Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mogłabym kłamać i wmawiać wszystkim, że akceptuje siebie w stu procentach. Jednak samoakceptacja jest trudna, jak nie najtrudniejsza w naszym życiu. Ludzie wiecznie wypominali mi wady albo po prostu tylko je widzieli patrząc na mnie. Tak mi się przynajmniej zdawało. Mama zamiast chwalić, olewała mnie lub krytykowała. Niestety jako dziecko nie rozumiałam jeszcze co tak naprawdę oznacza krytyka, a co najzwyklejszy hejt. Dzięki niej, bardzo szybko skończyłam grać na ukulele zaraz po podjęciu próby grania na instrumencie. Zaprzepaściłam wiele marzeń, ale wiele mi nawet obrzydło przy podłych słowach w moją stronę.

Najłatwiej jest nam obrażać i negować wszystko. Trudno przyznać, że ktoś coś zrobił lepiej od nas, albo że zasługuje bardziej niż my. Oczywiście nikt nie jest idealny, ale każdy chciałby się tak poczuć przez chwilę - docenionym, chociaż raz.

Czasami jednak odnoszę wrażenie, że nie zasługuję na nic co jest dla mnie dobre. Po prostu szczęście nie jest mi wskazane. Jestem wściekła na samą siebie, że nie walczę o nie. Ale z drugiej strony po co walczyć o coś co nigdy nie było ci pisane? Najwidoczniej od samego początku miałam skończyć w pokoju, patrząc się tępo w ścianę. Błagać każdego wieczoru o normalny kolejny dzień, abym nie czuła jak znowu zapadam się pod ziemię.

Gdy tylko otworzyłam oczy od razu sięgnęłam po telefon. Większość powiadomień była z jakiś gier czy social mediów. Jednak najbardziej w oczy rzuciła mi się wiadomość od Charlotte. Przetarłam oczy i spojrzałam jeszcze raz. Czy ja się właśnie przewidziałam?

Charlotte: jest mi kurwa ciężko ostatnio i nic w żaden sposób nie pomaga więc próbuje znaleźć jakiekolwiek rozwiązanie, a wszystko mi jedno kto daje mi chwilę uwolnienia się od tego gówna

Charlotte: i wiem, że to jest toksyczne, ale staram się

Wysłała mi to zaraz po tym jak odłożyłam telefon i wzięłam tabletki nasenne, aby zasnąć. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia co powiedzieć, a co dopiero odpisywać. Chociaż czy powinnam odpowiadać? Prawdopodobnie tego nie pamięta, a jak zobaczy to będzie udawać, że nic się nie stało. Zawsze lubiłyśmy problemy zamiatać pod dywan i nigdy już o nim nie wspominać. Rozmowa z Noah na nowo zawitała w moich myślach. Miał rację, zakładam coś z góry i ślepo w to idę. Jedna z wielu wad jakie kryją się pod tą cienką skórą.

Wstałam z łóżka i przeciągnęłam się. Pojedyncze promienia słońca przedostawały się przez żaluzje. Jednak nawet dobra pogoda nie poprawia mojego nastroju. Tata zanim pojechał z mamą do sklepu, przyszedł do mnie i mnie obudził. Od tamtej pory po prostu leżałam i tępo gapiłam się w sufit. Wiadomości od blondynki także nie pomagały. Wszystko krążyło w mojej głowie z zawrotnym tempie. Czemu nagle straciło to sens?
Podeszłam do szafy, ale mój wzrok utkwił w lustrze. Od ostatniego czasu coraz częściej patrzę na swoje odbicie i za każdym razem jestem zawiedziona tym co widzę. Sama nie wiem co mnie bardziej przeraża. To, że widać wszędzie moje wystające kości, czy bardziej to, że dopuściłam do takiego stanu. Już nawet sama nie wiem kogo mam obwiniać za to, że nie byłam w stanie nic w siebie wcisnąć.

Wszystko przez to, że tak bardzo przywiązałam się do kogoś kto jedynie chciał poczuć się chciany. Do tego jeszcze te całe nerwobóle i stres. Wiedział o mnie wszystko...

Nagle w całym swoim ciele poczułam gniew. Poczułam jak na mojej szyi zaciskają się niewidzialne ręce. Z każdą sekundą uścisk robi się coraz mocniejszy. Zaczynam się dusić, ale nie walczę. Pozwalam, aby to on przejął nade mną władze. Znowu. Skoro pozwalał mi na to tyle razy, to czemu teraz nie?

Nie ma innej.

Do oczu napłynęły mi łzy, które zaczęły po chwili spływać. Czułam, jak przemierzają drogę, aż do mojego dekoltu. Przegrywam kolejną walkę.

Zrób coś.

Czy ktokolwiek chociażby przejął się tym, że przepadłam oddając się w same ręce moich największych koszmarów. Kto byłby bardziej zawiedziony? Mama czy tata?

Proszę...

Nic już nie będzie takie samo jak kiedyś. W takim razie po co?

Zrób coś!

Nie chce.

ZRÓB COŚ!

Nie mając, gdzie wyładować swoich emocji, z całej siły walnęłam pięścią w lustro, które od razu roztrzaskało się na milion kawałków. Wszystko rozproszyło się po całym pokoju. W ręce wbiło się tysiące malutkich drobinek, aż zaczęła sączyć się krew.
Niewidzialne ręce zniknęły, a ja zaczęłam łapczywie nabierać powietrza. Krzyk wyrwał się z moich ust, po czym opadłam na kolana. Szkło kaleczyło moje nogi, ale nie przejmowałam się tym. Rękoma złapałam za moją szyje, która z każdym oddechem bolała coraz bardziej. Moje płuca płonęły wraz z moim sercem. Spojrzałam na swoją dłoń, z której kapała krew na podłogę. Podniosłam wzrok na roztrzaskane lustro. Pomimo pęknięć i braków, mogłam zobaczyć siebie. Cała jestem we krwi, zaczynając od szyi kończąc na kolanach. Przetarłam dłonią spływające łzy, zostawiając szlak czerwonej cieczy. Na sam widok poczułam, jak zaczyna kręcić mi się w głowie.

Teraz wszystko zaczyna wirować i to najbardziej w tym lubię. Nie mam nad tym żadnej kontroli, a i tak nic nie będę pamiętać po miesiącach udręki.

Wstałam na zdrętwiałych nogach i ruszyłam do łazienki. Musiałam przytrzymywać się ściany, aby nie upaść. Za sobą pozostawiałam bordowe ślady, ale na ten moment najmniej mnie to obchodziło. Tak na prawdę to nie wiedziałam co robię. Szłam na oślep przed siebie, intuicja prowadziła mnie tam. Tylko ona tyle razy mnie zawiodła...

Kontaktowałam jak przez mgłę, a moje ruchy wydawały się powolne. W głowie szumiały szepty, które z każdą chwilą stają się coraz mniej wyraźne. Po chwili poczułam lekkie zawroty głowy. Przystanęłam, po czym straciłam całkowitą władzę na nogami. Aż nastała ciemność.

To chyba oznacza, że kolejna zapalniczka wpada do pudełka.

***

Otworzyłam delikatnie oczy i pomrugałam kilkukrotnie. Co jest do cholery? Od kiedy w moim pokoju jest tak jasno? Moja twarz wykrzywiła się w grymasie. Moje ciało wydaje się takie ciężkie. Poruszyłam delikatnie prawą ręką, każda kość momentalnie zaczęła strzelać. Uniosłam się na łokciach, co było złym pomysłem zważywszy na to, że od razu zakręciło mi się w głowie. Opadłam z powrotem, a łóżko głośno zaskrzypiało. Ja chyba już trafiłam do innego świata. Jęknęłam głośno i złapałam się za krzyż. Ze zdezorientowaniem rozglądałam się po pomieszczeniu. Białe ściany, duże okno po lewej stronie pokoju, niewielki fotel stał po mojej prawej stronie. Naprzeciwko stoi biała komoda, na której porozkładane są jakieś papiery. I ten typowy smród, na który od razu się skrzywiłam.

Jak ja nienawidzę szpitali. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na swoją prawą rękę. Od dłoni do łokcia mam zawiązany bandaż. Jak ja w ogóle się tutaj znalazłam?

- Nareszcie się obudziła – usłyszałam naburmuszony głos matki, która weszła do środka.

Jej ton nie świadczy nic dobrego.

- Ile już tutaj jestem? – zapytałam zachrypniętym głosem, a gardło zaczęło palić mnie.

- Jeden dzień. Przespałaś całą sobotę - usiadła na fotelu, a jej oczy wypalały we mnie dziury.

Jest zła. Śmiem nawet stwierdzić, że wkurwiona.

Gdy już miałam zadać kolejne pytanie do pokoju wszedł ojciec z mniejszą torbą podróżną. Zapewne w środku są ubrania dla mnie. Miło. Już czuję jak moja matka przymierza się do rozmowy o tym co się stało.

- Musimy porozmawiać o tym co się stało - zaczęła, zakładając nogę na nogę. Odwróciłam wzrok w stronę okna i zawiesiłam tam spojrzenie.

Nie uważam, aby akurat ona była odpowiednią osobą, która miałaby w jakikolwiek sposób zażegnać problem.

- Znów się tniesz... - mruknęła.

- Nie tnę się - powiedziałam dosadnie, posyłając jej wkurzone spojrzenie.

Nie rozumiem tego "znów", ponieważ nigdy tego nie robiłam. Była jedna akcja z nożem, ale nawet nie dotknęłam skóry. Jedynie o tym pomyślałam, chociaż dla mojej szkolnej psycholożki było to wystarczające, aby wezwać moich rodziców i nasiać jedynie zamętu w domu.

- To czemu znaleźliśmy ciebie na górze, całą zakrwawioną? - zapytała mrużąc oczy. – Może wyjaśnić mi czemu moja córka o mało co nie wykrwawiła się przy schodach?

Teraz wiem, jak potoczyła się sytuacja dalej.

- Zbiłam lustro w pokoju i się zraniłam - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, nadmiar spokojnie chociaż z każdą sekundą jest to coraz trudniejsze.

- To wcale... - zaczęła, ale ojciec przerwał jej.

- Ruth, skoro mówi, że tego nie robi to tak jest - przetarł czoło ręką, nadal stojąc nad kobietą.

Chociaż jedna osoba mi wierzy.

- W takim razie czemu zbiłaś lustro? - dopytywała, a ja przewróciłam oczami. Nie ma opcji, żeby zostawiła ten temat.

Ale czemu to zrobiłam? Jak wyjaśnić moje zachowanie, skoro sama nie znam powodu, dla którego to zrobiłam.

- Zdenerwowałam się – powiedziałam niepewnie. - Chyba – dodałam niepewnie pod nosem.

Tylko na co? Czasami moje zachowania są niewyjaśnione i sama później zapominam powodu dla których to zrobiłam.

- Chyba? Więc postanowiłaś zbić lustro i się zranić? - dopytała niedowierzając. – Brudząc przy tym wszystkie napotkane ci ściany?

- Nie zrobiłam tego celowo! – krzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze, co skończyło się bolesnym odrętwieniem.

- Osoba w depresji nigdy nie robi nic celowo - powiedziała po czym wyszła zostawiając mnie w stanie rozbicia z ojcem, który zapewne sam nie wie co ma ze mną zrobić. Gdyby nie on to pewnie bym rozpłakała się i żałowała, że wczoraj skończyło się tylko na tym.

Jednak tutaj kobieta ma rację. Moja zamiary nigdy nie są celowe, a raczej taka jest zawsze wymówka. Warknęłam pod nosem i ponownie spojrzałam na moje ręce, a potem na kabelki wystające z nich. Nie chce nawet wiedzieć, jak wyglądają moje nogi. Teraz chociaż mam wymówkę, na noszenie długich spodni przy upale.

W pomieszczeniu został mój ojciec, który skanuję moją twarz. Zaczęłam czuć się źle pod wpływem jego wzroku, który ganił mnie za moje czyny.

- Co? - zapytałam w końcu nie mogąc znieść jego spojrzenia.

- Dobrze wiesz, czemu to się stało - powiedział z pewnością w głosie.

- Nie, więc oświeć mnie – odburknęłam.

Włączyłam moją barierę, schowałam się za murem. Nie chciałam, żeby czytał ze mnie jak z otwartej księgi. Nie chciałam, żeby ktokolwiek to robił.


Mimo tego, że spędzamy mało czasu, to i tak zna mnie bardzo dobrze. Czasami wie lepiej niż ja czemu to cały czas robię. I tego się właśnie obawiam – prawdy, która może mnie zrównać z ziemią.

- Samotność ci doskwiera - powiedział uśmiechając się.

Nie rozumiem z czego tu się można cieszyć. Bawi go kupowanie nowych luster? A może siedzenie nad swoją córką, która ledwo daje sobie radę w społeczeństwie.

- I co z tym faktem zrobisz? - zapytałam z chłodem w głosie.

Przeszłam do ataku, nie chcąc słuchania kolejnego wykładu. Doskonale wiem, że każda rozmowa z nim na ten temat, kończy się płaczem. Boli mnie to, że musi na to patrzeć. Jak jego jedyne dziecko, samo się zabija, a on jest bezbronny i nic nie może z tym zrobić. Boli mnie jak patrzę na niego jak jest zmęczony, bezradny. On sam wie, że to już koniec, ale boi powiedzieć się tego na głos. Już na zawsze będę zepsuta i nikt tego nie zmieni. Nawet jakbym bardzo tego chciała.

- Powinnaś zacząć terapie.

- Nie wiem, czy wiesz, ale już na nią chodzę - zironizowałam. - Sam mnie nawet na nią zapisałeś - sztuczny uśmiech zawitał na moich ustach.

- Nie chodzi mi o psychologa, ani inne gówna - powiedział skwaszony, siadając na krzesełku obok - Powinnaś sama być swoją terapią. Nie zamykać się w pokoju. Może niech ten chłopak będzie twoją terapią?

Zaśmiałam się krótko na jego słowa i czekałam, aż powie, że to żart. Jednak nie doczekałam się tego. Mam wrażenie, że nabrał gówna do swojej głowy słuchając filmików, które mama ogląda.

- Nie będę nikogo wykorzystywała jako swoją indywidualną terapie. Tym bardziej, jeśli go nie znam. To nie on narobił szkód, żeby teraz je naprawiać.

Jedyna osoba, która w tej sytuacji powinna odkupić swoje winy, mieszka z dobre dwieście kilometrów poza Sydney. Za to ja nie powinnam obarczać go taką winą, bo przecież oboje zapracowaliśmy sobie na taki koniec. Łatwiej jednak kogoś obwinić.

- Może czas poznać kogoś, kto nie będzie ci jeszcze bardziej zabierał szczęścia z życia - powiedział, siadając na krawędzi łóżka. - Wiem, czego się obawiasz. Czas wrócić do żywych i cieszyć się życiem, dopóki możesz. Poznać nowych ludzi. Ci co ci przeszkadzają zawsze będą, ale musisz nauczyć się radzić z nimi. Nauczyć się mówić nie.

Dopiero co skończyłam jeden związek, a teraz wpycha mnie w drugi. Niesamowite. Czy on już zapomniał o naszej ostatniej rozmowie?

- Łatwo mówić.

- Wiem, dlatego nie wymagam tego od ciebie. Po prostu mówię to co dla ciebie najlepsze. - pogładził mnie po nodze, a ja odwróciłam wzrok w stronę okna. – Muszę to mówić chociaż nie chce. Jak dla mnie mogłabyś zostać zakonnicą i mieszkać w klasztorze, ale nie mogę odebrać ci życia.

Zawsze mówił tylko to co było dla mnie najlepsze. Nie mogę go za to obwiniać, że chce mnie chronić. Mogłam od razu posłuchać wszystkich to uniknęłabym tego wszystkiego.

***

Ze szpitala wypuścili mnie w poniedziałek rano. Tata nawet wziął sobie dzień wolny, aby ze mną posiedzieć. Smutne jest to, że dopiero po tej całej sytuacji postanowił spędzić ze mną więcej czasu. Gdzie zatem przebywał, gdy umierałam w swojej samotności?

O ile z początku nie mogłam zarzucić rodzicom, że nie wspierali mnie, tak po dwóch tygodniach ponownie zostałam zapomniana. Tak samo jak sama nie pamiętam kompletnie tych czternastu dni, oprócz tego, że byli. Wymazałam te dni ze swojej pamięci, jednak jakaś część została. Do której już nigdy więcej nie chce wracać.

Z tego co się dowiedziałam, to zrobili ostateczne zakupy na święta. Mieli w niedziele ozdabiać dom, ale przez mój stan zrobili to dopiero we wtorek. Mężczyzna także stwierdził już jakiś czas temu, że święta będą u nas. Całe dwa poprzednie dni przeleżałam w salonie i oglądałam seriale na Netflixie. Matka nie kłóciła się ze mną i pozwalała mi na beztroskie leniuchowanie na kanapie. Bardzo mi się podobały ostatnie dni ze względu na bliskość z rodzicami. Nawet z mamą porozmawiałam o świętach i co mam zamiar założyć. Z tatą oglądałam gwiazdy na dachu, czego ostatnimi czasy bardzo mi brakowało. Zawsze miał mało czasu przez pracę albo wracał zmęczony do domu. Dzięki temu wypadkowi chyba wreszcie oprzytomnieli i przypomnieli sobie, że mają córkę pod swoim dachem i czas najwyższy się nią zająć albo okazać chociaż odrobinę zainteresowania.


Charlotte tak jak myślałam, zapomniała o kłótni, a moja akcja przysłoniła jej wybryk. Musiałam jej i Noah tłumaczyć, jak do tego doszło, i że nie było to zamierzone działanie. Tłumaczenie dziewczynie, że to nie ona była powodem było naprawdę trudne. Mimo tego żadne z nich nie przyszło do mnie i nie sprawdziło co u mnie. Na początku było mi trochę przykro, ale po czasie stało mi się to obojętne.

Za oknem już dawno ściemniło się, a do pokoju wpada światło ulicznej lampy. Z opartą głową o dłoń, przeglądam zaległe maile oraz wiadomości od psycholożki. Uparła się, że muszę chociaż raz w tygodniu napisać jej sprawozdanie z ostatnich dni. Skoro nie chce do niej przychodzić osobiście, to muszę wykazać się w zakresie pisania pięknych bajek, które wciskam jej za każdym razem. Oczywiście ma kontakt z moimi rodzicami i co jakiś czas upewnia się, że wszystko co jej piszę to prawda. Jak mogliby zaprzeczyć, skoro ich nie było? Teraz jednak problematyczna okazała się ostatnia sytuacja, a raczej jej skutki. Nie słyszałam jednak nic na temat mojego powrotu do gabinetu. Może dostałam szansę? Albo najzwyczajniej w świecie rodziciele zapomnieli powiadomić ją o tym, co powinno być pierwszą czynnością zaraz po zabraniu mnie do szpitala. Taki jest mój tata, odkłada wszystko na ostatnią chwilę, aż do momentu zagrożenia życia. Jak widać ta akcja, nie wywołała w nim odpowiednich emocji, aby powiadomić o tym Loren.

Może coś w tym wszystkim jest, że cały czas okłamujemy nawet samych siebie. Czasami zastanawiam się, czy tak bardzo nie chce z tego wyjść, bo jestem już uzależniona od tego stanu. Stanu, w którym, nie umiem opanować rozgoryczenia. Gdy zachowuje się jak dzieciak, chcąc czegoś, czego mi nie wolno.

Westchnęłam głośno, przecierając twarz dłonią. Kątem oka spojrzałam na zegar obok laptopa. Zbliża się już dwudziesta trzecia, a mi oczy dalej nie kleją się. Zamiast zmęczenia czuję nudę, którą ciągnie się nieskończenie. Miałam nadzieje, że przeglądanie pierdół mnie uśpi. Nic tak nie boli moje sumienie jak tracenie czasu na takie głupoty. Jednak zatraciłam się w tym i dzisiaj, siedziałam ponad dwie godziny przewijając stronę wszelkich stron plotkarskich. Każdy ma przecież swoje małe grzeszki.

Nagle po pokoju rozszedł się dźwięk powiadomienia. Pojawiające się kolejne ikonki zmieszały się już i sama nie wiem o co może chodzić. Nie lubię od razu wyświetlać wszystkich wiadomości, wolę najpierw zobaczyć w dymkach, a dopiero później wraz z ułożoną odpowiedzią, wejść w konwersacje. Jest to dziwne, ale chyba przejęłam to już od Lizzie.

Rozsunęłam po ekranie wszystkie powiadomienia, po czym skupiłam się na tych... od Nicholasa? Jeszcze jego mi brakowało dzisiejszego wieczoru.

Nick: robisz coś ważnego?

Czy osoba w mojej sytuacji, mogłaby powiedzieć, że plotkarskie nagłówki są ważne? Z pewnością intrygujące.

Madison: zależy, czy oferujesz coś lepszego niż nagłówki gazet o romansie Shawna i Camilii Cabello

Nie dość ze zakleić buzie to i obciąć palce u rąk. Może wtedy przestane być taka hop do przodu. Odpowiedź za to przyszła od razu.

Nick: nocne zwiedzanie?

Miasto nocą to jedna z wielu moich słabości, tym bardziej podróżowanie samochodem. Jednak w tym przypadku, może mnie także wywieźć do lasu i mnie tam zostawić. Z moją fatalną orientacją w terenie, na pewno nie wróciłabym do domu, a ze szczęściem z pewnością nie sama o ile by morderca pomyślał o tym, aby odwieźć mnie do domu.

Nie powinnam się zgadzać, ani nawet nie myśleć o tym. Tylko ta samotność łupie w odsłoniętym kawałku serca. Ten jedyny, który jeszcze mi został. Zagryzłam wnętrze policzka i niewiele myśląc odpisałam.

Madison: max do 1

Nie czekałam nawet na odpowiedź, bo wiedziałam jaka przyjdzie. Ruszyłam od razu do szafy i wyjęłam ciemne dresy. Po drodze spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Czy naprawdę chce nakładać na noc tyle tapety? Nie zważając na własne myśli, założyłam spodnie na dupę, a bluzę przeciągnęłam przez głowę. Spakowałam wszystko do mniejszej torebki, po czym upewniłam się, że niczego nie zapomniałam.

Na paluszkach zeszłam na dół i najciszej jak umiałam zamknęłam po sobie drzwi. Mało prawdopodobne, aby ktokolwiek mnie usłyszał przez chrapanie mojego taty, ale dla pewności wolę nie ryzykować. Usiadłam na schodkach, obejmując kolana rękoma.

Ulica świeci pustkami, a pojedyncze odgłosy samochodów przedostają się na osiedle. Jeden z niewielu plusów mieszkania na wybrzeżu miasta to cisza, która otacza nas zaledwie każdego dnia. Mało, kiedy hałasują samochody w dzień, a co dopiero w nocy. Z dala od tego całego szumu także jest i mniej lamp, dzięki czemu lepiej ogląda się gwiazdy. Chociaż dzisiaj pogoda wcale nie dopisuje, aby zatracić się w takim widoku.

Gdy byłam młodsza nie wyobrażałam sobie, mieszkać tak daleko od centrum i dojeżdżać taki kawał drogi od wszystkich atrakcji. Nie doceniałam wtedy jeszcze, ile mogę zyskać na takim uboczu.

Nagle światła samochodu oświetliły moją twarz, oślepiając mnie przy tym. Jeszcze tego brakowało, abym przez jakiegoś chuja straciła wzrok. Zasłoniłam twarz ręką, a wraz z tym przyszło nowe powiadomienie. Spojrzałam na telefon, a auto zaparkowało wprost przede mną.

- Czy muszę się martwić o list gończy od twojej mamy? – usłyszałam, a na usta wstąpił nieśmiały uśmiech.

Zabawne, że to w ogóle zapamiętał. Jednak ona jest najmniejszym problemem. Wątpię, aby się w ogóle tym przejęła.

- Raczej nie zauważyli, mojego zniknięcia – odparłam, wstając i otrzepując tyłek z brudu. – Tym razem masz więcej czasu, aby mnie zamordować i gdzieś wywieźć.

- Brzmi jak plan idealny.

Przewróciłam oczami, ale już nic nie mówiąc wsiadłam na miejsce pasażera. Moja matka pewnie jeszcze się ucieszy, jeśli zniknęłabym bez śladu. Mniej osób do utrzymania. Chłopak zawrócił na naszym podjeździe, po czym ruszył w stronę centrum. Mam nadzieje tylko, że nie wpadnie na pomysł, aby zabrać mnie do jakiegokolwiek klubu. Mój strój jak i nastrój, nie nadają się całkowicie na takie doznania.

Spięta jak struna siedziałam oglądając mijające widoki za szybą. W tle leciała nowa piosenka Billie Eilish. Niewiele myśląc, zaczęłam nucić pod nosem refren. Wybijałam rytm palcami o drzwi.

- W takim razie, gdzie jedziemy? – wyrwał mnie z letargu męski głos.

- To ty mnie zaprosiłeś – zauważyłam, marszcząc przy tym brwi. – Sądziłam, że masz już jakiś plan.

- Posiadanie planu nie jest moją mocną stroną – wzruszył beztrosko ramionami.

- Dobrze wiedzieć – mruknęłam pod nosem.

Już teraz wiem, że nie dogadamy się. Panna, która zawsze musi mieć plan na wszystko, spotkała pana, który ma na to wszystko wyjebane. Brzmi jak początek wspaniałej znajomości, gdzie jedna z osób, kończy w grobie lub na pobliskiej łące.

Może to jest ta cecha, która odrzuca innych ode mnie. Tak zwany brak spontaniczności, który jest tak bardzo teraz głoszony.

- Po prostu sądziłem, że będziesz miała jakieś życzenia co do miejsca.

- To miało być nocne zwiedzanie, a nie szukanie miejsca do nagrywania pornosów – odparłam za późno gryząc się w język.

- Wow – powiedział zszokowany blondyn. – Tego, akurat się po tobie nie spodziewałem – dodał zadowolony.

Uwierz mi, ja też. Tylko nie rozumiem z czego tu się cieszyć? Gdyby to tylko usłyszał któryś z moich znajomych to zapytałby się czy wstałam lewą nogą.

- Ostatnio dosyć szybko irytuje się – uzasadniłam zgodnie z prawdą.

- Będę pamiętać.

Stresuje mnie ta cała sytuacja, a przy okazji wychodzi ze mnie coraz więcej toksyn. Spojrzałam na profil Nicka, a jego wzrok skupiony był na drodze. Nieco zakrzywiony nos i wyraźne kości policzkowe dodawały mu uroku „złego chłopca". Gęste brwi co jakiś czas marszczy, gdy coś dzieje się na drodze. I trudno mi to przyznać przed samą sobą, ale naprawdę podoba mi się to co widzę. Minęło tak krótko, a ta znajomość po prostu sama weszła na tory bliższej przyjaźni czy po prostu dobrych znajomych. Pociąg dosłownie pędzi, a ja nie umiem go zatrzymać, nie wiem nawet czy byłabym w stanie już teraz go zostawić. Głupie i naiwne z mojej strony. Wiem to, aż za dobrze. Jednak co zrobić z myślą, że wreszcie ktoś z własnej woli postanowił zostać? Nie znając mojej historii, nie wiedząc co się dzieje i nie współczując mi. Jest to coś tak rzadkiego, że nie chciałabym teraz wypuścić to ze swoich rąk. I mogę powtarzać w kółko, że nie chce tego wszystkiego mieć, ale zachłanność oraz samolubność zawsze wygrają tą bitwę.

Droga minęła w milczeniu, a jedynie radiowe hity zagłuszały moje myśli. Może i lepiej, że dzisiaj nie zostałam sama ze swoją głową w czterech ścianach? Nagle zaparkowaliśmy w jednej z uliczek. Cud, że znalazł jakiekolwiek miejsce o tej godzinie. Wysiadając z samochodu, uderzyły we mnie miejski harmider i hałas. Z daleka słychać także klubowe piosenki w jednym z barów, których w centrum jest całe mnóstwo. Nadal nie rozumiem co my tutaj robimy, bo tutaj wokół znajduje się mój największy koszmar.

Posłałam mu pytające spojrzenie, ale blondyn niewiele mówiąc poszedł przed siebie. Przez chwilę stałam w miejscu i zastanawiałam się czy może jednak nie uraziłam jego. Nic nie mówiąc ruszyłam za nim, dorównując kroku. Można by pomyśleć, że ledwo co zanim nadążę, ale sama nie raz muszę zwalniać tempa jak idę gdziekolwiek z Lizzie czy Charlotte. Splotłam ręce za plecami i kiwając się na boki, oglądałam mijających nas ludzi. Większość była w imprezowym nastroju niosąc pod pachą procenty w szklanej butelce. Mój strój przy nich wygląda jakbym dopiero co z łóżka wylazła. Dziewczyny prezentowały się pięknymi makijażami oraz kusymi strojami. Zaczęłam tęsknić za taką swobodą.

- Masz lęk wysokości? – pytanie chłopaka przerwało moje rozmyślania.

- Nie, a co? – stanęliśmy na uboczu, a na jego ustach uformował się niewinny uśmiech. – Nie będę skakać na żadnym Bungee – dodałam od razu, czując jak całe moje ciało się spina.

Nick zaśmiał się, a ja jeszcze bardziej spochmurniałam. To nie jest zabawne, a asertywność nie jest moją mocną stroną.

- Raczej nie będzie potrzeba – mrugnął w moją stronę, co wcale nie pomogło.

Może chce po prostu zrzucić mnie z wieżowca? Wskazał głową, abym poszła za nim. Niechętnie ruszyłam, czując jak nogi ledwo co odrywają się od chodnika.

Nasza podróż nie trwała długo. Po chwili zatrzymaliśmy się pod Tower Eye. Najlepszy punkt widokowy w całym Sydney. Byłam tutaj nie raz w ciągu dnia, w podstawówce odwiedzaliśmy to miejsce przynajmniej dwa razy w roku.

- Tutaj chyba był każdy mieszkaniec Sydney – zauważyłam posępnie. – Zwiedzanie nie powinno zawierać nowych zaskakujących atrakcji?

- Zakład, że będzie to zaskakująca atrakcja? – wystawił rękę w moją stronę.

Po dłuższej chwili uścisnęłam dłoń.

- Jaka nagroda? – zapytałam dalej trzymając jego dłoń. Przeszył mnie dziwny dreszcz po kręgosłupie.

Zdrowa rywalizacja. Brakowało mi tego.

- Ustalmy, że zostawiamy to dla siebie. Będziesz miała więcej motywacji, aby udawać.

Prychnęłam na jego słowa, po czym skierowałam się do wejścia. Jestem pewna, że nie będę musiała udawać. Czym będzie się różnic, oprócz tego, że nie będę nic widzieć? Tylko co teraz mogłabym sobie życzyć?

Po kupieniu biletów, wsiedliśmy do windy. Staliśmy obok siebie stykając się ramionami. Z nieznanego mi powodu, na mojej twarzy igrał delikatny uśmiech.

- Aż tak bardzo nie możesz doczekać się przegranej – zagadnął beztrosko.

- Twojej oczywiście.

Wysiedliśmy na ostatnim piętrze, po czym skierowaliśmy się na taras widokowy. I tego nie spodziewałam się. Tysiące światełek pochodzących z mieszkań czy ulic pełnych samochodów. Krajobraz niczym gwiazdy na niebie. Niepewnym krokiem podeszłam do barierek. Wiatr przedostaje się przez kraty, przez co moje włosy zaczęły latać na wszystkie strony. Westchnęłam cicho, a po całym ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Satysfakcja jaką odczuwam nie równa się jednak z zachodem słońca. Mimo wszystko nie chciałabym, aby słońce szybko wschodziło.

- Chyba jednak wygrałem – wyszeptał koło mojego ucha, na co od razu spięłam się.

Moja cała uwaga skupiła się na torsie opierającym się o moje plecy. Bije od niego ciepło, dzięki czemu stałam się jeszcze bardziej nerwowa. Jego ręce znalazły się na moich ramionach, a wraz z nimi gęsia skórka na moim ciele. Mój oddech stał się urywany, a serce o mało co nie opuści klatki piersiowej. Do moich nozdrzy dotarł zapach jego perfum.

I tu mnie miał. Tego całkowicie się nie spodziewałam. Jedyni taki widok miałam u siebie na dachu, ale nie robił takiego wrażenia jak ten. Tysiące małych punkcików mieniło się, a wiatr zagłuszał miejski gwar. Tutaj wszystko żyje całą dobę, prawie jak w Nowym Jork. Moje myśli zagłuszył hałas miasta z dołu, co jedynie koiło moje zdenerwowanie. Jedyny moment w którym nie chciałabym ciszy w swoim życiu.

Wygrał, a ja nawet nie mogę się o to wykłócać, bo pierwszy raz nie czułam się winna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro