Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pierwsza myśl, która przyszła do mojej głowy po przebudzeni nie była wcale pochlebna jak wspomnienia ze wczorajszej imprezy. Uniosłam się powoli na łokciach, ale szum w mojej głowie nie pozwolił mi na to, przez co z powrotem upadłam na plecy. Westchnęłam ciężko i przetarłam oczy dłońmi. Wspomnienia zaczęły bombardować moje myśli, szczególnie słowa Masona „Nick dzisiaj powiedział, że nie mógłby być z kimś takim jak ty". Jęknęłam przypominając sobie jak głupia byłam i denerwowałam się na blondyna. Po alkoholu naprawdę potrzebuje dużo uwagi. Zabrałam poduszkę obok, po czym położyłam na swojej twarzy, zduszając krzyk. Nie wiele to pomogło, a kolejne wspomnienia niczym strzała wbijały się w moją głowę. Odrzuciłam przedmiot na bok, a mój wzrok zatrzymał się suficie.

„Ty też chcesz mnie zostawić?"

Boże, co ja sobie myślałam? Jedyna na co mam teraz ochotę to zakopać się w pościeli i na zawsze zostać już w moim pokoju. Może nie było aż tak źle, bo potrafiłam robić o wiele gorsze rzeczy od słownych przepychanek czy obrażania się niczym pięciolatek. Mimo wszystko uczucie wstydu coraz bardziej pokrywało moje myśli. Wydaje mi się, że nawet młotek by nie zadziałał tym razem. Nie sądziłam, że tak szybko po zerwaniu dopadnie mnie kac moralny jak i fizyczny. Głowa to mi zaraz eksploduje.
Po pokoju rozniosło się skrzypnięcie drzwi, na co szybko przymknęłam oczy, udając, że śpię. Nie jestem jeszcze gotowa na jakąkolwiek rozmowę. Po prostu chce, aby wszyscy dzisiaj zostawili mnie w świętym spokoju.

- Wiem, że nie śpisz – w głosie ojca brzmiało rozbawienie. – Wstawaj, jest już dwunasta.

Gwałtownie otworzyłam oczy i złapałam za telefon na szafce nocnej. Przetarłam oczy i spojrzałam na godzinę. Faktycznie, jest już sporo po dwunastej. Nie zmienia to nadal faktu, że nie mam ochoty na jakiekolwiek konfrontacje.

- Nie chce mi się – odpowiedziałam szczerze, przewracając się na bok, plecami do mężczyzny. – Zostaje dzisiaj tutaj – wymruczałam w pościel, robiąc z siebie ludzkiego naleśnika.

Kroki stawały się coraz głośniejsze, a w głębi duszy modliłam się, aby zostawił moją kołdrę. Nim się obejrzałam, poczułam, jak pierzyna zostaje brutalnie mi odebrane, a moje ciało wylądowało na zimnych panelach. Jęknęłam z bólu, a w moich oczach zebrały się łzy bezradności. Spiorunowałam wzrokiem rodziciela i burknęłam wiązankę przekleństw pod nosem. Zaczynam żałować, że został na urlopie.

- Mi nie dali spać – odparł, po czym wyrzucił pierzynę na drugą stronę pokoju, abym nie mogła się z powrotem przykryć. – Dlatego ty też nie pośpisz już – z tymi słowami opuścił pomieszczenie.

Nie mam siły nawet wstać z podłogi, a co dopiero pójść po pościel. I po co mi było tyle pić?
Delikatnie podniosłam się na rękach, a po chwili wstałam na nogi przytrzymując się szafki nocnej. Muszę jak najszybciej znaleźć przeciwbólowy, zanim rozsadzi mi głowę. Wyjęłam tabletki z szafki i bez popijania je połknęłam. Najwyżej utknie mi w przełyku, bywa. Pierzynę rzuciłam na łóżko i ruszyłam do kuchni. Co jak co, ale bym coś zjadła. Niczym chodzące zombie, zeszłam na dół. Tata jak zwykle siedział na fotelu i pisał coś na laptopie. Zawsze znajdzie czas, aby zrobić coś do pracy. Mamy nie ma co wyjaśnia ciszę w domu i szczerze mówiąc jest mi to na rękę. Nie wiem, czy dałabym radę wysłuchać jej gadania na temat mojego imprezowania. Chociaż to była pierwsza impreza po tak długiej przerwie i szczerze mówiąc... Podobało mi się. Nie patrząc na ból głowy i dziury w pamięci to naprawdę dobrze się bawiłam. Mason i Harry dotrzymali mi towarzystwa i chyba pierwszy raz poczułam, że nie jestem sama. Otworzyłam lodówkę, a po całym domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Skrzywiłam się na hałas, po czym usłyszałam tak dobrze mi znany głos.

- Dzień dobry! To ja!

Cholera, Charlotte. I jak ja jej wytłumaczę mój stan? Lekko zestresowałam się, ale bardzo szybko przypomniałam sobie o kazaniach dziewczyny. Sama mówiła, abym wreszcie zaczęła żyć. No to wzięłam sobie jej rady do serca. Gdyby nie wiedziała to tak właśnie wyglądam po imprezie. Wróciłam do buszowania w lodówce, aż po kuchni rozniósł się głos brunetki.

- Przepraszam bardzo, ale gdzieś ty wczoraj byłaś, że wyglądasz jak trup? – spiorunowałam ją wzrokiem, a ona dalej wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem.

Nie przeglądałam się jeszcze w lustrze, ale jestem w stanie domyśleć się jak wyglądam.

- Dzięki za szczerość – zastanawia mnie tylko czemu tutaj jest. – Po co przyszłaś?

- Jakby ci to powiedzieć – udawała, że się zastanawia, po czym zaśmiała się krótko. – Nie wiem, przyjaźnimy się i chciałam spotkać się. Dawno się nie widziałyśmy.

- Widziałyśmy się w sylwestra – zauważyłam i wyciągnęłam mleko. – To było niedawno.

Tata spojrzał na nią z ukosa, odrywając się od pracy. Zapomniałam, że jeszcze on jest tutaj.

- No ta – mruknęła pod nosem. – Co planujesz na dzisiaj? – zapytała siadając przy wyspie kuchennej obok rodziciela. Posłała mu szeroki uśmiech, co odwzajemnił, po czym wrócił do pracy.

- Zjeść i schować się w mojej jaskini – odparłam zgodnie z prawdą i usiadłam po drugiej stronie blatu. – Czyżbyś chciała dołączyć do moich planów? – skierowałam w jej stronę łyżkę, a ona jedynie przytaknęła głową.

No cóż będę musiała podzielić się moim łóżkiem. Jakoś to przeżyje.

- W ogóle to widziałam, że spotkałaś Millera na imprezie – napomknęła dziewczyna.

- Tak, porozmawialiśmy trochę - nie jestem pewna czy mogę jej powiedzieć to czego się dowiedziałam.

Harry jest jedyną osobą, której sekrety nie opuszczają mojej głowy. Mimo tego jak bardzo ufam brunetce to wolę zostawić te tajemnice dla siebie.

- Mówił ci coś o Zoe?

- Nie – odpowiedziałam od razu, nie spoglądając jej nawet w oczy.

Kłamstwo ma krótkie nogi... czasami za krótkie.

- Zastanawia mnie jednak fakt, jak ty wkręciłaś się na te urodziny. Skąd ty ich znasz? – czułam jak jej wzrok wypalał dziurę na mojej twarzy.

- Spotkałam ich na sylwestrze – wzruszyłam ramionami. Nie skłamałam.

- Mad, ostatnia akcja z Crawfordem nie wyglądała jakbyś dopiero co ich poznała – dociekała.

Rodziciel całkowicie odłożył laptopa na bok i z zainteresowaniem spoglądał na naszą wymianę zdań. Dziękuję Charlotte za trzymanie języka za zębami.

- Nic się nie działo – powiedziałam od razu.

- Nic poza mocnym chlaniem – dodała przyjaciółka swoje trzy grosze, na co mężczyzna uniósł jedną brew do góry.

- Mało przekonujące, ale niech wam będzie – zabrał laptopa pod pachę, po czym opuścił pomieszczenie.

Posłałam dziewczynie spojrzenie spod byka, na co z niewinnym uśmiechem skuliła się nieznacznie. Jej beztroska wokół moich rodziców kiedyś zaprowadzi nas do grobu.

- Możemy o tym porozmawiać, kiedy indziej? Nie mam siły dzisiaj na to – powiedziałam zgodnie z prawdą, wstając, po czym włożyłam naczynia do zmywarki. – Nie śpieszyło ci się ostatnio z zadaniem mi tego pytania, więc możesz jeszcze trochę poczekać.

- Dobrze wiesz, że... - zaczęła, ale jej od razu przerwałam.

- Wiem – przytaknęłam. Złapałam nastolatkę za rękę i skierowałyśmy się do mojego pokoju.

Może mi sprzedawać tysiące historii na temat jej pociągu do tego chłopaka, ale nigdy w żadną nie uwierzę. Mam oczy i widzę co się dzieje, a jej zapewnienia nie są wystarczające, gdy słowa i czyny się nie pokrywają. Jednak co ja mam do gadania? Czasami po prostu tak się dzieje, a ludzie odchodzą na co nie mamy wpływu.

***

Rozwalone na całym łóżku znowu podziwiałyśmy grę aktorską Chrisa Hemswortha w pierwszej części Thora. Jestem bardziej niż pewna, że w mojej pościeli wala się popcorn, ponieważ Charlotte ma jakieś problemy z trafieniem do buzi.

- Ja mam ciebie nakarmić? – warknęłam, gdy kolejne ziarenko spadło na moje prześcieradło. Później w nocy nie będę mogła zasnąć przez okruchy.

- Nie sraj, nie sraj – wpakowała kolejne do buzi, nie przejmując się tym, że połowa wypadła z jej ręki. – Bo się zesrasz.

Przewróciłam oczami i z powrotem skupiłam się na filmie. Zmuszę ją do sprzątania tego, choćby świat miał się zawalić. Szczerze mówiąc, trochę mi tego brakowało. Nie poruszamy niewygodnych tematów, śmiejemy się i wspominamy pierwszą klasę liceum, gdzie było najwięcej odpałów.

- Szkoda, że Harry nie zgodził się na ten zakład – zaśmiała się brunetka, a ja prychnęłam pod nosem przypominając sobie ten dzień.

- Myślisz, że dałby radę chodzić cały dzień w stroju baletnicy? Mogłoby to zepsuć trochę jego reputację Bad boya – przyjaciółka wybuchnęła śmiechem na moje słowa.

Miller nienawidzi jak nazywa się go „Bad boyem", nie mam pojęcia co on ma do tego. Może po prostu naczytał się za dużo wattpada. Niby jest twardy, ale wiem, że w głębi duszy dorastał razem z nami na tej platformie. Samo wyobrażanie napakowanego chłopaka licealisty czytającego wattpada jest zabawne, przez co także i ja zaczęłam się głośniej śmiać.

- Szkoda, że wam nie wyszło – powiedziała uspokajając się. Rzuciłam jej zdezorientowane spojrzenie.

Nigdy nie rozmawiałyśmy o tym. Był to raczej temat, który tak szybko jak się zaczął to i się skończył.

- Czemu?

- Nawet jak nie było to głośno powiedziane, że podobacie się sobie to jego spojrzenie mówiło samo za siebie – wytłumaczyła. – I wiesz to było coś innego niż z Zoe. Czasami odnoszę wrażenie, że z nią on jest strasznie sztywny, a przez jej problemy po prostu nie może żyć. Jakby wiadomo każdy je ma, ale nie każdy jest dla każdego. Nie spędza czasu z nikim poza nią. Nie zauważyłaś, że nasza paczka zaczęła się rozpadać?

Ułożyłam się wygodniej i westchnęłam głośno. To przecież nie tylko ich wina, sama odcięłam się od większości. Chciałam spędzić te wakacje sama ze sobą, zanim z powrotem wrócę do mojego starego życia. Nie sądziłam, że po drodze napotkam przeszkody, ale powinnam to przewidzieć. Szczęście raczej nie towarzyszy mi całe życie.

- To była właściwa osoba we właściwym czasie, ale tym razem to ja byłam niewłaściwa – wzruszyłam ramionami.

- Ale teraz jesteś szczęśliwa z kimś innym.

Uśmiechnęłam się niemrawo i przytaknęłam głową. Przecież tak było przez chwilę.

- Cieszę się, że jesteś z nim szczęśliwa i znowu zaczęłaś żyć – dodała, ale w jej głosie dało się wyczuć nutkę żalu. Teraz albo mi się wydaje albo ona coś wie.

Lekki niepokój wrósł w moje korzenie niczym drzewo. Teraz wystarczą odpowiednie słowa, aby je podlać. Po pokoju rozniosła się piosenka Green Day, co oznacza, że ktoś próbuje zakłócić nasze oglądanie filmu, chociaż już dawno przestałyśmy się nim interesować. Wstałam ociężale z łóżka i podeszłam do biurka. Na widok przychodzącego połączenia o mało co nie zeszłam na zawał. Wszechświat chyba sobie ze mnie żartuję. Odebrałam, a moje spojrzenie wędrowało po całym pokoju, byleby nie spojrzeć na Charlotte.

- Tak? – zaczęłam od razu, chcąc jak najszybciej skończyć tą rozmowę.

- Czy ty zawsze musisz tak poważnie zaczynać?

- Do rzeczy – odparłam chamsko, nie mam czasu na pogawędki.

- Kawa za pół godziny?

Wszechświat właśnie śmieje się ze mnie i napawa moim nieszczęściem. Mówiłam coś wcześniej o kłamstwie, tak? Faktycznie, ma krótkie nogi.

- Wybrałeś zły moment...

- Idziemy! – wykrzyczała ciemnooka zrywając się z łóżka, a po chwili znalazła się przy mnie. – Następnym razem przycisz głośnik – wyszeptała mi do ucha, a je przewróciłam oczami.

To na serio jest już jakiś żart.

- W takim razie będę za trzydzieści minut – powiedział i jak zwykle rozłączył się, nie dając mi nawet dojść do słowa.

Wkurzona rzuciłam telefon na łóżko. Spiorunowałam wzrokiem dumną z siebie dziewczynę, która uśmiechała się od ucha do ucha. Niech tylko poczeka...

- Czy ciebie Bóg opuścił?! – wyrzuciłam ręce w powietrze, a jej postawa niewiele się zmieniła.

- Oh, już dawno – machnęła ręką. – Może teraz dowiem się prawdy, którą przede mną ukrywasz.

Zapadła w pokoju cisza, a ja kamiennym wzrokiem patrzyłam się na nią i nie dowierzałam. Nagle wybuchłam śmiechem, usiadłam przy biurku i złapałam się za głowę. Do czego to kurwa doszło. Czy ja się przesłyszałam? Chce się czegokolwiek dowiedzieć od niego?! Zaręczam, że on wie jeszcze mniej. Ale proszę bardzo, jeśli tak bardzo chce.

- Żebyś tylko się nie rozczarowała – powiedziałam podchodząc do szafy i wyciągając pierwsze lepsze ubrania. – Idę się umyć, ma być za trzydzieści minut – z tymi słowami zostawiłam dziewczynę w moim pokoju.

Szybkim krokiem weszłam do łazienki i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Oparłam się o drewnianą płytę i głośno odetchnęłam, przymykając oczy. Wszystko zaczyna się komplikować, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Jednak muszę dalej brnąć w to przedstawienie, ponieważ sama je nakręciłam, a teraz mam tego skutki. Uderzyłam pięścią w ścianę obok, czego od razu pożałowałam.

- Kurwa – zaklęłam pod nosem, przykładając rękę do ust. – Idiotka.

Biegałam po pokoju zbierając najpotrzebniejsze rzeczy do torebki. Zachciało mi się malować, ale nie sądziłam, że zajmie mi to tyle czasu. Charlotte przewracała co chwilę oczami, gdy słyszała wiązankę słów z moich ust. Siedziała z nosem w telefonie i nawet nie zamierzała mi pomóc, więc mogłaby zostawić to dla siebie. Zaraz po wyjściu z łazienki opatrzyłam sobie rękę, ponieważ pękła mi ostatnia rana na dłoni. Już dawno o tym zapomniałam i sama łapałam się na tym, że używałam tej ręki już częściej, chociaż nie powinnam. Jak widać za dobrze poczułam się już we własnej skórze.

- Boże dziewczyno, to nie jest randka – burknęła, a ja stanęłam jak słup.

- Co?

- Biegasz i panikujesz jakbyś miała co najmniej dzisiaj się z nim przespać, a to tylko kawa – czuje jak moja powieka zaczęła drgać co świadczy tylko o wysokim poziomie zdenerwowania. – Plus jest dzisiaj gorąco, a ty nałożyłaś pełną szpachlę i jeszcze założyłaś czarną bluzę. CZARNĄ BLUZĘ.

Wpatrywałam się w dziewczynę, a przez moją głowę przechodzi tysiąc jeden sposobów na jej śmierć. Trochę się ich naoglądałam, swoją drogą. Zaczynam coraz bardziej żałować tego spotkania, chociaż powątpiewam czy wszyscy dzisiaj go dożyją.

- Już nie patrz się tak na mnie jakbyś miała mnie zabić, bo bardzo dobrze wiesz, że mam rację.

Przymknęłam oczy i zaczęłam liczyć w myślach do dziesięciu. Raz.

- Madison! Ktoś do ciebie! – ojca głos rozniósł się po całym domu, a ja jak oparzona wzięłam torebkę i pociągnęłam dziewczynę za sobą.

Nie mam pojęcia czemu tak bardzo zaczynało mi zależeć na moim wyglądzie, czy żeby się nie spóźnić. Może się boję po prostu, że nie będę w stanie go sobie odpuścić. Jednak ta relacja zakiełkowała już w moim umyśle i nie chce, aby on odchodził. Rozum każe uciekać, ale serce trzyma mnie wśród marzeń. Nie chce też, aby ktokolwiek wiedział co między nami jest, nawet jeśli nic nie ma. Pierwszy raz w życiu chcę to zostawić dla siebie, aby nikt nie mógł się w to wtrącić ani tego zepsuć.

- Bo mi rękę urwiesz! – krzyknęła za mną, ale mnie to teraz najmniej obchodziło.

Druga sprawa to, tata, który właśnie został sam na sam z Nicholasem. Chłopak za pewne słyszał brunetkę w tle jak ze mną rozmawiał, więc może spodziewać się jej towarzystwa. Na to się przygotowałam, ale nie na spotkanie mojego rodziciela z nim.
O mało co nie zabiłam się po drodze, a wraz ze mną Charlotte. Miałam już iść w stronę przedpokoju, gdy nagle ujrzałam Nicholasa siedzącego na kanapie w moim salonie z moim ojcem i zamarłam. Nastolatek z uprzejmym uśmiechem opowiadał coś ojcu, ale nie jestem w stanie wyłapać ani jednego słowa. Mój tata za to czujnym okiem wpatrywał się w blondyna i słuchał tego co mówi. Nie byłam i nadal nie jestem gotowa stawiać go w tej sytuacji. Nawet nie zauważyli, że stałam i przypatrywałam się temu, aż za pięknemu obrazkowi. Sam widok powodował ból w klatce piersiowej.

Jej widok zapłakanej na podłodze w jego bluzach, podartych zdjęciach, śni mi się aż do dzisiaj.

- Idziemy? – wyrwałam ich z rozmowy, a nastolatek od razu wstał i przetarł dłonie o spodnie.

Skończę to zanim zajdzie to za daleko. Chciałam tylko dobrego chłopaka, ale jak widać moje oczekiwania były zbyt duże. Wątpię, żeby Nicholas różnił się jakoś bardzo od niebieskookiego.

- Tak, chłopaki czekają – przytaknął, a ja pokręciłam głową nie rozumiejąc dokładnie przekazu jego słów.

Przepraszam bardzo, ale kto? Zacznę częściej myć uszy.

- Chłopaki? – zapytałam, a krew zaczęła wrzeć. Teraz na pewno uda mi się ukryć to wszystko przed Charlotte.

- Super! – zaklaskała, a ja przymknęłam oczy wdychając powietrze przez nos.

Dziewczyna wyprzedziła mnie i zadowolonym krokiem ruszyła do wyjścia. Po chwili po domu rozniosło się trzaśnięcie drzwiami. Irytowała mnie jej pewność siebie, że dowie się czegokolwiek. Po tym wszystkim co działo się w ostatnim czasie, ona jest jedną z ostatnich osób, które się o tym dowiedzą. Już nawet nie chodzi o jej problemy, ale po prostu czuję jak w ostatnim czasie oddaliłyśmy się od siebie i to nie tylko z mojej winy. Okłamywała mnie jeszcze jak byłam w związku z Simonem. Zawsze dowiaduję się wszystkiego ostatnia, więc czemu ja mam jej cokolwiek mówić? Wiem, że jest to straszne samolubne i za pewne ma powody, aby ukrywać to przede mną. Tylko jak długo jeszcze mam czekać i wierzyć w jej słowa: „Jesteś dla mnie naprawdę ważna i ufam tobie". Tak? Nie widzę tego. Faktycznie martwi się o mnie, ale to nie wszystko. Ja też mogę martwić się o bezdomnego, który śpi na ulicy i następnego dnia może nie przeżyć, ale nie powoduje to mojego zaufania do niego. Pozwala mi żyć w jej życiu do pewnej granicy i nie mogę za dużo wiedzieć. Nie wiem czy nie chce ze względu na moją świetną kondycję psychiczną czy po prostu nie. W takim razie mogłaby oszczędzić mi kłamstw i po prostu odejść. Gdybym tylko umiała jej to powiedzieć, to raczej nie byłaby tak bardzo pewna siebie jak teraz. To zawsze te niewypowiedziane słowa wszystko psuły.
Pociągnęłam nosem i z kamiennym wyrazem twarzy ruszyłam do przedpokoju. Zakładając swoje czarne trampki, poczułam, jak stoi nade mną. Emanuje od niego ciepło, jak w sumie za każdym razem. Nie mam pojęcia, czemu postanowił dzisiaj spotkać się ze mną. Za pewne Mason go poprosił, a bardziej wybłagał znając jego. Przebywając teraz w jego towarzystwie czuję się trochę niekomfortowo. Po głowie dalej chodzą mi słowa, które powiedziałam. Jak mogłam być taką idiotką? Nie mogę oczekiwać od niego, że będzie chciał ze mną zostać. Na pewno nie, gdy dowie się prawdy. Zrobię wszystko, aby nigdy się nie dowiedział. Obietnica, która będzie naprawdę trudno do spełnienia. Chociaż Charlotte nadal nic nie zauważyła jak i reszta moich znajomych. Podniosłam się i spojrzałam na chłopaka. Niesforne loki opadały na jego czoło, a poniektóre wchodziły do oczu. Nie wyglądał jednak na bardzo przejętego. Mimo otaczającego nas półmroku, jego bursztynowe oczy świeciły niczym dwa płomienie. Jak to jest, że za każdym razem, gdy w nie patrzę to po prostu czuję bezpieczeństwo? Tak powinno być jakbyśmy byli razem, ale jesteśmy jedynie znajomymi, którzy poznali się przez jego sklerozę. Znamy się już ponad dwa tygodnie, a w ciągu tych dni stało się więcej niż podczas mojego całego życia. To wszystko idzie w tak szybkim tempie, ale szczerze mówiąc, coraz mniej mi to przeszkadza.

- Ostatnio jak tutaj byłem to było ciemno – wyszeptał, a po moim kręgosłupie przeszedł dreszcz. Czy mógłbyś przestać tak na mnie działać? Nie wracajmy także do tamtej nocy. – Ciepło jest – dodał, lustrując mnie wzrokiem.

Uwierz mi zdaje sobie z tego sprawę, ale nie jestem wystarczająco pewna swojego wyglądu, żeby założyć co innego. Nie żebym często czuła się pewnie w swoim ciele, ale po prostu wolę zostać w tym. Chciałabym móc powiedzieć to na głos.

- A co, jeśli, później gdzieś pojedziemy? – zapytałam, chociaż mam nadzieję, że właśnie nie podsunęłam mu kolejnego pomysłu. – Wieczorem bywa chłodno.

- Tak, ale nie w Sydney – odparł, ale nie drążył dalej tematu. Mimo wszystko wpatrywał się w moją twarz, a ja poczułam lekki niepokój. Nie zakryłam gdzieś pryszcza? Za jasny korektor? Za ciemny? Pewnie wyglądam okropnie jeszcze po imprezie, a makijaż i tak za wiele nie pomógł.

- Mam coś na twarzy? - zapytałam niepewnie. Tylko proszę bądź szczery, jakoś przeżyje.

- Nie - uśmiechnął się - Możemy iść.

Zanim jednak zdążyliśmy wyjść, zatrzymał nas głos taty.

- O której wracasz?

- Do dwudziestej drugiej powinnam być – odpowiedziałam, a on jedynie pokiwał głową i z niemrawym uśmiechem wrócił do salonu.

Zawsze tak mówiłam, a i tak wracałam wcześniej. Była to jednak dla mnie najbezpieczniejsza godzina, tym bardziej po ostatniej imprezie. Mimo wszystko mina ojca nie pozwalała mi swobodnie myśleć o tym spotkaniu. Rozumiem, że się martwi, jednak mogę mu obiecać, że nic z tego nie będzie i nie będę już tak cierpieć. Nie pozwolę na to.

- Szybko od nas uciekniesz - zauważył Nick, gdy wyszliśmy na przedsionek.

Charlotte stała kilka metrów od nas i rozmawiała z kimś przez telefon, głośno się przy tym śmiejąc.

- I tak będę mieć problemy, po wczorajszej imprezie - mruknęłam pod nosem. - Cud, że teraz mogłam wyjść.

Mimo tego jacy są moi rodzice, to raczej nigdy nie krzyczeli na mnie za moje późne powroty, o ile powiedziałam im o której chce wrócić i napisze co jakiś czas, że żyje. Niestety tym razem wyłączyłam telefon i zapomniałam o całym bożym świecie. I tak wiemy kto najbardziej był wtedy wkurzony i zmartwiony. Mama jedynie będzie chciała pokrzyczeć, ponieważ to lubi.

- Char, jedziemy – zwróciłam jej uwagę, ale ona pokazała ręką, że jeszcze chwilę. Westchnęłam głośno i razem z chłopakiem podeszliśmy do jego samochodu.

Nagle poczułam jak w tylnej kieszeni spodni, zawibrował telefon. Wyjęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Szczerze mówiąc to nie wiem, czy zacząć się śmiać czy zadzwonić i nakrzyczeć na nią jaka ona jest bezczelna. To jest jakiś gówniany żart, który swoją drogą jest nieśmieszny, a żałosny. Ostatnio już usłyszałam od Noah parę ładnych określeń na mój temat jakimi mnie wyzywała. Pijany brunet jest naprawdę niezłą skarbnicą sekretów.

Liv: może spotkamy się dzisiaj? dawno się nie widziałyśmy

Pytanie co będzie z tego miała, a raczej co ją do tego skłoniło. Nicholas chyba zauważył moje niezadowolenie.

- Co się stało?

Wyłączyłam telefon i uśmiechnęłam się delikatnie z przymusem. Nie chcę się dzisiaj nikim już przejmować, wystarczy, że muszę jakiekolwiek ślady zatuszować, aby brunetka nic nie podejrzewała.

- Nic – odpowiedziałam i skierowałam się ponownie w stronę Charlotte. Zapomniałam, że dla niej chwila trwa wieczność. – Mam rozumieć, że jedziemy bez ciebie! – krzyknęłam, a ona pokazała mi środkowy palec, ale po chwili skończyła rozmowę.

Niestety ja nie mam całego dnia, aby czekać, aż skończy swoje romanse. Blondyn wsiadł na miejsce kierowcy, a gdy moja ręka dotknęła klamki, poczułam uścisk na ramieniu.

- Nie zapytasz z kim rozmawiałam? – zapytała, a ja uśmiechnęłam się chłodno. – Zawsze mnie o to wypytujesz i upewniasz czy nie staczam się.

Zaśmiałam się krótko i uniosłam oczu ku niebu, po czym spojrzałam z powrotem na nią.

- A muszę? – nie dając jej szansy na odpowiedź, po prostu wsiadłam na miejsce pasażera z przodu.

Nie będę ukrywać, że nie lubię jej „ex". Jego podejście do sytuacji i to jak zwraca się do niej czy rozkazuje, jest po prostu dla mnie jednym wielkim nieporozumieniem. Nie ważne jak bardzo może w niej być zakochany, nie powinna dawać się tak traktować. Bo w tym momencie nie wychodzi on na buca, a raczej ona na idiotkę. Niestety żadne wytłumaczenie charakterem czy sytuacją rodziną nie zmieni mojego podejścia do niego. Jest tak bardzo zapatrzonym w siebie dupkiem, że nikt nie jest w stanie nic mu wytłumaczyć. Po prostu bogaty rozwydrzony bachor – inaczej nie da się go określić. Jednak, skoro woli jego ode mnie to w czym ja będę ją zatrzymywać. Jestem bardziej niż pewna, że przyszła dzisiaj do mnie, ponieważ nie mogła do niego pojechać. Nie powiedziała mi oficjalnie, że wrócili do siebie, ale nie musi.

Droga minęła w dość napiętej atmosferze, przez sytuacje zaistniałą między mną, a Charlotte. Mimo wszystko Nicholas próbował jakoś zagadać do mnie, a ja jasno dałam mu do zrozumienia, że nie mam ochoty. Zaczął wypytywać dziewczynę z tyłu o jakieś szkolne rzeczy. Zdałam sobie właśnie sprawę, że wszyscy go znali, a jedynie ja go nie pamiętam. Podobno poznaliśmy się na jakiejś imprezie, ale naprawdę musiałam być nieźle napruta. Albo po prostu byłam tak zapatrzona w swojego ówczesnego chłopaka, że nawet nie zwróciłam na niego większej uwagi.

Od samego początku byłam pewna, że nie jedziemy do kawiarni. Jakoś to towarzystwo nie pasuję mi do klimatu pogadanki i kawki. Nie jestem nawet zdziwiona, gdy chłopak zaczął wjeżdżać na parking przy plaży. Teraz rozumiem, czemu Nick tak na mnie patrzył. Jednak sam powiedział, że jedziemy do kawiarni, więc czego się spodziewał? Że założę strój kąpielowy?

- Fajna ta kawiarnia – zagadnęłam, gdy zaparkowaliśmy. – Ma taki... Morski klimat.

- Nigdy byś nie zgodziła się na to od razu – burknął i wyszedł z auta.

No cóż, chociaż z tym się nie myli. Czym różnię się od innych dziewczyn? Odpowiedź jest prosta - wszystkim. Zaczynając od wyglądu, aż po mój okropny i ciężki charakter. Czemu ktoś chciałby chcieć ze mną przebywać, czy nawet być? To wpoiła mi do głowy Liv i od dawna się tego trzymam. Trudno wyjść ze swojej bańki, kiedy przez tak długi czas kierowałam się tym. Dlatego tak trudno jest mi uwierzyć, że on nadal chce utrzymywać ze mną kontakt. Po prostu chce, żeby ktoś pokochał mnie, tak jak ja mogłabym kogoś.

***

Dość duży tłum ludzi, jak się okazało młodzieży bawiło się kawałek od nas, a co jakiś czas słychać było ich krzyki. Obstawialiśmy z jakiej okazji się wszyscy tam zebrali, ale tylko Mason miał „jaja", aby podejść i po prostu zapytać. Jak się okazało jakiś chłopak wyprawiał urodziny co jest dość częstym zjawiskiem. Peter i Mason chcieli już dołączyć do tamtego towarzystwa, ale Nicholas szybko wybił im ten pomysł z głowy. Jak ja się cieszę, że wzięłam leki przeciwbólowe przed wyjściem. Nie wiem, czy byłabym w stanie znieść to na kacu. Za to czerwono włosy poczuł się do śpiewania sto lat i gdy tylko usłyszał kawałek piosenki to darł się niemiłosiernie. Jeszcze raz zacznie krzyczeć mi do ucha, a utopie go w tej wodzie.

Wraz z Charlotte siedziałyśmy na kocu, a temat znowu przeszedł na naszą klasę. Chyba po prostu nie umiemy już o niczym innym rozmawiać. Ona nie wie co się dzieje u mnie, a ja nie wiem co u niej, bo obie okłamujemy siebie nawzajem. Chłopaki od kiedy tylko przyszliśmy od razu wskoczyli do wody i tak już od ponad godziny pływają, a raczej podtapiają siebie nawzajem, co jakiś czas przychodząc poleżeć chwilę (dosłownie na kilka sekund, bo zawsze któryś zaczepi drugiego i zaczyna się wojna). Dziewczyna także wchodziła do wody, bo tak jak ogłosiła, że kąpanie w bieliźnie jej nie przeszkadza tak też i poszła z nimi.

Co jakiś czas na moje usta wpływał delikatny uśmiech. Miło się na nich patrzy i na ich szczęście. Niby mają osiemnaście lat rocznikowo czy też nie, ale zachowują się jak dzieci. Też bym chciała nigdy nie dorastać i zostać w umyśle dziecka, który nie przejmuję się otaczającym go światem. Wydaje mi się, że każdy z nich potrzebował takiego dnia. Bez alkoholu czy innych używek, żeby chociaż na chwilę zapomnieć o wszystkim. Z tego co opowiadał mi Crawford to ostatnimi czasy Mason strasznie naciskał na zespół i próby. Ich tydzień wyglądał mniej więcej tak: próba, impreza, próba, impreza i tak w kółko. Miło jednak jest spędzić czas wspólnie i cokolwiek zapamiętać z tego.

W tym wszystkim nie byliśmy jednak sami, ponieważ Luke zabrał również swoją dziewczynę – Laylę. Siedziała na oddzielnym kocu, kilka metrów od nas, jakby nie chciała spędzać z nami czasu. Cały czas rozmawiała z kimś przez telefon, a gdy tylko blondyn wyszedł z wody to od razu przywoływała go do siebie. Prawie jak do psa. Chłopaki podłapali już temat i wołają na niego pantofel.

Charlotte z Masonem zdążyli już kilka razy poruszyć jej temat i skomentować jej wygląd. Tylko szczerze mówiąc, nie mam pojęcia do czego mogliby się przyczepić. Krótkie brązowe włosy założone za ucho, a na nosie widniały okulary przeciwsłoneczne. Pełne usta oraz ciemniejsza karnacja, powodują, że żałuję, iż tak nie wyglądam. Nie znam jej, ale wydaje się chamska, delikatnie mówiąc. Zdążyłam także zauważyć, że nikt za nią nie przepada oprócz kochasia, który rzekomo ją kocha. Dziewczyna także się z nami nie przywitała, a jedynie zlustrowała nas wzrokiem i wróciła do patrzenia w telefon.

- Bez szacunku – skomentowała brunetka, a ja spojrzałam na szatynkę. Głośno śmieje się i donośnym głosem opowiada o jakiejś imprezie.

Jestem tego zdania, że nie wszyscy muszą mnie lubić, ale szacunek to już kwestia wyniesiona z domu. Po chwili poczułam jak coś na mnie skapnęło. Podniosłam głowę do góry, a nade mną stał oprawca, który wyciągnął mnie z mojej ciemnej nory. Nawet nie zauważyłam, kiedy wyszedł z wody.

- Już się zmęczyłeś? - zapytałam z sarkazmem.

- Starość nie radość - westchnął dramatycznie chłopak i usiadł obok mnie.

Mogłabym powiedzieć, że dzisiaj był idealny dzień na takie kąpiele. Na całe szczęście ja z tego nie skorzystam.

- Młodość nie wieczność – dodałam, a on przewrócił oczami.

Peter i Mason cały czas dokuczają nam, że jesteśmy starzy, bo właśnie będziemy zaczynać ostatnią klasę, podczas gdy oni mają jeszcze dwa lata nauki. Chyba Luke jako jedyny nic nie wspomina, bo wie, że żarty przeniosłyby się na niego. Charlotte za to siedzi cicho jak mysz kościelna i nawet słowem nie wspomniała, że także nie należy już do ekipy niepełnoletnich.

- Na pewno nie chcesz wejść do wody? - zapytał się po raz tysięczny tego dnia Nick.

- Moja odpowiedź nadal brzmi nie - uśmiechnęłam się delikatnie. - Bardzo dobrze mi się tutaj siedzi.

I patrzy na ciebie. Nie. Nie. Nie. Nie ma takiej opcji, że pomyślałam o tym.

- No cóż jak wolisz. - powiedział i położył się obok.

Sama obecność chłopaka wywoływała we mnie sprzeczne emocje, ale teraz gdy jest półnagi to naprawdę dostaje pierdolca. Chęć spojrzenia co jakiś czas na jego ciało jest tak silna, że ledwo co udaje mi się powstrzymać, aby nie gapić się ciągle. Nie powiem, że nie, ale brakuje mi takiej bliskości z drugą osobą.
Nagle jego ręka zawędrowała na moją nogą i niemalże w tym samym momencie ją strzepnęłam.

- Jesteś mokry – zauważyłam, a on z cwanym uśmiechem założył okulary na nos, a ja zdając sobie sprawę z dwuznaczności słów, prychnęłam pod nosem. – Masz nierówno poukładane w głowie.

Jednak kto by nie pomyślał dwuznacznie w tej sytuacji. Niestety dopiero po fakcie zdałam sobie z tego sprawę. Dobrze, że nie rzucił tekstem typu: „To ty tak na mnie działasz", bo wtedy to bym zakopała się w tym piasku.

- Odezwała się ta, która sama nie ma zboczenia głowy – mruknęła przyjaciółka, a Crawford zaśmiał się donośnie. – Twoja rodzina ma tak dwuznaczne myśli, że ty już przesiąkłaś nimi.

- Część rodziny – dodałam, a ona przytaknęła. Nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka, bo tylko oni ode mnie się odwrócili, a za dzieciaka nauczyli przeklinać. Dwuznaczne teksty to była codzienność, w którą po prostu się wpasowałam co zostało ze mną do dzisiaj.

- Ale wiesz o co mi chodzi. Czasami zastanawiam się czy nie zamieniłaś się mózgami z Simonem – znieruchomiałam słysząc jego imię, a jej mina wyrażała dumę. – A właśnie, jak wy w ogóle się poznaliście w takim razie? – kiwnęła głową na naszą dwójkę, a ja rzuciłam jej wściekłe spojrzenie. Jednak niewiele sobie z niego zrobiła i usiadła po turecku przodem do nas.

Jak ja nienawidzę jej ubzduranej głowy. Tak szybko zmienia tematy, a moja głowa wariuje. Słysząc tylko to imię, moje serce przebiegło kolejny maraton i zacięcie zaczęło szukać jego bliskości. Ona nie ma pojęcia przez co każe mi przechodzić, siedząc tutaj. Podczas gdy ja powstrzymuję kolejną fale myśli o tych niebieskich oczach. Niech to wszystko szlag trafi!

- Nie licz na żadną romantyczną historię – odparłam pod nosem, ale usłyszawszy to zasłoniła mi usta swoją ręką.

- Nie ciebie się pytam – powiedziała, a ja przewróciłam oczami. – Ty mi nigdy nie powiesz prawdy.

Bingo. Jak ty dobrze mnie znasz. Po tym co teraz odwalasz to zapomnij o tym całkowicie.

- Znalazła mój notatnik, spotkaliśmy się i jak widać dogadujemy się – wzruszył beznamiętnie ramionami. – Cała historia.

Charlotte westchnęła zdenerwowana i założyła ręce na piersi, odwracając się do nas plecami. Uśmiechnęłam się zwycięsko, co udzieliło się również blondynowi. Nie wiem czemu tak bardzo okroił tą historię, ale jestem wdzięczna.

- W ogóle nie da się z wami rozmawiać – podsumowała, a Nick zaśmiał się pod nosem.

Nie rozumiem jednak czego oczekiwała, skoro znam się z nim zaledwie trzy tygodnie. Może jedynie wysnuwać teorie spiskowe i próbować się dowiedzieć, ale powiem jej. Może. W swoim czasie.
Próbuje sobie wmówić, że jej powiem, aby wyjść na dobrą przyjaciółkę.

Dochodziła powoli godzina piętnasta, z tego co wiem to chłopaki i Layla chcieli wypożyczyć deski do surfingu i wykorzystać w miarę duże fale. Mimo tego, że jestem tutaj ze swoją przyjaciółką to dalej czuję się jak intruz. Podobno to Peter wpadł na pomysł, żeby mnie zabrać, co z jego strony było bardzo miłe, ale miałam jednak cichą nadzieję, że to blondyn obok mnie sam na to wpadł.
Nikt nie wspominał o imprezie urodzinowej Masona z czego bardzo się cieszę. Nie pamiętam za wiele, ale bawiłam się z każdym. Nawet z Lukiem, który jest negatywnie do mnie nastawiony, a raczej takie odnoszę wrażenie. Jego spojrzenie nie należy do tych z przyjaznych i nie rozmawia ze mną. Raz się go coś zapytałam i odpuściłam, po tym jak mnie totalnie olał. Jednak nie każdy musi lubić każdego, można powiedzieć, że zachowuję się podobnie, jeśli kogoś nie lubię.

Zabawa w wodzie chyba zrobiła się nudna, ponieważ w naszą stronę szli chłopcy. Pierwszy odezwał się Luke, który zapytał się, gdzie jest szatynka. Wzruszyliśmy jedynie ramionami, a Nick wyjaśnił mu, że jakieś pięć minut temu poszła w stronę baru. Niebieskooki westchnął, wziął ręcznik, po czym ruszył w tamtą stronę. Niestety mamy tylko dwa ręczniki, przez co Mason i Peter się teraz kłócą. Nikt nie powiedział mi o tym wspaniałym pomyśle pojechania na plażę, przez co w sumie nie wzięłam nic pożytecznego oprócz okularów przeciwsłonecznych, które Nick już sobie przywłaszczył. Sam nastolatek nie wpadł na pomysł, aby wziąć więcej ręczników i pomyślał tylko o swoim tyłku. Jak to sam powiedział: " A co ja ojciec jestem, żeby wszystko im sponsorować?". Chłopcy się oburzyli i zaczęli wypominać sytuacje, w których to oni kupowali jemu różne rzeczy.

- Wasza kłótnia teraz nic nie wniesie, a ręczników dalej nie będziecie mieć – przerwała im brunetka, a oni w odpowiedzi burknęli coś pod nosem, czego nikt nie zrozumiał.

- Przykro mi, następnym razem pomyślicie – odparł niewzruszony blondyn, a oni spojrzeli się tylko po sobie, po czym oboje rzucili się na nastolatka.

Zaskoczona pisnęłam i odsunęłam się od nich. Widząc, że ich bitwa przeradza się w wojnę, obie z ciemnooką wstałyśmy i odeszłyśmy kawałek od nich. Ja się do nich nie przyznaje. Podczas, gdy oni tarzali się w piasku, Charlotte złapała mnie za łokieć i odwróciła w jej stronę.

- Madison, czy mogłabyś mi powiedzieć co w twoim życiu się właśnie odpierdala? – zapytała przyciszonym głosem.

Nie mam pojęcia co jej odpowiedzieć. Nie chcę teraz wyjawiać całej prawdy. W ogóle nie chce tego robić. Podejrzewa coś, a ja nic nie mogę powiedzieć. Jej oczy mówią jak bardzo jest na mnie wściekła, co nie poprawia sytuacji. Serce zaczęło trochę za szybko bić, a w głowie zaczęło powstawać poczucie winy przez nawarstwiające się sumienie. Moje życie to jedno wielkie kłamstwo. Jak mam jej to wytłumaczyć?

- Nic – odparłam wyrywając rękę z jej uścisku. – Po prostu żyje.

Ostatni raz spojrzałam w jej oczy i odeszłam do uspokajających się debili. Stanęłam nad Nicholasem zasłaniając mu słońce.

- Możesz tak już stać do końca dnia – przewróciłam oczami, a on uśmiechnął się szeroko. Usiadłam obok niego, a nasze dłonie dotknęły się przypadkiem.

Przełknęłam ślinę i zabrałam rękę. Moje wnętrzności szalały, jakby miały zaraz eksplodować. A to wszystko przez jego obecność. Klnę na siebie za tą naiwność i chęć po prostu przebywania z nim. Zwariowałam już do reszty z tym wszystkim. Ja nawet nie chce, aby cokolwiek z tego wszystko. Chyba.
Nie będę fundować mu takich karuzeli niepewności jak poprzedniemu. Zaczyna się szczęśliwie, a gdy problemy wychodzą na wierzch to kończy się wszystko fiaskiem. Nie dam rady kolejny raz tego przechodzić. Czułam na sobie nieprzyjemny wzrok dziewczyny, który nie poprawiał nic. Jedyne na co teraz mam ochotę to uciec z stąd jak najdalej i nigdy więcej już nie zgadzać się na takie wyjścia.

- Będziesz coś jadła? – usłyszałam nad sobą głos przyjaciółki.

- Nie, dzięki – odpowiedziałam nawet na nią nie spoglądając. – Nie jestem głodna. Jadłam przed wyjściem.

- To było trzy godziny temu. – zauważyła, a ja poczułam jak w żołądku ściska mnie na samą myśl o jedzeniu. Proszę was, nie drążcie tego tematu.

- Tylko, że ja siedziałam, a wy się kąpaliście - odbiłam piłeczkę i chyba tak o to tym sposobem zakończyłam temat, ponieważ nikt już nic więcej nie powiedział.

Mason, Peter wraz z Charlotte ruszyli do knajpy, a ja z blondynem zostaliśmy, aby pilnować rzeczy. Zaczynam żałować, że nie poszłam z nimi. Między mną, a chłopakiem zapadła cisza, a w tle szumiało morze. Przymknęłam oczy i westchnęłam głośno, wsłuchując się w dźwięki wydawane przez fale. Słońce opatulało moją twarz, przy okazji zagrzewając moje nogi i ręce. Mogłam założyć chociaż bluzkę na krótki rękaw czy spodenki. Gdyby nie to, że zaraz zejdę z gorąca to mogłabym zostać tak cały dzień.

- Rozumiem, że bluza była przemyślana - powiedział nagle chłopak, gdy zawiał mocniej wiatr.

Spojrzałam na niego pytająco, po czym po dłuższej chwili zrozumiałam o co mu chodzi.

- Tak. A co mam tobie oddać?

To tylko żart, proszę nie bierz tego do siebie.

- Bardziej miałem nadzieje na to, że ja oddam ci swoją - uśmiechnął się i odwrócił wzrok w stronę wody.

Cholera! Przestań! Stado motyli obudziło się w moim brzuchu, a na twarzy za pewne byłam już czerwona jak burak. Otworzyłam buzię, po czym ją szybko zamknęłam. Kompletnie nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć. Może po prostu lepiej zostawić to bez komentarza.

- Mam pytanko.

- Tak? - odwróciłam się w stronę chłopaka. Jestem pewna, że na mojej twarzy nadal mam czerwone wypieki. Może pomyśli, że to od gorąca.

- Nie polubiłaś Layli, prawda?

Przez kilka sekund patrzyłam się na chłopaka i zastanawiałam się, czy na pewno dobrze usłyszałam, po czym lekko się zaśmiałam. Może tylko mi się wydaje, ale nie bez powodu zadał to pytanie.

- Nie miałam okazji nawet z nią porozmawiać, więc trudno o niej cokolwiek powiedzieć - wytłumaczyłam.

Chociaż zdążyłam posłuchać trochę, to nie mogę oceniać dziewczyny, skoro jej nie znam i nie zamieniłam praktycznie ani jednego słowa. Nawet głupiego „hej" nie powiedziała. Fakt nie zrobiła najlepszego wrażenia, ale może ma jakąś drugą stronę.

- Ona taka jest - zaczął tłumaczyć. - I jakbyś się zastanawiała. Nie, ona nie ma drugiej lepszej strony. Szczerze mówiąc to czekam, aż Luke przejrzy na oczy i zrozumie, że ma na niego zły wpływ.

Czyli jednak nie ma. Jednak czy ja nie mam podobnej sytuacji z Charlotte? Może faktycznie nie można nazwać jej relacji miłością, ale tak samo jest w niego zapatrzona niczym w obrazek. Przeanalizowałam całą wypowiedź blondyna i powiedziałam:

- Miłość oślepia i uzależnia.

- W takim razie mam nadzieję, że nigdy się nie zakocham - powiedział z grymasem na twarzy.

Też bym chciała nigdy się nie zakochać i zostać bez jakiegokolwiek doświadczenia czy „lekcji życiowych". Żyjemy w tym popapranym świecie czasami zapominając o niektórych drobiazgach, uczuciach i tego, że inni też je posiadają. Chciałabym przeżyć to na nowo, nie wiedząc co może się przydarzyć i o co mogę się pokłócić. Chcę przeżyć to z kimś innym, kto naprawdę będzie mnie widział i szczerze kochał.

- Ja bym chciała zakochać się - powiedziałam pewnie. - Ale bardziej chciałabym być kochana, a to są dwie różne rzeczy – dodałam.

I to nawet nie podlega u mnie dyskusji, nic nie jest w stanie zmienić mojego zdania. Nie ma nic gorszego niż związek, w którym tylko jedna osoba kocha. Chłopak przez dłuższą chwilę nie odzywał się, przez co od razu pożałowałam swoich słów i że w ogóle się odezwałam.

- Po co? - spojrzał w moje oczy, a mi od razu zabrakło powietrza w płucach. - Jest kolorowo, a później z czasem zaczynasz czuć się źle i cierpisz.

- A co, jeśli jedynym wyjściem, aby nie czuć się źle. Jest przestać czuć cokolwiek. Na zawsze. - powiedziałam pewnie. - To wynika z twojego rozumowania. Nie można zamykać się na wszystko, bo wtedy wszystko tracimy.

Chłopak uśmiechnął się, pokazując przy tym swoje dołeczki. Moje serce zaczęło troszeczkę szybciej bić. Nie rozumiem tylko co jest w tym takiego zabawnego.

- W takim razie, czemu ty zamykasz się na wszystko?

Zatkało mnie. Dosłownie przestałam myśleć, a moje szare komórki umarły. To tak jakby pamięć inteligentna zaprzeczyła sama sobie i zawiesiła się.

- Masz rację, tylko dlaczego sama nie możesz tego wykorzystać? Nie znamy się długo, ale widzę jak czasami masz problem na przykład z większym tłumem ludzi.

Okej, teraz to zabrzmiało, jakbym zaczęła się robić problematyczna. Odwróciłam wzrok w stronę morza, nie chce, żeby widział, że trochę zabolały mnie jego słowa.

- Nie przeszkadza mi to, ponieważ wolę spędzać z tobą czas...- nie było mu dane dokończyć, ponieważ przerwałam mu.

- Czemu? Czemu akurat ze mną? - zaśmiałam się gorzko. - Nie ma we mnie nic specjalnego, nie jestem zabawna, rozgadana czy nawet towarzyska.

Jestem jedynie problemem. Poczułam jak w oczach zaczęły zbierać się łzy, ale nie mam zamiary dać im wyjść na światło dzienne.

- Ja to widzę inaczej - szkoda, że tylko ty.

Nagle usłyszałam krzyki dochodzące z oddali. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Masona, który biegł i krzyczał jakieś niewyraźne słowa, a za nim Peter goniący go. Zabawnie to wyglądało, a jeszcze bardziej upadek czerwonogłowego. Zaczęłam śmiać się głośno, że aż brzuch zaczął mnie boleć. Brunet usiadł na chłopaka i zaczął się z nim tarmosić. Luke z Charlotte za to ominęli ich, nie przejmując się nimi. Zawzięcie o czymś rozmawiali, a blondyn wymachiwał rękoma na wszystkie strony. Uczucie zazdrości zakuło mnie delikatnie. Wystarczy, że wejdzie do pomieszczenia i już wszyscy chcą zwierzać jej się ze swoich sekretów i adorować ją do końca imprezy.

- O co tym razem poszło? - zapytał Nick, gdy byli już blisko nas.

- Też chciałbym wiedzieć - odpowiedział wzruszając ramionami.

Ja za to śmiałam się z bijących chłopaków. Opadłam na plecy i złapałam się za brzuch. Nick odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął szeroko pokazując przy tym szereg zębów. Po chwili wyciągnął telefon i krzyknął:

- Uśmiech – a ja zasłoniłam rękoma swoją twarz.

Zaczęłam się uspokajać i klepnęłam chłopaka. Nie lubię, jak ktoś robi mi zdjęcia, tym bardziej jak za pewne nie wyjdę korzystnie. Jednak nie skomentowałam tego, pewnie niedługo zginie to w jego galerii.

- To, kiedy przyjdziesz na naszą próbę? – zapytał Luke, a ja zamarłam. To my rozmawiamy?

Uspokoiłam się i podniosłam do siadu. Jego wyraz twarzy oddawał znudzenie tak samo jak cała postawa. Teraz jak przypominam sobie wszystkie opowieści blondyna to ciężko jest mi uwierzyć w to, że on też bierze w tym wszystkim udział. Wydaje się najbardziej odpowiedzialny z całej czwórki. Nie pasuję mi on do tego obrazka czwórki idiotów.

- Mam dużo czasu, więc to od was zależy – wzruszyłam ramionami, próbując wyglądać na wyluzowaną, podczas gdy dosłownie płacze w środku.

- Ciekawe – burknęła Charlotte pod nosem, co usłyszałam.

- Wydaje mi się, że pod końcówkę tygodnia będzie... - nie zdążył dokończyć, ponieważ Mason podbiegł do nas z krzykiem.

- NICK POWIEDZ, ŻE TO NIE JA OJEBAŁEM OSTATNI KAWAŁEK PIZZY U CIEBIE!

Chłopak przewrócił oczami i jedynie pokręcił głową.

- Tak naprawdę to ja go zjadłem, ale lubię ciebie denerwować. - wzruszył ramionami Peter i usiadł za mną.

Podczas całego zamieszania, nie zauważyłam nawet, że Layla z nimi nie wróciła. Spojrzałam z powrotem na Luka, ale on siedział z nosem w telefonie. Nie powinnam się wtrącać, ale naprawdę zastanawia mnie to co się między nimi stało i czemu dziewczyna nie wróciła.

Po dwudziestej pierwszej, wszyscy zaczęli zbierać się. Chłopaki chcieli zostać na ognisko, które zaczęło rozkręcać imprezę, jednak Nick przekonał ich, że kolejna może źle się dla nich skończyć. Odniosłam wrażenie, że przekonał ich tylko ze względu na mnie i moją niezadowoloną minę, kiedy usłyszałam o ich pomyśle. Nie chciałam, aby rezygnowali z zabawy ze względu na mnie, ale Nicholas wytłumaczył mi, że tak będzie najlepiej dla wszystkich. Nie kłóciłam się, ponieważ to on ich zna najlepiej i wie co będzie lepsze. Okazało się także, że "chwilowe" zniknięcie Layli była spowodowane nudą jaka jej doskwierała. Luke pokłócił się także z dziewczyną, co nikogo nie zdziwiło. Może Nick miał rację co do nich. Znaczy na pewno zna ich lepiej i wie jak to wygląda, ale chyba jednak nie wyolbrzymiał tak jak mi się zdawało z początku. Nikt się tym nie przejął, chyba nawet sam blondyn olał to, ponieważ po chwili żartował z tego. Tylko, że wiem i to bardzo dobrze, że nietrudno jest założyć maskę i przykryć uczucia. Gorzej jest później, gdy chcesz ją zdjąć i czuć tak jak wcześniej.

Blondyn odwiózł Charlotte do domu, ale nie skręcił w stronę mojego domu. Zdezorientowana spojrzałam na niego, ale był całkowicie skupiony na drodze.

- Mój dom jest w drugą stronę – powiedziałam, ale on wyglądał jakby mnie w ogóle nie słuchał. – Nick, zaraz będzie dwudziesta druga, powinnam być już...

- Rozmawiałem z twoim tatą – przerwał mi, a ja zaskoczona spojrzałam na niego. – Zanim zeszłyście na dół to pytałem się go, czy mogę później ciebie odwieźć.

Zaśmiałam się krótko i założyłam ręce na piersi. Czyli o wszystkim wiedział i pozwolił mi wyjść tak ciepło ubrana. Pokręciłam głową, po czym oparłam ją o szybę. Słońce już dawno zaszło, a ulice oświetlały lampy uliczne. Jechaliśmy osiedlowymi uliczkami przez co jest już pusto, a w domach palą się jedynie pojedyncze światła. Też powinnam być już w domu, ale jak zwykle decyzja została podjęta za mnie. A tak się już cieszyłam, że wracam do domu.

- Gdzie jedziemy? – zapytałam z nadzieją, że odpowie mi na to pytanie bez żadnych skrupułów.

- Jak poczekasz jeszcze piętnaście minut to nic ci się nie stanie – odparł, a ja przewróciłam oczami.

Skoro nie chce mówić to nie. Nie zostało mi nic innego niż czekanie. Kątem oka spojrzałam na Nicholasa. Jeszcze niedawno bałam się o własne życie jeżdżąc z nim, a teraz wsiadam do tego samochodu bez większego zawahania. Crawford jest dobrym kierowcą i nie jest to kwestia sporna. Łokciem opierał się o okno trzymając kierownicę, a drugą rękę trzymał na skrzyni biegów, co jakiś czas zmieniając biegi. Wyglądał na wyluzowanego, za to ja od środka emanowałam ekscytacją, ale zarazem niepewnością. Pewnie chce wywieźć mnie do lasu i tam zostawić. Szczerze to nie byłabym zdziwiona. Wygląda na sympatycznego, ale tacy właśnie najczęściej okazują się psychopatami. Mógł udawać przez ten cały czas, a zaraz skończy się mój żywot.

Reszta drogi minęła w przyjemnej ciszy z piosenkami AC/DC w tle. Podczas podróży poczułam, jak zmęczenie ogarnia mój organizm. Oczy same mi się zamykały, ale próbowałam zostać przytomna. Chłopak poprosił mnie, abym zamknęła oczy, ale wyjaśniałam mu, że mogłabym wtedy zasnąć, co jedynie skwitował śmiechem. To wydaje się śmieszne, ale jestem naprawdę zmęczona.

Chłopak zaparkował na parkingu obok wielkiej opuszczonej hali. W pierwszej klasie liceum często tutaj przyjeżdżaliśmy. Wysiadając poczułam od razu ten smród, który zawsze unosił się ze ścieków. To jest jeden z wielu minusów tego miejsca. Zmarszczyłam nos na nieprzyjemny zapach. Nick grzebał w bagażniku, podeszłam do niego, a on podał mi worek szklanych butelek. Nie ma gdzie wywozić śmieci?

- Teraz wyjaśnisz mi to? – zapytałam zdezorientowana całą sytuacją. – Jeśli nie masz gdzie wyrzucać śmieci to mogłeś powiedzieć od razu.

- Nie gadaj tylko chodź – zamknął klapę wraz z samochodem i ruszył w stronę hali.

- Tam śmierdzi – powiedziałam głośno, aby na pewno mnie usłyszał. – Będę śmierdzieć – jęknęłam.

Nagle odwrócił się, przez co twarzą przywitałam się z jego klatą.

- Zawsze tyle marudzisz czy dzisiaj jakoś tak szczególnie? – przymrużyłam złowrogo oczy, a on uśmiechnął się dumnie.

Nie skomentowałam tego i ruszyłam przed siebie. Po drodze opowiedziałam jedną z historii, kiedy Harry wraz z Milesem wpadli tutaj do ścieków. To była zabawna sytuacja, ale także bardzo śmierdząca. Przez dwa dni domywali się z tego gówna.
Weszliśmy do środka, a od samego zapachu miałam odruch wymiotny. Zatkałam nos palcem wskazującym i kciukiem, a drugą ręką ciągnęłam worek po ziemi. Butelki obijały się o siebie, a dźwięk roznosił się po całej hali. Szłam na oślep za chłopakiem i naprawdę zaczynałam się coraz bardziej obawiać jego pomysłu. Dwa worki idealnie nadawałyby się na schowanie ciała. Blondyn stanął naprzeciwko ściany i odrzucił worek na bok. Odwrócił się w moją stroną, a jego wargi wygięły się w półuśmiechu. Podszedł do mnie i złapał za ramiona. Teraz jestem naprawdę przerażona, moje serce galopuje jak szalone.

- To jest ten moment, w którym żegnasz się ze swoim życiem.

Chyba właśnie dostałam zawału. Krew momentalnie zeszła z mojej twarzy. Nie czuję, jak serce bije! Czy można samemu sobie uratować życie? Zaraz naprawdę sprawdzę swój puls. Patrzył na mnie poważnym wzrokiem, po czym roześmiał się, a jego śmiech rozniósł się echem po hali. Zmieniam zdanie. To ja go dzisiaj zabije.

- Boże, żałuj, że nie widziałaś swojej miny – zgiął się wpół, a jego ręce zjechały do moich dłoni. Ukucnął przede mną i śmiał się w najlepsze.

Miałam rację, nie wszyscy wrócą dzisiaj żywi. Zagryzłam wnętrze policzka i uśmiechnęłam się chłodno. Faktycznie to było tak zabawne, uśmiałam się niesamowicie. Przez następne pięć minut uspokajał się, a ja po prostu stałam i liczyłam do dziesięciu. Po kilku minutach byłam już na stu osiemdziesięciu, a wizja zakopania go żywcem nadal nie wydawała się zła. Odkaszlnął i wstał cały czas trzymając mnie za ręce.

- Chyba jednak ty się pożegnasz ze swoim życiem – warknęłam i wyrwałam się z uścisku. – Na cholerę my tutaj przyjechaliśmy?! Chciałeś mnie nastraszyć? Proszę bardzo, udało ci się. Jestem zmęczona, wyciągnęliście mnie z domu z kacem, więc jedyne na co teraz mam ochotę to położyć się spać. Dlatego z łaski swojej rusz dupę i odwieź mnie do domu.

- Ale jeszcze nie zrobiliśmy tego, co mamy w planach.

- Mamy?! – wskazałam palcem na naszą dwójkę. – To ty sobie coś ubzdurałeś!

Niewiele zrobił sobie z mojego krzyku. Podszedł do worka, wyjął butelkę po czym mi ją podał. Podczas, gdy ja emanowałam złością on najzwyczajniej w świecie podał mi butelkę po jakimś piwie. Chyba jednak trafiłam do innego uniwersum.

- Rzucaj – wskazał na ścianę.

- Co? – zapytałam zdezorientowana. Wziął moją rękę po czym wsadził w nią butelkę. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Za dużo bodźców wokół naraz.

- Musimy pozbyć się dwóch worków butelek. Podobno działa to dobrze na rozładowanie negatywnych emocji.

- Negatywne emocje to zaraz możesz poczuć w dupie – oddałam butelkę, ruszając w stronę wyjścia z hali.

Nie mam pojęcia co miał w głowie przywożąc mnie tutaj. Zmarnowałam tylko swój czas, nabawiłam się większej migreny, a do tego wszystkiego dostałam chyba zawału. Przecież terapeutka nie uwierzy mi jak jej to wszystko opowiem.

- Liczenie od stu w dół nie zawsze ci pomoże – usłyszałam za swoimi plecami, na co gwałtownie zatrzymałam się.

- Co? – odwróciłam się w jego stronę, stojąc kilka metrów od niego. – O czym ty mówisz?

- Mad, widziałem to wszystko. Słyszałem, jak liczyłaś i starałaś opanować emocje.

Czemu? Czemu postanowił mi to powiedzieć, zamiast ukryć ten fakt przede mną? Świadomość, że był świadkiem tego w całości, uderzyła we mnie za mocno. Poczułam jak w kącikach oczu zaczęły zbierać się łzy. Powiedzmy, że jest to dla mnie delikatny temat.

- Nie wydaje mi się, aby powinno to ciebie obchodzić – powiedziałam, przełykając narastająca gulę w gardle.

- Po prostu wyduś to z siebie!

- Gdybyś usłyszał to wszystko to pożałowałbyś każdej minuty spędzonej w moim towarzystwie – odpowiedziałam chłodnym tonem. – Nie chce tej znajomości – dodałam dobitnie.

- Ale mimo wszystko nadal tutaj jesteś – zaśmiał się chłodno, a po moim kręgosłupie przeszedł nieprzyjemny prąd. – Przestań kłamać, bo twoje oczy mówią wszystko.

Zaśmiałam się donośnie, po czym szybkim krokiem podeszłam do chłopaka. Stanęłam pięć kroków od niego i spojrzałam prosto w jego oczy.

- W takim razie co mówią moje oczy?

Zapanowała cisza między nami. Tak właśnie myślałam. Każdy może chcieć pomóc, ale nie każdy umie, czy powinien zabierać się za to. Nie prosiłam o sesje terapeutyczne. Nigdy o nic nie będę już prosić.

- Nie zawsze będzie łatwo, takie jest życie – zaczął. – Ludzie będę uciekać, ranić, kochać. Nie jesteś w stanie nad wszystkim zapanować. Nie jesteś w stanie żyć za kogoś.

Pamiętam jak pierwszego dnia nie byłam w stanie rozszyfrować koloru jego oczu. I szczerze mówiąc dalej nie wiem jakiego koloru one są. Patrząc widzę to całe szczęście i zaangażowanie w każde nasze spotkanie. Nawet w ciemności jego oczy lśnią błyskiem, który ukazuje jak bardzo jest żywy i prawdziwy. Tak długo doszukiwałam się tego u mnie, aż wreszcie poddałam się. Mogłabym skłamać i udawać, że naprawdę się cieszę z każdego naszego spotkania czy rozmowy. Jednak z każdym dniem coraz częściej pojawia się niepokój przed nieznanym i przed wejściem w nowy etap. Głosy narastają, ale już sama nie wiem, który z nich jest silniejszy. Podświadomość podpowiada mi, abym brnęła w to dalej i nie przejmowała się tym. Jak mogę się nie przejmować, gdy naprawdę zaczyna mi zależeć? Odpychałam to od siebie naprawdę długo – jak na mnie. Zaczynam wierzyć w jego zamiary, mimo tego, że wiem jak to się skończy.

- Czemu tak bardzo się na mnie uparłeś? – zapytałam ledwo słyszalnie.

- Ponieważ tylko ty dryfujesz po tym oceanie – rzuciłam mu niezrozumiałe spojrzenia, ale zanim zdążyłam zapytać, odwrócił mnie do ściany i delikatnie popchnął do przodu.

Przełknęłam głośno ślinę, po czym sięgnęłam po szklaną butelkę. Westchnęłam głośno i przymknęłam oczy. Jedyna negatywna emocja na ten moment łączy się tylko z jedną osobą. Nie jestem gotowa otworzyć się, aż tak bardzo przed blondynem. Wiem jednak, że to jedynie chwila zanim moja głowa zacznie pracować. Wokół mnie zapanowała cisza, którą zakłócały jedynie świerszcze. Chciałabym teraz wyobrazić sobie jego i poczuć te ręce, które za każdym razem zaciskają się na mojej szyi. Te oczy, które patrzyły na mnie z miłością. Te usta, które tak wiele mi obiecały. Nabrałam powietrza i spojrzałam do tyłu. Nick dalej stał w tym samym miejscu i po prostu czekał.

Bo bez niego jesteś nikim.

Po moim ciele przeszła fala nieprzyjemnych dreszczy. Przed oczami zaczęły przelatywać wszystkie momenty złości czy smutku. Z każdą sekundą moje palce coraz mocniej zaciskały się na szyjce.

Wyprowadzę się wtedy do Sydney. Do ciebie.

Złość opanowała całe moje ciało. Zamachnęłam się, a szkło z hukiem rozbiło się na ścianie. Faktycznie, trochę ze mnie zeszła, ale to nadal za mało. Podeszłam do worka i wyciągnęłam kolejną butelkę.

Zasługujesz na coś więcej niż ja i gwarantowane złamane serce.

Kolejna butelka roztrzaskała się na ścianie.

Stworzymy coś co będzie miało ręce i nogi.

Kolejna.

To przestań mnie wkurwiać.

Kolejna.

Małymi kroczkami.

Z każdą kolejną butelką, niewidzialne ręce coraz mocniej zaciskały się na mojej szyi. Z każdą kolejną kolejką coraz więcej łez spływało po moich policzkach. Czułam, jak dostały się one do mojego dekoltu i spływały po moim brzuchu. Złość zamieniła się w rozpacz, ale jak w amoku rozbijałam kolejne butelki, nie patrząc na chłopaka. Nie wiem nawet w którym momencie zaczęłam krzyczeć, a płacz przeszedł w szloch. To wszystko mnie już przerasta. Nowe wspomnienia wpadały jak burza. Dusze się. Umieram. Powstaje. I tak w kółko. Czemu miałabym przestać? Czemu miałabym przestać myśleć, przeżywać i żyć?

To miłość ciebie zniszczyła.

Nagle poczułam jak ciepła dłoń powstrzymała mnie przed kolejnym rzutem. Po chwili znalazłam się w ramionach Nicholasa. Nabrałam dużo powietrza i ponownie wybuchłam płaczem. Pierwszy raz jestem świadoma tego co się dzieje. Nie podoba mi się to, ponieważ to oznacza, że będę pamiętać. Będę pamiętać jak bardzo nisko upadłam przez szatyna. Dopiero Nicholas Crawford zauważył jak wiele emocji kotłuje się we mnie. Czemu wszechświat mi ciebie zesłał, abym zniszczyła i ciebie?

- Napisz ze mną piosenkę – odparł blondyn, a ja na chwilę przestałam moczyć mu koszulkę i spojrzałam na niego.

- Co? – zapytałam zdezorientowana.

- Napisz ze mną piosenkę – powtórzył, a ja pokręciłam głową. Totalnie się do tego nie nadaję.

- Słyszałem co napisałaś i jak śpiewasz – powiedział błagalnym tonem. – Proszę.

- Czemu? – zapytałam, odsuwając się delikatnie, jednak chłopak ponownie przyciągnął mnie do siebie.

- Czasami piosenki mówią to, czego ty nie potrafisz – wyszeptał, a ja pociągnęłam nosem.

Ludzie nie rodzą się smutni. To my sprawiamy, że tak czują. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro