☙ II ❧

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nieduża pracownia o wdzięcznej nazwie "Igiełka" usytuowana w sercu miasta oferowała naprawy krawieckie i przeróbki odzieży, skrywała jednak tyle sekretów, co skarbiec smoka. 

Hank towarzyszył matce podczas sprawunków, wcale nie tak dawno temu, a osoba właścicielki zawsze go fascynowała. Na ścianie wisiały oprawione dyplomy, bo Aldona Springsteen była adeptką Inżynierii Engramów ze specjalizacją w Psychomechanice i Profesorem Techno-Magii na uniewersytecie w Thredsach. Nebelburg oraz jego elita przedsiębiorców nie uznawał jednak kobiet naukowców, nie dając im rozwijać się w zawodzie.

W pierwszym pomieszczeniu stały przyodziane w wytworne stroje manekiny, próbniki tkanin wyłożono na ladzie. Klienci mogli poczekać na wykonanie usługi w wygodnych fotelach.

O ile recepcja prezentowała się klasycznie, zaplecze było świątynią techniki. Wnętrze lśniło ołtarzami warsztatowych stołów, misternych wiązek przewodów, górujących nad wszystkim spiralnych rur srebrzących się jak macki gigantycznego pająka. Wszystko lśniło w promieniach słońca wpadającego przez świetliki w dachu. Każde stanowisko wyposażono w hydrauliczne nożyce, gilotynę, nitownicę i syczące żelazko. Parę technologiczną do prasowania poprowadzono z zamontowanej pod krokwią wytwornicy, a odciągi wysysały bure kłęby kominem. W pomieszczeniu nie dało się odczuć ani wilgoci, ani zaduchu — było sucho i przyjemnie.

Hank znał to miejsce, wiedział, jak należy się zachować, położył więc zawiniątko na ladzie i nie spuszczając oczu z właścicielki, czekał.

Na widok wystającego z plecaka przezroczystego skrawka tajemniczego przedmiotu, Aldona pisnęła z radości. Podskoczyła, zapominając o schorowanym kręgosłupie i skrzypiących stawach.

To, co dla Hanka było po prostu dużą soczewką, dla Pani Profesor stanowiło skarb. On widział proste i klasyczne zastosowania: semafory, teleskopy, spektrofotometry, dla niej był to Święty Graal techniki.

— Sfera. Moja piękna ... — szepnęła. — Takie możliwości! Spełnienie marzeń każdego wynalazcy!

Zwilżyła śliną palce, kierując się w stronę biblioteczki i przejechała po grzbietach książek, zatrzymując się na tekturowej teczce.

Hank nerwowo przestępował z nogi na nogę. Wolałby wrócić do siebie przeliczyć forsę.

— Podoba ci się tutaj? Chciałbyś zostać na dłużej? — spytała. Zsuwając okulary na czubek nosa, wyglądała jak drapieżny ptak wypatrujący kolejnej ofiary.

A facet przypominał wyrzuconego kota, który sieje postrach w okolicy, lecz z chęcią przyjmie miękkie posłanie i michę żarcia.

— Zasilamy parą łaźnię, a ubrań jest pod dostatkiem, są nawet buty, które zostawił poprzedni majster.

— Pewnie tak szybko uciekał. — Hank z przerażeniem zasłonił usta. Znowu wydobywały się z nich niepotrzebne słowa, wcale nie zamierzał odmawiać.

— Nic nie szkodzi, chłopcze. Zaryzykuję, choć twoja opinia cię wyprzedza. Musiałeś obrazić bogów, że tak bardzo cię upokorzyli — stwierdziła.

Hank nie bardzo wierzył w cokolwiek poza wynikami komptometru, więc tylko przytaknął:

— Wyzwałem Steamskiego od najgorszych, być może wspomniałem coś o jego upodobaniach... to wszystko słowa niegodne uszu kobiety.

— Możesz zacząć już dzisiaj, a zapłatę otrzymasz na koniec tygodnia. Zapewniam ciepłe posiłki i dach nad głową, ale ... sam wiesz, o co chodzi. — Zawahała się, wskazując szyję krawędzią dłoni, w uniwersalnym geście znanym przez degustatorów mocnych trunków.

Hank przytaknął, odbierając teczkę z dokumentacją. Wyciągając prawicę i przypieczętował umowę, zanim spojrzał do środka.

"Mechaniczny smok — od stali do detali" — brzmiał napis na wytartej etykiecie.

"Było się nie pchać z łapami. Głupio teraz prosić o wyjaśnienia, skoro się już zgodziłem." — Przypatrywał się kobiecie, wyczekując jakiegokolwiek gestu albo słowa wyjaśnienia, ale Profesor Aldona Springsteen poprawiła tylko opadające na twarz srebrne włosy, owinięte drapowaną szarfą.

Westchnął, lecz cóż miał lepszego do roboty?

— No to do pracy, panie inżynierze Klarkson. Niech pan pokaże, na co pana tak naprawdę stać. A jeśli zbuduje pan smoka, dowie się o tym cały świat i nikt już nie będzie mógł pana nazwać "zakałą" czy "czarną owcą".

— To dobry argument, dziękuję Pani Profesor.

"Skąd wiedziała takie rzeczy? Dlaczego nie pomogła wcześniej?" — w myślach zadawał sobie pytania.

Mijały tygodnie, Hank pracował nieustannie, przekształcając schematy i rysunki techniczne w perfekcyjną konstrukcję maszyny. Zdobywał części, a znając najlepszych handlarzy, nie miał problemów z dostępnością komponentów.

Spod jego palców wyłoniły się skomplikowane kształty: spawane kratownice będące szkieletem i napędzane siłownikami mechaniczne mięśnie. Zdarzały się kłopoty z instalacją parową, izolacją przewodów, uszczelnieniem połączeń. Ale jak mawiają mechanicy: "taki problem, to nie problem". Czasami, żeby nie trzęsły mu się ręce, musiał sobie chlapnąć, ale tylko odrobinkę. Przecież nikt nie oczekiwał stuprocentowej abstynencji.

Uwielbiał, kiedy jego praca przynosiła efekty. Motywowało go to i dodawało skrzydeł!

Pewnego dnia w drodze do pracy zobaczył swoje uśmiechnięte odbicie, nawet nie pomyślał "co za debil tak się szczerzy!".

— Zasłużyłem, aby mój los się odmienił — zamruczał pod wąsem. — Odpokutowałem. Z nowymi butami i czystym surdutem, dostałem drugą szansę. Odbuduję swoje życie, odzyskam uznanie.

— Nie mów tego na głos. Los może mieć dla ciebie inne plany — zagaiła Molly, skradając się po cichu jak zjawa.


Zdarzało się, że Hank zapraszał ją do cukierni "Mechaniczne Delicje". Siadali przy stoliku w najciemniejszym kącie, kryjąc się przed wścibskimi spojrzeniami, za mosiężnym parawanem. Wnętrze wypełniał zapach palonego cukru, delikatny brzęk filiżanek i szum nowoczesnych, automatycznych kawiarek. Tak było również tym razem.

Mężczyzna opowiadał o swojej pracy i nowym mechanizmie do nawigacji powietrznej. Zafascynowana dziewczyna chłonęła każde jego słowo.

— Hank, a jak myślisz, po co jej ten smok? — dopytywała, ciekawa najnowszych ploteczek. 

— A kto bogatemu zabroni? 

— Nie spodziewałam się, że będziesz taki hojny — stwierdziła Molly, pochłaniając łapczywie porcję czekoladowego tortu. Facet znowu zamknął się w sobie. — Importowane kakao kosztuje fortunę!

— Może po prostu lubię cię rozpieszczać? — odpowiedział Hank śmiejąc się. — A może to próba przekupstwa, żebyś przestała ciągle się ze mnie nabijać.

— Pomyślę o tym, dzięki, ale zaraz zaczynam zmianę. Pracującej kobiecie nie wypada się spóźniać — odparła, poprawiając rąbek koronkowej sukni. 

Ledwo usiadła i już musiała lecieć. Pozwalała sobie na kpiny, ale nie mogła zapomnieć, że dzieli ich zbyt wiele. Ostatni łyk kawy i uśmiech na pożegnanie były jedynymi gestami, na jakie mogli sobie pozwolić.

Po rozstaniu z Molly Hank wrócił do pracy, lecz wciąż dumał: "Do czego może się przydać taka wielka soczewka?"


Gdy wewnętrzne układy i napędy smoka były dopracowane, zadbał o detale. Wiedział, że kobiety lubią ozdoby, a Pani Aldona definitywnie była jedną z nich. Wyłożył więc zielonkawą od śniedzi pierś smoka zębatkami, a łapy kulkami ze zdezelowanych łożysk. Łeb potwora przyozdobiły geometryczne grawerunki. Zionącą ogniem paszczę wykonał z adamantium, a rogi i pazury z mithrilu. Nim nastały letnie upały, stał przed nim smok jak się patrzy. Przerażająca, mechaniczna bestia. Brakowało jej tylko skrzydeł.


W jednej z większych pracowni Inżynier Klarkson zdawał szefowej relację z przebiegu prac i zakończonych etapów. Znowu poczuł dreszcz ekscytacji. Gdyby tylko zauważył drugą teczkę, którą nader często ściskała pod ręką. Tamten napis był bardziej wyblakły i wykaligrafowany gęsim piórem.

Profesor Springsteen patrzyła na niego ciepło i trochę pobłażliwie, szczerząc w uśmiechu drobne białe zęby.

— Potrzebuję wynająć hangar za miastem, obiekt powoli się tutaj nie mieści — zasugerował. — Kwestia zewnętrznego panelu sterowania nie jest jeszcze dopracowana. Aha, i jeszcze jedno, musimy przetestować mieszanki paliw. Wzrost wydajności może być znaczący, ale potrzebuję kilku prób, żeby być pewnym na sto procent.

Profesor Springsteen skinęła głową, a w jej oczach pojawił się błysk aprobaty.

— Świetnie, Hank. Cieszę się, że praca przynosi ci satysfakcję. A co do hangaru, porozmawiamy o tym na naszym spotkaniu w przyszłym tygodniu. — Znów spojrzała na teczkę, której tak uważnie pilnowała. — Mam kilka pomysłów, które mogą cię zainteresować.

— Gdybym od razu budował na platformie... ale kto podejrzewał, że bydlę będzie takie wielkie. Testy prototypu na niewielkiej przestrzeni ciągną się tygodniami. Przetransportowałbym go w częściach wozem konnym, a potem wagonem na duże gabaryty. Na lotnisku trzymają dwupłatowce, sterowce i balony, wśród innych podniebnych bestii smok powinien czuć się wyśmienicie.

Zawsze lubił wyzwania, a Profesor Springsteen stała się nie tylko jego mentorką, ale też inspiracją. Niestety, szefowa nie zgodziła się na transport ani na montaż skrzydeł.

— To nie jest tajny projekt, ale wolałabym się nie afiszować — dodała zadowolona. — Wkrótce dowie się o tobie cały świat.

Po takiej krótkiej operatywce Pani Profesor zamknęła się w biurze, nie dopuszczając do siebie postronnych osób i niepotrzebnych myśli.

Mężczyzna pocierał dłońmi zmęczoną twarz, aż zdecydował się zakończyć pracę i wrócić do pokoju, by położyć się spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro