Rozdział III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nikt nie przyszedł po mnie przez resztę nocy. Siedziałam w fotelu, gdy pierwsza łuna wstającego dnia rozjaśniła niebo, łudząc się, że elf zamierzał puścić mnie wolno. Chociaż rozsądek podpowiadał, że żadna zatruta mrokiem istota, nigdy nie pomogłaby nocnemu, zmęczenie przymknęło mi powieki.

Jeśli mroczny zamierzał wykorzystać moją magię nic dziwnego, że zatrzymaliśmy się właśnie tutaj w miejscu, w którym nie było żądnych innych krwiopijców. Może, to nie przyjaźń łączyła Leśną i czarnookiego, bo obie rasy pajały do siebie wrodzoną nienawiścią, ale dwójka musiała znać się od dawna, dla wszelkich możliwych korzyści pomagać sobie nawzajem.

***

Otoczona ciemną tonią, walczyłam o oddech. Wszędzie był dym, czarna chmura, która nie miała nic wspólnego z ogniem. Czułam jak mrok przeszywa każdy centymetr mojego ciała. Serce zaczęło spowalniać, ostatnimi uderzeniami pompując zamarzającą krew. Nie poddawałam się. Wiedziałam, że wciąż tlił się we mnie Blask. Wreszcie runęłam na ziemię uwolniona z sideł śmierci.

- Niemożliwe... - warknął, górujący nade mną potwór.

Kiedy podniósł mnie z posadzki, jego kły błysnęły dziko. Głodne spojrzenie powędrowało na moją szyję, a wtedy pragnienie sprawiło, że elf spiął mięśnie. Tracąc kontrolę nad bestią, przyciągnął mnie do siebie.

Świat znowu zaczęła ogarniać ciemność, ale zanim całkowicie pochłonęła mnie pustka, mroczny oderwał twarz od mojej szyi. Patrząc mi prosto w oczy, oblizał usta, smakując magii, którą jeszcze przed chwilą pragnął zniszczyć.

***

Otworzyłam oczy, gdy zachodzące słońce zaczęło znikać za horyzontem. Zalało sypialnie czerwienią, żeby przypomnieć o kroczących za mną z północy potworach. Podarowałam się nagle świadoma, że jeśli mroczny zostawił mnie tutaj samą, skazywał całą wioskę na los, na który nie zasługiwał żaden leśny.

Chwytające za klamkę, byłam przygotowana, że zamek nie ustąpi. Drzwi otworzyły się jednak cicho, wypuszczając mnie na korytarz. Poprowadzona przez smugi cienia, dotarłam do salonu. Czarnooki siedział w ciemnościach wypalonego kominka, swoją obecnością zmieniając końcówkę dnia w środek nocy. Wciąż nie wiedziałam, jakie miał wobec mnie plany. Byłam tylko pewna, że nie mogłam pozwolić, żeby przeze mnie leśnym stała się krzywda.

- Musisz mnie stąd zabrać - zażądałam, nie zważając na ostrzegawczy głos w mojej głowie, który mówił mi, że elf mógł okazać się groźniejszy niż Namiestnik i wszystkie jego sługi.

Mroczny pochylił się, opierając łokcie na kolanach.

- Dokąd? - Nie musiałam widzieć jego twarzy, żeby wiedzieć, że nic bym z niej nie wyczytała.

- Gdzieś, gdzie nie mieszka żadna, żywa istota.- Nie sprawiając zagrożenia dla nikogo innego, dzięki magii mogłabym spróbować zawalczyć o wolność.

Elf oparł plecy o fotel, na powrót zanurzając się w mroku. Patrzył na mnie bez słowa, tak długo, aż zaczęłam sądzić, że zniknął. Nie ruszył za mną, gdy pokierowałam się do wyjścia. Oboje wiedzieliśmy, że nie miałam szansy mu uciec.

Wychodząc na próg, spojrzałam w stronę nieba, gdzie po blasku dnia została już tylko poświata. Na samym szczycie wzgórza, pod drzewem większym niż jej chat, stała białowłosa. Nie była sama. Elf o włosach tej samej barwy, którą jeszcze przed chwilą miało niebo, przykuł moją uwagę. Ciekawość popchnęła mnie w górę wzniesienia. Zanim zdążyłam dołączyć do dwójki, leśny skłonił się, unikając mojego wzroku.

- Taki gość... - Postawił krok w stronę wioski. - ...w naszej Grani.

Czmychnął w stronę zabudowań, nim otworzyłam usta. Hana skrzywiła się, patrząc w ślad za nim.

- Chyba przywykłaś do takich reakcji.

- Jesteście jednymi z pierwszych leśnych, których spotykam - odpowiedziałam, obserwujący zasypiającą osadę.

- Żyłaś pośród mrocznych? - Elfka nie kryła szoku, unosząc brwi tak wysoko, że wyżej się nie dało.

Mieszkańcy południa musieli trafnie wyobrażać sobie świat za górami, gdzie groza wisiała nad wszystkim, co żywe w kłębach wiecznej mgły. Wciąż czułam w płucach ciężar mętnego powietrza. Tylko śmierć mogła mnie od niego uwolnić.

Księżyc chciał pomóc oczyścić myśli, rozpoczynając swoją wędrówkę po niebie, ale nawet dotyk pradawnej magii, nie mógł pomóc mi pozbyć się niechcianych wspomnień. Tak samo, jak nie dał rady przywrócić mi pamięci.

- Mam na imię Maire - przedstawiłam się, próbując tym samym, poraz kolejny przypomnieć sobie kim dokładnie byłam.

*

Gwiaździsta noc wkrótce pociemniała. Niebo przysłoniły chmury, kiedy wiejący od strony gór wiatr, przyniósł lodowate powietrze. Zamiast wrócić do chaty, zostałam na zewnątrz. Czekałam na powrót Hany. Białowłosa postanowiła ruszyć na polowanie zupełnie, jakby zapomniała, co żerowało w ciemnościach lasu. Okazywała się różnić od leśnych nie tylko wyglądem. Większość z nich o zmroku uciekało do domów, ale mieszkająca na uboczu elfka, nie bała się mroku.

Mroczny, który teraz wiedziałam, że na imię miał Sedrik, nie przez przypadek przywiózł mnie do jej domu. Mogłabym nawet pomyśleć, że na prawdę chciał mi pomóc, gdyby nie fakt, że jego rasa żywiła się krwią. To z tego powodu, nie tylko ja byłam niewolnikiem za górami. Mrocznemu za to musiała smakować krew tych, którzy mieliby odwagę z nim walczyć. Nigdy nie widziałam oczu równie czarnych, jak jego, ale u takich, jak on ciemniejące tęczówki oznaczały niezaspokojony głód. Żaden krwiopijca nie potrafiłby, tak długo opierać się pragnieniu. Żaden nie miałby takiego zamiaru.

Chciałam poczekać na Hanę. Już, kiedy stałyśmy na wzgórzu powinnam była zapytać ją, skąd znała mrocznego i dlaczego ufała, że ten nie rozszarpie jej tętnicy. Nie wiem, jak długo stałam na ganku, patrząc w stronę drzew, za którymi zniknęła. Tutaj noc była jaśniejsza niż we wnętrzu chaty.
Kruczoczarny rumak przyglądał się mi uważnie. Miałam wrażenie, że podpuszczał mnie, bym przetestowała czujność jego pana, gdy zerkał w stronę lasu. Zaczęłam to rozważać, kiedy nagły błysk rozświetlił niebo. Daleko w głębi ciemnej głuszy, światło wystrzeliło ponad korony drzew, żeby zniknąć zanim zdążyłam wypuścić zatrzymane w płucach powietrze. Podmuch wiatru przyniósł ciepły dotyk magii, a wtedy nogi same popchnęły mnie w stronę drzew.

Pokonując gęsta trawę przyspieszyłam, czując na kostkach dotyk sunącego za mną dymu. W następnej chwili spotkałam się twardo ze ścianą mięśni. Czarnooki nawet nie próbował mnie złapać, kiedy odleciałam w tył, jak uderzona piorunem. Moje łokcie wbiły się w trawę, amortyzując upadek, co uchroniło moją głowę przed twardym spotkaniem z ziemią.

- Jak...? - Zamarłam, patrząc w rosnący nade mną cień.

Strach spłynął po mnie, jak strumień lodowatej wody. Jeszcze nigdy nie słyszałam o mrocznym, który potrafiłby rozpływać się w powietrzu, tak samo, jak wychodzące w nocy demony.

- Wracaj do chaty. - rozkazał.

Ciepło, które jeszcze przed chwilą czułam, zniknęło. Nawet wiatr zdawał się zatrzymać, pod ciężarem ciemności, zmieniającej noc w czarną pustkę. Wbiłam paznokcie w ziemię, nie pozwalając sobie drgnąć z miejsca, chociaż wszystko we mnie nakazywało posłuszeństwo.

- Nie. - Zacisnęłam zęby.

Wtedy Sedrik znalazł się nade mną. Chwytając kołnierz mojej sukienki, uniósł mnie do swojej twarzy.

- Bardzo nierozsądne jest mówić mi nie.

Złapałam go, chcąc uchronić się przed kolejnym upadkiem w gęstniejącą pode mną chmurę cieni. Elf opuścił wzrok na moje, zaciśnięte na jego przedramieniu dłonie. Jego spojrzenie przypomniało mi, że nie chciał, żebym go dotykała.

Blask obrzydzał takich jak on, ale też przyciągał bestie bardziej niż krew leśnych. Zanim uciekłam z więzienia, Namiestnik był jedynym elfem, który się do mnie zbliżał. Nikomu innemu, by na to nie pozwolił, ale nawet on starał się trzymać do mnie dystans. Nie chciał stracić nad sobą kontroli i zabić źródło mocy, która zamiast niszczyć jego spaczony organizm, dodawała mu siły. Dlatego nigdy wcześniej nie dotykałam żadnego mrocznego.

Elf miał podwinięte rękawy, przez co mogłam poczuć, że jego skóra była zimna jak ziemia pod nami. Umięśnione przedramię, przypominało w dotyku skałę, wygładzoną przez wieczny deszcz i wiatr północy.

- Blask, który widziałaś spowoduje, że za chwilę w lesie będzie roić się od Cieni. - Pociągnął mnie do pozycji stojącej. - Wracaj do chaty i nie wychodź, dopóki nie zobaczysz wschodu słońca.

Ruszył w stronę drzew, żeby zniknąć za zasłoną nocy. Choć miałam wrażenie, jakby niewidzialna lina próbowała pociągnąć mnie za nim, tym razem wygrał nade mną rozsądek.

*

Pokonałam ciemność wypełniającą salon, wciąż zbyt gęstą po obecności czarnookiego. Usiadłam w fotelu, który wcześniej zdawał się pochłonąć elfa do innego wymiaru i pozwoliłam, aby otoczył mnie zapach popiołu. Skoro magia przyciągała czerwonookie potwory, które Sedrik nazwał Cieniami, najbezpieczniej dla mnie było ukryć się w jego aurze.

Stwory ze świata mroku, razem z tworzącą je siłą, zwano przeciwieństwem życia. Nienawidziły one światła, które jako jedyne potrafiło dawać nowy początek, a ich obecność pozbawiała elfy magii. Jeśli tajemniczy błysk miał coś wspólnego z leśną, świadectwo tak potężnej mocy mogło, sprowadzić na nią wiele niebezpieczeństw. Mroczny był jednym z nich, nawet jeśli ta uważała go za przyjaciela.

Dowiadując się, co łączyło dwójkę miałam szansę odgadnąć, dlaczego wciąż żyłam i zrozumieć kim był elf o oczach, jak krajobraz Otchłani.

Gdy tylko pierwsza łuna wstającego dnia rozjaśniła niebo, wyszłam przed chatę. Zorientowałam się wtedy, że kruczy rumak zniknął. Chciałam ruszyć w stronę lasu, ale pokonując schodki, prawie potknęłam się o własne nogi. Zobaczyłam Hanę, wracającą na wzgórze. Leśna świeciła w półmroku, promieniując jak rozgrzana przez kowala stal. Magia kumulowała się w jej tęczówkach, które wyglądały teraz, jak spływające złotą lawą.

- Twoje oczy... - Nie mogłam oderwać od niej wzroku, kiedy zatrzymała się pod schodami.

Chciała coś powiedzieć, ale moje spojrzenie pospieszyło ją do środka. Weszła do chaty, nieruchomiejąc dopiero przed lustrem, które wisiało w sypialni obok salonu. Patrzyłam, jak szok ożywił płomienie w jej oczach. Pulsująca od niej magia, otoczyła mnie ciepłem. Siłą, która dawno temu zniknęło z tego świata.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro