Rozdział IX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Już z daleka mogłam dostrzec białe włosy, wciąż promieniujące magią, mimo że Hana znalazła się pośród kruczoczarnej mgły. Jej źródłem był unoszący się nad ziemią, ogromny onyks, który wyglądał, jakby zamknął w sobie najczarniejszą noc. Emanująca od niego siła była, tak samo lodowata, jak ta, która otaczała wrota Otchłani, wabiąc jednocześnie niebieskawym blaskiem.

"Hana!" Zawołałam, przyciągając uwagę leśnej. Odwróciła się, a kiedy mięśnie jej twarzy ściągnął strach, przypominała mi żarzących się za mną czarnoczerwonych oczach. "To nie moja krew." Wyjaśniłam, gdy znaleźliśmy się bliżej widząc, jak leśna zaciska pięść, w której bardzo szybko mogła pojawić się strzała.

–Leśnego? – spytała.

– Mrocznego. – Sedrik pociągnął za wodzę, zatrzymując konia.

Jego uwaga przeskoczyła na zawieszony przed nami kryształ. Z bliska mogliśmy zobaczyć, że ściekający po nim dym, zasłaniał gładko wyszlifowaną powierzchnię, w głębi której lśniły ukryte drobinki. Nawet nie wiem, kiedy razem z mrocznym znaleźliśmy się na ziemi. Dopiero, kiedy oderwałam wzrok od zamkniętej przede mną magii, zorientowałam się, że białowłosa podeszła bliżej kryształu.

Sedrik wyprzedził mnie, wyrwany z tego samego odrętwienia, ale było już za późno. Dłoń Hany dotknęła klejnotu, a wtedy magia Pustkowi uderzyła w nas zmrożonym powietrzem.

   Śnieg spod naszych stóp zniknął zastąpiony drewnianą podłogą, z którą moja twarz spotkała się jako pierwsza. Próbując złapać oddech w kłębach kurzu, który tłumił światło księżyca, wstałam najszybciej jak mogłam.

Promienie przedzierały się do środka niewielkiej chaty przez brudną szybę, jedynego okna. Zastygłam, kiedy ogromny cień zasłonił blask, żeby zaraz cofnąć się razem z nagłym podmuchem wiatru. Ściany pojaśniały, gdy Sedrik odszedł od otwartego teraz okna, wpuszczając kolejne uderzenie świeżego powietrza.

Wiatr rozwiał jego rozpuszczone włosy. Nie wyglądał, jakby podróż w przestrzeni, którą zafundowały nam Białe Pustkowia wywarła na nim jakieś wrażenie. Przynajmniej tak mi się zdawało, dopóki nie zobaczyłam niebieskawego błysku w jego oczach. Mroczna magia sprawiła, że czerwień całkowicie zniknęła z jego tęczówek, na nowo zastąpiona czernią.

– Gdzie jesteśmy?

Podeszłam do okna. Księżyc był ledwo widoczny zza unoszącej się na zewnątrz mgły. Jego blask docierał, jednak do ziemi, co dla nocnego elfa było wystarczające, żeby móc widzieć w ciemnościach.

Chata, w której się znaleźliśmy stała na uboczu, pośród dobrze znanych mi iglastych drzew. Między pniami, pomimo mętnego powietrza widoczne były światła ulicznych lamp.

– Mgliste Miasto – odpowiedziałam sama sobie czując, jak moja krew zamarza. Kamienny labirynt zabudowań był domem tysięcy mrocznych. Potworów gorszych niż bestie z Otchłani, zdolnych do czynienia nieopisanego zła. – Musimy odnaleźć Hane. – Spojrzałam na Sedrika.

Świadomość, że elfka mogła trafić, gdzieś pośród kłęby mgły...

– Nie ma jej tam.

Mroczny odszedł w głąb chaty. Mogłabym przysiąc, że gdy odwrócił ode mnie wzrok, coś zamigotało w jego oczach.

Pod ścianą stała samotna szafa, którą odsunął jedną ręką, mimo że jej ciężar wyrył wyraźne rysy w drewnianej podłodze. Pokazał mi bym ruszyła przodem przez wcześniej ukryty pod meblem właz.

– Co to za miejsce? – Skrzywiłam ręce na piersi. – I jakim cudem się tu znaleźliśmy?

Sedrika ukrywał tajemnice, o których nawet Hana nie miała pojęcia. Tajemnice, które mogłabym pozbyć, gdybym miała odwagę znowu zajrzeć do jego wspomnień.

Szczęka elfa zacisnęła się i rozluźniła przypominający mi z jaką łatwością potrafił rozszarpywać tętnice.

– Mój dawny dom – odparł.

Wiedziałam, że jako dziecko żył w Pałacu, ale najwyraźniej rosnąca przez lata nienawiść do ojca musiała, sprawić, że zamieszkał poza murami miasta, być może na długo zanim dawny król całkiem postradał zmysły. Sedrik w pojedynkę przeprowadził czystkę, zabijając tych odpowiedzialnych za zniszczenie magii. Przez lata żył w ukryciu, zaspokajając głód wyłącznie krwią zwierząt lub wcale... Przez co, pozwolił sobie opaść z sił, tak bardzo, że niemal zabili go zwykli bandyci. Kiedy spotkał Hanę i poznał, tlącą się w niej moc, pozostał w pobliżu, czekając. Wiedział znacznie więcej niż mogłoby się wydawać.

Drgnęłam wyrwana z rozmyślań, gdy mroczny ściągnął zawieszony na plecach miecz. Okazało się, że nie zamierzał skrócić mnie nim o głowę. Oparł ostrze o podłogę, ujawniając pokrywające je znaki. Pod odpowiednim kątem tajemnicze pismo zatliło się niebieskim blaskiem.

– Magia Łowcy – odpowiedział na moje drugie pytanie. – Portal przeniósł nas tam, gdzie z jej pomocą podróżowałem po raz ostatni.

Podeszłam chcąc lepiej przyjrzeć się wyżłobieniom zdobiącym miecz.

– Łowcy?

Sedrik nie miał jednak zamiaru kontynuować tej rozmowy. Chowając broń na swoje miejsce, wskoczył do otworu w podłodze, pozostawiając mnie samą w ciemnościach.

Stanęłam nad włazem nie widziąc prawie nic prócz czerni. W zejściu brakowało drabiny, a wyłożone cegłą ściany stały nie zachęcająco blisko siebie.

– Dzięki temu przejściu ominiemy obrzeża miasta. – Usłyszałam z dołu.

Głęboki wdech później wylądowałam obok niego z zaskakującą jak na mnie gracją. Sedrik ściągnął ze ściany pochodnię, która po chwili buchnęła żółtym światłem. Kiwnął bym szła przodem.

Zauważyłam wtedy, że drobne żyły które do tej pory widniały tylko na szczęce mrocznego, teraz kończyły się już na jego szyi. Zastygłam.

– Moja krew...

Refleksy, które widziałam wcześniej w jego tęczówkach, okazały się nie być przywidzeniem. Vardir musiał wciąż mieć w sobie magię, gdy dogonił nas na Pustkowiach. Teraz płynęła ona w żyłach czarnookiego.

Twarz Sedrika pociemniała.

Moja krew – oprawił pozwalające mi usłyszeć w swoim głosie obietnice koszmaru.

Odwzajemniłam lodowate spojrzenie, bo mroczny był moim przekleństwem, tak samo, jak ja byłam jego. Otaczające go powietrze ważyło tonę, dusząc mnie w pokazie dominacji, ale podczas gdy niewolnicze życie w rękach Vardira przypominało trwanie w lodowej pustce, spotkanie czarnookiego pokazało mi, że potrafiłam kroczyć pośród płomieni.

                                   *

   Gdyby nie migające za moimi plecami światło pochodni, mogłaby się zdawać, że byłam sama w ceglanym tunelu. Nie słyszałam nic poza dźwiękiem własnych kroków, jednak o obecności mrocznego nie pozwalało zapomnieć bezlitosne przyciąganie. Nasza więź przybierała na sile, przez co coraz trudniej było mi walczyć z jej działaniem. Cholerne połączenie sprawiało, że wypełniałam płuca zapachem popiołu, jakbym całe życie wdychała trujące opary i dopiero teraz zaznała świeżego powietrza.

Zwolniłam czując, jak każdy oddech popycha mnie na ścianę w świadomości. Stworzona w mojej głowie bariera, zadrżała niespodziewanie powodując, że potknęłam się o własne nogi. Uwolnione przez nią wspomnienie, przywołał echo mojej własnej pamięci, podpowiadając mi, że wiedziałam, dlaczego pisane było nam lunaavi.

Mroczny zdołał ukryć przede mną część swojego umysłu. Tę samą, która wyjaśniłaby, dlaczego nie powiedział Hanie, że nie była zwykłym leśnym. Wiedział, że była wyjątkowa, mimo to pozwolił, żeby żyła w zakłamaniu, które zarastało umysły leśnych. Czułam, że do poznania skrywanej przez niego tajemnicy wiodła ścieżka w mojej własnej pamięci.

Wyprzedzona przez czarne smugi, w porę zatrzymałam się przed pochylonym nade mną demonem.

– Jeśli chcesz o coś zapytać, pytaj. – Tylko twarz Sedrika potrafiła wyrażać złość i obojętność jednocześnie.

– Kim jesteś? – Nawet się nie zawahałam.

Kiedy patrzył na mnie z góry byłam coraz bardziej zdeterminowana, żeby w końcu poznać prawdę. Widział, to po mojej twarzy, bo jego własna pochmurniała coraz bardziej.

– Nie powinnaś chcieć widzieć, kim ty jesteś?

– Znałeś mnie? – Zachrypnięty szept zdradził, że straciłam pewność siebie, chociaż on na pewno mógł słyszeć bicie mojego serca nawet, kiedy nie próbowało ono wyskoczyć z mojej piersi.

Otaczająca nas cisza, zdawała się trwać wieczność, dopóki Sedrik nie uniósł dłoni, zimnymi opuszkami palców dotykając mojej skroni. Sapnęłam, kiedy kolejne ukłucie w pamięci, niemal odepchnęło mnie w tył. Mur zaczął pękać, sypiąc na mnie wspomnienia jedno za drugim.

Przypomniałam sobie lata nauki w Świątyni Zmroku. Twarze Sióstr mignęły przed moimi oczami i poczułam ogrom łączącej nas kiedyś energii. Byłyśmy strażniczkami magii, tak potężnej, że to co z niej zostało we mnie mogłam nazwać tylko marnym błyskiem.
Za wspomnieniami kryła się fala cierpienia. Pamiętałam Mrok zalewający marmurowe korytarze, zmieniający zdobiące je kamienie księżycowe w ciemno niebieskie kryształy. Noc, w którą Kapłanki oddały życie w imię Blasku, była nocą, kiedy ja, najmłodsza z nich, utknęłam w letargu po to, żeby po latach zostać odnaleziona przez Namiestnika nowego królestwa. Nie pamiętałam jednak, czy kiedykolwiek wcześniej spotkałam Serdika. W przeciwieństwie do swoich braci, którzy w każdą pełnię zjawiali się przed ołtarzem Bogini Nocy, żeby czerpać z mocy Blasku, najstarszy syn Tervena nigdy nie przychodził do Świątyni.

Powietrze zadrżało, gdy z ciemności przed nami wydobył się odległy ryk. Mroczny przyciągnął mnie do siebie i w następnej sekundzie znaleźliśmy się na powierzchni.

–Co się dzieje? – sapnęłam, przyciśnięta do jego ciała tak blisko, że bliżej się nie dało.

Między drzewami błysnęły iskry i z powstałej tam czarnej chmury wyszedł Wroniec. Sedrik wsadził mnie na jego grzbiet.

– Ktoś najwyraźniej ma więcej niż jedno życie.

Szykując się do walki, otaczające go cienie urosły. Runy na jego mieczu błysnęły i nim zdążyłam odzyskać ostrość widzenia, oślepiona ich magią, koń pogalopował przez las, zmuszając mnie bym skupiła się na pozostaniu w siodle.

   Mgła sprawiała, że nie widziałam nic prócz śmigających tuż obok drzew. Wroniec przecinał głuszę z prędkością wyduszającą powietrze z płuc, ale mimo to ciągle czułam na sobie spojrzenie ścigającej nas istoty. Spojrzenie zbyt dobrze mi znane.

Vardir siedział nam na ogonie, pozostawiając swoje cieniste sługi z tyłu, żeby zatrzymały Sedrika. Mogłam widzieć jego czerwone ślepia i drugie nieco ciemniejsze. Dosiadał rumaka, przypominającego coś, co wyszło z otchłani. Bestia była szybka, ale nie mogła równać się prędkością z Wrońcem. Nocny rumak przyspieszył, sprawiając że Namiestnik zniknął we mgle.

Wtedy coś chwyciło mnie za nogę przypominając, że dzięki mocy, którą dawała mu moja krew, mroczny potrafił zmienić Cienie w swoje sługi. Poczułam zaciskającą się na mojej łydce szczękę, po czym silne szarpnięcie wyrwało mnie z siodła. Nieludzka prędkość powinna była sprawić, że upadek połamie mi wszystkie kości, ale zanim spotkałam się z ziemią, ponura energia zamortyzowała uderzenie. Runęłam w błoto wiedząc, że kiedy otworzę oczy, Vardir będzie przy mnie. Elf nie tylko przeżył, ale wrócił silniejszy i nie zamierzał dać mi odejść.

Ciężar mokrego ubrania rozpaczliwie próbował powstrzymać go od wyciągnięcia mnie z kałuży

– Znajdę cię… zawsze. – Wygłodniałe oczy przeskoczyły między moimi mimo, że w żyłach Namiestnika płynęła świeża dawka odebranej mi magii. W jakiś sposób zdążył dostać się do swoich zapasów, a następnie odnaleźć mnie tutaj.

Smukły i wysoki o oczach otoczonych niezdrowym cieniem, na pozór zdawał się nie być ciężkim do pokonania przeciwnikiem, ale mroczny potrafił siać terror nie tylko pośród leśnych. Poraz pierwszy przyciągnął mnie do siebie, tak blisko, jak przy naszym pierwszym spotkaniu w podziemiach, gdy zamierzał wyssać ze mnie ostatnią kroplę krwi.

Chcąc uciec z jego uchwytu, wyobraziłam sobie, jak Blask przedziera się przez moją skórę i pali jego ciało aż do kości, ale elf postanowił nie tracić czasu. Wbił we mnie kły, tak jakby miał zamiar nie puścić dopóki nie padnę martwa na ziemię.

Gdy pierwszy raz spróbował tętniącej we mnie magii, ledwo udało mu się powstrzymać przed wyssaniem ze mnie życia. Od tamtego czasu zaspokajał pragnienie, krwią spuszczoną z mojego nadgarstka. Wtedy byłam dla niego zbyt cenna, żeby ryzykował moją śmiercią.

Ledwo upił pierwszy łyk. Jego mięśnie spięły się jeszcze bardziej i z warknięciem odsunął twarz od mojej szyi. W jego oczach poraz pierwszy zobaczyłam coś innego poza czystym złem. Przez szkarłatną czerwień przemknęło poczucie zdrady.

– On... – wysyczał.

– Utnę ci łapy i nakarmię nimi twoje mendy. – Głos Sedrika sprawił, że magia zaiskrzyła w mojej piersi.

Czarnooki wyłonił się z mgły, ciągnąc za sobą kłąb czarnego bytu. Mrok wylewał się z niego, jak zaraza, ale Vardir nie zamierzał się ode mnie odsunąć. Zacisnął mocniej dłonie, tym samym pozwalając, żeby wybuchło piekło.

Odleciałam w tył, kiedy niewidzialna siła odepchnęła mnie na bok. Posuwając plecami po leśnej ścieżce, zatrzymałam się dopiero parę metrów dalej. Chciałam wstać, ale cios w brzuch wgniótł mnie w błoto. Mroczni zniknęli za upiorną zasłoną czerni, podczas gdy niewidzialna pięść chciała zmiażdżyć mi żebra. W desperacji wyciągnęłam dłonie, które w spotkaniu z mrokiem, na krótką chwilę zmieniły noc w dzień.

Dwójką odsunęła się od siebie, odnajdując moje spojrzenie. Wiatr zaszumiał nad naszymi głowami zapowiadając kolejną burzę, a wtedy razem z ruchem powietrza dotarł do mnie zapach krwi. Oboje mieli rozcięte wargi, z których powoli sączyły się bordowe stróżki.

Kiedy ich źrenice zastygły na moich ustach, sapnęłam dotykając opuszkami palców identycznego rozcięcia. Żebra wciąż bolały mnie po ciosie, który zdążył zostać wymierzony, nim mroczni zaprzestali walki. Namiestnik miał rację. Nieważne gdzie bym uciekła, gdzie się schowała, on zawsze by mnie odnalazł. Byliśmy połączeni. Cała nasza trójka.

Sedrik znalazł się przy mnie. Otoczył nas chmurą cieni, ale nim zniknęliśmy, uśmiech Vardira potwierdził, że niedługo znowu mieliśmy się zobaczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro