🌿 Ogień 🌿

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wiatr bezlitośnie smagał mnie po twarzy, ale byłam już tak blisko celu, że niemal czułam żar ogniska. A może była to tylko moja wyobraźnia.

Nie mogłam dostrzec Bilba, bo skradał się od przeciwnej strony, ale byłam w stanie go sobie wyobrazić. Nie miałam wątpliwości, że w duchu na wszystko narzeka, jak typowy pan Baggins, ale jednocześnie ogarnia go niemały niepokój.

Nie rozumiałam postawy krasnoludów, którzy byli uzbrojeni i na pewno mieli doświadczenie w walce, a do paszczy lwa wysłali bezbronnego hobbita. Szczyt nieodpowiedzialności!

Dotarłam na miejsce i zanim odchyliłam gałęzie krzewów, żeby cokolwiek podpatrzeć, jedną ręką chwyciłam za łuk i zacisnęłam na nim palce.

– O kurczę – innymi słowami się tego, co zobaczyłam, nie dało opisać.

Trzech obrzydliwie brzydkich i okazałych olbrzymów siedziało wokół ogniska i czekało, aż upiecze im się... Coś, co na pierwszy rzut oka było kiedyś owcą.

Gdy do moich nozdrzy dotarł zapach świeżego mięsa, od razu zaburczało mi w brzuchu. Na szczęście olbrzymy nic nie usłyszały, bo wiatr szumiał tak głośno, że wszystko zagłuszał. Zastanawiałam się, kim dokładnie są te potwory, a jedyne, co mi przychodziło do głowy to trolle, o których raz słyszałam od Adalgrima.

Na samą myśl o panu Tuku i jego dzieciach zrobiło mi się smutno, ale nie miałam czasu na użalanie się, bowiem jeden olbrzym zaczął mówić o bardzo interesującym temacie. A mianowicie o tym, że ma ochotę na ludzkie mięso.

Czemu akurat na ludzkie? Może mieliby ochotę na jakieś... No nie wiem... Krasnoludzkie na przykład? Mam paru kandydatów.

Misję chyba można było uznać za udaną - zakradłam się, dowiedziałam, kto tam urzędował i wciąż żyłam. Moja ciekawość została zaspokojona, ale kosztem tego apetyt na baraninę drastycznie wzrósł.

Już miałam się wycofywać, gdy niska postać pana Bagginsa mignęła mi przed oczami. Był ukryty za drzewem po przeciwnej stronie ogniska, zdecydowanie bliżej olbrzymów niż ja. Nie było szans, żeby mnie dostrzegł, więc na nic nie zdały się moje energiczne machania rękami, którymi chciałam mu przekazać, żeby wracał do naszego obozu. Utkwiło mi w pamięci zdanie Adalgrima, w którym straszył mnie, mówiąc, że trolle, to okropne stwory, które grabią wsie i mordują chłopów. Może te trzy były bardziej przyjaźnie nastawione. Taką przynajmniej żywiłam nadzieję.

Na ten moment pozostawało mi tylko siedzieć i patrzeć, co wykombinuje Bilbo. W razie potrzeby mogłam poczęstować potwory moimi strzałami, ale miałam wątpliwości, czy cokolwiek by poczuli.

Hobbit wyciągnął rękę i po chwili zawahania włożył ją do kieszeni jednego trolla.

– Co on do licha robi... – Wyciągnęłam swój oręż w pogotowiu i przygotowałam się do chwycenia strzały.

Chyba za bardzo wziął do siebie przydomek, którym obdarował go Thorin.

Nie wiem, skąd miałam przeczucie, że to się źle skóńczy, ale było trafne. Olbrzym dostrzegł pana Bagginsa, aka złodzieja i uniósł go w powietrze.

– Bert, patrz co mam!

Nałożyłam bełt na cięciwę i próbując opanować oddech, wycelowałam w tłusty zad Berta, który zaczął się bawić wiszącym do góry nogami hobbitem.

– Na Melkora! Komar mnie użarł – troll tupnął ze złości, aż ziemia się zatrzęsła.

Szlag.

Tak jak podejrzewałam, moje groty nic nie zdziałały. Ich skóra musiała być bardzo gruba.

– Co robić? – przełknęłam głośno ślinę i po raz ostatni spojrzałam w stronę ogniska.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro