Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Przez całą noc nie mogłam spać, po głowie chodziły mi setki, jak nie tysiące pytań, nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć, o minionym dniu, o Thomasie, o tym co do mnie powiedział, że przeprasza. Już nic nie wiem, chcę iść do parku, żeby się z nim spotkać, a jednocześnie boję się tej rozmowy, boję się tego czego się dowiem, boję się, że nigdy już nie powrócę do normalnego życia. Na całe szczęście dzisiaj sobota, bo wydaje mi się, że nie dałabym rady wysiedzieć w szkole, na lekcjach, jednocześnie myśląc o wieczorze.

Jest 17:00, a ja już nie mogę wysiedzieć w miejscu, ciągle chodzę po domu, tym samym denerwując moją rodzinę, z resztą... nie ważne. Zaraz będę się zbierać. Do parku od mojego domu jest trochę daleko, ale stwierdziłam, że będzie dla mnie lepiej jeśli się przejdę spacerkiem, niż jechać autem i słuchać kazania taty o tym, czego mi nie wolno, że jak by się coś działo to mam dzwonić od razu, nie rozmawiać z nieznajomymi i tym podobne. Przypuszczam, że oj będzie się działo, a rozmowa po części z nieznajomym też należy do wyżej wymienionego punktu...

Po około czterdziestu minutach spokojnego spaceru dochodzę na umówione miejsce, czuję że moje serce przyspiesza. Jest godzina 17:40, jestem przed czasem, ale może to i dobrze? ... Nie, jednak nie jestem pierwsza. Widzę go. Siedzi na, ławce niedaleko miejsca z moich dziwnych i niepokojących snów, ręce oparte ma na kolanach i prawdopodobnie rozmyśla, bo wpatrzony jest w kamienistą ścieżkę. Czuję, że powinnam poczekać, dać mu jeszcze chwilę, w końcu i tak jestem przed czasem. Stoję przy grubym drzewie, lekko opierając się o korę i wpatruję się w niego, w chłopaka, którego znam dwa dni, ale zgodziłam się z nim spotkać.

Spoglądam na niego, przyglądam się jego twarzy, na której zobaczyć mogę tylko skupienie, a poza tym nic... radość czy smutek, po prostu nicość. Po chwili zaczyna się rozbudzać, powracać do naszego ponurego świata. Chowam się za pień drzewa, lecz po paru sekundach słyszę:

- Wiem, że tam jesteś. – Moje serce przyspiesza, skąd, jak on mógł mnie zobaczyć?! Przecież stałam dobrych parę metrów od niego!! ... Po chwili słyszę kroki... - Masz zamiar stać tu cały czas? – pyta wychodząc zza drzewa...

- Jeśli będzie trzeba... - Odpowiadam dosyć pewnie, jak na mnie.

- Może się przejdziemy?? – proponuje ignorując moją odpowiedź.

- Jak wolisz. Mnie to obojętne. – mówię ruszając się z miejsca.

- To... - zaczął nie wiedząc, jak zacząć – Wychodzi na to, że mam ci wiele do powiedzenia...

- No chyba tak... zważając na to, że nie mam o niczym pojęcia

- eh.. to dosyć skomplikowane...

- Nie wątpię

- A więc, tak byłem w twoim śnie, tak to ja do ciebie strzeliłem, tak to na mnie wpadłaś wracając do domu i wtedy w realu i wtedy kiedy zemdlałaś

- Okej dobra domyśliłam się tego sama, ale powiedz mi jak? Dlaczego do mnie strzelałeś? Czemu nie mogłam się ruszyć? Jakim to możliwe, że były nas dwie? Dlaczego i jakim cudem mam tą kulkę w czole? Czemu zemdlałam na podłodze, a obudziłam się w łóżku? Dlaczego kiedy jesteś blisko mnie, chociażby teraz, czuję jak coś od ciebie emanuje? A tak w ogóle to kim ty jesteś?! Ach!!!! – przystanęłam i kucnęłam chowając głowę w rękach. Nie chcę tu być, mam tego dość!!

- Hej? Wszystko okej?

- A jak myślisz?

- Wiem, że to dla ciebie nowa sytuacja, ale co ja mogę na to poradzić? Chodź może usiądziemy?

Wstałam i pokierowałam się tam gdzie była najbliższa ławka, przynajmniej tak mi się zdawało, bo stanęłam na wprost mostu.

Weszłam na niego i usiadłam na górze spuszczając nogi pod barierką, spojrzałam na wodę i przypomniałam sobie ten sen, ale stwierdziłam, że udam, że nic się nie dzieje...

- Kate?

- hm? – udawałam obojętną.

- Ja wiem...

- O czym...- dociera do to mnie- nie...

- Tak...

- Ale jak?!

- Niestety, ale byłem w większości „tych'' twoich snów o których pewnie wolałabyś, żebym nie wiedział.

- W tym też? – czułam, że on będzie wiedział o który mi chodzi

- Też...

- Dobra już nie wiem co mam o tym myśleć, ale okej

- Wiem, że to trudne, ale na pocieszenie ci powiem, że przyjęłaś to lepiej,

niż inni – widząc moją minę dodał – eh... tak są inni...

- Ale kim ty w ogóle jesteś???

- Zacznijmy od kulki w twoim czole

- Okej...?

- Ona nie jest taka zwykła, jak by ci się to mogło wydawać...

- A co w niej takiego magicznego? Świeci w ciemności? – zapytałam lekko poirytowana

- W pewnym sensie, ale nie jest to widoczne dla każdego, tylko dla takich

jak my, jak będziemy wracać, to zobaczysz, że dla siebie

nawzajem wyglądamy inaczej niż my dla innych.

- Aha

- A wracając jeszcze do kulki to mam następną ciekawą wiadomość

- Aha?

- Ona nie tylko powoduję, że lekko odstajesz od normalnych ludzi,

ale dzięki niej niektórzy mogą zobaczyć swoje wspomnienia,

lub wspomnienia ich bliskich

- Ejejej czekaj, chwila, moment bo nie rozumiem... czyli to, że

mnie postrzeliłeś to po to, żeby pogmerać sobie w moim mózgu?!

- hah – zaśmiał się – no niestety tak...

- Ale po co??????

- Bo... eee... to długa historia i wolał bym jej nie opowiadać tutaj...

- Czemu??? Przecież nikogo tu nie ma??

- No właśnie nie był bym tego taki pewien...

- To co masz zamiar zrobić?? Bo chyba nie zostawisz mnie tak w połowie odpowiedzi?!?! A zresztą po tym co zrobiłeś w moim śnie...

- No co?!

- Nie masz zamiaru przeprosić za postrzelenie w głowę?!?!?!?!

- Ale to było dla twojego dobra i bezpieczeństwa!!

- Hah i jeszcze czego?!?!?

- Dobra, a teraz pomyśl chwilę – ( co on sobie wyobraża?!) – Odezwałabyś

się tak jak przed chwilą, parę dni temu do obcego??

- Ale co to ma w ogóle do rzecz...

- A no właśnie... parę dni temu to nawet byś tu nie przyszła, żeby

porozmawiać z obcym chłopakiem, a teraz co? Jeszcze się ze mną

wykłócasz. ... Kate? Co się dzieje??

- Tam ktoś jest...- powiedziałam prawie nie otwierając ust, ale Jasper

usłyszał

- Gdzie?? – spytał tak samo cicho, jak ja

- Za tobą... - odpowiedziałam, a on lekko obrócił głowę

- Chodź z tąd – powiedział podnosząc się szybko i pomagając mi wstać,

ruszyliśmy szybkim krokiem, ażeby jak najszybciej wyjść z parku

- Kto to był??- zapytałam kiedy już doszliśmy do

rynku w mieście, gdzie było więcej ludzi ( jak to mówią w kupie siła,

trzymajmy się kupy bo kupy nikt nie ruszy)

- Mam pewne przypuszczenia, ale na razie musisz poczekać na moją

odpowiedź.

- eh tajemnica goni tajemnicę, świetnie!

- A to moja wina?- zapytał poirytowany ( eh faceci)

- A czyja??!! Dobra, nie ważne

- Trzeba znaleźć jakieś miejsce, gdzie nikt nas nie będzie widział,

ani też słyszał

- Mam pewien pomysł...

- No... a coś więcej??

- Tajemnica...- odpowiedziałam lekko usatysfakcjonowana

- Przecież wiem o czym myślisz. Mogę sam sprawdzić

- Ej! To nie fair!! O tym mi nie mówiłeś!!

- A pytałaś??

- Eh nieważne, chodź

- Czyli decyzją jednogłośnie podjętą idziemy do twojego domu,

ty wejdziesz normalnie przez drzwi, pójdziesz do swojego

pokoju i otworzysz okno, żebym mógł wejść, bo nie chcesz, żeby

ktoś z twojej rodzinki mnie zobaczył, bo dostałabyś kazanie o

sprowadzaniu obcych do domu?- tak dla jasności wyczytał

to z moich myśli

- Dokładnie Sherlocku!!!!!







Hej... Tak ja wiem że macie ochotę mnie zabić... ale jakoś samo tak wyszło... (yhm na pewno...)

Ale obiecuję że jeszcze dzisiaj dodam kolejny rozdział w ramach przeprosin...

A tak w ogóle to czyta to ktoś jeszcze???
A więc jeśli ktoś to jeszcze czyta to dajcie znać w komentarzu 😉

Papapapapapaaaaa!!!
☺😀😁❤❤❤🎶🎶🎶🎶

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro