Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ścigaliśmy się nie za bardzo wiadomo dokąd ale tak na prawdę każdy jakoś znalazł to miejsce. Czarodzieje użyli tych swoich czarów i tylko widać było jak światełka migały między drzewami chodź ich panowie nie byli zbyt dużą konkurencją..

Wilkołaki po prostu wyczuły zapach jaki wczoraj ktoś z naszej grupy go tam zostawił w postaci bluzy no a wampiry też miały niezły węch. Tak więc wszyscy mieli jakieś sposoby.

Tylko że nie ważne jaki sposób się miało mnie nie można było wyprzedzić. Na początku starałam się biec tym samym tempem co Miguel ale to nie dawało mi się wyżyć. Tak więc po prostu zaczęłam biec tak abym się trochę uspokoiła.

I właśnie takim sposobem pożegnałam ich wszystkich z tyłu choć co jakiś czas czułam zapach Miguela który już się nie raz do mojego tępa przyzwyczaił. Zaskoczeniem dla mnie było że czasami dało wyczuć się również Sam która najwyraźniej nie chciała przegrać.

Gdy dotarłam na miejsce uśmiechnęłam się do tej dwójki zwycięsko a oni zaczęli łapać powietrze. Miguel był trochę miej zmęczony no ale jakby inaczej? W końcu sami w poprzedniej szkole ciągle biegaliśmy. Może nie tak szybko bo nie chciałam go zostawiać w tyle ale zawsze.

-Jakim cudem tak szybko biegłaś? - Wysapała Sam patrząc się na mnie z postawy - dłonie na kolanach aby łatwiej było się ogarnąć. Jej twarz dorównywała teraz kolorowi włosów Kacpra..

-Jestem wyszkolona można powiedzieć. - Powiedziałam z uśmiechem i zaczęłam zdejmować z siebie rzeczy.

-Nigdy więcej wysiłku! - Wykrzyknęła Kimi którą przytrzymywał Feliks z szerokim uśmiechem obserwując jak Rouse po prostu para uszami wychodzi.

-Dobra a teraz się jeszcze bujnij w obojętnie którą stronę byleby jak najdalej od mojego chłopaka!

-Nie bądź taka zazdrosna! - Fuknęła Kimi wyginając wargi jak małe dziecko. - Bo ci jeszcze ucieknie a gnojka gonić nie będę!

I tak rozpętały trzecią wojnę światową. Zaczęły się na siebie wydzierać a Feliks aby nie ucierpieć odszedł od nich i zaczął rozbijać namiot. Miguel choć trochę zaskoczony takim obrotem spraw poszedł mu pomóc a po chwili zjawił się Kacper który zamiast pomagać wolał się pośmiać z dziewczyn co tylko wkurzyło Sam i zaczęła się kolejna wojna tym razem na spojrzenia.

A ja sobie stałam i zastanawiałam się co zrobić. Gdy w końcu postanowiłam pomóc chłopakom u dziewczyn wywiązała się wojna na przepychanki i Kimi pchnęła Rouse tak że dziewczyna poleciała na mnie. Nie zdążyłam się zorientować przez co nie złapałam równowagi i walnęłam się na ziemie. Rouse spojrzała na mnie a jej źrenice rozszerzyły się podobnie jak wcześniej taty.

-O co chodzi? - Spytałam z niepokojem przyglądając się jej twarzy.

-Twoje oko.. - Powiedziała i momentalnie wszyscy na mnie spojrzeli ale nie zdołali nic zobaczyć bo opuściłam głowę i zaczęłam szukać soczewki w tej popieprzonej ściółce! No kurwa po cholerę mi był ten biwak!

Przeszukiwałam podłoże długo za długo bo chociaż wiedziałam że nawet jeśli jakimś cudem ją znajdę to będzie do niczego.. A jednak szukałam bo zbyt bardzo bałam się na nich spojrzeć wiedząc że jedno z moich oczu świeci się jak słońce w bezchmurny dzień..

-Luna? - Jęknęła cicho Kimi wyraźnie martwiąc się moim zachowaniem. Nie odpowiedziałam.

-Luna! - Warknęła Sam i po chwili potrząsnęła mną tak że nie miałam możliwości na nią nie spojrzeć. Dziewczyna gapiła się w moje oczy a jej usta otworzyły się w wyrazie szoku. - Jak..?

Wyrwałam się z jej objęć tak że upadłam na ziemię pupą, przyłożyłam dłonie do twarzy i zaczęłam płakać. Wiem że słabość nie popłaca.. Ale nic innego nie potrafiłam.

Nikt się nie odzywał przez co w moim mózgu kłębiły się tysiące myśli. Głównie o tym jak bardzo mnie teraz znienawidzą.. Nie chodzi o to że ich okłamałam.. Chodzi o to że czysto krwiści nawet nie wyobrażają sobie możliwości powstania mieszanego dziecka. Ich przerażają niektóre czyste rasy a co dopiero połączenie wszystkich w jednym małym ciele.. Po prostu będą się mnie bali. I nienawidzili za to że się boją.

-Luna? - Usłyszałam szept Miguela przez co mój szloch tylko się wzmocnił. - Czemu mi nie powiedziałaś?

Podniosłam lekko głowę znowu pokazując im moje oko w pełnej okazałości. A teraz gdy wypłakałam krople to dopiero mogą mieć piękny widok..

-Z jakiego ty plemienia jesteś do cholery? - Spytała się Sam przyglądając mojemu oku z niedowierzaniem.

-Jakim cudem ty możesz być wilkołakiem?! I po co udawałaś wampira? - Spytała prawie wrzeszcząc Rose.

-Ona nie mogła udawać.. - Powiedział Feliks przyglądając mi się bacznie. - Ona pachnie jak wampir..

-Więc jakby inaczej?!

-Luna? - Spytała Kimi patrząc się na mnie jakby zaraz miała zasłabnąć. - Weź nam to wytłumacz!

A ja przez ten cały czas po prostu siedziałam i próbowałam się uspokoić co z czasem mi się udało i teraz już łzy nie płynęły z moich oczu tak jakbym już wszystkie wylała. Gapiłam się na całą szóstkę przyjaciół w których mózgach na pewno powstały już setki scenariuszy.

-Moja matka i ojciec to dwa inne gatunki. - Powiedziałam sądząc że należą im się jakieś wytłumaczenia. W końcu kiedyś byli moimi przyjaciółmi.. - Sama w sobie nie jestem jednym z gatunków lecz kompletnie nowym stworzonym z innych. Moje zdolności wykraczają po za jakąkolwiek normę ponieważ moje moce się łączą. Nie dość tego moją matką jest samica alfa ze stada alf. - Na te słowa oczy Sam stały się tak ogromne że śmiało mogłabym porównywać ich wielkość ze spodkiem statku kosmicznego. - Wychowywałam się w ich stadzie i wszystko było dobrze ale później zaczynałam przejmować cechy zbyt wampirze aby to zatuszować i matka oddała mnie ojcu który nie miał pojęcia o moim istnieniu. W tamtym czasie jakoś łatwiej było mi zachowywać wampirzą postać a pełnie nie były taką katastrofą.

-Jakim cudem udawało ci się ukryć spojrzenie? - Spytała Sam która w międzyczasie usiadła na ściółce i przyglądała mi się jak jakiejś innej osobie.

-Tata miał znajomości u niezłych czarodziei którzy stworzyli mi specjalne soczewki i krople. Soczewki noszę cały czas od dziecka bo mój wzrok zależny jest od wszystkiego. Ich nasycenie i barwa zmienia się często pod wpływem uczuć lub zdolności jakie wykorzystuje. - Wyjaśniłam spokojnie i zamknęłam się czekając na dalsze pytania.

-Czemu mi nie powiedziałaś? - Spytał Miguel zranionym głosem co sprawiło że moje serce ścisnęło się a do oczu znowu napłynęły łzy jakby miały jakiś inny zbiornik.

-Nie mogłam. - Powiedziałam spuszczając głowę i chowając ją pomiędzy kolanami. - Musiałam chronić swoją rodzinę. Nawet nie wiesz jak trudne jest ukrywanie w domu mieszańca..

Nagle poczułam na sobie czyjś dotyk a gdy podniosłam głowę zobaczyłam Miguela który klęczał przy mnie z ciepłym uśmiechem. Jak zawsze gdy było mi źle.

-Dobra ale chyba nie myślałaś że cię z tego powodu zostawię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro