślisz, ale zapomnij – trącił mnie Mason, a ja przewróciłam oczami.

Kompletnie olałam nastolatka i zaczęłam stukać w ekran telefonu.

Mad: Ja mogę.
Luke: No ja mogę

Mason nagle roześmiał się na cały samochód. Nasze wiadomości przyszły w tym samym momencie. Nie powiem, ciekawe towarzystwo. Chyba już wszyscy zdążyli zauważyć, że Luke nie przepada za mną i najchętniej wywaliłby mnie do pierwszego lepszego kosza po drodze.

Peter: jestem wam winny czystą

Mason: chyba życie XDDDD

Bez przesady, na pewno nie będzie tak źle. Zauważyłam, że chłopcy mają predyspozycje do wyolbrzymiania większości rzeczy. To są tylko dzieci i jeśli znajdziesz im zajęcie to masz ciszę oraz spokój. Czasami wystarczy tylko chwilę dać im czasu i pobawić się z nimi. Jeśli jest tam ich, aż tyle to znalezienie jakiejkolwiek zabawy nie powinno być trudne.

- To podwieźć cię?

- Jakbyś mógł.

- Ahhh, co ty masz w tej głowie - westchnął Mason, a ja odwróciłam wzrok za okno. Nie chcesz wiedzieć co się w niej kryję.

Chłopak najpierw odwiózł siwowłosego, ponieważ sam nastolatek powiedział, że woli nie ryzykować, że i jego w to wciągną. Jak się okazało Peter mieszkał niedaleko Masona, dlatego nawet jakby chciał to by sam po niego poszedł. Nick zatrzymał się pod domem szatyna i spojrzał na mnie rozbawiony.

- Na pewno chcesz tam iść?

- To tylko dzieci, a nie terminatory – burknęłam.

- Ciekawe czy jutro powiesz to samo.

- Przestań mnie straszyć, bo nie pójdę tam ostatecznie.

- O to mi głównie chodzi.

Jego wzrok zatrzymał się na moich włosach, a ja poczułam mrowienie w dłoniach. Mam dość tego niewyjaśnionego uczucia.

- Nic mi innego nie zostało do roboty dzisiaj – spuściłam wzrok na swoje palce.

- Miałem nadzieję, że przekonam ciebie bez mówienia, że chciałbym ciebie porwać.

Na moje usta wstąpił niemrawy uśmiech. Miał swoją cholerną szansę, ale to ja wyskoczyłam jak idiotka z wyjaśnieniami, które za pewne nawet go nie interesowały.

- Miałeś swoją szansę.

- Pamiętaj, że wcale nie ułatwiałaś tego.

- I nie będę – zaśmiałam się chłodno podnosząc wzrok. – Nie umiem już inaczej. A ostatnio ty też przestałeś ułatwiać. Powiedziałam ci coś czego nigdy nikomu nie powiedziałam, a ty olałeś to ciepłym moczem. Ty za to raz jesteś szczęśliwy i można z tobą rozmawiać, a chwilę później już w ogóle ciebie nie poznaję.

- Ja ciebie też ostatnio nie poznaję – odparł, a ja pokiwałam głową. Już raz to przechodziłam i wiem, że rozmowa właśnie dobiegła końca. Nie mam zamiaru wykłócać się z nim w nieskończoność i zrzucać winę na drugą osobę.

- W takim razie chyba już wiemy na czym stoimy – powiedziałam, a jego twarz tak jak ostatnimi czasy wyrażała obojętność. Nabrałam powietrza i wyszłam z samochodu.

Gdy tylko weszłam schodkami na werandę, usłyszałam za sobą pisk opon. Przymknęłam oczy i drżącymi rękoma zapukałam do drzwi.

- Wchodź jak do siebie, on nigdy nie otwiera – podskoczyłam w miejscu i położyłam rękę na klatce piersiowej. – Sorki – blondyn ominął i wszedł do środka.

Weszłam niepewnie za nim i od razu usłyszałam dziecięce krzyki z głębi domu. Najgorsze jest to, że nie wiem kompletnie, gdzie co jest i nie chce gdzieś źle wejść, byle nie naruszyć kogoś prywatności. Nie chodzi o łazienkę, a bardziej o sypialnie. Dom był w miarę sporych rozmiarów – dwupiętrowy, bardzo nowocześnie umeblowany. Szłam przed siebie i trafiłam chyba na salon, wszędzie dominowała czerń i biel. Zobaczyłam drzwi na taras, podeszłam do nich, a krzyki stały się coraz bardziej wyraźne. Wyszłam na drewnianą podłogę, a po podwórku biegały dzieci. Luke i Peter siedzieli przy stole na tarasie. Dosiadłam się do nich, rozglądając za dziećmi. Nie rozumiałam jaki problem miał z nimi, skoro były zajęte sobą.

- Nie wygląda na to, że masz z nimi problem - powiedziałam.

- Luke je wziął plus nie chcę mi się samemu siedzieć z nimi.

No tak, to wszystko wyjaśnia.

- Luke'a lubią i się go słuchają - dodał ciemnooki.

- Mam po prostu dar do dzieci - powiedział dumnie blondyn.

Nagle Peter zrobił zaskoczoną minę i pisnął. Spojrzeliśmy z blondynem na niego niezrozumiale.

- Byłaś u fryzjera - wskazał palcem na moje włosy. - Jak one ci pasują - przybliżył się do mnie i zaczął macać włosy. - Ale na serio ładnie teraz wyglądasz.

- Dziękuje - podziękowałam rumieniąc się. Zaraz będę czerwona jak burak. Świetnie.

Jednak cieplej mi się zrobiło na sercu. Chociaż on zauważył.

- Peter! - krzyknęła nagle dziewczynka. - Pojedziesz po te chipsy czy nie?

Nigdy chyba nie słyszałam takiego oburzenia u dziecka. Z takim wyrzutem do niego to powiedziała, że oniemiałam. Chłopak westchnął i wstał od stołu.

- Za piętnaście minut będę – powiedział nie sprzeciwiając się, po czym wszedł w głąb domu.

Nic dziwnego, że sobie z nimi nie radził, skoro to one mają nad nim władzę, a nie na odwrót. O to głównie chodziło, aby mieć szacunek od bąbelków, żeby wiedziały, że w każdej chwili mogą skończyć marnie. W tym całym bałaganie zostałam sama z bandą bąbelków i Lukiem. Już czuje tą niezręczna ciszę, która nastąpiła wraz z wyjściem chłopaka. Po chwili do stolika podeszła ta sama blondynka co nakrzyczała na swojego kuzyna. Jej poliki były czerwone, a ręce miała całe uwalone w ziemi tak samo jak różową sukienkę. Fantastycznie zajmował się tymi dziećmi.

- Pobawicie się z nami klockami – bardziej stwierdziła niż zapytała, po czym rzuciła zabawkami na stół i usiadła pomiędzy mną, a blondynem.

Chyba w sumie nie mieliśmy za bardzo wyboru, bo za jej śladami poszła też reszta. Nie chciałam nawet kłócić się, bo wiem, że taki mały charakterek mógłby narobić dużego bałaganu. Nikt nawet nie zająknął się, dlatego siedzieliśmy i składaliśmy lego. Niestety moje umiejętności kończyły się na domku. Nie byłam na tyle kreatywna, aby budować jakieś wielkie roboty czy statki.

- Luke, to ona jest twoją dziewczyna? - zapytał brunet z ciemnymi oczami jak węgiel.

- Nie - odpowiedział krótko chłopak. - Jakbym do niej zarywał to prawdopodobnie długo bym nie pożył.

Spiorunowałam wzrokiem niebieskookiego, a on tylko zaśmiał się pod nosem. To w ogóle nie było zabawne. Czemu wszyscy uważają, że w ogóle jest taka możliwość? Nikt nie wie jak to wygląda z mojej strony, ale za pewne wiedzą jak z jego. To jest ta przewaga, której prawdopodobnie nigdy nie będę miała. Po kilku minutach mój domek był gotowy. Byłam z siebie dumna, że udało mi się dach zrobić. Jednak moja budowla w porównaniu do innych była nic niewartym kamieniem. Chyba odwzorowałam siebie.

- Dobra! KONIEC! - wstała nagle od stołu blondynka. - WOJNA!

Wszystkie dzieci odskoczyły od stołu i pobiegły w stronę ogromnego ogrodu. Dopiero teraz zauważyłam, że ona jest jedyną dziewczyną w całym ich towarzystwie. I ona rządzi. Dosłownie.

- Lisa zawsze jest królową - wytłumaczył Luke. - Ma to po swojej matce, czyli siostrze Petera.

Pokiwałam głową i zapadła ponownie niezręczna cisza. Wzięłam z powrotem klocki i zaczęłam coś budować, sama nie wiedziałam co.

- Czemu nie chcesz być z Nickiem? - zapytał nagle chłopak, a ja zamarłam.

Co? Teraz to kompletnie mnie zatkało. Na serio się o to zapytałeś czy to jakiś żart? Uważam, że to nie jest najlepszy czas dla mnie do randek i tego typu rzeczy. Najpierw musiałabym ułożyć swój syf w życiu, a najlepiej się go pozbyć. Do tego potrzebne jest dużo czasu, a wątpię, żeby ktokolwiek chciał tyle czekać. Plus nie wydaje mi się, żeby sam Crawford chciał cokolwiek zrobić w tą stronę. Jesteśmy coś na pozór przyjaciół i tyle.

- Do związku trzeba dorosnąć – odpowiedziałam wymijająco jak to mam w zwyczaju co zauważył już dawno Mason.

Chłopak spuścił wzrok na swoje ręce. Można było zobaczyć gołym okiem, że u niego też nie jest najlepiej.

- Dlatego ja nigdy nie byłam w poważnym związku - skłamałam. - Przez bardzo długi czas tłumaczyłam zachowania ludzi dla siebie i mojego spokoju. Chciałam wierzyć w to, że wszystko jest czymś spowodowane i to nie jest z ich wyboru. Jednak bardzo szybko zdałam sobie sprawę, że tego nie powinno się tłumaczyć. Oni stoją za wyborem. Nie my.

- Mówisz jakbyś była przynajmniej w dwudziestu takich związkach - spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.

- Nie nadaje się do takich rzeczy – stwierdziłam zgodnie z prawdą.

- Nick twierdzi co innego.

Moje serce na chwilę stanęło, a z rąk wypadły mi klocki. Czy ty zdajesz sobie sprawę co zrobiłeś ze mną? Nie. Nie. Nie. Zapomnij. Nie ma takiej opcji. Chciało mi się śmiać jak w ogóle o tym myślałam. I jak by to wyglądało? Z moimi problemami ten związek by nawet nie przetrwał jednego dnia.

- On ogólnie myśli inaczej niż wszyscy - powiedziałam po dłuższej ciszy i wzięłam klocki z powrotem do ręki. Muszę czymś zając ręce, zanim zacznę to wszystko rozkładać na czynniki pierwsze.

- Dlatego jest wyjątkowy.

Nie mogłam się z tym nie zgodzić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro