Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od dwóch dni żyję niczym na energetykach. Nie jestem w stanie przespać całej nocy - po dwu czy trzech godzinach wstaje. Moje ciało nawet nie domaga się snu. Cały czas chodzę w makijażu, który swoją drogą i tak niewiele zasłania. Nie chcę, aby rodzice czy ktokolwiek zaczął coś podejrzewać. Mogłabym zrzucić winę na moją chorobę, ale teraz jest inaczej. Wszystko jest dwa razy silniejsze niż zazwyczaj. Możliwe, że po prostu wyolbrzymiam, a leki zaczęły działać w jakiś pokręcony sposób. Wczoraj wieczorem przegadałam z Nickiem ponad dwie godziny. Nigdy bym się nie spodziewała, że włączy mi się przy nim tryb gaduły. Mówiłam jak najęta, ale niestety chłopak musiał iść pomóc w czymś swojej mamie. Przysłuchując się jego relacji z rodzicielką, naprawdę zapragnęłam być w tamtym momencie u niego w domu i poczuć to ciepło matczyne. Chłopak opowiadał dużo opowieści z jego rodziną, a przede wszystkim z rodzeństwem.
Nie narzekałam jakoś szczególnie na życie jako jedynaczka. Chociaż czasami przydałoby się starsze rodzeństwo czy nawet jakiekolwiek. Nie musiałabym sama przechodzić tego wszystkiego, ale z drugiej strony czy chciałabym, aby ktoś jeszcze przez to przechodził? Zawsze wystarczyło mi kuzynostwo, z którym widywałam się dosyć często. Zdaje sobie sprawę, że to nie to samo. Z nim nie kłócę się o najmniejsze głupoty związane sprawami z domu. Nie przeżywam z nimi kolejnego dnia i nie kładę się z myślą, że prawdopodobnie będą pierwszymi osobami, które zobaczę w ciągu dnia. To są nieistotne rzeczy, których w jakiś sposób mi brakuje. Czy nawet samej rozmowy z osobą, która by to wszystko zrozumiała, ponieważ mieszka pod tym samym dachem i wie, że nie zawsze może polegać w stu procentach na swoich rodzicach.

Podekscytowana stałam przed lustrem i przyglądam się swojemu odbiciu i mogę stwierdzić, że nie jest najgorzej. Jasne jeansowe spodenki, poszarpane na końcach, a do tego czarna bluzka na krótki rękaw. Za pewne założę do tego bluzę. Mason zalecił mi, abym ubrała się wygodnie, ponieważ nie chce mu się robić żadnych motywów imprezy i stwierdził, że zrobi tak za rok. Tylko czy my będziemy się wtedy jeszcze przyjaźnić? Do tego wszystkiego mam zamiar założyć moje „nieśmiertelne" czarne conversy, które przeżyły już tyle imprez, a nadal się trzymają. Dzisiejszy makijaż jest o wiele mocniejszy niż zazwyczaj, ponieważ próbowałam zasłonić sińce pod oczami, co ledwo mi się udało. Włosy związałam w luźnego koka. Nie ma sensu cokolwiek z nimi zrobić. Zakręcę? Półgodziny i znowu są oklapnięte. Nie ma sensu nawet prostować, bo są proste jak drut. Jakiekolwiek warkocze, także mi się rozwalą. Chociaż co ja tam takiego będę robić? Nie znam tam praktycznie nikogo, oprócz samego jubilata i Nicholasa. Ta myśl lekko mnie stresuję, ale przecież raz się żyje, prawda?

Blondyn zaproponował, że przyjedzie po mnie i razem pojedziemy. Szczerze mówiąc to niechętnie się zgodziłam, ponieważ mój tata był gotowy mnie zawieźć. Jednak po dłuższej namowie, przystałam na propozycję chłopaka. Już raz z nim jechałam i nie było źle, także tym razem też przeżyję. Zawsze mogę umrzeć z myślą, że jechałam na imprezę. Ma to swój urok. Ale jakby tak dłużej o tym pomyśleć... Nie. Koniec. Dotrę w jednym kawałku na imprezę i będę się świetnie bawić. Moje rozmyślenia przerwał dzwonek mojego telefonu. Nie patrząc kto to, po prostu odebrałam.

- Tak, słucham? – przyłożyłam telefon, spoglądając wciąż na swoje odbicie. Naprawdę bardzo dawno, już się tak sobie nie podobałam.

- A co tak poważnie? – usłyszałam znajomy śmiech z drugiej strony, a moje serce zaczęło delikatnie szybciej bić.

- Po starym tak mi zostało.

- Mówisz?

- Tak – odparłam krótko, nie skupiając się na rozmowie.

- W takim razie za dziesięć minut będę – powiedział, po czym się rozłączył nie dając mi nawet dojść do słowa. Czemu wszyscy muszą tak robić?

Złapałam za torebkę oraz butelkę alkoholu z kokardką i ostatni raz rozejrzałam się po pokoju, upewniając się czy wszystko wzięłam. Zbiegłam na dół, mijając w salonie rodziców siedzących na kanapie. Zdezorientowana spojrzałam na nich. Oboje wpatrywali się w ekran telewizora, a po chwili wzrok taty padł na mnie. Co się dzieje? Czy ja wzięłam za dużą dawkę leków i mam halucynacje? Może trafiłam do innego uniwersum, w którym wreszcie dogadali się i są w stanie obejrzeć razem film.

- Coś się stało? – zapytał, a ja jedynie pokręciłam głową, przez dłuższą chwile patrząc się na nich, chcąc zapamiętać ten widok do końca życia. Moment, w którym nastała cisza i spokój.

Nie odpowiadając już nic wyszłam z domu, trzaskając za sobą drzwiami. Wreszcie wszystko wraca do normalności. Skocznym krokiem zeszłam z werandy i kręcąc się wokół własnej osi, czekałam na blondyna. Gdy zaczęło kręcić mi się w głowie zatrzymałam się i wyjęłam telefon. Weszłam na Snapchata i zrobiłam sobie zdjęcie, dodając napis: „Ktoś chętny na imprezę?". Wysłałam to do wszystkich, po czym wyłączyłam urządzenie. Rozejrzałam się po ciemnej ulicy, nieliczne lampy oświetlały pusty chodnik. Mój wzrok przykuła ławka niedaleko mojego domu. Delikatnie uśmiechnęłam się pod nosem, a wspomnienia na nowo zawładnęły moimi myślami.

- Przepraszam bardzo, ale kto kazał ci tu przyjeżdżać? – zapytałam ledwo łapiąc oddech przez śmiech.

Nogi trzymałam na kolanach chłopaka, a on trzymał moje nadgarstki, abym się nie wierciła. Przybliżył się dotykając nosem mój nos i szeroko się uśmiechnął. W jego oczach widniały iskierki, które nadają idealny odcień jego tęczówek. Zawsze zazdrościłam mu tak błękitnych oczu. Mogłabym patrzeć się w nie dniami i nocami, czując bezpieczeństwo. Chociaż nie powinnam...

- Nie wytrzymałbym kolejnego dnia bez ciebie – wyszeptał, po czym wpił się w moje usta.

Z zamyślenia wyrwało mnie klakson samochodu, na co podskoczyłam w miejscu. Przestraszona spojrzałam za siebie, a na podjeździe stał już land rover. Kierowca jak zwykle z uśmiechem na twarzy wpatrywał się we mnie, a po moim ciele przeszedł chłodny dreszcz. To przypomnienie, żebym nie szarżowała za bardzo. Wsiadłam do samochodu witając się z chłopakiem. W powietrzu unosił się zapach papierosów, na co zdziwiona zmarszczyłam nos. Crawford jest raczej tą osobą, która nie pali i odradza to wszystkim. W takim razie z kim wcześniej jechał? Może to któryś z jego kolegów, z tego co widziałam to każdy jest niezłym nałogowcem. Nawet nie powinnam się nad tym zastanawiać, ponieważ to nie moja sprawa. Chociaż moja ciekawska natura powoli wychodzi na światło dzienne. Zanim zdążyłam już zadać pytanie, blondyn mi przerwał.

- Gotowa na imprezę? – zapytał, ale jego głos ociekał... Zmartwieniem? Tak jakby nie był do końca przekonany czy to dobry pomysł.

Zdaje sobie sprawę, że na początku wydawałam się aspołeczna i wręcz płakałam, gdy miałam wyjść z domu. Ale ja już jestem normalna. Naprawiłam się, nie ma już zepsutej zabawki.

- Tak – odparłam podekscytowana, odrzucając wszelakie myśli. Chce zabawić się i wreszcie zacząć żyć. – Mam nadzieje, że Mason nie pogardzi moją czystą – uniosłam alkohol i potrząsnęłam nim z szerokim uśmiechem.

- Czy ty piłaś coś wcześniej? – zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami. – Po prostu miło jest widzieć ciebie w tym wydaniu – dodał tym głosem, od którego motyle w moim brzuchu rozpoczęły tańce.

Poprawiłam się nieznacznie na siedzeniu i spojrzałam na widoki za oknem. Nie powinnam, a nawet nie mogę tak reagować na niego. Jest zakazanym owocem dla mnie, którego nie można dotknąć, a tym bardziej zniszczyć. Przez moje lepkie łapki będzie to dzisiaj bardzo ciężkie.

- Po prostu wspomnienia już nie bolą – wyszeptałam, a kawałek szyby zaparował. Delikatnie palcem przejechałam po niej, po czym narysowałam motylka.

Wystarczy dodać skrzydeł, aby uwolnić się od przeszłości.

- W takim razie się cieszę – jego głos rozmył się w tle.

Pogłośniłam radio, a słowa same wychodziły z moich ust.

- Baby, take me to the feeling. I'll be your sinner in secret – zaśpiewałam z szerokim uśmiechem.

Przemierzaliśmy przecznice z zawrotną prędkością. Po chwili byliśmy już w centrum. Pełno samochodów i świateł, które wyglądały niczym gwiazdy na niebie. Miasto nocą jest moją ulubioną panoramą, którą mogłabym oglądać cały czas. Sydney z wysokości, gdy słońce już zajdzie wygląda jeszcze piękniej niż w ciągu dnia. When the lights go out. Run away with me, run away with me.

Mason nie mieszka, aż tak blisko mnie co wyjaśnia czemu nie chodzi z nami do szkoły. Chociaż stwierdził, że mógłby się poświęcić i jeździć codziennie rano ponad trzydzieści minut autobusem. Nick skupiony na drodze zmieniał co jakiś czas biegi ani razu na mnie nie spoglądając. To oznacza, że mam idealną okazję się mu przyjrzeć. Na jego twarzy widniał już delikatny zarost, który dodaje mu kilka lat. Nie lubiłam, gdy „chłopcy" mieli zarost. Moim zdaniem mają jeszcze czas na to, aby dorosnąć i chwalić się tym oraz jak są dojrzali. Do tego lepiej wyglądają bez niego.
Jego granatowy tank top idealnie odkrywał umięśnione barki. Powinnam przestać się patrzeć, zanim postanowię zrobić coś głupiego. 'Cause you make me feel like. I could be driving you all night.

Zlustrowałam ponownie jego twarz i rysy, które uwydatniały się z każdą sekundą skupienia. Nagle na jego twarz wpłynął zawadzki uśmiech, a ja przyłapana na uczynku odwróciłam się w stronę widoku za oknem. Moje policzki zaczęły piec, a wewnątrz poczułam wstyd.

- Nie sądziłem, że aż tak mój zarost działa na płeć przeciwną – odparł, a ja prychnęłam. Co za tupet.

- Uważam, że nie pasuje ci – powiedziałam szczerze, patrząc na jego reakcje. Uniósł jedną brew do góry i pokręcił głową.

- Nie sądziłem, że jesteś tak bezpośrednio szczera – wzruszyłam jedynie niewinnie ramionami. Z pozoru wydaje się ułożoną i cichą osobą. Jednak, gdy pozna się mnie bliżej to bardzo szybko zmienia się o mnie zdanie.

Zaparkowaliśmy trochę dalej, ponieważ cała ulica była oblegana przez samochody. Naprawdę ma, aż tak wielu znajomych czy po prostu całe sąsiedztwo się tutaj zebrało?

- Współczuję sąsiadom – mruknęłam wychodząc z auta.

- Oni nie są lepsi – odparł Nick, po czym ruszył przed siebie. Nie chcąc zostawać z tyłu, szybkim krokiem dorównałam chłopakowi. Czy on musi tak szybko chodzić?

Podczas pięciominutowego spaceru, dowiedziałam się trochę o tej dzielnicy. Mieszka tutaj głównie młodzież, przez co imprezy są tutaj codziennością, tym bardziej w sezonie wakacyjnym. Na obrzeżach miasta są o wiele tańsze mieszkania czy właśnie takie domy, dlatego co rusz można znaleźć ulotkę z poszukiwaniem współlokatora. Nieliczne lampy oświetlają ulicę, dzięki czemu mogę chociaż trochę przyjrzeć się okolicy. Minęliśmy już supermarket czynny całą dobę, który zapewne dość często jest odwiedzany przez tutejszych mieszkańców. Dzielnica nie różni się jakoś bardzo od mojej, takie same segmenty z ogródkami – niektóre bardziej, a niektóre mniej zadbane. Szłam ramię w ramię z chłopakiem, czując się dziwnie dobrze.

Od samego początku korci mnie, aby zapytać o ten zapach papierosów w aucie. Tak długo zbierałam się do zadania pytania, że byliśmy już pod domem zielonookiego. Tłum ludzi stał na schodach i werandzie, a zobaczywszy Nicka rzucili się wręcz w jego stronę. Czego w sumie mogłam się spodziewać? Jego wszyscy lubią. Nieznacznie odsunęłam się od nich i ruszyłam do środka, omijając palących oraz niedołęgi, które wymiotowały już do kwiatków. Mogę się jedynie domyślać reakcji mamy nastolatka. Na wejściu poczułam smród trawki i potu. To był jeden z minusów domówek. Dom na pewno nie jest mały, ale jak na taką ilość gości to mógłby być trochę większy. Niewiele osób siedziało w kuchni, co było dla mnie bardzo dobrym rozwiązaniem, ponieważ prawdopodobnie tam spędzę całą imprezę. Crawford na początku powiedział, że nie pije i odwiezie mnie do domu. Jak to on powiedział: „Wolę mieć ciebie na oku."

Nie znam tu praktycznie nikogo, przez co czuję się lekko osaczona. Jednak dam radę, ponieważ wyzdrowiałam i będę świetnie się bawić. Sięgnęłam po czerwony kubeczek i nalałam do niego wódki, po czym zmieszałam to z sokiem pomarańczowym. Jedyny miks, który nie spowoduje kaca na drugi dzień. Mam bardzo słabą głowę, co zazwyczaj kończy się u mnie bólem na drugi dzień. Po prostu nie ma osoby, która zatrzymałaby mnie i zaznaczyła granicę. Wiem, że powinnam sama ją sobie wyznaczyć, ale z rosnącymi procentami w ciele jest to dosyć trudne. Obiecałam sobie, że nie upiję się na tyle, abym nie kontaktowała. Pochyliłam kubeczek, zerując całą zawartość. Teraz zobaczymy jak długo moja głowa będzie się trzymać.


Zazwyczaj dotrzymywałam obietnic lub danego słowa. Do domu miałam wrócić o dwunastej, wróciłam za pięć dwunasta. Wszelkie prośby rodziców, spełniałam od razu. Często z zawahaniem, le starałam się podporządkować, aby nie sprawiać problemów. Zawsze starałam się być bezproblemowa. Oczywiście bywały dni, że tak nie było. To może wyjaśniać, czemu teraz siedzę na tarasie z Masonem i śmiejemy się z mrówek, które popierdalają po drewnie. Chłopak znalazł mnie wstawioną, gdy siedziałam sama w kuchni i stwierdził, że musimy zrobić zawody, kto szybciej się upije. Brzmi to strasznie bez sensu, ale wtedy to miało sens i za wszelką cenę chciałam wygrać. Jestem w stanie, w którym kontaktuję, ale czuję, że jeszcze jeden szot i padnę. Nick gdzieś bawi się i pewnie okręca jakąś lafiryndę. Powinnam przestać, ale najzwyczajniej świecie nie mogę. Wkurza mnie, że ani razu nie przyszedł do mnie i nie sprawdził, czy wszystko gra. Tak nas pilnuje, że jesteśmy już zlani na całego. Bardzo dawno nie miałam procentów w swoim ciele, co było dla mnie niezrozumiałe, ponieważ to jest taka zabawa i wszystko wydaje się łatwiejsze. Nie ma chłopaka, który zawrócił mi w głowie i ma mnie kompletnie w dupie. Problemy zniknęły, a stare wspomnienia wydają się przezabawne. Życie jest piękne!

- Jak ja kurwa uwielbiam życie - czknął chłopak obok i oparł się o mnie plecami.

Zaśmiałam się pod nosem i spojrzałam w niebo. Bolesne nadal jest to, że nadal nic tam nie widzę. Ciemna plama z małymi światełkami i nic więcej.

- Miałem nadzieje, że między Nickiem, a tobą coś będzie - zaczął nagle zielonooki. - Ale jak zawsze nic.

Napięłam się niczym struna, przez co chłopak padł za mną na plecy. Czy ja się przesłyszałam? Jak widać z chłopaka alkohol wywlókł gadułę.

- Co ty znowu pierdolisz? - zapytałam lekko zaskoczona jego wywodem.

Fakt chłopak od czasu zaczęcia picia ze mną, gada dużo głupot. Zaczynając od ciekawostek przyrodniczych, aż właśnie po to. Mogłabym przywyknąć, gdyby nie to, że wplątał w to Nicholasa.

- No Nick dzisiaj powiedział, że nie mógłby być z kimś takim jak ty, gdy zapytałem się o was - wyjaśnił. - Chyba... – zrobił minę jakby się zastanawiał, ale ja wiedziałam, że jego słowa w tym stanie są gówno warte i prawdopodobnie nie prawdziwe. Jednak jak mam wyprzeć uczucie smutku, po tych słowach.

Nagle nad nami ktoś odchrząknął, a my jak bliźnięta syjamskie, podnieśliśmy wzrok do góry.

- Dla was impreza właśnie się skończyła - powiedział Crawford i złapał zielonookiego pod pachy, po czym podniósł.

Jego mina ukazywała wkurwienie, co z nieznanych mi powodów wkurzyło także mnie. Czyżby jakaś kokieteria nie dała mu dupy? Ja za to siedziałam z głupkowatym uśmiechem, mimo tego, że w środku gotowałam się ze złości. Nagle sobie o nas przypomniał? Wstałam o własnych siłach, lekko przechylając się na bok. Przytrzymałam się kolumny na tarasie i westchnęłam głośno. Trochę szumi w głowie, trochę w nogach gra. Dam radę.

- Madison, może lepiej wróćmy do domu... - złapał mnie za ramię, ale ręką pokazałam, aby mnie nie dotykał. – Jesteś zlana w trzy dupy i ledwo co kontaktujesz – westchnął, a ja czknęłam na dowód jego słów.

Jakoś nie był zainteresowany mną, gdy się upijałam. Teraz chcę zachować się jak książę i pysznić się tym, że uratował mi dupę. Gdzie jednak byłeś rycerzu, gdy upijałam się w trzy dupy? Oh, bawiłeś się świetnie z innymi laskami. Jestem samowystarczalna i dam sobie radę.

- Dam radę – wymamrotałam i ruszyłam do kuchni. – Mason idziesz? – obróciłam się w stronę chłopaka, który śmiejąc się z własnego żartu, zatoczył się do tyłu.

- Idę! – odkrzyknął, po czym o mało co nie zabijając się po schodach ruszył za mną.

Wesołym krokiem zawitałam kolejny raz tego wieczoru w kuchni. Nucąc pod nosem jakąś klubową piosenkę, nalałam do kubeczków alkohol. Podrygując do muzyki poddałam napój czerwonowłosemu, a on mocnym szarpnięciem zabrał mi go z ręki. To już jest chyba ten moment, gdy stracił panowanie nad siłą. Trochę się rozlało, za co skarciłam go wzrokiem.

- Nie można tak marnować alkoholu – wskazałam na blat, a on wzruszył ramionami po czym językiem przejechał po płaszczyźnie. – Boże jaki ty jesteś obleśny! – zaśmiałam się głośno i pokręciłam głową.

- No przecież nie może się marnować – wydukał i wzruszył ramionami.

Rozbawiona przeniosłam wzrok na drzwi do salonu, w których stał zaskoczony Harry. Na sobie miał luźną czarną bluzę z czerwonym napisem „MARKET", której kaptur wisiał na ramieniu. Do tego zwykłe tego samego koloru spodnie i czerwone conversy.

- No nie wierzę! – szybkim krokiem podszedł do mnie i zamknął mnie w mocnym uścisku. – Kogo ja tutaj spotkałem! – odsunął mnie na długość swoich rąk, a jego pijacki uśmiech rozpromieniał na twarzy. – Gdzieś ty się dziewczyno podziewała? Ostatni raz widziałem ciebie dwa tygodnie przed zakończeniem szkoły.

Oniemiała patrzyłam się w niego i nie wiedziałam co mam powiedzieć. Procenty wcale nie pomagają w mgle. Gula w moim gardle z każdą sekundą rosła. Jego najmniej się tutaj spodziewałam. Czarne niczym węgiel oczy wpatrywały się we mnie z iskierką radości. Mój wzrok powędrował na jego brąz włosy, które rozwalone na wszystkie strony, żyły swoim własnym życiem. Pod oczami widniały już niewielkie sińce, a na ustach uformował się szczery uśmiech. Jest wyższy ode mnie o głowę, przez co musiałam zadrzeć swoją do góry.

- Yyy, rozchorowałam się – przełknęłam ślinę i wymusiłam uśmiech. – Grypa – dodałam od razu, aby uniknąć pytań.

Nikt nie wiedział, że zerwałam z Simonem, dzięki czemu unikałam zbędnych pytań czy teorii. Nie wydaje mi się, aby, aż tak interesujący był powód naszego zerwania. Żadne z naszych zdjęć także nie zniknęło z portali społecznościowych. Nie rozumiem, czemu on jeszcze ich nie usunął.

- Biedactwo moje – przytulił mnie z powrotem, a ja spojrzałam w miejsce, gdzie przed chwilą jeszcze stał jubilat, jednak jego tam już nie ma. Za to zaciętym wzrokiem wpatrywał się w nas blondyn.

W ciągu kilku sekund w mojej głowie pojawił się nowy wspaniały pomysł. Zobaczymy jak bardzo cierpliwy jest nastolatek.

- Harry, a może napijemy się razem? – zapytałam jakby to był najlepszy pomysł na świecie.

To jest jeden z powodów, dlaczego nie powinnam pić alkoholu. Staje się jeszcze bardziej wredna i mściwa. Skoro wszyscy chcą się bawić, to się zabawmy.

- Lej – postawił pewnie na blat wódkę i rzucił mi wyzywające spojrzenie.

Patrzyłam się prosto w jego oczy, czując jak chłopak po drugiej stronie wyspy wypalał mi dziurę w policzku. Z pół uśmiechem, polałam nam, po czym wypiłam bez popity. Jestem pewna, że jutro nawet większości nie będę pamiętać. O bólu głowy nawet nie będę wspominać.

Z każdą minutą lało się coraz więcej wódki. Blondyn w połowie butelki wyparował z pomieszczenia i zostaliśmy oboje sami, a co jakiś czas przychodzili jacyś ludzie. Byłam lekko zaskoczona, że Harry tu wszystkich zna, ale to jest kolejna osoba z mojego towarzystwa, którą po prostu wszyscy lubią. Podobno też taka kiedyś byłam, aż nie zaczęłam się izolować od innych, będąc już w związku, a raczej w jego końcówce. Śmiejąc się z kolejnego żartu nastolatka, wyszliśmy na dwór się przewietrzyć. W kuchni było już za gorąco, zdjęłam bluzę, wiążąc ją sobie wokół bioder. Usiadłam na barierce, lekko pochylając się do tyłu. Harry wyciągnął papierosy, po czym jednego odpalił. Czyli nie tylko ja się zmieniłam.

- Od kiedy palisz? – zapytałam skupiając wzrok na używce.

Ciemnooki, zawsze był osobą, która nie palił z własnej decyzji. Nie rajcowało go niszczenie sobie płuc czy po prostu popalanie dla „zabawy". Nawet po alkoholu nie tykał się tego i pewnie odmawiał, gdy ktoś mu proponował. On i Charlotte jako jedynie nie palili. Przebywanie w naszym towarzystwie zapewne za kilka lat odbije się na ich zdrowiu. Ja odpuściłam sobie na rzecz mojego związku, ale jak widać takie poświęcenie było nie potrzebne. Nie jestem jakoś wielce uzależniona, ale czasami na imprezach ciągnie mnie do tego. Najgorsze jest jednak uczucie rano, gdy posmak w ustach jest nie do zniesienia.

- Od kiedy zdałem sobie sprawę, że jak nie umrę od tego to inni doprowadzą mnie do grobu – odparł melancholijnie, a ja zdziwiona zmarszczyłam brwi. To zupełnie nie brzmiało jak Harry, nawet pijany.

- Pokłóciłeś się z Zoe?

- Można tak to ująć – wypuścił dym z ust, a na jego twarzy pojawił się grymas. – Zerwała ze mną.

Wybałuszyłam oczy, a moja szczęka prawie dotknęła ziemi. ŻE CO ZROBIŁA?! Zaskoczona wpatrywałam się w chłopaka, gdy jego mimika w ogóle się nie zmieniła. Patrzył się w ciemną przestrzeń przed sobą. Papieros w jego dłoni powoli wypalał się, ale chłopak za bardzo nie przejął się tym. Wyrwałam go z jego dłoni, po czym wrzuciłam do słoika obok nas. Nie dam mu się zniszczyć przez coś takiego. Nie pozwolę, aby skończył jak ja.

- Nie oznacza to, że masz siebie wyniszczać – zeskoczyłam z barierki, chwiejąc się lekko. – Jeszcze tysiąc razy przejedziesz się na ludziach. Nie pierwsza, nie ostatnia.

Przez cały związek sobie to powtarzałam, wierząc, że jeśli dojdzie do zerwania to będzie mi lżej. Gówno prawda, bolało jeszcze gorzej.

- Problem w tym, że ja chcę, aby była pierwszą i ostatnią – uśmiechnął się słabo i spojrzał na mnie, odwracając się tyłem do barierek. – Jeśli będzie trzeba to poczekam na nią. Jest tego warta.

Pokręciłam głową, śmiejąc się chłodno pod nosem. Zoe nie jest łatwą dziewczyną, można powiedzieć, że jest podobnym przypadkiem do mnie. Tylko czasami odnosiłam wrażenie, że u niej to wszystko działo się trzy razy mocniej i bardziej dotkliwie. Pamiętam jak na początku ich związku, tłumaczyłam nastolatkowi jak wygląda relacja z takimi osobami jak my. Nie jest to usłane różami, a kolcami, które każdego dnia dają o sobie znać, wbijając się w każdą najmniejszą złą myśl. Budzić się z myślą, że to życie nie jest twoje, oglądać je z boku i nie wiedząc czy jest to tylko przejściowe czy zostanie już tak na zawsze.
Tak bardzo się cieszył, gdy wreszcie złe dni odeszły, a z niej tętniło życie. „Już jest lepiej, idzie to w dobrą stronę" nigdy nie zapomnę, gdy te słowa opuściły jego usta. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że to jedynie dopiero zaczynający się epizod maniakalny. Tętniła życiem, aż za bardzo. Biegała po całej szkole i odwalała różne rzeczy. Krzyczała, śmiała się. Przy okazji podjęła parę dosyć głupich decyzji jak kupienie gekona i nazwanie go Cycuś. Mimo wszystko, znosił to dzielnie i trwał przy jej boku, nawet w najcięższych chwilach. Mogę teraz zabrzmieć chamsko, ale nie zasługuje na niego. Od samego początku powtarzałam, że powinna najpierw zadbać o siebie, a dopiero później wchodzić w głębsze relacje. Tylko czy właśnie nie zrobiłam tego samego? Już wtedy widziałam skutki mojej głupiej decyzji, a teraz bardzo dobrze je odczuwam. Gdybym tylko mogła cofnąć czas...

- To pewnie kolejny wybuch z jej epizodu maniakalnego – dodał wzruszając obojętnie ramionami, jakby nie miało to znaczenia. Jednak po jego twarzy widzę jak bardzo jest zmęczony tym wszystkim.

Po tym wszystkim w głowie tliło się jedno pytanie.

- Czemu zgodziliście się na to? – zapytałam nagle, a on rzucił mi niezrozumiałe spojrzenie. – Czemu weszliście w to, skoro wiedzieliście jakie jesteśmy? – od zawsze zastanawiało mnie to, dlaczego postanowili tak bardzo zniszczyć sobie życie naszymi problemami. – Czemu na własne życzenie, postanowiliście zepsuć sobie życie?

Nie odpowiedział mi od razu, ale kącik jego ust lekko podniósł się do góry. Spojrzał wprost w moje oczy, a po moim kręgosłupie przeszedł dziwny dreszcz. Założyłam ręce na piersi w oczekiwaniu na jego odpowiedź.

- Chyba byliśmy zbyt bardzo pewni, że jesteśmy w stanie was naprawić.

Te słowa uderzyły we mnie niczym kamień w wodę. Tonęłam.

- W takim razie, czemu dalej chcesz walczyć? – nie dam tak łatwo zejść mu z tego tematu. Chce wiedzieć wszystko, chociaż nie wypływa to z ust mojego byłego.

- To jest jak uzależnienie, nie tak łatwo jest to rzucić i pójść w cholerę.

Nie powinno, ale te słowa poruszyły mnie w jakiś sposób. Znany mi już ucisk w klatce piersiowej dał o sobie znać. No cóż, w takim razie ja musiałam być wyjątkowym przypadkiem, ponieważ jemu, aż za dobrze poszło zostawienie mnie. Chociaż u nas to ja byłam tą, która za wszelką cenę chce naprawić chłopca z porzuconego domu. Nie sądziłam, że działa to w obie strony.
Zapadła między nami cisza, którą zakłócała muzyka z wewnątrz i co jakiś czas osoby wychodzące na podwórko. W domu zrobiło się już rzadziej i nie było już tak głośno. Z tarasu mieliśmy idealny widok na podjeżdżające taksówki i wpakowujące się pijaki do środka. Inaczej nie można ich nazwać. Wyjęłam telefon z tylnej kieszeni spodni i spojrzałam na godzinę. Przymrużyłam oczy, aby wyostrzyć obraz. Czwarta dwadzieścia. I już wszyscy się zbierają?

- Madison, wracamy do domu – odwróciłam się w stronę wejścia do środka, a w nich stał Nicholas ze zmęczonym wyrazem twarzy. – Na dziesiątą mam robotę, więc nawet się nie kłóć i pakuj do auta – westchnął ciężko.

Nie chcąc się kłócić, pokiwałam głową po czym spojrzałam na Harrego i przytuliłam się do niego. Otoczył mnie swoimi ramionami, a ja ostatni raz napawałam się jego perfumami, chociaż mógłby mniej ich używać, bo odnoszę wrażenie, że zaraz mi nos odpadnie. Oderwałam się od niego i uśmiechnęłam.

- To nigdy nie zniknie – powiedziałam i ruszyłam w stronę wejścia do kuchni.

Minęłam blondyna w przejściu, a po drodze wychodząc z pomieszczenia, złapałam za zamknięty sok pomarańczowy oraz wódkę, która po chwili została mi wyrwana z ręki. Przewróciłam oczami i dalej szłam przed siebie, co jakiś czas przechylając się bardziej w którąś stronę. W pewnym momencie duża dłoń znalazła się przy moim boku, przytrzymując mnie. Zatrzymałam się i spojrzałam na chłopaka za mną. Jego brązowo zielone oczy, wpatrywały się we mnie.

- Ty też chcesz mnie zostawić? – zapytałam zanim zdążyłam pomyśleć i ugryź się w język.

- Nigdzie się nie wybieram – odpowiedział, po dłuższej chwili, po czym popchnął mnie w stronę wyjścia.

Naprawdę powinni zamknąć mnie na oddziale terapeutycznym. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro