Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kacper:
Przychodzę na piętro szpitalne już trzeci dzień a ona nie otwiera oczu! Lekarze nie wiedzą co jej jest. Zwykle nawet wampiry dzięki swojej regeneracji szybko odzyskują formę a ona wygląda jak wrak. Jej odporność jest wręcz ludzka!
Usiadłem przy jej śnieżnobiałym łóżku gdy po raz kolejny poprawiłem jej poduszkę. Cholerne ,,Nic mi nie jest"! Jak tylko się obudzisz to ja ci już dam ,,Nic mi nie jest"...
Kładąc głowę na dłoniach prawie odpłynąłem. Ostatnio dużo nie śpię. Zresztą dyrektorka tak samo. Codziennie widuję ją z worami pod oczami jak mówi coś do Luny. Gdy kiedyś była strasznie śpiąca zdradziła mi, że jej zna jej rodziców a samą Lunę traktuje jak siostrzenicę.
Teraz jednak pokój był pusty i nie było nikogo. A mówiąc nikogo naprawdę mam na myśli nikogo bo już nie raz kręciły się tu różne osoby. Przynajmniej raz dziennie przychodzi Rob z bukietem przeprosinowych kwiatów. Widać po nim, że naprawdę się martwi. Mam tylko nadzieję, że gdy się obudzi (bo nie wierzę w diagnozę lekarzy : ,,Ona może z tego nie wyjść", ,,Kacper idź odpocząć ona i tak się nie obudzi" czy ,,Nigdy nie było takiego przypadku. Nie wiemy czy przeżyje.") to Ron nie zacznie się do niej znowu podwalać. Ten facet jest niemożliwy.
- Hej blondi. - Powiedziałem przesłodzonym głosem biorąc ją za rękę. - No mała nie strasz nas. Twój chłopak nawet śpi przy tobie. - Mówiąc to obrzuciłem wzrokiem bruneta który odkąd tylko przyjechał cały czas jest przy niej. Więc kiedy mówię nikogo to jednak znaczy, że on tu jest. Nadal pamiętam jak przyjechał.
Była przerwa i wszyscy czekaliśmy na obiad. Nagle do szkoły wpadły dwie postaci: jeden wysoki, potężny o blond czuprynie (bardzo podobnej do tej Luny ale to musi być przypadek, przecież jest adoptowana) a drugi brunet z bijącą od niego falą mordu. Obejrzał wszystkich wokół i ruszył do Roba który pomimo tego, że był alfą i tak skulił się jak kundel pod wpływem jego furii. Chłopak spytał się go czy to on jest tym Robertem a gdy chłopak odpowiedział prawdę, wampir podciągnął go jedną ręką na ścianie i.... I powstrzymał go ten blondyn. Z jego postawy dało się wyczytać, że sam chciał zamordować wilkołaka ale wtedy wpadła dyrektorka i zaprowadziła ich do Luny. Od tamtej pory chłopak jest jakby drugim pacjentem. Pilnuje każdego kto wchodzi i czasami udaje, że śpi. Chociaż ja czuje, że nie śpi bo reaguje gdy coś mu nie pasuje. No chyba, że ma jakiś czujnik w głowie. Nie udaje tylko gdy przychodzi Rob. Pierwszy raz chciał dokończyć to co zaczął ale w końcu udało mi się go od niego odciągnąć. Można powiedzieć, że wytworzyła się między nami więź.
Nagle brunet podniósł głowę i spojrzał na Lunę. Skierowałem głowę w tym samym kierunku i zobaczyłem... jej ZŁOTE oczy!
Luna:
Czułam się okropnie patrząc tylko w tą głupią ciemność. W końcu każdemu może się znudzić.
Czułam wstyd bo ten drań chciał to zrobić. Chciał mnie upokorzyć na oczach wszystkich jak jakieś zwierze. Jakim cudem dałam mu tak daleko dojść? Czemu się na to zgodziłam? Nie chodzi mi o walkę, jej i tak bym się podjęła. Chodzi mi o tą głupią pogawędkę przed walką.
Rob: Skoro jesteś taka pewna wygranej to może się załóżmy?
Ja: Słucham.
Rob: Jeśli teraz mnie pokonasz dam ci spokój i zrobię coś co będziesz chciała. Po prostu będziesz miała u mnie przysługę.
Ja: A jak przegram?
Ron: Wtedy będziesz moja.
Cholerna pewność siebie mnie wtedy skusiła. Co będzie teraz? Wygrałam czy przegrałam? W końcu zwaliłam go z siebie. Nie ma mowy o mojej przegranej. Za to co mi zrobił powinien gnić w piekle.
Poczułam odrętwienie szyi i kończyn. To naprawdę okropne uczucie!
Otworzyłam oczy i zaczęłam się rozglądać. Zobaczyłam białe ściany i... wszystko było białe. Umarłam? Bo mogłabym przysiąc, że sala była bardziej brązowa.
I nagle zobaczyłam go. Piękne niebieskie oczy świeciły nadzieją i miłością aż miałam ochotę je wycałować. Ciemne włosy walały się w nieładzie po głowie a dłonie trzęsły się z napięcia. Co on tu robił?
Czułam jak moje kąciki unoszą się w uśmiechu a usta otwierają aby wyszeptać ciche : Miguel.
Miguel:
Jak zwykle udawałem, że śpię. Kacper był w porządku i opiekował się Luną. Byłem mu za to cholernie wdzięczny. Jednak byłem też zmęczony. Siedziałem przy Lunie od dwóch dni i nie mogłem uwierzyć, że jest taka spokojna. Piękne blond włosy rozłożone były w okół głowy, skóra za jasna nawet dla wampira, pot na czole i te cholernie piękne ale zamknięte oczy. W tej chwili marzyłem tylko o tym aby je otworzyła. Tylko tyle potrzebowałem.
I nagle poczułem, że powinienem na nią spojrzeć. Otworzyłem oczy i nie mogłem uwierzyć w to, że to się dzieje naprawdę. Zamrugała powiekami i ze zmieszaną miną obejrzała otoczenie. Jedno mi tylko nie pasowało. Od kiedy ma złote oczy? Jednak zbyt szczęśliwy nie zwróciłem na to uwagi.
- Miguel. - Szepnęła z uśmiechem i znowu odpłynęła.
Zanim się zorientowałem Kacper zaczął wołać pielęgniarki i po chwili pokój zalała fala zdziwionych kobiet. Oczywiście wygoniły nas z pokoju. Kiedy w końcu wyszły oznajmiły, że stan Luny polepsza się i za chwilę pewnie nie będzie śladu po obrażeniach. Przedzwoniłem do wujka i szybko mu wszystko opowiedziałem. Powiedział, że będzie za pięć minut. Tak na prawdę byłby nawet teraz gdybym nie odesłał go wcześniej do łóżka.
Wszedłem do pokoiku i zobaczyłem roześmianą Lunę. Kacper łaskotał ją a ona miała ogromne łaskotki.
- Przestań. - Powiedziała wijąc się na łóżku. - Miguel pomóż. - Wydusiła pomiędzy kolejnymi spazmami śmiechu.
Podszedłem do łóżka i jako przyzwoity obywatel... zacząłem łaskotać w czułych miejscach. Z szyderczym uśmiechem obserwowałem jej zmagania.
- Dobra. - Wydusiła odganiając jakoś moje dłonie. - Będę grzeczna. - Powiedziała z szerokim uśmiechem. Za ten uśmiech mógłbym zabić. I prawie to zrobiłem.
- Ile spałam? - Spytała patrząc mi się w oczy.
- Trzy dni. - Powiedziałem przytulając ją mocno. - Nigdy już tego nie rób. - Wyszeptałem w jej jedwabiste włosy.
Wtuliła się w mój kark tak, że czułem jej ciepły oddech. Oddychała spokojnie jakby czuła się bezpiecznie. Nic nie musiała mówić abym wiedział co czuje. Ten kretyn ją zranił. Nie wiem co chciał zrobić bo Kacper nie chciał mi powiedzieć ale to musiało być coś okropnego.
Nagle naszą atmosferę przerwał mój telefon który postanowił rozdzwonić się na dobre. Spojrzałem na wyświetlacz : Tata.
- Cześć tato. - Powiedziałem i włączyłem głośnomówiący.
- Dzień dobry wujku. - Powiedziała Luna a mój tata zaczął się krztusić. Najwyraźniej coś jadł.
- Luna?! - Krzyknął w telefon.
- Tak. - Roześmiała się. Zawsze miała dobre relacje z moim ojcem. Nie raz żartował sobie że będzie jego synową. Nawet nie wiedział jak bardzo chciałem to urzeczywistnić. Kiedy dowiedziałem się co się stało myślałem, że oszaleje. Luna jest silna i nie chodzi tylko o siłę fizyczną. Jest silna pod każdym względem a on ją tak urządził... Rozszarpałbym go ale wtedy powstrzymał mnie wujek. Gdyby tego nie zrobił tego kundla już by tu nie było.
- Boże, nie wiedziałaś jak się o ciebie martwiliśmy!
- Przepraszam. - Szepnęła lekko speszona.
- Za co przepraszasz? To ten imbecyl powinien... - Tata zaczął się rozkręcać.
- Tato! - Krzyknąłem do telefonu. - Czemu dzwonisz?
- Musisz już wracać. - Powiedział z żalem. - Masz szkołę i znajomych. Wiesz jak ciężko jest ich wszystkich okłamywać?
- Dobrze. - Westchnąłem trochę wkurzony. Dopiero co się obudziła a ja już musiałem ją zostawiać. - Tylko się pożegnam i wyjadę.
- Świetnie. A wracając do ciebie Luno to bardzo brzydko z twojej strony, że pocałowałaś mojego syna i..
Bip, bip, biiip
Spojrzałem na telefon i zobaczyłem, że to moja ręka rozłączyła połączenie. Zauważyłem też rozśmieszonego Kacpra.
- Na co się gapisz? - Warknęła Luna.
- Na dwa buraki cukrowe. - Powiedział ze złośliwym uśmiechem. - Całowaliście się?
Nie no tego gościa powinno się wysłać do celi za szczerość i nauczyć trochę taktu.
- Chyba jednak musisz już jechać. - Zignorowała go Luna. - Przyjedziesz jeszcze?
Uśmiechnąłem się i przytuliłem ją do swojego torsu. Jak to jest, że idealnie do mnie pasuje? A ja do niej? Czemu akurat ona? Oj nie przepraszam na to ostatnie doskonale znałem odpowiedź. Bo to była ona, Luna Star, jedyna w swoim rodzaju z tysiącami tajemnic i oblicz. Raz miła a raz wydłubie ci oczy długopisem. Kompletnie nie do odgadnięcia.
- Jasne. - Powiedziałem całując ją w czoło i nachylając się do ucha. - Wtedy porozmawiamy sobie o naszym pocałunku.
Odczepiłem się od niej i z niezmierną pustką odszedłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro