Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez całą drogę tata rozmawiał ze mną o szkole. Podobno budowla jest średniowiecznym zabytkiem ale dla ludzi to las. Nikt nie odważa się tam zagłębiać przez plotki o krwiożerczych potworach. Tak więc wampiry nie mają pokus. A przynajmniej tych w postaci ludzi. Takim sposobem bronią się również przed wilkołakami które też występują w tej szkole. Ogólnie poza nimi są jeszcze czarodzieje. Tata mówi, że kiedyś, dawno temu, zanim nie wyginęły, były też syreny. Jednak pomimo faktu, że nie ma już syren to niewiele się zmieniło. Wampiry i wilkołaki toczą zaciekły spór co ani mnie ani tacie nigdy się nie podobało. No w sumie to mój tata nie ma nic do wilkołaków. Inaczej trudno byłoby mu ze mną żyć... Bo w sumie to jestem mieszańcem. Moją rodzoną matką jest samica alfa którą poznał ucząc się właśnie w tej szkole. Gdy nikt nie słyszy opowiada mi jak się ukrywali aby nikt się nie dowiedział... Zawsze mnie to bawi. Mam to po mamie a przynajmniej tak mówi tata. A co dokładnie po niej mam? To, że ona też chciała zmienić stosunek naszych ras. Nie raz tata opowiadał mi jak to przez niego muszę się teraz ukrywać i nie mogę nikomu mówić o mojej przeszłości. A dlaczego? Bo jaki wampir został wychowany przez wilkołaki? I to do tego z najsilniejszego stada? Nie mówiąc już, że moją rodziną były alfy...

Oczywiście pouczył mnie też abym nikomu nie mówiła o sobie. Doskonale wie, że to rozumiem ale zawsze się boi. Gdyby ktoś się dowiedział prawdopodobnie zginęłabym spalona i przebita kołkiem. Tak nadnaturalni są jeszcze mniej tolerancyjni niż ludzie. Chociaż czasami zdarzają się wyjątki jak na przykład moja mama, tata, moja przybrana mama (bo przybrany ojciec nawet nie wiedział, że nie jestem jego dzieckiem, do tej pory nie wiem jak), moja mała siostrzyczka i...

- Nie musisz się martwić, dyrektorką szkoły jest Kasandra. - Odpowiedział na moje pytanie ,,Co będzie podczas pełni?''.

Kasandra to najlepsza przyjaciółka moich rodziców. Pewnie nigdy by się o mnie nie dowiedziała gdyby nie była z mamą kiedy ujawniły się moje czarodziejskie moce... Bo tak jakimś cudem jestem też w pewnej części wiedźmą. Kompletny wybryk natury. Powracając do tematu, gdy Kasandra to zobaczyła nie mogli jej okłamać. Od tej pory zna mnie tak dobrze jak rodzice.

I o to w taki sposób (skutecznie omijając temat Mika) dojechaliśmy do mojej nowej szkoły. Gdy zobaczyłam wielki budynek z czerwonej cegły momentalnie się spięłam. Tata spojrzał na mnie z wesołym uśmiechem.

- Nie martw się, pokochają cię. - Powiedział źle odbierając moje spięcie. Tak naprawdę dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie będzie ze mną Mika. Może to dziwne, że tak się do niego przywiązałam i pewnie jakieś dziewczyny powiedziałyby, że jetem stuknięta ale co poradzić? Znam go od dziesięciu lat. Rozstawaliśmy się tylko gdy trwały lekcje bo był o rok starszy ale i tak często wpadał do mnie albo ja do niego. Nasi znajomi tak się do tego przyzwyczaili, że zaczynali pytać co się stało kiedy któreś było samo. W sumie nawet nauczyciele to robili. Kiedyś spłonęłam czerwienią bo nowy nauczyciel spytał ,,A gdzie twój chłopak? Zerwaliście?''. Mike gdy o tym usłyszał oczywiście wybuchnął śmiechem a ja go pobiłam. Co poradzić miałam dziesięć lat!

- Yhym. - Jęknęłam jednak nie chcąc zaczynać tego tematu. Bo tata na pewno by go podjął. Mimo, że byłam w paskudnym okresie dojrzewania zawsze był przy mnie i potrafił zadać nie jedno krępujące pytanie... A w tej chwili wolałam rozmawiać o okresie zamiast o Miku. Muszę to sobie solidnie przemyśleć. A najlepiej mi się myśli jak nic mnie nie rozprasza.

Spojrzałam jeszcze raz na budynek w celu wypatrzeniu kogoś. Kogokolwiek kto zaświadczyłby, że ten zamek nie jest pusty. Nikogo nie znalazłam.

Odwróciłam się w stronę taty który niósł moje walizki w stronę drzwi. Nieźle się przygotował. Tylko kto go poinformował? Nawet jeśli zrobiliby to ludzie ojca Mika to trochę by potrwało zanim by mnie spakował. A może tata brał ostatnio kurs szybkiego pakowania?

Ruszyłam za nim czując się dziwnie. Dziwnie w sensie naprawdę dziwnie, jakby coś mnie tam przyciągało i odpychało jednocześnie, a na razie znałam tylko powód odpychania. Nie będę tu widywać Mika.

Cholera powinnam zacząć się leczyć... A może tata też tak stwierdził i właśnie wysłał mnie do psychiatryka? Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym. Tak jestem cholernie dziwna.

- Co się tak uśmiechasz? - Spytał tata zatrzymując się przed drzwiami.

- Nic. - Odpowiedziałam z chytrym uśmieszkiem. Tata już nic nie powiedział tylko uśmiechnął się szeroko.

Zostawił walizki przed drzwiami i poszedł do samochodu. Nie myślcie sobie, że po walizki. Ja tak myślałam. I wyobraźcie sobie moje zdziwienie kiedy wsiadł do samochodu i odjechał. Gdyby ktoś mnie wtedy nagrał padłabym ze śmiechu tak jak tata którego słyszałam aż wyjechał za bramę, której wcześniej nie zauważyłam.

Podniosłam dwie walizki i czując po ich ciężarze, zgadłam że dał mi swoje. Wyglądały identycznie ale te jego były magiczne. Mogły pomieścić tonę ubrań i jeszcze zmieściłyby się buty...

Otworzyłam drzwi i znalazłam się w ciemnym korytarzu. Skąd wiedziałam że w korytarzu? Wzrok wampira.

Bez zapalania światła ruszyłam przed siebie, czując na sobie czyjś wzrok. Gdy zapaliło się światło moje oczy prawie wybuchły.

- Cholera! - Jęknęłam pocierając je. - Kto jest taki głupi żeby zapalać światło? - Ryknęłam patrząc w stronę z której dobiegał śmiech.

- Przepraszam. - Powiedziała wyłaniająca się zza rogu sylwetka. No oczywiście po głosie rozpoznałam, że to chłopak ale widok i tak mnie zamurował. To był cholernie przystojny chłopak. - Nie wiedziałem, że jesteś jedną z nas.

Spojrzałam na niego z chęcią mordu. Mógł sobie być najprzystojniejszym wampirem/czarownikiem czy czymkolwiek świata ale mi się takich rzeczy nie robi. Opanowałam się jednak. Zawsze muszę nad sobą panować bo inaczej mogłabym zrobić niezłe przedstawienie... Np. zamieniając się w wielkiego jak niedźwiedź wilkołaka z kłami dwa razy groźniejszymi od wampirzych.

- Ok. - Wydusiłam myśląc nad tym dlaczego tak się wkurzyłam. To pewnie pierwsze efekty zbyt długiego stresu. - Też przepraszam za swoje zachowanie. Jestem trochę zdenerwowana.

Chłopak uśmiechnął się nieziemsko i podszedł do mnie biorąc ode mnie jedną z walizek.

- Czarodziejskie co? Zawsze się zastanawiałem czy nie mogliby jakoś zmniejszyć ciężaru tego ustrojstwa. - Powiedział i ruszył w stronę schodów. - Sekretariat?

- Ta. - Odpowiedziałam ruszając za nim. - Jestem Luna. - Przedstawiłam się podając mu dłoń.

- Feliks. - Zdradził z przyjaznym uśmiechem. - Ty jesteś tą nową co tyle gadają?

Uśmiechnęłam się do niego zaczynając jednocześnie bawić kosmykami moich długich do tyłka, blond włosów.

- Nie wiem. Chyba nie. O tym, że tu przyjeżdżam dowiedziałam się dzisiaj.

- To na pewno ty. - Powiedział śmiejąc się cicho. - Czekaliśmy na ciebie od początku roku. Trochę długo ci to zajęło.

- Przeprosiłabym za spóźnienie ale nikt mi nie powiedział. - Powiedziałam śmiejąc się głośno.
- Jak to nie wiedziałaś?
- Normalnie. - Zerknęłam w jego stronę. Wydawał się być zaciekawiony. Tia... - Nie wiedziałam, że się przenoszę. Pewne okoliczności mnie do tego zmusiły. - Powiedziałam z silnym naciskiem na ,,nie pytaj". Na szczęście chłopak zrozumiał za co zasłużył sobie na wielkiego plusa.
- No więc... - Nie dokończył bo przerwał mu długotrwały i głośny dźwięk jego imienia, a dokładniej jakaś dziewczyna (Czarnowłosa i bardzo ładna. Po zapachu rozpoznałam wampira) wrzeszczała na niego.
Zaskoczony Feliks odwrócił się w jej stronę ale widząc kto krzyczy nie zrobił nic. Kompletnie nic. Jakby się tego spodziewał a zaskoczenie wynikło z tego, że dzieje się to dopiero teraz.
Razem z krzykiem na korytarz zaczęły wychodzić różne osoby. Ci z silnym zapachem mokrego psa śmieli się jadowicie, ci ziemiści obserwowali sytuację z brakiem zainteresowania a ci którzy z daleka zalatywali krwią i śmiercią czekali na rozwój sytuacji.
Zdezorientowana obserwowałam dziewczynę która coraz szybciej się do nas zbliżała. A raczej poprawka : do MNIE.
W zadziwiającym tempie (nawet jak na wampira) znalazła się przy mnie i ziejąc czystą nienawiścią spojrzała w oczy.
- To jest MÓJ chłopak. - Warknęła po czym łapiąc chłopaka za rękę wyszła z korytarza.
Feliks spojrzał na mnie i uśmiechnął się smutno co miało chyba oznaczać ,,przepraszam", po czym wyraźnie wkurzony wrócił spojrzeniem do swojej dziewczyny.
Pomimo iż na korytarzu zrobiło się cicho a dziewczyna wyszła nadal nikt nie wracał do swoich zajęć. Wszyscy gapili się na mnie co mnie peszyło i wkurzało. Obrzuciłam wszystkich bacznym spojrzeniem a potem czując, że i tak nic się nie stanie spytałam:
- Gdzie sekretariat?
Wilki zaczęły się śmiać, czarodzieje wróciły do swoich zajęć a wampiry widząc, że wkurzyłam ich koleżaneczkę połączyły obie te czynności.
Zrezygnowana rozejrzałam się po pokojach i wtedy zobaczyłam słynną plakietkę ,,Sekretariat" na drewnianych drzwiach.
Mając głęboko zdanie innych i to czym w tej chwili się zajmowali weszłam do pokoiku.
******
Obrazki na górze przedstawiają jak wyglądają niektóre z postaci ^_^ w rozdziale pierwszym była to Luna a teraz jest ta czarna wampirka (tylko powinna mieć niebieskie oczy (później dowiecie się dlaczego) ale cóż ^^) która później okaże się ważną postacią ;3 Mam nadzieję że się spodoba :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro