Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwudziesty piąty grudnia, to jeden z najbardziej wyczekiwanych dni w roku. Nagle na całym świecie znika konflikt, a nastaje świąteczny spokój. Nawet w moim domu ta zasada przyćmiła wszystkie kłótnie, chociaż nie do końca. Zgodnie z tradycją choinkę powinniśmy ubrać już pierwszego grudnia, ale oczywiście wczoraj rano już wyszła kłótnia o to, po czym tata trzaskając uprzednio drzwiami pojechał po nią. Nasze podwórko dopiero od tygodnia świeci się na wszystkie możliwe kombinacje. W salonie widnieje już tysiące pierdół i ozdób, których i tak nikt nie zauważy, ale mama ma obsesje na ich punkcie. Chociaż odnoszę wrażenie, że możliwość kupienia nowych rzeczy jest bardziej dla niej satysfakcjonujące.

Jak zwykle ze wszystkim jesteśmy spóźnieni, chociaż to nie u nas co roku odbywają się święta. Zazwyczaj spędzamy je u rodzeństwa mojego taty, chociaż wcześniej jeździliśmy do babci od strony mamy. W całym naszym sąsiedztwie co roku odbywa się konkurs na najlepiej ozdobione podwórko, jednak my nigdy nie bierzemy w tym udziału, między innymi ze względu na brak czasu czy moje lenistwo. Oczywiście w moim pokoju także musiały zawitać najróżniejsze łańcuchy i światełka, o które ponownie o mało co nie wybuchła kolejna wojna. Mama ze swoimi świetnymi pomysłami zawitała także do mnie, a po wygłoszeniu, że nie podoba mi się – wyszła trzaskając drzwiami, nie odzywała się do końca dnia.


Już w piątek kobieta wpadła w szał sprzątania, gdzie tak naprawdę dopiero dzisiaj ktoś do nas przychodzi. Dla świętego pokoju sama wzięłam się za ścieranie kurzy zanim wygłosiłaby tyradę, że nikt jej nie pomaga. I tak przyczepiła się o coś innego, ale chociaż o tym nie musiałam słuchać.

Zauważyłam, że z czasem przestałam czuć ekscytację świętami. Wizja spędzenia czasu z rodziną, wydaje się być... męcząca. Brzmi to cholernie źle, ale już sama nie wiem jak inaczej to nazwać. Jak bardzo smutne jest to, że wraz z wiekiem ta magia świąt zanika? W tym roku zdałam sobie sprawę, że ja tak naprawdę chcę, żeby te święta się jak najszybciej skończyły. Wcale nie wyczekiwałam na nie. Cieszyłam się jedynie z tego, że wreszcie będę miała wolne od nauki. Może moja obojętność wzbudziła we mnie taką reakcje, a może to po prostu znudzenie ciągłym gadaniem mamy. Miałam już dość ciągłych kłótni przed wigilią oraz poczucia, że święta znów nie są idealne.

Wczoraj w trójkę oglądaliśmy wigilijne kolędowanie w wiadomościach. Po dwudziestej pierwszej każdy rozszedł się w swoje strony, więc tyle było z naszego świętowania. Jak na nas, było bardzo spokojnie.

Natomiast dzisiejszy obiad ma odbyć się o piętnastej. Powinien być wcześniej, ale z doświadczenia wiemy, że babcia się nie wyrobi na wcześniejszą porę. W ciągu dwudziestu czterech godzin dostałam mnóstwo wiadomości z życzeniami. Chyba pierwszy raz od dawna poczułam się niezapominania. Głupie, że dopiero przy takich okazjach ludzie są dla siebie trochę bardziej życzliwi.

Jak co roku czekam na świąteczne kartki od ludzi, którzy stworzyli dla mnie bezpieczne miejsce. Część rodziny, która zawsze mnie rozumiała i traktowała jak własną córkę. Chociaż ostatnie miesiące były burzliwe co odbiło się na mojej relacji z wujkiem. Ostrzegał mnie, a we mnie dalej żyła głupia nadzieja.

Od dobrych trzydziestu minut stoję przed szafą i zastanawiam się co założyć. Rodzicielka zdążyła mi już przypomnieć o moim ostatnim wypadku, więc wszystkie letnie rzeczy odpadają. Najlepsza by była czarna sutanna jak u księdza, ale wtedy nie obeszłoby się od kąśliwych komentarzy babci, że brakuje mi jeszcze lilii w dłoni. Mogłabym założyć swoje eleganckie dresy, ale to święta i wypada raz do roku ładnie się ubrać. Westchnęłam ciężko i wyciągnęłam zieloną sukienkę. Nie jest długa, ponieważ sięga mi przed kolano, ma także dość głęboki dekolt. Niestety będzie widać też moje strupy, które zaczęły się robić na rękach oraz nogach. Zabronili mi nosić już bandaże, więc teraz naprawdę wyglądam jakbym chciała zrobić sobie krzywdę. Wszyscy wiedzą co się stało tydzień temu, więc w sumie mogę to założyć. Odłożyłam ubranie na krzesło przy biurku i zajrzałam w głąb szafy.

Zadowolona wyjęłam prezenty, które zakupiłam już na początku grudnia. Chodzenie po sklepach i przeglądanie Internetu pozwoliło mi chociaż na chwilę wyłączyć myślenie. Dlatego spędziłam na to wiele czasu, nawet jeśli nie są to wybitne podarunki. Dla mamy zamówiłam naszyjnik z kryształem górskim, a dla taty sygnet. Jeszcze dla Kate dokupiłam bransoletkę, ponieważ z tym wszystkim wychodziła taniej, a ostatnio mówiła, że bardzo jej się podoba.

Niestety dla reszty nic nie mam, ale u nas zazwyczaj prezenty dostają jedynie dzieci. Ja już nim nie jestem co samo w sobie dziwnie brzmi. Do dorosłości także mi daleko. Czasami żałuje, że nie zatrzymałam się w dojrzewaniu na etapie małego gnoja, który nie rozumie jak świat wygląda. Nie zdaje sobie też sprawy jak okrutni potrafią być ludzie i po prostu jest szczęśliwy.

Gdybym wiedziała, że tak to wszystko będzie teraz wyglądać to nigdy bym nie narzekała, że chce być już być duża. Cofam moje słowa i wszystkie żale. Mimo wszystko w tym wszystkim nadal brakuje jednej osoby. Powinnam być szczęśliwa, że wszyscy tutaj będą, a w domu na nowo zapanuje wspaniała atmosfera. Jednak dzisiaj nie umiem się cieszyć z tego. Czuję jakby czegoś mi brakowało. Poczucie pustki na nowo zawitało w moim ciele.

Opadłam na łóżko i przymknęłam oczy, wsłuchując się w rozmowę rodziców na dole. Jest spokojnie, ale to pewnie kwestia czasu. Jak wszyscy przyjdą to i tak na nasze twarze zawitają ponownie maski o których nikt nie ma pojęcia. Czasem denerwuje mnie to jak w tym domu wszystko słychać. Pewnie dlatego rodzice nie kazali mi zamykać drzwi jak niebieskooki u mnie był. Teraz wspominając to chce mi się śmiać. To jak bardzo byliśmy ostrożni, a jednocześnie przerażeni, że cokolwiek powiemy zostanie przemielone przez usta mamy, po czym pójdzie dalej w świat.

Byliśmy przerażeni światem, który czekał na nas, gdy mieliśmy zostać sami ze swoimi czynami.

***

Upał to mało powiedziane. Wiatrak owiewa moją twarz, a i tak czuję jak po plecach spływają kolejne krople potu. Przy stole zostali tylko najwytrwalsi, czyli babcia i jej synowie. Ja i Kate poddałyśmy się już jak tylko wszystko zniknęło z naszych talerzy. Teraz siedziałyśmy z wydętymi brzuchami na kanapie, a zimne powietrze dawało chociaż trochę ochłody.

- Im to trzeba zrobić oddzielny pokój dźwiękoszczelny – mruknęła szatynka, komentując krzyki z zewnątrz.

W Australii większość firm zamyka swoje działalności na okres świąteczno - sylwestrowy. My zrobiliśmy tak samo, chociaż tata bardzo nad tym ubolewał. Oznaczało to jednak, że codziennie całą rodziną będziemy spotykać się na grilla. Uwielbiam ich całym sercem i nasze wszystkie spotkania, ale nawet tata wie, że cały tydzień to za dużo jak na nas.

- A ty młoda jedz - szturchnęła mnie Kate, wskazując na jedzenie, na co przewróciłam oczami. - I nie rób tak, bo ci zostanie.

Talerz do połowy pełny spoczywał na stoliku obok, a pies cioci Angel z maślanymi oczami czekał, że coś spadnie na ziemię. Kobieta stwierdziła, że zjadłam za mało jak na mój stan, dlatego po drodze zahaczyła do kuchni i nałożyła mi wszystkiego na nowo. Nie chcąc się kłócić zjadłam trochę, ale naprawdę nie jestem w stanie już więcej wcisnąć w siebie. Czuje się jakbym była w co najmniej siódmym miesiącu ciąży i kurczak właśnie rozpychał się w moim żołądku.

- I nie będziesz miała oczu! - zza kanapy wyskoczył Alex, zabierając kawałek chleba z naczynia.

- A skąd ty to wiesz? – zapytałam kuzyna, a on wyrzucił w ręce powietrze.

- No przecież każdy to wie – powiedział jakby to było oczywiste, po czym pobiegł dalej się bawić. Za nim oczywiście poleciał uradowany pies licząc na mały poczęstunek.

Prychnęłam pod nosem, po czym sięgnęłam po kolejny kawałek. Po chwili obok mojego kubka pojawiły się kolorowe tabletki. Spojrzałam spod byka na rodzicielkę, która posłała mi swoje słynne spojrzenie, abym się nawet nie kłóciła. Ciotki jak na zawołanie odwróciły głowy, a ja szybko połknęłam to okropieństwo. Nienawidzę tego.


Nagle koło Olivii usadowiła się jej córka - Lily. Jej blond długie włosy opadają kaskadami na plecy. Piękny uśmiech rozciąga się na jej ustach, a w kącikach błękitnych oczu pojawiły się delikatne zmarszczki, które jedynie dodawały jej uroku. Dziewczyna jest o wiele niższa ode mnie, a nasza figura nie wiele się różni - tylko ona nie jest szkieletorem jak ja. Jej ciało opinała ładna czerwona sukienka na ramiączka.

- A kto to się dzisiaj zjawił? - zironizowała Kate, a nastolatka spiorunowała ją wzrokiem.

- Święta to święta, nie przesadzajmy - burknęła, a gdy jej mama sięgnęła po alkohol ta klepnęła ją w rękę. - Zostaw to.

Jednak nie dane jej było nic powiedzieć, ponieważ do domu wbiegła kolejna szatynka.

- Madison! Opowiadaj co z tym hot blondynem, o którym twoja mama nawija już od kilkunastu minut w kuchni - ciotka Angel usiadła obok szatynki, a ja na jej słowa zakrztusiłam się jedzeniem.

Chyba zaraz zwrócę to kolorowe gówno. Wolę jednak umrzeć. Czemu do cholery ona to rozpowiada? Ciotki zaczęły klepać mnie po plecach, a jak tylko dostałam szklankę wody od razu opróżniłam ją do dna. Czy mogłaby powtórzyć pytanie? Gdy już kaszel minął, westchnęłam i oparłam się o tył sofy. Nie zjem dzisiaj spokojnie.

- To chyba nie jest dobry temat... - zaczęła siostra taty, na co machnęłam ręką. - O mało co nam tutaj nie zeszłaś.

- Ale żyje, tylko dajcie mi dzisiaj zjeść.

- No to przestań tak się emocjonować i powiedz nam kto to jest- zażądała Angel, o mało co wcześniej nie zabijając mnie. - Najlepiej nam go pokaż.

- No chyba was Bóg opuścił - powiedziałam z pełną buzią. - To tylko kolega, którego dopiero co poznałam.

- Od tego się zaczyna... - poruszyła zabawnie brwiami blondynka, a ja naprawdę miałam ochotę zapaść się pod ziemię.

Myślałam, że mam sojusz z ciocią Olivią. Jak widać myliłam się i to bardzo.

- To nie tak, że dopiero co skończyłam jeden związek - zironizowałam, a cała trójka przewróciła oczami. - Uważajcie, bo wam tak zostanie - wskazałam na nie palcami i wepchałam sobie sałatę do buzi.

Pomimo pełnego brzucha, zaczęłam jeść, aby nie mogły dręczyć mnie dalej tym tematem. Może nie mówi się o tym tak ciężko jak myślałam, jednak wolałabym mieć spokojną na noc, kiedy zostanę już sama.

Zaczęłam rozglądać się za babcią, która pewnie krząta się gdzieś razem z mamą. Tylko ona na ten moment może mnie uratować.

- Zaraz zrobię ci drinka, to od razu zaczniesz gadać - na te słowa zaschło mi momentalnie w gardle.

- Nie mam ochoty – burknęłam z pełną buzią.

- Strasznie sztywna się zrobiłaś – odparła, na co miałam ochotę kolejny raz przewrócić oczami.

- Daj jej spokój, dobrze, że nie chce pić. Zaczęłabyś brać z niej przykład – Kate stanęła w mojej obronie, za co byłam jej wdzięczna. Co z tego, że przy okazji miała okazję wkurzyć swoją bratową.

- A pierdolcie się – machnęła na nas ręką ciocia, po czym wstała i ruszyła w stronę ogrodu.

Gdy zniknęła z naszego pola widzenia, ponownie zajęłam się jedzeniem, a szatynka wróciła do przeglądania książek na stronie wydawnictwa. Można powiedzieć, że w trakcie mojego zastoju czytelniczego, kobieta sama wciągnęła się w czytanie i teraz w podobnych ilościach co ja kupuję książki.

- Wiecie co? Mam dość tego, że jestem czarną owcą z tej rodzinie – z zewnątrz rozszedł się echem wkurzony głos cioci, która za pewne z piwem w ręce ruszyła z powrotem do nas.

- Zaczyna się – mruknęła pod nosem Kate, a ja posłałam jej zdezorientowane spojrzenie. – Babka przyjebała się do niej o alkohol – wyszeptała w moją stronę, a ja przewróciłam oczami.

Tylko chwilę mnie nie było, a tu już nasze tradycje zaczynają się. I właśnie to chwilowe zniknięcie kolejny raz mi pokazało, ile tracę przy tym i ile mnie omija. Przez ostatnie kilka miesięcy tysiące chwil mnie ominęło.

***

Słońce już dawno zaszło, ale mimo wszystko stół cały czas stał rozłożony. Zrobiło się chłodniej, a powietrze bardziej rześkie niż za dnia. Teraz wszyscy siedzieli przy stole, rozmawiając, żartując. Na całe szczęście udało mi się uwolnić od ciotek i przysiadłam się do babci. Uwielbiam spędzać z nią czas – nigdy nie wspomina o nim i nie próbuje na siłę wcisnąć mi nowego chłopaka.

- Twój dziadek naprawdę chciał dużo - westchnęła kobieta, popijając herbatę. - Najbardziej jednak marzył o takim obrazku - wskazała na rodzinę, która żywo rozmawiała i śmiała z kolejnego żartu taty. - Byłby dumny z nas wszystkich.

Uśmiechnęłam się słabo i pokiwałam głowa, chociaż całkowicie się z tym nie zgadzam. Za pewne przewraca się w grobie, gdy widzi co odpierdalam. Sama bym złapała się za głowę i zastanawiała czemu ja to robię. Potem zobaczyłby wnętrze naszego domu i wszystkie te słowa, które padają z naszych ust, gdy nikt nie patrzy. Ile razy Kate kłóci się z babcią, a o dramatach w innych domach jedynie mogę się domyślać. Z czego tu można być dumnym?

- I nie karz siebie za to, że ktoś odebrał ci cząstkę serca - złapała mnie za dłoń, a ja spojrzałam na nią. Uśmiechnęła się delikatnie. - Nadejdzie ktoś, kto odda ci kawałek swojego.

I tego właśnie się obawiam. Nie chce pozbawiać kogoś ze względu na mnie – za dobrze wiem, jak to boli. Kiwnęłam delikatnie głową, czując jak drętwieje mi dłoń. Nie lubię czułości oraz dotyku.

- Nie chce tego - mruknęłam, a staruszka mocniej zacisnęła swoje kościste palce na mojej ręce.

- Dziecko, masz niecałe osiemnaście lat. Skąd ty możesz wiedzieć co ty chcesz?

Zastanowiłam się dłuższą chwilę, odwracając wzrok ku moim rodzicom, którzy siedzieli obok siebie. Dziwnie na nich patrzeć, kiedy nie kłócą się, a faktycznie wyglądają jak szczęśliwe małżeństwo. I właśnie tego byłam.

- Nie chce tego co mają moi rodzice, miłość jest destrukcyjna.

W naszej rodzinie od zawsze panował chaos, oczywiście w dobrym znaczeniu. Wszyscy się w nim odnajdywali, ale ja ostatnio przestałam. Patrzę teraz na tych ludzi i nie rozumiem. Po prostu nie rozumiem, czemu nie chcą na siłę wybić mi go z głowy. Dlaczego nie uprą się i nie zrobią tego?

- Czasami nadchodzi taki czas, że musimy na nowo odnaleźć siebie i to nie jest nic złego. Ludzie nas kształtują całe życie.

- Mi chyba wystarczy już – burknęłam spoglądając na kobietę. Na jej twarzy błąkał się słaby uśmiech, a oczy miały w sobie żal, którego nie chciałam widzieć.

Kobieta zawsze najwięcej martwiła się o wszystko. Jako jedyna próbowała nas wszystkich zatrzymać w tak zwanej „kupie". W jakimś stopniu udało się, ale jakim kosztem? Większość z nas marzyła o wyprowadzce z Sydney. Jedni chcieli na drugi koniec świata, a drudzy chociażby na zacisze Australii z dala od zgiełku miasta. Jednak co wtedy z firmą dziadka? Co ze wszystkim co poświęcił, abyśmy my wszyscy mieli to wszystko co mamy. Dach nad głową, pieniądze na jedzenie czy edukacje dla dzieci, wakacje co roku na Hawajach. Dziadek ciężko pracował na to wszystko, za bardzo, aby teraz to rzucić i zostawić.

- Zostaw tą relacje dla siebie – odparła, a ja posłałam jej pytające spojrzenie. – Ludzie lubią psuć rzeczy, na których nam zależy.

Z opartą głową na dłoni, siedziałam przy stole, a moje oczy co chwilę zamykały się. Zmęczenie już od godziny próbuję mną zawładnąć, ale dzielnie walczę, aby nie pójść spać razem z najmłodszymi. Mimo wszystko trochę wstyd, że w moim wieku chce kłaść się lekko po dwudziestej pierwszej. Dlatego zostałam mimo wszystko i mam zamiar dotrwać chociażby do północy. Przetarłam dłonią twarz, po czym rozejrzałam się po towarzystwie. Brakowało mi taty i Kate, ale za pewne poszli przejrzeć coś w jej samochodzie. Kobieta o różnych porach przypomina sobie, że w jej samochodzie stuka coś co nie powinno, a raczej tak jej się zdaje.

Wstałam od stołu, trochę za szybko, przez co w mojej głowie zrobiła się niezła karuzela. Przytrzymałam się krzesełka, a gdy mroczki zniknęły sprzed oczu, ruszyłam do kuchni. Jeśli mam przetrwać to potrzebuję ciepłej zielonej herbaty, która postawi mnie chociaż trochę na nogi. Wewnątrz było już o wiele ciszej. Moja głowa oraz uszy odpoczną chociaż na chwilę. Będąc za ścianą usłyszałam dwa dobrze mi znane głosy. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale moje dotychczasowe decyzje wystarczająco przekonały mnie, że i tak tam wyląduje.

- Czasami słyszę jej płacz - głos mężczyzny ocieka chłodem, na co zmarszczyłam brwi. - Chociaż to nie płacz, tylko wycie. Za każdym razem biegnę do jej pokoju, tylko że od kilku dni jej w nim nie widuje.

- To chyba dobrze.

- Nie chce, nigdy więcej tego słyszeć - odparł stanowczo. - Jej widok zapłakanej na podłodze w jego bluzach, podartych zdjęciach, śni mi się aż do dzisiaj.

Poczułam, jak wnętrzności zaczynają się skręcać. Nieprzyjemne uczucie rozeszło się po moim ciele, a w gardle poczułam ucisk. Nigdy nie chciałam być świadkiem tej rozmowy, ale nogi nie słuchały, gdy serce i rozum krzyczały. Stałam niczym głaz i nie mogłam się ruszyć. Poczułam jak pod moimi powiekami zaczęły zbierać się łzy. Nie sądziłam, że tata mógł tak wszystko przechodzić. Może natura mężczyzny nie pozwalała mi nawet, aby tak pomyśleć.

- Nie jest już dzieckiem – Kate dalej szła w zaparte, a w jej tonie mogłam wyczuć troskę.

Z kim jeszcze poruszał ten temat? Jak wiele osób wie, że stałam się takim kamieniem u nogi?

- Właśnie, że jest! – uniósł się. - Jest za młoda, aby przechodzić takie rzeczy. Za młoda, aby tyle cierpieć. Nie pozwolę, aby ktokolwiek jeszcze raz ją zranił.

- Jest już na tyle duża, że umie się sobą zająć - zauważyła kobieta. - Musi przejść przez to sama, aby nabrać doświadczenia. Nie dasz rady jej uchronić przed tym wszystkim.

- Nie widziałaś tego - zaprotestował od razu. - Ja dosłownie czułem cały ten ból i jedyne na co miałem ochotę, to pojechać do tego zadupia i zrobić mu krzywdę. Nic nigdy nie było w stanie jej, aż tak złamać. Po czym zjawił się on. Od samego początku wiedziałem, że z nim będą same kłopoty – westchnął z rozdrażnieniem. – Nie jestem w stanie patrzeć na to jak moje jedyne dziecko wyniszcza się i marnuje swoje życie, przez narkomana, który ma wszystkich głęboko w dupie.

I te słowa wystarczyły, abym ruszyła się z miejsca i wróciła do wszystkich. Gwóźdź dobity do trumny, a serce zakuło mocniej. Nie dam rady spojrzeć już mu w oczy, po tym co usłyszałam. Za bardzo boje się, że sama będę topić się w łzach, gdy tylko na niego spojrzę. Wystarczy, że sumienie już mnie prześladuje. Usiadłam obok Lily, która zajadała się sałatką.


- Liczyłam na to, że wujek John pierwszy zezgonuję – wyszeptałam, a na mojej twarzy widniał delikatny uśmiech.

Oparłam się o oparcie krzesła i położyłam ręce na brzuchu, spoglądając na kuzynkę. Muszę udawać, że wszystko gra. Nabrałam powietrza, po czym powoli je wypuściłam. Jeśli policzę w myślach do pięćdziesięciu to powinnam uspokoić swoje myśli. Potrzebuje szybszego sposobu, taki jak uszczypnięcie się z całej siły w ramię. Jak pomyślałam tak zrobiłam, po czym syknęłam z bólu. Pierdolona masochistka.

- Nah, moja matka już ledwo się trzyma – obie spojrzałyśmy w stronę kobiety, która trochę dalej śmiała się w niebogłosy co chwilę pokasłując. – Jej już nikt nie przebije. Czekam, aż odpali Just Dance – prychnęła i ponownie zatopiła się w swoim wirtualnym świecie.

Nasz kontakt nie należy już do najlepszych, coraz rzadziej widujemy się, nie rozmawiamy już tyle ze sobą i chyba po prostu zapominamy. Może to jedynie kwestia dojrzewania oraz odnajdywania się we własnym świecie. Po tym jak zeszłam się z już byłym chłopakiem, oddaliłyśmy się od siebie. Blondynka była zazdrosna o to, że kogoś mam, a ja, że ona wiedzie spokojne życie bez kłótni pod dachem. Nie powinnam była, ponieważ jak się później okazało u niej także nie było kolorowo.

Temat alkoholizmu w naszej rodzinie, jest raczej wszelako omijany. Jeszcze nie sprowadził się ani razu do poważniejszej kłótni między nami wszystkimi. Fakt faktem zazwyczaj wszyscy się denerwują na ciotkę i mówią, aby poszła na terapię. Tylko, czemu wszyscy mówią, a nikt nie wziął jej jeszcze za rękę i zaprowadził do specjalisty? Wiem, że to ona sama musi chcieć. Ale strach jest zbyt duży, aby mogła sobie na to pozwolić. Z drugiej strony jak można wyzbyć się zachowań, które zostały wpojone do głowy już w domu rodzinnym za dzieciaka. Alkohol nigdy nie był i nie jest najlepszym rozwiązaniem problemów.

Powoduje jedynie chwilowe zapomnienie, a później przypomina o wszystkim od czego chcieliśmy uciec ze zdwojoną siłą. Jakby to kiedykolwiek miało zniknąć. Lily stało się to już obojętne, przynajmniej tak mówi jej zachowanie. Może po tylu próbach wytłumaczenia mamie, że to nie jest najlepsze, po prostu się poddała. Niestety rodzicielki w naszej rodzinie już mają ten pierwiastek niedojrzałości, który przekłada się później na kłótnie rodzinne. To nas nazywają niedojrzałymi bachorami, a czasami odnoszę wrażenie, że jest na odwrót.

Oczywiście moja babcia, jest niezwykle kochaną kobietą, której nie miałabym nic do zarzucenia, gdyby nie to, że cały czas patrzy na wszystko przez pryzmat wiary i stereotypów. Gdy blondynka obok mnie zrobiła sobie kolczyk w nosie to posypała się masa pytań typu: A gdzie przyjmą cię z tym do pracy? A kiedy to zdejmiesz? Jak możesz tak niszczyć siebie?

Przykro mi stwierdzić, że czasy zmieniły się, a kolczyki czy tatuaże nie sprawiają już takiego problemu w znalezieniu pracy. Jednak jak przetłumaczyć to komuś kto jest mocno zakorzeniony w swoich poglądach? Mimo wszystko nie zamieniłabym jej na nikogo innego. Zawsze szuka w nas to co najlepsze, pomaga, kiedy tego potrzebujemy, a o pełnym żołądku nie muszę wspominać.

- Wujek przysłał kartki – z zamyślenia wyrwał mnie dziewczęcy głos. Podekscytowana spojrzałam na nią, jednak, gdy wystawiła kartki mój uśmiech zbladł. Przed moją twarzą widniała kartka świąteczna. Jedna. Nie dla mnie, a dla niej.

Fala smutku i goryczy rozlała się po moim ciele. W takim razie czemu mi to pokazuje? Aby się pochwalić? Dość słabe posunięcie, gdy wie jak bardzo mężczyzna jest dla mnie ważną osobą. Nasza ostatnia rozmowa nie skończyła się najlepiej, ale miałam nadzieję, że nie zapomni o mnie.

- Super – sztuczny uśmiech zawitał na mojej twarzy, a wraz z nim ukłucie w sercu.

Kiedy tylko zakończyłam mój związek, poczułam jak moje relacje z wujkiem zmieniają się o sto osiemdziesiąt stopni. Chociaż kogo ja oszukuję, ze wszystkimi się zmieniły. Chciałabym wmówić sobie, że to moja wina, tylko tym razem nie leży ona po mojej stronie.

W ciszy wyczekiwałam, aż powie, że pytał się o mnie czy pisał cokolwiek na mój temat. Chce wiedzieć, że nie zapomniał o mnie.

- Maddie, kiedy przyjedzie Simone? – zza krzesła wyskoczył Alex ze smutną miną. – Nie mam z kim się bawić – jednak nie zdążyłam nawet zareagować, ponieważ pobiegł za psem.

Zdezorientowana wpatrywałam się w przestrzeń, gdzie przed chwilą jeszcze stał chłopiec. I to jest właśnie ten moment, w którym kolejny raz tego dnia rozsypałam się na drobne kawałki. Jeśli ktoś kiedykolwiek będzie chciał mnie poskładać, to nie wiem czy będzie w stanie znaleźć wszystkie części mojego serce. Już w tak wielu miejscach one pękało.

Najgorsze co musiałam zrobić to nie samo zerwanie z chłopakiem, a wytłumaczenie mojemu młodszemu kuzynostwu czemu on już nigdy tutaj nie przyjedzie. Są dla mnie jak rodzeni bracia i faktycznie dużo w czwórkę spędziliśmy czasu. Widok ich bawiących się razem zawsze był jak miód na moje serce. Kiedy pierwszy raz tłumaczyłam Alexowi całą sytuację w miarę możliwości na jego wiek, to byłam pewna, że temat już nigdy się nie nawiąże. Jaka byłam głupia wierząc w to.

- Czasami zastanawiam się co oni mają w głowach – burknęła dziewczyna, a ja automatycznie spojrzałam na nią. Dzisiaj naprawdę nie jest w humorze.

- To tylko dzieci – wyjaśniłam, chociaż w tym momencie miałam ochotę je utopić.

Moje myśli płoną.

- Niedługo zaprowadzą cię do grobu z tymi pytaniami.

Kochałam go i to mnie teraz zabija. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro