Rozdział 54

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy tylko Miguel wstał od razu pokierowałam ich do wyjścia.
-Luna? - Spytał Kacper który nagle jak cała reszta zaczęła się rozglądać na boki.
-Co?
-Tak jakoś jesteś naga. - Powiedział a ja od razu uświadomiłam sobie że przecież nie miałam czasu na ubranie się.. O cholera!
Miguel natychmiast ściągnął z siebie bluzę która była przybrudzona jego krwią i bez mojego pozwolenia wciągnął ją na mnie. Po chwili lamentu (nie chciałam nosić na sobie dowodu jego prawie śmierci) odpuściłam.
Po za tym że jestem naga okazało się że przez mój poprzedni wybuch kajdanki i łańcuchy zniknęły oswobadzając moich przyjaciół więc nie było problemu z wyjściem. Miguela cały czas trzymałam przy sobie aby w razie czego się nie wywrócił. Nadal nie wiedziałam jakim cudem jeszcze żyje ale byłam mu bardzo wdzięczna.
-Nie płacz już. - Mruknął gdy reszta ruszyła przodem. Feliks z Rouse przytulali się do siebie jak zwykle ale czymś nowym był widoczny wręcz związek naszych czarodziei. Coś mnie ominęło..
-Nie płaczę. - Szepnęłam słabo bo znowu byłam zmęczona. Starałam się tego po sobie nie pokazywać ale chyba słabo mi szło bo po niedługim czasie chłopak zdenerwowany tym że się nim przejmuje bez mojego pozwolenia wziął mnie na ręce. I tak szliśmy a ja schowałam twarz w zagłębieniu jakie tworzyły jego obojczyki i mimowolnie wydawałam z siebie łzy szczęścia.
-Przecież żyję. - Mruknął nie dając za wygraną. Czasami ta jego zbyt szeroka wiedza o mnie była denerwująca.. ale i tak go kochałam.
-I dlatego płaczę. - Mruknęłam uśmiechając się do jego klatki piersiowej odzianej już tylko w koszulkę. - Nawet nie wiesz co czułam.
Zamiast odpowiedzieć objął mnie mocniej i schylił twarz tak że teraz oddychał mi na policzek. To było strasznie uspakajające.
-Przepraszam. Za wszystko.
Tylko skinęłam delikatnie głową. I tak już mu wszystko wybaczyłam. Gdy zdajesz sobie sprawę z tego że możesz kogoś stracić nie liczy się nic więcej.
-Kocham cię. - Mruknęłam wtulając się w niego bardziej..- I dlatego nigdy już nie waż się umierać. Inaczej i ja umrę.
***
-Co zrobił?! - Krzyknęła ciocia zaraz po wysłuchaniu naszej histori. A może i nie.. dopiero doszliśmy do faktu rzucenia nożem w chłopaka na którym aktualnie siedziałam wtulona jak mały kotek a on głaskał mnie po plecach w uspakajającym geście.
-Zabił go. - Kontynuował "niewzruszony" Kacper który znowu miał obok siebie Kimi która pod wpływem ponownego przypomnienia tych wydarzeń drżała. Ciekawe czy to wszystko nie pogorszyło jej kojarzenia wampirów. W końcu to właśnie wampir stał za tym wszystkim.
Później ciocia nie odzywała się aż do momentu gdy Kacper wyjaśnił jakim sposobem Miguel wciąż jest wśród nas.
-Jak? - Spytała patrząc się na nas.
-Moja indywidualna zdolność. - Wyjaśniłam. W sumie sama nie do końca wiedziałam jak i czemu dopiero teraz zadziałała ale sądzę że to jest właśnie to co tłumaczyła mi Amatis.
-Czyli potrafisz ożywiać umarłych? I na pewno nie jest zombie?
-Zombie nie istnieją. - Powiedziałam ze śmiechem.
-Przypomnę ci że do niedawna nikt też nie potrafił wskrzeszać zmarłych. Najwidoczniej przy tobie wszystko jest możliwe.
Posłałam jej ciepły uśmiech po czym znowu zaczęłam przypominać kotka.
-W sumie to skoro jesteśmy już bezpieczni to bym sobie odpoczęła. Mam za sobą na prawdę ciężką noc. - W sumie mówiąc to powolutku odlatywałam aby w końcu pogrążyć się w zupełnym śnie. Teraz nic już mnie nie martwiło.
***
Gdy wstałam miałam do przetrawienia wiele nowości:
1. Tata przyjechał do szkoły.
2. Sergiej został zamknięty w specjalnym więzieniu dla wampirów.
3. Kacper i Kimi zaczęli ze sobą chodzić. (Nie po bułki.. raczej w sensie że są parą)
4. Cała szkoła wiedziała że jestem wilkołakiem dzięki stadu Roba które również było obecnych na pełni.
5. Cała szkoła myślała że jestem jakimś dziwnym wilkołakiem który chciał poudawać wampira i nieźle mu to wychodziło.
6. Przespałam cały tydzień. Nie mogli mnie obudzić nawet za pomocą gongu czy patelni i powolutku chcieli oddać mnie do szpitala.
Tak więc wydarzyło się dość sporo. Najdziwniejsza była chyba sprawa mojego dziwnego wilczostwa które szczerze mnie rozbawiło. Z drugiej strony nie ma już po co udawać. Nie mogę robić z nich idiotów a i tak kiedyś się dowiedzą.
A i jeszcze jedna sprawa!
-Jak się czujesz? - Zapytał Sheri.
-Nie zadręczaj jej pytaniami! - Fuknęła na niego Koralis.
I tak było cały czas odkąd się obudziłam. Oczywiście inni nie mogli widzieć tej czwórki przy moim łóżku która była kompletnie jak małe dzieci. Okazało się też że odkąd moje pieczęci się złamały i odkryłam swoją nową zdolność mogą na powrót przyjmować ludzkie kształty. Tak więc Koralis nawet na moment nie zmienia się teraz w rybkę.
-Zabierzcie ich. - Błagałam reszty przy moim łóżku czyli całej mojej paczki z tatą i Miguelem na czele. Oczywiście nie mogli nic zrobić nie widząc ich.
-Eee. - Wydała z siebie dźwięk Kimi gapiąc się w miejsce gdzie stał Orokimaru. - Kim jesteś?
-Jestem Orokimaru. Miło was poznać. - Odpowiedziała kobieta a ja leżałam i się na nich gapiłam. Jakim sposobem?!
-Ale jak..? - Spytał zdezorientowany Kacper.
-Jeśli chcemy możemy wam się ukazywać. Uznaliśmy że poprawnym będzie jeśli się wam pokażemy.
I tak właśnie poznali czwórkę starożytnych którzy w ogóle na takich nie wyglądali.. Sheri zachowywał się jak dziesięciolatek, Orokimaru prawie w ogóle się nie odzywał ale jak już to zrobił to nie mogłam wytrzymać ze śmiechu, Koralis cały czas krzyczała na wilka a Amatis cieszyła się jak dziecko i teraz nie widziałam różnicy pomiędzy nią a Sherim.
I tak właśnie minęły mi kolejne dwa dni w łóżku podczas których mój organizm nadal się regenerował.

***

-Wstawaj! - Ryknęła mi do ucha rozweselona Sam przez co zaczęłam się rzucać jak jakieś zwierze. No cóż.. w końcu jestem wilkołakiem.
-Ciszej nie można? - Warknęłam wkurzona. Nie należy mnie budzić o tak wczesnych porach! Która jest? Szósta?
-Musiałam! Od godziny próbujemy cię dobudzić! Śniadanie będzie za cztery minuty!
Jak na jakiś znak mój brzuch wydał z siebie głośny dźwięk. O cholerka!
Spadłam z łóżka od razu podnosząc się i pędząc w stronę łazienki. To miał być mój pierwszy raz od kąd wszyscy dowiedzieli się że jestem mieszańcem. Tak, już wiedzą. Moja rodzina (ta prawdziwa czyli wampirza) przyjechała i razem z ciocią ogłosili kim jestem. Podobno na początku zapanowała grobowa cisza, później wyparcie tego faktu, niedowierzanie aż w reszcie zaczèli krzyczeć i w sumie chcieli mnie spalić na stosie. To że żyję a i w miarę jestem zaakceptowana zawdzięczam siostrze która dała piękny popis rycząc na całą salę i krzycząc o mnie same superlatywy. Nie wiem jak inni ale ja kocham moją siostrę. Nigdy nie przypuszczałabym że ten mały diabełek ma więcej odwagi ode mnie.
Oczywiście są też tacy którzy swoich morderczych zapałów nie odwołali przez co zostali wyrzuceni ze szkoły. Od teraz to miejsce nie służy jedynie nadprzyrodzonym ale nadprzyrodzonym którzy są w stanie zmienić nowe pokolenia. Dodatkowo zgadnijcie kto zaczął być nauczycielem! Tak... cała czwórka! Starożytni stwierdzili że skoro mogą mi tak pomóc to to zrobią a dodatkowo będą mogli spędzić ze mną więcej czasu. O dziwo byli dla mnie jak na prawdę bliska rodzina. Jednak ich wady.. a może nie wady. Po prostu...
-Wstawać! - Ryknął wesoło Sheri. Oczywiście po chwili zamilkł a ja zorientowałam się że to dlatego iż już mnie w pokoju nie było. Chyba się nie spodziewał że wstanę tak wcześnie.
Po skończeniu prysznica i takich tam dupereli razem z dziewczynami i Sherim (bo jakby inaczej?) udaliśmy się na stołówkę.
Moje serce robiły fikołki z prędkością światła a ja myślałam tylko nad tym aby nie wyjść na potwora. Muszę być sobą.. spokojnie..
-Dlaczego masz soczewki? - Spytał mnie Miguel z którym spotkaliśmy się przed wejściem.
Zamiast mu odpowiedzieć po prostu wtuliłam się w niego a on rozumiejąc że się najzwyczajniej w świecie boję zaczął nas delikatnie kołysać i głaskać po plecach. Dzięki niemu mój lęk jakoś sobie odszedł i nawet nie wiedziałam kiedy to się stało.
-A teraz je zdejmij. - Szepnął mi do ucha przez co delikatnie się uśmiechnęłam. Na prawdę jest wyjątkowy.
Jako że nie miałam lusterka a ostatnio zaczęłam panować nad moją magiczną częścią sprawiłam że soczewki spłonęły ale ogniem który uszkodził tylko je. Dzięki naukom Orokimaru wiem już że na prawdę panuję nad płomieniami i potrafię nawet decydować co ma zginąć i do jakiego celu mają służyć.
-Od razu lepiej. - Szepnął po czym szybkim krokiem przeszliśmy przez drzwi do stołówki.

I tak kończy się ta historia, nie pierwsza i nie ostatnia ale mam nadzieję że wyjątkowa :) Chcę tylko podziękować wszystkim którzy to czytali i z niecierpliwością czekali na dalszy ciąg 😊 To dla mnie wiele znaczy a o dziwo groźby napędzały mnie jeszcze bardziej 😜 Teraz mogę chyba stwierdzić że na prawdę kochałam pisać tą książkę właśnie dlatego że miałam to dla kogo robić ^_^ Dziękuję 😚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro