Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęły dwa tygodnie i dziś właśnie miała miejsce rozprawa w sprawie alimentów na Ethan'a. Tess właśnie wyszła z sali rozpraw wraz z adwokatem.

– Dziękuję panie mecenasie za wszystko co Pan dla mnie zrobił.- zwróciła się do mężczny.
– To moja praca pani Collins, a pozatym dowody były jednoznaczne, a teraz przepraszam, ale musze już iść.
– Jeszcze raz dziękuję. Do widzenia.- mówi ściskająv dłoń męzczny.
– Do widzenia pani Collins.- mówi i odchodzi.
Po krótkiej chwili z sali wychodzą również brat Tess wraz z żoną oraz inni ludzie. Scott od razu podchodzi do siostry.
– Udało się. - mówi z uśmiechem i przytula brata.
– Na twoim miejscu bym się tak nie cieszyła.- uslyszala za plecami.
Obruciła się i jej oczom ukazała się Alexa – jej była przyjaciółka i jednocześnie nowa dziewczyna Patricka. Wraz z nią stał wcześniej wspomniany chłopka oraz jego matka.
– O co wam znów chodzi?- pyta Scott mierzac ich morderczym wzrokiem.
– Jak narzie o nic, ale niepowinniście się zbyt długo cieszyć.- mówi Patrick i odchodzi wraz z starszą oraz młodszą kobietą.
– Nie przejmuj się nimi. Sprawa jest już skończona.- mówi Harper przytulając młodą matkę.
–  Wiem, ale poprostu...coś czuje, ze to jeszcze nie koniec problemów.- mówi patrząc w stronę, w którą cała trójka odeszła.

                              ***
Mijały kolejne dni. Jak narazie wszystko układało się dobrze. Tess nie miała jak narzie problemów z strony Patricka, czy Alexy, a nawet Donny. Pomału zapominała o tamtej rozmowie w sądzie.

Teraz siedziała wraz z Ethanem w salonie i się z nim bawiła, gdy usłyszała dźwięk do drzwi. Wzięła małego na ręce, aby nie zrobił sobie przypadkiem krzywdy i poszła otworzyć drzwi.

– Kelly.- powiedziała, gdy zobaczyła blądybkę - Wejdź.- powiedziała i otworzyła szerzej drzwi.
– Dzięki. Cześć kochana, hej Ethan.- powiedziała witając się z kuzynką i jej synkiem, który się uśmiechnął.
– Cześć. Co cie do mnie sporowadza?- spytała wchodząc do salonu.
– A mam wolne i stwierdziłam, że cie odwiedzę.- powiedziała i obie usiadły na kanapie, a mały siedział u mamy na kolanach.
– Miło z twojej strony. Chcesz coś pić, czy coś?
– Możesz dać mi wody i dał małego dawno go nie wiedziałam, ale wyrósł.- powiedziała biorąc chłopczyka na ręce i przyglądając mu się.
– Wiem, dzieci tak szybko rosną.- mówi wracając do pomieszczenia po chwili. - A jak u Dakoty?
– A daj mi spokój. Może powiesz, że jestem złą matką, ale to dziecko mnie przeraża. - mówi puszczając ga naziemi, aby mógł się bawić.
– Niby czemu? Ma dopiero trzy lata.
– Może i ma trzy lata, ale pomysły straszne. Wyobraź sobie, że chciała pomóc mi w sprzątaniu, więc wzieła pilot od telewizora i wrzuciła go do szkalnki z coca-colą.
– Zaraz co zrobiła?
– Wrzucila pilota do coca-coli. Ja ci mówię to jest diabeł nie dziecko. Ethan przynajmniej jest spokojny. 
– Ta spokojny jasne. Jest bardzo ruchliwy i ciekawski wszystkiego. Co tylko się da to by wszystko włożył do buzi.
– No cóż tak niestety jest, ale jak już beda starsze to będziemy tęsknić za tymi czasami.
– Masz racje będziemy tęsknić.
– A właśnie kogo żeś wyrwała?
– Co? Niby czemu tak twierdzisz?
– Terissa ścięłaś i rozjaśniłaś własny. To oznacza, że jakiś mężczyzna pojawił się w twoim życiu.
– Ujmę to tak: tak pojawił się pół roku temu i przez niego była zmusza do ściącia włosów, bo za nie starsze ciągnął.
– Czyli co nie masz chłopaka, ani nic?
– Jak narazie nie mam.
– To se musisz kogoś znaleźć. Przecież wiesz, ze młodość nie wieczność.
– Kelly jakiś miesiąc temu skończyłam dopiero dwadzieścia siedem lat mam jeszcze czas.
– Wmawiał to sobie dalej, a zobaczysz, że nie znajdziesz wogule faceta i uwierz mi wiem co mówię. Kojarzysz Judy moja koleżanke co nie?- spytała na co Tess kiwnela głową- No to dobrze, bo ona tak samo jak ty mówiła mam jeszcze wczasy i wogule, a teraz? A teraz to ma prawie czterdzieści lat i nie ma, ani męża ani dzieci choć by bardzo chciała.
– Kelly skończmy juz ten temat dobrze?
– Nie dopóki nie powiesz mi, że znajdziesz sobie faceta. Po zatym dobrze wiesz, że Ethan musi mieć ojca. Nie takiego jak Patrick, bo on się na niego nie nadaje.
– A jeśli ci powiem, że w moim życiu jest taki jeden to dasz mi spokój?
– Kto?- spytała zaciekawiona - No powiedz.
– Clint.
– Czejak ten Clint? Ten, który przyjechal wtedy do szpitala jak rodziłaś?
– Dokładnie on.
– Dumna jestem z ciebie kuzyneczko.- powiedziała to takim głosem, że obie zaczęły się śmiać.

Kelly siedziała jeszcze u Terissy jakieś trzy godziny, które spędziły na wspólnej rozmowie i zabawie z półrocznym Ethanem.

                                           ***
Mineło kilka tygodni od rozmowy kuzynek. Dzisiaj Tess była umowiona z Clintem w parku. Nie mogła się doczekać ich spotkania z racji tego, że nie wiedzieli się już od kis dwóch miesięcy. Oboje byli pochonieci pracą i nie mieli nawet zbytnio czasu nawet na krótkie rozmowy przez telefon. Dziś akurat się tak złożyło, że oboje mieli w tym dniu wolne i mogli na spokojnie się spotkać. Terissa spakowała wrzytsko, czego potrzebowała do wózka, a następnie włozyla do niego synka. Wyszła z mieszkania i z pomocą sąsiada zniosła wózek na dół i poszła w stronę parku.

Kiedy już dochodziła do wejścia od parku zobaczyła stojącego i czekającego na nią Bartona. Uśmiechnęła się na jego widok i na spokojnie podeszła do niego.

– Cześć.- mówi, a mężczyzna się obraca w jej stronę.
– Cześć, ładnie wyglądasz.- mówi patrząc na nią.
– Dziękuję. - odpowiada z uśmiechem.
– Hej mały.- mówi pochylając się nad wózkiem na co Ethan się śmieje, a Tess się uśmiecha.
–  To co, idziemy?- spytała z uśmiechem na co mężczyzna skinął głową i  razem weszli do parku.
– Jak poszła rozprawa?- spytała nagle.
– Lepiej niż mogła przypuszczać choć wiem, że oni tak łatwo nie odpuszczą.
– Spotkałas ich ostatnio?
– Nie.
– Wiec nie masz się o co jak narazie martwić.
– Masz racje nie mam, ale jest jeszcze jedna rzecz. - zaczęła zatrzymując się.
– Niby jaka?- spytała patrząc na nią uważnie.
– Zadałeś mi kilka miesięcy temu pytanie, a ja cie wtedy odpowiedzialam, że później ci na nie odpowiem.
– I co postanowiłaś.
– Postanowiłam, że tak. Zostanę twoja dziewczyną.- powiedziała z uśmiechem i pocałowałam Bartona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro